Grafitowy van zatrzymał się na krawężniku naprzeciw siedziby Spengler Security. Kierowca opuścił przyciemnianą szybę i zawołał jednego z pracowników, który spokojnie palił papierosa przed wejściem do budynku. Po serii krótkich, urywanych w połowie zdań i ożywionych gestów pojazd został skierowany za róg ulicy, skąd mógł wjechać na zaplecze placówki.
- - -
- Sio, sio, sio, zmykamy panienki! - wołał Darcy, przeganiając kilku przypadkowych żołnierzy i "serwerowego goblina" do stołówki. Po chwili sam pojawił się w drzwiach i nie zmieniając w najdrobniejszy sposób znudzono-zniecierpliwionego tonu dodał:
- Dobra chłopcy, kupcie sobie jeszcze jedną colę, bo musimy chwilę tu posiedzieć. Góra robi jakiś biznes z ufolami i tajniaków będą strasznie bolały dupki, jak im nie oczyścimy korytarza. I to jest wszystko zajebiście tajne i wam nic o tym nie powiedziałem, jasne?
Jak to miało miejsce przy każdym obwieszczaniu zasad, z sali dobiegły ciche pojękiwania i dość niewybredne żarty. Darcy zamrugał kilka razy, wpatrując się w Gabriela, jak gdyby dopiero teraz zauważył że olbrzym stał naprzeciw, próbując wyjść z sali.
- Cholera, Gort, Vincent, nie spodziewałem się że jeszcze was zobaczę żywych. Co wyście tam odpierdolili w kosmosie? Po tym jak mama się wścieka, zapowiada się kawał niezłej historii.
- - - Rozumiem, że to z Tobą będziemy rozmawiać? rozbrzmiało w głowie Keiko.
Japonka wzdrygnęła się w miejscu i niemal zakrztusiła wodą z zaskoczenia. On tu był, oni już tu byli. Źle. Stała się nieostrożna. Albo może ci goście byli naprawdę cwani? Albo... Nieważne, musisz wziąć się w garść dziewczyno. To chyba znaczy, że tak - dodał głos z odrobiną zmieszania, czy też może po prostu zwykłej niepewności. - Możemy przejść do rzeczy, czy musimy czekać aż dowloką się z nami ci człowieki i każą Ci powtarzać grzecznościowe formułki? |