Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2011, 17:12   #381
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Zupełny brak pomysłu na to co robić dalej. Całkowite zwątpienie. Marazm. Tak można by opisać to co działo się z Jostem, gdy udało im się uciec gwardzistom i schronić w namiocie świętej pamięci Klausa. Kapliczka Sigmara tylko przypominała o tym świętym mężu, który poległ w obronie swojego boga. Jost mimo iż wiedział, że Karl ma się dobrze, ukryty w bezpiecznym miejscu, to jednak nie czuł się dobrze. Zginął jakiś bezimienny dzieciak, ku chwale Sigmara Odrodzonego, chciałoby się krzyczeć. Ale to nie tak. Przecież on nie był niczemu winny, został siłą wplątany w tą całą historię, która dla niego skończyła się tak szybko i brutalnie. Doker nie mógł usiedzieć w miejscu, co chwilę wstawał z futer, na których usiłował spać, krążył niespokojnie, wyglądał na zewnątrz, mruczał coś do siebie. Nie potrafił odpowiedzieć pytającym go o ten stan towarzyszom, co się dzieje. Po prostu czuł, że coś jest nie tak.

Nie pomylił się. Rankiem, kiedy w namiocie niespodziewanie zjawił się Helmut, wszystko stało się jasne. Karla nie było, Dziecko uciekło z obozu i wyruszyło do Taalgardu, portu leżącego tuż obok Talabheim. I oczywiście po raz kolejny zostali poproszeni o to, żeby go odszukać, zapewnić bezpieczeństwo i pilnować. I oczywiście po raz kolejny nie mogli odmówić. Przecież nadal był ich bogiem, Sigmarem Odrodzonym. Aura jego świętości jeszcze nie osłabła, Jost wciąż czuł, że dla Dziecka gotów jest poświęcić życie. Podobnie chyba myślała Soe, gdyż też się zgodziła. Degnar nie miał innego wyjścia, niż wyruszyć z nimi.

Podróż była całkiem komfortowa, zważywszy na opłakany stan traktów i pierwsze symptomy zimy. Przez te kilka dni, które spędzili we wnętrzu dyliżansu, nie troszcząc się zupełnie o zaopatrzenie i powożenie, odzyskali nadwątlone siły. Mieli też czas na to, aby zastanawiać się co kierowało Karlem i dlaczego tak go ciągnęło do Kisleva, kislevitów i Małych Kislevów. Przecież już raz im powiedział, że właśnie to tego mroźnego kraju chce się udać. Wspomniał o tym, gdy uratowali go z rąk porywaczy. A teraz znowu...

- Mi się widzi, że On tam chce ostatecznie rozwiązać kwestię Chaosu – perorował Jost. – No bo przecież po cóż innego by się tam, na te lodowe pustkowie wybierał. Teraz pojechał rady zasięgnąć, przemądry dzieciak. Przecie on w ciemno jechał nie będzie, a kislevici mu drogę wskażą, o wszystkich niebezpieczeństwach swojego kraju opowiedzą. Pewnie i dobrze zaopatrzą na drogę. Nieźle sobie chłopak wykombinował. Tylko dlaczego nikomu o tym nie powiedział? Przecie ludzie by za nim poszli! Taka chmara ludzi to nie byle co. Starlibyśmy wroga na proch, a jak!

Już w Taalgardzie trafili do karczmy o egzotycznie brzmiącej nazwie, której Jost za bardzo nie potrafił wymówić, ale mieli tam doskonałą gorzałkę. Miejsce od razu mu się spodobało, mimo iż było zupełnie obce, nie przystające do standardów Imperium. Przecież byli w samym centrum Małego Kislevu, który pewnie był miniaturą tego wielkiego. Oczywiście poszukiwanej kobiety, a tym bardziej Dziecka nie zastali. Udało im się natomiast poznać miejsce, w którym owa Baba Yaga przyjmowała klientów i dzieliła się z nimi swą ogromną wiedzą. Poszli tam niezwłocznie.
- Dwie godziny! – krzyknął Jost i pochylił się nad chłopakiem. – Mamy czekać dwie godziny, aż nas przyjmie. Na Sigmara, niedoczekanie! Gdzie ona jest?

Doker już rwał się do siłowego rozwiązywania sprawy, ale na szczęście jego towarzysze go powstrzymali.
- Napisz tam sobie, chłystku, że na widzenie oczekuje Jost z Marienburga, Czempion Sigmara Odrodzonego i jego wierny sługa – warknął i skierował się do wyjścia. Miał ochotę się napić, a i solonym śledziem nie miał zwyczaju gardzić.
 
xeper jest offline  
Stary 16-12-2011, 23:35   #382
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Heeeeeej haaaaa, jeeeeeszczoooo raaaaaaz, jeeeeeszczoooo mnooogooom, mnoooogooooo ra! - khazad ryczał z resztą karczemnej gromady, zalewając brodzisko mocnym kislevskim trunkiem.

