Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2011, 17:12   #381
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zupełny brak pomysłu na to co robić dalej. Całkowite zwątpienie. Marazm. Tak można by opisać to co działo się z Jostem, gdy udało im się uciec gwardzistom i schronić w namiocie świętej pamięci Klausa. Kapliczka Sigmara tylko przypominała o tym świętym mężu, który poległ w obronie swojego boga. Jost mimo iż wiedział, że Karl ma się dobrze, ukryty w bezpiecznym miejscu, to jednak nie czuł się dobrze. Zginął jakiś bezimienny dzieciak, ku chwale Sigmara Odrodzonego, chciałoby się krzyczeć. Ale to nie tak. Przecież on nie był niczemu winny, został siłą wplątany w tą całą historię, która dla niego skończyła się tak szybko i brutalnie. Doker nie mógł usiedzieć w miejscu, co chwilę wstawał z futer, na których usiłował spać, krążył niespokojnie, wyglądał na zewnątrz, mruczał coś do siebie. Nie potrafił odpowiedzieć pytającym go o ten stan towarzyszom, co się dzieje. Po prostu czuł, że coś jest nie tak.

Nie pomylił się. Rankiem, kiedy w namiocie niespodziewanie zjawił się Helmut, wszystko stało się jasne. Karla nie było, Dziecko uciekło z obozu i wyruszyło do Taalgardu, portu leżącego tuż obok Talabheim. I oczywiście po raz kolejny zostali poproszeni o to, żeby go odszukać, zapewnić bezpieczeństwo i pilnować. I oczywiście po raz kolejny nie mogli odmówić. Przecież nadal był ich bogiem, Sigmarem Odrodzonym. Aura jego świętości jeszcze nie osłabła, Jost wciąż czuł, że dla Dziecka gotów jest poświęcić życie. Podobnie chyba myślała Soe, gdyż też się zgodziła. Degnar nie miał innego wyjścia, niż wyruszyć z nimi.

Podróż była całkiem komfortowa, zważywszy na opłakany stan traktów i pierwsze symptomy zimy. Przez te kilka dni, które spędzili we wnętrzu dyliżansu, nie troszcząc się zupełnie o zaopatrzenie i powożenie, odzyskali nadwątlone siły. Mieli też czas na to, aby zastanawiać się co kierowało Karlem i dlaczego tak go ciągnęło do Kisleva, kislevitów i Małych Kislevów. Przecież już raz im powiedział, że właśnie to tego mroźnego kraju chce się udać. Wspomniał o tym, gdy uratowali go z rąk porywaczy. A teraz znowu...

- Mi się widzi, że On tam chce ostatecznie rozwiązać kwestię Chaosu – perorował Jost. – No bo przecież po cóż innego by się tam, na te lodowe pustkowie wybierał. Teraz pojechał rady zasięgnąć, przemądry dzieciak. Przecie on w ciemno jechał nie będzie, a kislevici mu drogę wskażą, o wszystkich niebezpieczeństwach swojego kraju opowiedzą. Pewnie i dobrze zaopatrzą na drogę. Nieźle sobie chłopak wykombinował. Tylko dlaczego nikomu o tym nie powiedział? Przecie ludzie by za nim poszli! Taka chmara ludzi to nie byle co. Starlibyśmy wroga na proch, a jak!

Już w Taalgardzie trafili do karczmy o egzotycznie brzmiącej nazwie, której Jost za bardzo nie potrafił wymówić, ale mieli tam doskonałą gorzałkę. Miejsce od razu mu się spodobało, mimo iż było zupełnie obce, nie przystające do standardów Imperium. Przecież byli w samym centrum Małego Kislevu, który pewnie był miniaturą tego wielkiego. Oczywiście poszukiwanej kobiety, a tym bardziej Dziecka nie zastali. Udało im się natomiast poznać miejsce, w którym owa Baba Yaga przyjmowała klientów i dzieliła się z nimi swą ogromną wiedzą. Poszli tam niezwłocznie.
- Dwie godziny! – krzyknął Jost i pochylił się nad chłopakiem. – Mamy czekać dwie godziny, aż nas przyjmie. Na Sigmara, niedoczekanie! Gdzie ona jest?

Doker już rwał się do siłowego rozwiązywania sprawy, ale na szczęście jego towarzysze go powstrzymali.
- Napisz tam sobie, chłystku, że na widzenie oczekuje Jost z Marienburga, Czempion Sigmara Odrodzonego i jego wierny sługa – warknął i skierował się do wyjścia. Miał ochotę się napić, a i solonym śledziem nie miał zwyczaju gardzić.
 
xeper jest offline