Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2011, 09:36   #208
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Cadarn obudził się skoro świt...dzisiejszy dzień miał zaważyć na jego przyszłości. Nie bał się, nie odczuwał niepokoju...kalkulował. Wiedział, że wygra, jego przeciwnik nie znał broni, jaką była włócznia, nawet w połowie tak dobrze jak on, a nawet jeśli sam zginie, jego problemy i tak się skończą, więc nie warto było poświęcać temu uwagi. Wyglądało na to, że, paradoksalnie, problem pojawi się w momencie, w którym Wulf padnie martwy u jego stóp.

Odkąd tylko pojawił się tego dnia w obozie widział poruszenie. Wszystko wskazywało na to, że cały obóz żył jego dzisiejszą walką. Gdzie nie spojrzał, tam widział żołnierzy zjednoczonego królestwa, którzy życzyli mu szczęścia, albo zagrzewali go do walki. Ignorował ich w najlepszym razie, jednak cała ta szopka oznaczała ni mniej ni więcej, że jego ludzie zobaczą nie walkę między nim a Wulfem, a między królestwem Gondoru a Dunlandem i to on miał być bronią tego pierwszego. Przez chwilę zastanawiał się, czy obecni w Isengardzie oficerowie, sami nie rozpowszechnili informacji o walce, aby postawić go w takiej sytuacji, to by oznaczało, że nie wolno ich niedoceniać. Teraz nie miało to jednak znaczenia, musiał odwrócić sytuację na swoją korzyść.

Kilka godzin później, kiedy szedł między dwoma szpalerami ludzi w drodze na plac treningowy, chwilowo przerobiony na arenę, wiedział już dokładnie co powie. Nawet kiedy słyszał, że większość Dunlandczyków skanduje imię Wulfa, uśmiechnął się tylko w myślach, im gorzej postrzegają go teraz, tym większe odniesie zwycięstwo...jeśli mu się powiedzie.

Gdy tylko przekroczył granicę areny, krąg ludzi zamknął za nim przejście. Cadarn, ze spokojem wyrażającym pewność siebie, spojrzał w oczy swojego przeciwnika dając mu do zrozumienia, że decyzja o walce gołymi rękami, nie była tylko czczą przechwałką. Wulf nie okazywał strachu, to było oczywiste, był przecież Dunlandczykiem, Cadarn zauważył się jednak, że zaczyna się niepokoić. Może w końcu zrozumiał, że nic nie jest takie proste na jakie wygląda...
Gwar wokół nich narastał z każdą chwilą, wojowników w środku przestało to jednak obchodzić, dla nich liczyło się teraz tylko wnętrze areny i piach pod obutymi stopami, który już za chwilę miał napić się krwi pokonanego.

Cadarn uniósł dłonie aby uciszyć zgromadzony tłum, hałas nie zniknął zupełnie, ale stało się na tyle cicho, żeby jego donośny głos dotarł do tych, których dotyczyło to co chciał powiedzieć.

- Bracia! - Wielu z was uważa, że za swoje zbrodnie powinienem zdechnąć. Rozumiem to...sam na waszym miejscu pomyślałbym to samo. - powiedział poważnie Cadarn, wodząc wzrokiem po rodakach zgromadzonych za plecami Wulfa, zarówno jego, jak i żołnierzy zjednoczonego królestwa ignorując zupełnie. - Popełniłem w swoim życiu wiele błędów, ale wszystko co robiłem, robiłem dla naszego kraju! - Jako jedyny miałem w sobie tyle siły, żeby poświęcić wszystko dla ratowania naszej ojczyzny! Ilu z was może powiedzieć to samo o sobie!?! - Ryknął Cadarn oskarżycielskim tonem. - Czy nie chcecie widzieć Dunlandu jako wolnego kraju? - Czy nie chce mieć własnego kawałka ziemi, na której będziecie robić co wam się podoba?