Nareszcie był znowu w swoim żywiole. Cywilizacja! I porządnie chlające człeczyny, a nie jakieś wychudzone nudnawe świętoszki! To, że nie rozumiał prawie niczego, co śmierdzący końskim mlekiem wąsacze gadali, w żadnym razie nie przeszkadzało mu w komunikacji.
- Da, da! - kiwał z aprobatą głową na wszystko, co wokół niego opowiadali z przejęciem. Bo cóż to mogło być jeśli nie ichniejsze bojowe opowieści? Sam zresztą też nie pozostawał im dłużny.
- I wtedy żem wziął toporzysko i żem o taaaak... - zamarkował cios ręką. - wysunął mu w paszczękę, aż zębiska się niczym groch po ziemi posypały!
- A haraszo! Haraszo! - klepali go po plecach, sami prezentując najlepsze ciosy zakrzywionymi szablami, aż resztki zasłoń spadały z okien i rozbijały się gliniane garnce.
Khazad wiedział tylko jedno, chciał jak najszybciej dostać się do ojczyzny tych zacnych, bojowych człeczyn!
- Da, da, lejesz, lejesz! - zachęcał rumianego karczmarza, który sączył mu do kufla następne dawki wspaniale pokrzepiającej wódki.
Z każdym momentem coraz lepiej rozumiał też brzdąca, który czmychnął im z obozu. Gdyby on miał wybór między tą zaśmierdłą dziurą a Kislevem nawet przez chwilę by się nie zastanawiał! Widać, malec miał jednak więcej rozumu, niż khazad sądził!
- Im też polejcie, da ,da! - zaryczał wskazując na dwójkę towarzyszy. - Trza opić smutki północnym zwyczajem!!! Heeeeeej haaaaa, jeeeeeszczoooo raaaaaaz, jeeeeeszczoooo mnooogooom, mnoooogooooo ra! -
 
Tadeus jest offline  
Stary 17-12-2011, 11:49   #383
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
W miarę wygodnie rozmoszczona na siedzeniu w środku dyliżansu uświadamiała sobie szybko, jak bardzo jest zmęczona i jak mijające dni wpływają na jej samopoczucie. Była zmęczona fizycznie, ale doskonale wiedziała, że znacznie gorsze jest to, co siedziało w jej głowie. Kolejna podróż, kolejny pościg za wciąż znikającym Karlem. Przez pierwsze dwa dni wciąż Sigmarem Odrodzonym, a potem już coraz mniej, gdy umysł zaczynał ponownie wyzwalać się z tego zaklęcia. Ale obiecane były pieniądze, za nie wciąż mogli jechać do przodu. Niewiele wydawali, Soe miała już trochę odłożonego złota, za które nawet mogła przez dość długi czas ułożyć sobie życie w Marienburgu. A kolejne monety być może czekały ich jeszcze w Altdorfie. Gdy wyzwalała się od wpływu Dziecka, zawsze myślała właśnie o tym. I trochę o Joście, który siedział obok.
- Gdy to się skończy to wrócimy do Marienburga, prawda? Zdecydowanie wolę miasta. Nie czuję się w nich tak zagubiona.
Dookoła były bowiem tylko lasy i mijane co jakiś czas wypalone ruiny. Miasto w którym się urodziła wydawało się nagle takie odległe i niemal nierzeczywiste...

Taalgard także był miastem, nieuszkodzonym i nawet portowym, chociaż zawijały tu tylko rzeczne statki i barki. Nie przypadł jednak złodziejce do gustu, głównie ze względu na swoją obcość. Widziała już ludzi z Kisleva, ale nigdy w tak dużej ilości, nie tak, żeby mieli nawet swoją dzielnicę. Byli w niej zupełnie obcy, a dziewczyna nie lubiła się czuć obca - wtedy zawsze wypatrywała zagrożenia i nawet kilka razy takie dostrzegła. Na szczęście na całym świecie najwyraźniej swój swojego nie rusza.
A "Balalaika" była nawet przyjemna, jeśli pominąć dziwny zestaw potraw i obowiązkowe picie.
Co nie znaczyło, że wróciła do niej chętnie po tym, jak zostali odprawieni od Madame Yagi. Chciała załatwić wszystko jak najszybciej, a brak więzi z Karlem sprawiał, że nie do końca zależało jej na idealnym wyniku tego wszystkiego. Może gdyby został zabity wreszcie mieliby spokój? Ale nawet wtedy potrzebowali ciała. Otrząsnęła się ze złych myśli.
Odmówiła wódki, zamiast tego próbując miejscowego kwasu i szybko uznając, że zdecydowanie jest na niego za zimno. Poprosiła więc o zagrzane z ziołami wino, po dniach nocowania w zimnych namiotach miała ochotę na ciepło. Dużo ciepła. Jej policzki szybko nabrały kolorów i nawet wyciągnęła Josta do tańca.
Dwie godziny minęły zaskakująco szybko.
 
Lady jest offline  
Stary 30-12-2011, 17:09   #384
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dwie godziny minęły błyskawicznie, trochę podchmieleni mogli wreszcie dostać się do Madame Yagi. Chłopak przed wejściem skinął im głową i otworzył drzwi do mrocznego, zadymionego pomieszczenia, dokładnie odpowiadającego wyobrażeniom o takich miejscach. Jedyne okno zasłonięte było grubymi zasłonami, w pokoju paliły się tylko nieliczne świece, oświetlając siedzącą za małym stołem kobietę, także wpasowującą się w wizerunek wiedzącej. Była stara, pomarszczona, o potarganych, siwych włosach i długim nosie. Wokół unosił się zapach kadzidła i palonych ziół, ale misa przed Yagą była pusta. Ona sama bystro wpatrywała się we wchodzącą trójkę, czekając, aż pomocnik zamknie za nimi drzwi.
- Ktoś skierował was do mnie, czy może przyszliście ze swojej własnej woli?
Miała lekko skrzeczący, wysoki głos, w którym wyraźnie czuło się akcent rodem z Kislevu. Gdy wyjaśnili, jej postawa nie zmieniła się nawet odrobinę.
- Podejdźcie.
Zaczęła napełniać misę jakimiś ziołami, sękatymi gałązkami oraz ziarnem. Ale oni przecież nie mieli zbyt wiele czasu, któreś z nich od razu zapytało o Karla.
- Karl? Jaki Karl? Handlarz ryb Vasilij Karl? A może utykający Karl, co pytał mnie o prawdziwą miłość? Nie? Więc może podał on jakieś inne imię. jak ten chłopiec wyglądał? W jakim jest wieku? Czy jest w niebezpieczeństwie? Niewiele wiem o Karlu, ale za wasze imię i znak gwiezdny, powróżę wam osobiście. Jeśli on jest ważny, być może ujrzę go w waszym przeznaczeniu.

