Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2011, 20:11   #314
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
"Wiedziałem, kurwa wiedziałem, że się spierdoli" - to zdanie latało w głowie Jana Skalpa Zinggera jak natrętna mucha.

Biegł uliczkami Wurzen jakby go czarty piekielne goniły. Nie zważał na kałuże, nieczystości, przechodniów czy okrzyki za sobą. Miał w tym wprawę. Nie jeden i nie dwa razy musiał czmychać z cmentarzyska lub na pozór opuszczonej nekropolii. Nie zawsze w nocy. Nie zawsze też uciekał przed żywymi strażnikami.
Uczciwy człowiek nie zdaje sobie sprawy ile niebezpieczeństw czyha na bogu ducha winnego łowcę skór. "Ciężka robota".





Zingger przeleciał migiem przez ciemny stęchły korytarz, walnął z impetem w drzwi omal nie wybijając ich z zawiasów i nie odgryzając sobie języka w gębie. Szybko lustrował otoczenie. Dwie galerie, gwarna ulica przed nim.

"Ranaldzie pomiłuj, co mi czynić?" - pot perlił mu czoło.

"Tylko spokojnie Janseczku, musisz coś wymyślić, wykombinować. No, śmiało. Działaj" - dodawał sobie na siłę otuchy.

Wiedział, że zrobił błąd poddając się impulsowi strachu. "Eech... ten Wuj Troll, on mnie kiedyś wykończy" - przeklinał w duchu kompana.

Ale stare nawyki przeważyły. I strach przed Inkwizytorium.

"Jak Cię biją, to mi powiedz" - mówiła Pani Zingger, matka Skalpa. "Jak Cię biją, to im oddaj" - mawiał z kolei, Mości Zingger, ojciec Jansa.

"I jak tu do jasnej cholery było mi wyrosnąć na porządnych ludzi?" - pomstował na chaotyczne swe wychowanie Jans.

Wybrał gwarną ulicę.

"Nie będę siedział w ukryciu na galerii. Jeszcze mnie ktoś wyda. Teraz nie ma już porządnych ludzi. A biedacy dla niewprawnego oka wyglądają tak samo, prawda?". - przekonywał sam siebie.

Przełknął ohydną gulę strachu, która niepostrzeżenie uformowała mu się w przełyku i nadludzkim wysiłkiem zmusił do zatrzymania. Wziął głęboki oddech. Jeden. Drugi. Trzeci. Wytarł z potu czoło. Wygładził odzienie. Tylko szubę kislevską schował pod zbutwiałymi deskami w kącie dziedzińca. Była zbyt charakterystyczna. Może po nią wróci. Kiedy będzie ku temu pora.

A następnie miarowym krokiem, jak gdyby nigdy nic skierował się ku ulicy. Szedł prosto. Nie rozglądał się na boki.

"Raz kurwie śmierć" - zacytował klasyka, przywołał na twarz swój łobuzerski uśmiech i wyszedł na uliczkę.

Chciał niepostrzeżenie wtopić się w tłum. Kupić jakiś obwarzanek czy inny gorący wypiek. Pogwarzyć o pogodzie z przechodniem. A jeśli spotkałby inkwizycję udawać przygłupa. Fizjonomia mu w końcu w tym względzie sprzyjała.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 15-12-2011 o 20:25.
kymil jest offline