- Ta gnida - Cadarn wskazał oskarżycielskim gestem na Wulfa, naraziła waszą wolność z powodu głupiego kaprysu. Gotów był skazać na śmierć swoich rodaków, byle uniknąć odpowiedzialności za swój czyn! Tchórzem jest nie tylko ten, który ucieka z pola bitwy, tchórzem jest też ten, który zasłania się innymi, żeby samemu ochronić swoją dupę! - Cadarn odczekał chwilę po czym ciągnął dalej. - Dlatego stoję przed wami bez broni. Ten tutaj - powiedział Cadarn ruchem głowy ponownie wskazując Wulfa - nie zasługuje na śmierć wojownika, skręcę mu kark jak pospolitemu psu! Niech bogowie ocenią kto ma rację...

- Po pierwsze, nie obrażaj nas. Nie jesteśmy twoimi braćmi, zdrajco! Ty coś poświęciłeś?! - Wulf śmiał się w najlepsze. Tak, naszych braci! Którzy zginęli przez ciebie! Mnie nazywasz psem - śmiech był coraz mocniejszy. A kto biegnie merdając ogonkiem tam gdzie jego Gondorscy panowie mu wskażą? Ty coś robisz dla ojczyzny!? Sprzedałeś się żeby ocalić głowę. Wolna ziemia dla Dunlandu od Gondoru? Kpisz czy o drogę pytasz. Gdyby chcieli nam dać ziemię, mogli to zrobić przez kilka stuleci!!! Nie, nie zyskaliśmy choćby szerokiej autonomii. BA rządził nami nie góral. Tylko pierdolony Gondorczyk. A teraz ty, ten który sprzedał nas raz, chcesz zrobić to ponownie. Wepchnąć w te same łapy panisk z białego miasta. Jestem trupem tak czy owak. Zginę albo teraz, albo z rąk twoich panów. Panów Cadarnie, jesteś psem. A teraz cie jedynie poszczuto. Niech to do ciebie w końcu dotrze.... Jednak ja zginę jak Dunladczyk z podniesioną głową. Jak Góral, nie panienka...

Cadarn zastanowił się na słowami Wulfa, zdziwił się, że było to aż tak widoczne. Słowa, które wcześniej wypowiedział skierowane były zarówno do Dunlandczyków jak i Gondorczyków, nie zaszkodzi przecież jeśli będą o nim myśleli jako o potulnym i wdzięcznym wojowniku. Odrzucił tą myśl, jeszcze będzie miał czas, żeby się nad tym zastanowić.

Z tłumu słyszał jeszcze jakieś zajadłe krzyki, ale przestał zwracać na nie uwagę, schylił się, bez słowa i nabrał w dłoń garść piachu, wytarł go w dłonie, żeby nie pociły się podczas walki, i przyjął postawę do walki wręcz.

- Jak panowie szczują, wypada gryźć, a nie czekać jak panienka na chędożenie. - Wulf próbował wyprowadzić przeciwnika z równowagi.

- Jak na razie to ty tylko szczekasz, zamiast poprzeć swoje słowa czynami. Czy nie tak czynią tchórze? - odpowiedział Cadarn, splunął w stronę Wulfa, po czym ruszył do szarży.

Cadarn spodziewał się, że Wulf nie będzie walczył czysto i jak się wkrótce okazało, nie pomylił się. Rozpędził się w pozorowanej szarży, aby sprowokować przeciwnika do ataku. Wulf nawet nie myślał o użyciu włóczni, zakopał jedną ze stóp odrobinę bardziej i gdy tylko Cadarn pojawił się w zasięgu, kopnął, kierując obłok piachu w stronę głowy biegnącego górala. Cadarn tylko na to czekał, w tym samym momencie odbił mocno w prawo i zszedł ciałem nisko, osłaniając jednocześnie oczy, aby chmura, mająca go oślepić, przeszła nad nim. Kilka ziarenek dostało się do jego oka mimo uniku, jednak nie na tyle dużo, żeby nie potrafił wyprowadzić kopnięcia w lewe kolano Wulfa. Uderzenie sprawiło, że tamten upadł na jedno kolano, Cadarn więc przetoczył się poza zasięg jego uderzenia i podniósł około metra od Wulfa, gotowy do następnego ataku.