Soe przełknęła ślinę. Chyba nie przepadała za takimi miejscami, ta stara baba zdawała się wiedzieć o niej wszystko i pewnie uważała ją za głupią smarkulę. No i ten dym, zasłonięte okno i cała reszta. Ale jeśli ona była w snach Karla, ten w końcu musiał tu trafić. Może to jeszcze nie nastąpiło? Ostatecznie przełknęła ślinę i wystąpiła lekko do przodu.
- Nasz Karl jest nazywany Sigmarem Odrodzonym, to jeszcze dziecko, jasnowłose. Mówił, że musi tu przyjść, ponieważ widział to w swoich snach. Jeśli już tu był to w ostatnich dniach, choć mało prawdopodobne, że wcześniej niż przedwczoraj. Jest sam i musi być zagubiony, dlatego próbujemy go odnaleźć...
- Skoro nie wiesz o kim mówimy, to co z ciebie za wiedząca? - Jost zignorował zupełnie Soe, podszedł do stołu i rymnął w niego pięścią, aż leżąca przed staruchą miska podskoczyła. - Karl mówił, że chce się z tobą widzieć, więc na pewno tu był, a nie wierzę, że byś go nie zapamiętała. Jest dosyć charakterystyczny i łatwo zjednuje sobie ludzi.
Starucha popatrzyła na byłego dokera nieprzeniknionym spojrzeniem i zupełnie bez śladu strachu. Młodzian przed drzwiami zajrzał do środka i wtedy skinęła mu głową.
- Skończyłam z tobą rozmawiać, wyjdź. To co wiem i widzę, przekażę pozostałej, lepiej wychowanej, dwójce.
Zamilkła, a chłopak szerzej otworzył drzwi. Najwyraźniej nie zamierzała wykonać choćby ruchu, zanim Jost nie opuści tego pomieszczenia.

Jost zrobił się cały czerwony na twarzy i już sięgnął ręką po broń, ale w ostatniej chwili się opanował. Warknął pod nosem jakieś obraźliwe słowa pod adresem kobiety i ruszył do drzwi. Odepchnął stojącego przy nich chłopaka i trzasnął tak silnie, że aż się ściany zatrzęsły.
- I co się gapisz, szczylu? - warknął do przestraszonego chłopca.
Chłopak nie poruszył się, świdrując go oczami. Pierwszy strach szybko minął i wrócił na swoje miejsce. Tymczasem Madame Yaga wpatrywała się w pozostałą dwójkę tak, jakby się nic nie stało.
- Nie widziałam nikogo takiego, jeśli faktycznie zjawiłby się, wiedziałabym o kogo pytacie. I bez tego... przedstawienia, jakie urządził Jost. Czy pragniecie poznać swoją przyszłość, skoro już i tak tu jesteście?
- Ha! - krasnolud najwyraźniej wielce się uradował. - I to się nazywa porządne, zaradne babsko! - wskazał staruchę z uznaniem. - Nosz normalnie jakbym widział moją ukochaną małżonkę! Ino ta jeszcze taka jakby delikatniejsza w obyciu! Oj babulo, gdybyś się przypadkiem udała w moje strony miałabyś nieliche wzięcie!
Wyszczerzył do niej serdecznie zębiska, zaglądając z ciekawością do misy.
- Przyszłość? Że niby z gwiazd, czy tego tutaj smrodliwego zielska? - zaciekawił się, o mało co nie ładując się z brodą do miski. - Ja na ten przykład wywiedzieć bym się chciał... - zaczął, pocierając w namyśle brodę. - ...wywiedzieć bym się chciał, czy po tym szalonym wojażu uda mi się wreszcie osiąść w spokoju z moją wybranką i spłodzić przyzwoite stadko brodatych wojowników...

Soe popatrzyła niepewnie za odchodzącym Jostem, zaskoczona jego zachowaniem. Wciąż nie wiedział, kiedy należy zachować spokój, a kiedy należy się złościć. Miała tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego, a potem odezwał się Degnar i znów skierował jej wzrok na staruszkę. Kiwnęła głową.
- Ja także chętnie wysłucham tego, co możesz mi powiedzieć.
Kobieta skinęła głową po raz kolejny, każąc zbliżyć się Degnarowi i wkładając do misy rozżarzoną gałązkę, która sprawiła, że wszystko to zaczęło lekko dymić. Potrząsnęła misą, przez chwilę wpatrując się w to, co tam widziała. Trwało to dłuższą chwilę, ale zanim niecierpliwiący się krasnolud odezwał się, zaczęła mówić.
- Widzę przez tobą wielkie niebezpieczeństwo. Pod górą jest nieruchome jezioro przy skażonej studni i tam leży twoje przeznaczenie. Dopełnij je, a będzie dane to, czego szukasz. Strach jest twoim najgorszym wrogiem.
Jej oczy znajdowały się w całkowicie nieruchomym punkcie i nie patrzyła na Degnara, a przez niego. Gdy skończyła, wróciła do pełnej świadomości, nie mając nic więcej do dodania. Potem poprosiła Soe i cała procedura się powtórzyła. Soe czekała kilka minut, zanim Yaga przemówiła.
- Jest ktoś, kto udał się naprzód, aby oczyścić ci drogę. Kiedy dotrzesz do drzewa, zrozum, że droga prowadzi tylko tam, gdzie twój zwiadowca mógł pójść.
Niestety nie było możliwości uzyskać jasnych odpowiedzi i wróżb, jak to zwykle bywało w takich miejscach. Zanim jednak wyszli, podłoga zatrzęsła się nagle lekko, a oczy wiedźmy wywróciły się praktycznie na drugą stronę.
- Zaczekacie, widzę chłopca i jest on w wielkim niebezpieczeństwie! Mężczyźni o węgielnych twarzach zabrali go do kamiennego ogrodu. Jeśli się pospieszycie, możecie dotrzeć do niego na czas!
Opadła nagle na krzesło, najwyraźniej nieprzytomna. Chłopak przed drzwiami zdążył w tym czasie już zajrzeć do środka.
- To się zdarza. Zwykle potem budzi się po kilku godzinach, bez pamięci o tym, co powiedziała.


Jedynym, co kojarzyło im się z ogrodami, a było w praktycznie każdym większym mieście, były Ogrody Morra. A węglowe twarz z kolei kierowały do wypalaczy węgla drzewnego, których czasem w taki sposób właśnie określano. Było to więc dwa miejsca, które mogli sprawdzić, być może póki nie przyjdzie im do głów coś innego.
Na cmentarz dotarli szybko i bez przeszkód. Ogradzało go ogrodzenie z żelaznej kratownicy, ale brama, przy której stały posągi, stała otworem. Otwarte było także mauzoleum, choć tu już pilnował przejścia jakiś strażnik, który przez chwilę wykłócał się z nimi o powód wizyty, ale w końcu przepuścił, przekonany o wyższej potrzebie.
W środku nie znaleźli jednakże Karla.
Zamiast tego napotkali na spory tłum strażników miejskich, kapłanów oraz jakichś oficjeli miejskich, którzy otaczali kręgiem ciało kapłana Morra, leżącego w sporej kałuży krwi. W pierwszej chwili nie zauważono ich wejścia, więc zdążyli zauważyć, że ciało kapłana leżało na wznak, jego nogi były skrzyżowane, głowa obrócona na bok, jedna z dłoni opierała się o pierś, a druga wskazywała na coś, wyprostowana tam, gdzie patrzyły także martwe oczy. Niewątpliwie przypominało to jakiś symboliczną pozę, ale nie mieli pojęcia jaką. Kierunek zaś jaki wskazywał palec jego wyprostowanej ręki, wyglądał na południowo-wschodni, gdzie stała rozpadająca się już statua Drzewa Nadziei. Dodatkowo w krwi wyrysowane były jakieś symbole, tyle, że zanim zdążyli się im przyjrzeć lub o coś spytać, odkryto wreszcie ich niepożądaną obecność i spokojnie, acz zdecydowanie, wyprowadzono ich na zewnątrz, zastrzegając, że zbrodnią zajmą się najlepsi śledczy.
Mogli próbować wielu rzeczy i się kłócić, ale Karla tu nie było. A oni mieli jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia.

Dzielnica węglarzy nie była przyjemna i urocza. Czarny dym unosił się nad warsztatami, a wszędzie na dodatek osadzała się sadza. Był to południowy skraj miasta i solidnych domów nie było tu wiele, nie było zwyczajnie chętnych na osiedlanie się w takim miejscu. Mieszkali tu więc sami węglarze, ale dzięki temu nietrudno było ich znaleźć i zadać pytania dotyczące Karla i ewentualnie jakichś podejrzanych rzeczy, jakie mogły się tu wydarzyć. Ludzie o brudnych, pokrytych pewnie już niezmywalną warstwą sadzy twarzach, mówili niechętnie, więc trochę trwało, zanim od jednego wydobyli przydatne informacje.
- Było tu kilku wypalaczy, co dzieliło namiot, ale za wiela nie pracowało. Dwóch lub trzech, tak se ich zapamiętałem, ale żem nawet o nich nie myślał wtedy. Dwóch se manatki zwinęło i odjechało wozem na południe, trzeci jakieś kilka godzin temu przelazł przez obozowisko z chłopakiem jakowymś, co myślelim, że to jego syn, choć nie widzielim go wcześniej. I jak się dowiedział, że jego kamraty odjechały, to na koniu za nimi pojechał, chyba się spiesząc. Też na południe, na trakt Starej Leśnej Drogi, ja se myślę.
 
Sekal jest offline  
Stary 05-01-2012, 10:38   #385
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Jost długo zastanawiał się, co strzeliło mu do głowy. Dlaczego zachował się w ten sposób? Przecież nie znajdował się pod wpływem czaru Karla, dzieciak był znowu dla niego zwyczajnym dzieciakiem. Teraz to już nawet nie wiedział po co wyruszył na poszukiwanie Karla. Żeby się wzbogacić? Śmiechu warte! I tak większość pieniędzy jakie zdobył od początku tej przygody, gdzieś zniknęła. A może to Soe była przyczyną? Dziewczyna miała silny wpływ na niego i nie dało się zaprzeczyć, że mieli się ku sobie. A teraz swoim brutalnym zachowaniem mógł zepsuć wszystko. Z niecierpliwością czekał na moment, gdy krasnolud i złodziejka wyjdą od kislevskiej wróżbitki.
- Wybaczcie, zachowałem się jak gówniarz – powiedział ze spuszczoną głową, gdy już wyszli od Yagi. – Na Sigmara, nie wiem co strzeliło mi do głowy. Myślałem, że ona nas oszukuje i zwodzi. Że nie chce wyjawić miejsca przebywania chłopaka. A w ogóle to gdzie on jest?