Poczuł jak włosy na karku stają mu dęba, a krew żyłach zaczyna się gotować, szał bitewny sprawił, że każdy, nawet najmniejszy mięsień jego ciała rwał się do walki. Zerwał się do ataku z szybkością błyskawicy, postanowił zaatakować od prawej strony aby przeciwnik musiał przenieść środek ciężkości na uszkodzoną, jego kopnięciem nogę. Mimo, że Wulf, nie bardzo miał jak użyć włóczni na tą odległość, nadal był niebezpieczny. Kiedy tylko Cadarn się zbliżył, Wulf wyprowadził kopnięcie prosto w krocze, którego nacierający góral niestety nie zablokował. Eksplozja bólu i zamroczenie, które pojawiło się chwilę potem, rzuciły Cadarna na kolana.

Spodziewał się, że to już koniec, na szczęście dla niego, uszkodzona noga Wulfa nie wytrzymała ciężaru całego ciała i on sam również runął na piasek. To jednak Wulf pozbierał się szybciej, wstał ociężale i zaczął zbliżać się do Cadarna chwiejnym krokiem. Cadarn nadal był oślepiony bólem, na szczęście szał bitewny sprawiał, że powoli zaczynał go odczuwać jako coś odległego. Gdy Wulf podszedł na tyle blisko, żeby uderzyć splecionymi dłońmi w potylicę leżącego i zakończyć walkę. Gdy je uniósł do góry, Cadarn wybił się obiema stopami jednocześnie, wpadając na Wulfa i zamykając go w niedźwiedzim uścisku. Impet uderzenia był na tyle silny, że upadli razem w piach, wzniecając przy okazji obłok pyłu, Cadarn wylądował na swoim przeciwniku, co dawało mu szansę na szybkie zakończenie walki, tamten jednak nadal się nie poddawał. Szarpali się przez jakiś czas w parterze, a żaden nie mógł osiągnąć znaczącej przewagi. Zmęczenie zaczęło dawać się we znaki, tak potężne ciała potrzebowały olbrzymiej ilości energii, żeby je napędzić, a wszechobecny pył nie ułatwiał łapania kolejnych oddechów. To jednak były szczegóły. Żaden z nich nie podda się dopóki ten drugi nie będzie leżał martwy.

Cadarn miał tego dość, krew buzująca w żyłach i gniew trawiący całe jego wnętrze, spowodowały, że przestał zwracać uwagę na honorowe metody walki. To była walka dwóch dzikich bestii i należało zrobić wszystko, żeby tylko wygrać. Cadarn wgryzł się więc w ucho Wulfa, a przerażające wycie koło jego głowy, powiedziało mu, jak bardzo bolesna musiała być ta chwila. Wulf Szarpnął się i uwolnił na tyle, żeby spróbować kolejnego kopnięcia w krocze, tym razem kolanem, Cadarnowi jednak udało się lekko obrócić, przez co uderzenie trafiło w brzuch, nie wywołując większych efektów, jednak na chwilę rozluźniło żelazny uścisk, dzięki czemu Wulf wyrwał się i przeturlał, trzymając jedną ręką za krwawy strzęp, którym jeszcze przed chwilą był jego uchem.

Cadarn podniósł się chwilę potem i nie wiele myśląc zaatakował ponownie. Wulf który cały czas klęczał w piachu trzymając się za ucho wydawał się łatwym celem. Cadarn podbiegł i kopnięciem w głowę chciał zakończyć walkę, ale wiedział, że Wulf nie poddał by się tak łatwo, kiedy był już blisko, tamten spynął kolejną garścią piachu w oczy nacierającego Dunlandczyka. Cadarn i tym razem się tego spodziewał, w odpowiednim czasie osłonił oczy i uniknął oślepienia. Kopnięcie doszło do celu, niestety ześliznęło się po czaszce Wulfa, przetaczając go kilkakrotnie po piachu, nie powodując jednak nokautu.