***

Ogrody Morra, a więc cmentarz. Tam też od razu się udali. Panowało tam niemałe zamieszanie, a wejścia pilnował jakiś strażnik. Jost od razu podszedł do niego, gdy ten tylko zapytał o powód wizyty.
- Jak to po co tu jesteśmy? – doker udał zdziwienie. – A po cóż się, człowieku przychodzi do przybytku Morra?
- Wy mi nie wyglądacie na żałobników.
- Może i nie, ale powód mamy ten sam co i większość z ludzi jacy się tu pojawiają. Widzisz, bracie, przyszliśmy odwiedzić grób...
- Ale nie możecie wejść do mauzoleum
– strażnik zastawił wejście. – Poważna sprawa, wiecie.
- Nie wiemy i nas to w zupełności nie interesuje
– Jost już zaczynał się denerwować. Może ta poważna sprawa związana była z Karlem. – Musimy tam wejść. To dziesiąta rocznica śmierci leżącego tam, w wewnętrznym ogrodzie Johannesa van der Uppel. Wielkiego bohatera, skoroś jest stąd, to z pewnością o nim słyszałeś. Pochowany jest tam i my co roku tu przybywamy, aby oddać mu cześć. Mówi się o tym, że ten świątobliwy i honorowy człowiek, ma nawet zostać podniesionym do rangi błogosławionego. Cześć się mu będzie oddawać w świątyniach. Rozumiesz co to znaczy?
- Oczywiście, że rozumiem, ale zakaz to zakaz
– strażnik nie ustępował.
- Modlił się do Uppela będę, żeby ci włochate brodawki na twarzy wylazły i rzyć opuchła tak, żebyś sobie w spokoju ulżyć nie mógł. Wejdziemy i tak – Jost chwycił za miecz. Jednak strażnik w końcu ustąpił, przestraszony perspektywą cierpień jakie go za sprawą wyimaginowanego błogosławionego mogą nawiedzić.

- Rzeczywiście poważna sprawa – mruknął Jost, gdy już znaleźli się w środku. Mauzoleum było sceną morderstwa kapłana. Leżał w dziwacznej pozie w kałuży krwi, otoczony przez wymalowane w niej dziwaczne symbole. Jost wykonał znak komety. – Sigmarze chroń nas. Toż to z pewnością jakiś potworny kult musiał uczynić. Któż by się poważył podnieść rękę na kapłana i do tego te rysunki...

Rozglądnął się wokoło w poszukiwaniu Karla lub jakichś wskazówek, dotyczących dziecka. Jednak nic szczególnego nie dostrzegł. Wszyscy zgromadzeni we wnętrzu mężczyźni zajęci byli oglądaniem zwłok, sprzątaniem lu dyskusją o makabrycznym zdarzeniu. Sierżant, który kategorycznie ale grzecznie nakazał im wyjście, nie wyglądał na takiego, który uwierzy w bajeczkę o błogosławionym van der Uppelu, więc Jost nawet nie próbował. Dzieciaka musieli szukać gdzie indziej.

***

Wizyta w dzielnicy węglarzy, spowitej dymem i sadzą, okazała się znacznie bardziej obfitująca w informacje. Trochę trwało zanim w końcu znaleźli kogoś kto coś wiedział i był skłonny się ową wiedzą podzielić. Kosztowało to srebrnego szylinga, którego węglarz pospiesznie schował za pazuchę. Z jego słów wynikało, że widziano dziecko wraz z jakimiś podejrzanymi węglarzami. Tylko jaką pewność mieli, że to był Karl? Chyba żadnej, ale innych tropów nie było, więc nie pozostawało nic innego jak opuścić Taalagard i skierować się Starą Drogą Leśną na południe. Wedle słów węglarza, chłopaka widziano tu kilka godzin temu, więc mieli szanse na jego dogonienie.

***

- Siedem karlów za dzień! – wrzasnął Jost, gdy woźnice oznajmili swoją stawkę. – Wyście się chyba końskiego łajna najedli! Skąd żeście taką stawkę wytrzasnęli?

- Podli szubrawcy i spekulanci
– zwrócił się do Soe i Degnara, gdy postanowili przedyskutować ofertę. – Wiedzą, że zależy nam na czasie i myślą, że się zgodzimy na każde warunki. A przecież mamy niewiele straty do tych węglarzy i moglibyśmy ich dogonić. Ja mam koło dwóch dziesiątek złotych monet, a Helmut daje dziesięć za odnalezienie chłopaka. Toż to się nie opłaca...
- Zapłacimy?
– dodał z wahaniem po krótkiej pauzie.
 
xeper jest offline  
Stary 05-01-2012, 21:58   #386
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Soe nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Czy kobieta mówiła prawdę? Nie mogła ot tak zemdleć, ale skąd ta nagła wizja, której doznała dokładnie wtedy, jak u niej byli? I jeszcze ta dziwaczna przepowiednia dotycząca jej samej, która kompletnie nic jej nie mówiła i wyglądała na wymyśloną ot tak, aby pobrać opłatę i mieć kolejnego klienta z głowy.
Skoro tak, to dlaczego tutejsi mówili o niej... z szacunkiem i respektem? Przecież nie mogli wierzyć w jej brednie bez prawdziwych dowodów. Złodziejka westchnęła zrezygnowana, nawet szybko przebaczając Jostowi jego wybuch.
- Ale następnym razem się opanuj. Czasami trzeba udawać, że jest się miłym, inaczej są same problemy. A ta starucha może nam pomogła. A może nie. Nie cierpię takich zagadek.

Okazało się jednak, że starucha miała rację. W mauzoleum znaleźli trupa kapłana, chociaż Soe kompletnie nic nie mówiły ani znaki, ani ułożenie tego ciała i szybko uznała, że wcale nie chce się dowiadywać. Być może wcale nie było to związane z Karlem i wiedźma zauważyła to łącznie z wizją o chłopcu. tak też postanowiła myśleć. W drugim bowiem miejscu dowiedzieli się czegoś konkretniejszego.
- Chłopiec, pasujący wyglądem. Myślicie, że to on?
Nie mieli innych możliwości. Złodziejka westchnęła raz jeszcze, zupełnie jednak nie mając zamiar płacić za podróż.
- Konie i powóz są nasze, poradzimy sobie! Nie wiemy nawet, czy to na pewno Karl. Napiszę liścik do Yagi, aby wysłała nam wiadomość, gdy Karl do niej zawita. Zostawię jej też... ze trzy korony. A tymczasem sobie poradzimy. Jost, ty już powoziłeś, a i Degnar na pewno się nauczy. Nie będę płaciła tyle tym darmozjadom!
 
Lady jest offline  
Stary 06-01-2012, 02:21   #387
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Nauczy?! - odparł brodacz z oburzeniem. - Ha! Też mi coś! Ja żem już powoził krasnoludzkimi wagonami bojowymi, jak wy żeście jeszcze po pieluchach robili! Nie będzie mnie tu żaden człeczyna pouczał jak poprawnie dzierżyć cugle!
Uniósł w górę palec i przeszedł na mentorski ton.
- Jako młode, niedoświadczone jeszcze zbytnio człeczyny możecie tego nie pojmować, ale nie ma lepszych wozowników ponad mój lud! Wszak już dawno stwierdziliśmy, iż porządny stabilny wehikuł pod zadkiem, to wyższa i bardziej cywilizowana forma podróżowania, niż prostackie klapnięcie na grzbiecie stromej i nieprzewidywalnej bestii! Ale to nie wszystko...!
Paluch uniósł się wyżej.
- Powszechnie uważa się, iż dopiero zastosowanie wozów umożliwiło przejście khazadzkiej kultury na wyższy i szlachetniejszy szczebel, z którego obecnie króluje nad innymi pośledniejszymi rasami. Wcześniej nie za bardzo było bowiem jak przewozić baryłki z pienistym...
- Widzicie więc, że posądzanie mnie o brak umiejętności powożenia... - chrząknął. - ...jest obrazą nie tylko moich nabytych przez niemal stulecie umiejętności, ale i bezpośrednim atakiem w moją khazadzką dumę!
Poprawił dumnie zwisający mu z brzuszyska pas.
- No - stwierdził z satysfakcją. - A teraz kiedy to już zostało wyjaśnione... - zwrócił się do Josta. - możesz powozić, człeczyno. Ja tymczasem się trochę zdrzemnę w kabinie. - wgramolił się do środka.

- Ale nie lękaj się! - wykrzyczał jeszcze z wnętrza powozu, wystawiając przez szybę głowę. - We śnie będę czuwał i kontrolował, czy aby na pewno robisz to poprawnie!
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 06-01-2012 o 02:27.
Tadeus jest offline  
Stary 07-01-2012, 18:42   #388
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pościg, który zaczął się dość niemrawo, ale nie przecież z jakimś wielkim opóźnieniem, miał trwać długo. Nie mieli jeszcze o tym pojęcia, wjeżdżając na Starą Leśną Drogę, która prowadziła na południe, wijąc się tylko pomiędzy wzgórzami, podążając dolinami i niknąc w niekończących się lasów najpierw Talabeklandu a potem już Stirlandu. Trakt prowadził aż do Wurtbad, tam chyba także udawali się porywacze, bowiem w każdym zajeździe, w którym zatrzymywali się na postój, dać odpocząć zwłaszcza koniom, ludzie twierdzili, że doskonale pamiętają węglarzy i przestraszonego i wykończonego dzieciaka, który im towarzyszył. Oni także nie czuli się zbyt dobrze, ostatecznie każde z nich musiało nauczyć się powozić, aby mogli się w tym zmieniać. Konie jednakże odpoczywać nie mogły na zmianę, zatrzymywać się musieli.
Co gorsza drugiej nocy pojawiły się uciążliwe sny. Nie były to może bezpośrednie koszmary, ale powodowały słabe wysypianie się. Niewiele z nich pamiętali, ale trzeciej nocy Jost zapamiętał pierwszy z nich. Zapamiętał z niego pustą przestrzeń wypełnioną czarnymi schodami prowadzącymi w górę do białej jasności oraz białe schody prowadzące w dół do czarnych czeluści. Zapamiętał z niego swoją matkę, całą z dymu, choć tylko to się różniło. Zapamiętał to, że gdy za nią poszedł, dotarł do basenu, w którym odbijały się sylwetki Karla oraz jego samego jako dziecka. Z następnej nocy znów nikt nic nie zapamiętał, natomiast podczas piątej wszyscy już śnili to samo. Otwartą przestrzeń z czarnego kamienia i białego nieba. Widzieli siebie jako dzieci, tak blisko a jednak tak daleko. I olbrzymiego kruka o czerwonych oczach, porywającego ich samych w dziecięcych postaciach. I widzieli kamienny ogród i usychające drzewo stojące na jego środku.
Cokolwiek to znaczyło, skończyło się po piątej nocy.

Po niej także dotarli do Hermsdorfu, pierwszego, choć niewielkiego miasta na ich drodze - licząc od Talabheim, które minęli bokiem. Niewielka mieścina, znajdująca się piętnaście kilometrów na północ od Wurtbadu, nie byłaby niczym szczególnym, gdyby nie pewien przełom, a raczej zmiana w ich pościgu. Dowiedzieli się tu bowiem, że ludzie podający się za węglarzy, przekazali dziecko komuś, kto podążał na zachód. Padła także nazwa Siegriedhofu, miasteczka, które sławiło tylko jedno - opactwo kapłanów Morra. Znaleźli także wóz z węglem, ale poza tym nic, co wskazałoby im trop porywaczy. Nie było zresztą na co czekać. Ruszyli ku nowemu celowi.
A podróż zajęła im kolejne dziewięć dni, podczas których znów pojawiały się sny, w tym jeden wyrazisty. Znajdowali się w nim w mrocznej komnacie ze zniszczonym sarkofagiem, z którego wychodziły szczury, setki i tysiące, pochłaniając ich całkowicie aż do chwili, w której się obudzili.

W niewielkim mieście, umieszczonym na skale, na której górowało opactwo, także nie spędzili zbyt wiele czasu. Zostali szybko zatrzymani przez straże, bardzo pragnące poznać powód wizyty w Siegriedhofie, a nawet zmusili ich, aby zatrzymali się w jednej konkretnej gospodzie. Niewiele to zmieniło, bowiem Karla nie było w tym miejscu. I choć nikt bezpośrednio go nie widział i trochę zajęło im doszukiwanie wszystkich szczegółów, wszystko wskazywało na to, że nie było to często uczęszczane miejsce. A to oznaczało, że mogli ścigać jeden z trzech krytych wozów, z których wszystkie podążały na zachód, wjeżdżając prosto do cieszącej się paskudną sławą Sylvanii i podążając dalej, gdzie pierwszą osadą miał być niewielki Helfurt, nawet nie znajdujący się na mapach, gdyż leżał w sąsiedztwie starego, zrujnowanego zamku Mistgarten. Inny, zamek Helfurt, postawiony został niedawno, a sama baronia rządzona była przez baronessę Lydię von Plicticos
Była to jednak Sylvania i nawet ruch w położonym zakolu rzeki Helfurcie i udekorowane domy, nie mogły ukryć ich marnego stanu i ponurego cienia rzucanego przez ruiny, które ktoś jednak najwyraźniej próbował powoli rekonstruować.

Zanim jednakże dojechali do mostu prowadzącego do samej wioski, drogę zagrodziło im pięciu jeźdźców w czarnych zbrojach i symbolem kruka. Podobnych widzieli w Siegfriedhofie, więc szybko skojarzyli z Zakonem Kruka, jednemu z bardzo nielicznych zakonów rycerskich służących Morrowi. Najwyraźniej przykuł ich uwagę powóz, pięknie wykonany i cały czarny, choć obecnie mocno przybrudzony. Na ich czoło wysunął się imponującej postury mężczyzna, pozbawiony hełmu, dzięki czemu mogli przyjrzeć się jego szarym warkoczom i ponurej twarzy pokrytej zmarszczkami.
- Jestem sir Rolph van Loenen, Kruczy Rycerz Osłony. Kim jesteście wy i dlaczego podążacie do Helfurtu?

Helfurt
 
Sekal jest offline  
Stary 09-01-2012, 22:34   #389
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Któż by się spodziewał, że tyle czasu w drodze będziemy. Przecie początkowo wyglądało to, że chłopaka zaraz za miastem dogonimy, a tu proszę. Jedziemy i jedziemy, a oni cały czas przed nami. Już mnie się to patrzenie na końskie zady znudziło a przecie przyspieszyć nie możemy. I tak dobrze, że mimo naszych, pożal się Taalu umiejętności, tak daleko zajechaliśmy – perorował Jost podczas jednego z postojów, a jego narzekania znali już wszyscy i wszyscy je podzielali.
Rzeczywiście, pogoń za węglarzami, którzy uprowadzili Karla nieco się przedłużyła i teraz znajdowali się daleko na wschodzie, u wrót Sylvani. Było to kolejnym tematem, do rozważań Josta. – Morrze, chroń nas wszystkich! Przecie to przeklęta kraina! Jużem dawno mówił, że za tym wszystkim co się wokół nas i dzieciaka kręci, wąpierze stoją. Ileśmy to już razy ich na swojej drodze spotykali? Trzy czy cztery? Grobowiec tego szlachcica był, piękna kobieta w stolicy, w nocy z jakimiś umarlakami walczyliśmy, co obóz zaatakowały i całe to przedstawienie, w którym tak znaczącą rolę odegrałem. A teraz tuśmy przyjechali. Trzeba się za kołkami rozglądnąć i czosnku zakupić, bom słyszał, że krwiopijcy go nie znoszą...

I były jeszcze sny. Jost w żaden sposób nie potrafił zinterpretować tego, co mu się śni i dlaczego. Widział matkę, był dzieckiem, schody, biały i czarny. Co to wszystko miało oznaczać? Jednak okazało się, że nie są to sny naturalne. Wszyscy troje je śnili i wszystkie wyglądały tak samo. Uschłe drzewo, biały i czarny, olbrzymi kruk i dzieci. Sny były tematem do dyskusji, jednak pewnej nocy przestały się pojawiać i temat umarł. Do czasu, aż pojawił się nowy sen. Tym razem inny i przerażający. Sarkofag i komnata pełna szczurów.
- Może byśmy się do jakiej babki wróżbitki udali, albo innego znawcy tematu – zaproponował Jost, gdy skończyły się im pomysły, co ów sen może oznaczać. – Albo do kapłanów Morra! Przecie w tym Siegriedorfie ich opactwo stoi. Oni na pewno jakieś wyjaśnienia nam dadzą.

***

- Wielebny brat musi nam pomóc – w klasztorze zostali przyjęci przez młodego mnicha, który w mniemaniu Josta za bardzo nie mógł im pomóc. Jednak pytał o powód wizyty, więc Jost mu wyjaśniał. – Sny nas męczą i chyba nie są one naturalne, gdyż wszyscy troje takie same mamy. W snach owych różne rzeczy widzimy. Siebie jako dzieci nad stawem, ja moją matkę z mgły jakby utkaną widziałem, są też schody i białe niebo. I jest kruk o czerwonych oczach co nas porywa. A w innym śnie jesteśmy w komnacie z sarkofagiem i z niego niezliczona ilość szczurów wychodzi, niczym kobierzec pokrywają podłogę. Brat może wie co to oznaczać może?

Brat nie wiedział, ale poprowadził ich do kogoś, kto miał większe rozeznanie. Ojcu Gerhardowi Elderowi, Czytaczowi Snów jeszcze raz, ze szczegółami opisali swoje sny, a ten tylko kiwał głową ze zrozumieniem i robił jakieś notatki.

- Kruk o czerwonych oczach – mruknął w końcu. – To znak, który mi wyjaśnia wszystko. Te sny nie są przez Morra zsyłane. To fałszywe wizje, które ktoś w Was sączy, jednak ich znaczenie i powód nie są mi znane i nie potrafię odcyfrować znaków, które są wam dane. Jedyne co możemy zrobić, to uleczyć was, uodpornić na obcy wpływ. Poddacie się Ceremonii Śnienia!

Chyba nie oczekiwał odmowy, gdyż zaraz przygotowano wszystko do rytuału. Zostali zabrani do świątyni, gdzie rozpalono wielki ogień. Jost zastanawiał się co płonęło, gdyż wydobywający się z płomieni dym był niebieski. Potem podano im jakąś gorzką substancję, którą mieli przez chwilę rzuć, a potem nastała ciemność. Jost miał wrażenie, że leci w dół, w nieskończoną otchłań jakiegoś ciemnego szybu. Więcej nie zapamiętał, a gdy się obudził jego głowa eksplodowała bólem. Jednak od owego wydarzenia, sny zniknęły i już nie wróciły.

***

Jost zatrzymał powóz na moście, zgodnie z instrukcją jaką wydał pilnujący przejazdu rycerz. Jost nie miał czasu, aby wymyślić jakiś dobry powód, więc odparł zgodnie z prawdą.
- Przejazdem tutaj tylko jesteśmy, Panie rycerzu. Noclegu poszukujemy – powiedział tylko. Liczył na to, że Soe albo khazad coś wymyślą.
 
xeper jest offline  
Stary 10-01-2012, 20:56   #390
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Dzień za dniem, tylko jazda i jazda przed siebie. Nudna, monotonna i męcząca, choć te dwie pierwsze cechy nie były jeszcze takie złe, bo przecież oznaczały, że nikt ich w tym czasie nie zaatakował. Z każdym tym dniem Soe jednak zastanawiała się, dlaczego właściwie to robi. Te kilka koron to było zdecydowanie za mało, aby udawać się w tak daleki pościg. Być może chodziło tylko o to, że z każdym porankiem wierzyła, że to właśnie tego dnia dogonią już uciekających. Raz nawet miała trochę większe nadzieje, gdy okazało się, że dziecko zostało przekazane komuś innemu. Ale i one okazały się płonne.
A na domiar złego nawiedzani byli jakimiś koszmarnymi snami!
Być może to one także motywowały do dalszej jazdy, oznaczały dla niej bowiem ni mniej, ni więcej, że podążają za czymś ważnym. Ważniejszym tylko od losu jednego chłopca.
Albo tylko sobie to wmawiała.
I chętnie poszła z Jostem do kapłanów Morra - choć ceremonia nie była niczym przyjemnym, to odetchnęła z ulgą, gdy sny nie powróciły.

A potem wkraczali do Sylvanii, ponurego, przesiąkniętego złem miejsca. Złodziejka nie miała pojęcia nawet, czy wciąż jest to Imperium, a ludzi na traktach nie spotykało się tu przecież praktycznie w ogóle. Ludzi paraliżował strach na samą myśl o tym miejscu. A oni tam wjeżdżali, w czarnej karocy, która przynajmniej pasowała wyglądem do tego miejsca.
I chyba humor przestał zupełnie dopisywać dziewczynie, bo mimo braku snów, prawie nic nie mówiła, rozglądając się czujnie na boki. To było złe miejsce.
Ale i tu mieli szczęście, nie spotykając nikogo aż do samego Helfurtu, pierwszej mniej więcej tętniącej życiem osadzie na ich drodze po Sylvanii. I co prawda nie wpakowali się na bandytów, to widok rycerzy w czarnych zbrojach bynajmniej jej nie uspokoił. Pokiwała głową na słowa Josta. Gorzej, że nie posiadali żadnych towarów, a ich powóz był dostosowany do przewozu osób i to takich bogatszych. Najchętniej powiedziałaby prawdę, ale nie wiadomo co sobie myśleli ci cali Rycerze Kruka. Tylko potrzebowali wymówki lepszej, od tej, którą podał Jost.
- Ja i mój mąż zajmujemy się przewozem. Ten tutaj krasnolud, Degnar, podróżuje w stronę gór. Zdecydował się na nasze usługi, bo... tylko my chcieliśmy wjechać do Sylvanii, a jemu zależy na czasie. W Helfurcie, jak już mój mąż wspomniał, jesteśmy tylko przejazdem, z nadzieją na bezpieczny nocleg.
Uśmiechnęła się całkiem sympatycznie, chociaż uśmiech nie sięgnął jej oczu. Miała nadzieję, że Degnar podejmie swoją rolę, a oni nie są zbyt dobrzy w dopatrywaniu się kłamstw.
 
Lady jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172