Potężny Dunlandczyk ryknął w niebo na całe gardło i rzucił się na leżącego pobratymca zasypując go seriami kopnięć, na żebra, na głowę, na plecy, gdzie się tylko dało. Po jednym z nich poprzez zgiełk walki dało się słyszeć trzask łamanej kości, to jedno z żeber nie wytrzymało. Wulf, mimo tego, cały czas się osłaniając przetaczał się po arenie, wyglądało na to, że nic już nie będzie w stanie zrobić, odturlał się jednak, próbując obolały, w desperackim akcie, wybić się ze zdrowej nogi aby zewrzeć się z przeciwnikiem. Widząc to Cadarn rzucił się natychmiast na wroga całym ciałem. Spotkali się w locie. Cadarn, opadając z góry, przydusił wiotczejącego Wulfa całym swoim ciężarem, lecz wyciągający ku jego twarzy ręce przeciwnik zdołał kciukiem uszkodzić mu oko. Drugiego oczodołu nie dosięgnął, jego palce po omacku szukały punktu zaczepienia na twarzy Cadarna, lecz coraz bardziej niezdarnie. Cadarn zawył z bólu odchylił do tyłu głowę i całej siły uderzył z niej w twarz leżącego pod nim Wulfa, miażdżąc mu nos. Wulf nadal próbował się dźwignąć, ale to tylko jego świadomość nie mogła pogodzić się z porażką, ciało odmówiło już posłuszeństwa. Cadarn złapał jego głowę w obie dłonie i przekręcił ją z całej siły łamiąc przeciwnikowi kark.

Czerwona mgiełka powoli ustępowała z jego oczu, kiedy Cadarn, chwiejnie, podnosił się na nogi. Ziejący pustką oczodół i krew na wargach z ucha Wulfa, nadały jego postaci iście groteskowy wygląd. Powoli zaczynał do niego docierać hałas ludzi wokół niego, to krzyczeli żołnierze Gondoru, Dunlandczycy byli bardziej powściągliwi. Stanął przed nimi, zbierając w sobie całą siłę, żeby ustać na nogach. Był przekonany, że wśród wszystkich tych ludzi nie było ani jednego, kto byłby w stanie podnieść się po takiej walce. On był do tego stworzony i zgodnie z Dunlandzkim prawem musieli uznać jego zwierzchnictwo, albo wyzwać go na pojedynek...

- KTO NASTĘPNY?!? -Cadarn wodził wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, chwilę dłużej zatrzymując go na poplecznikach Wulfa. KTOŚ JESZCZE ŚMIE RZUCIĆ MI WYZWANIE?!?
- Odczekał chwilę a gdy nikt się nie zgłosił kontynuował. - DUNLANDZKIE PSY, nie wystawiajcie mojej cierpliwości na próbę! - Mogę złamać wasze karki jak temu tutaj, albo...mogę zamienić was w ogary, których będzie obawiać się całe Śródziemie! Wasi wrogowie będą skamleć u waszych stóp, a wasze kobiety będą dumne rodząc prawdziwych wojowników.
- Znów będziecie mogli przebiegać góry, znów będziecie mogli polować i walczyć! - kolejna pauza dla lepszego efektu. - Znowu...będziecie WOLNI!!!
- CO WYBIERACIE?!?


Pomruk dezaprobaty rozległ się gdzieniegdzie posród rozchodzcych się Rohirimów. Nikt z górali się nie odezwał...


Później tego samego dnia, Cadarn przymierzając gustowną opaskę na oko, zastanawiał się nad przyszłością. Wiedział, że do pełni władzy potrzebuje teraz sukcesu, który scementuje nowy oddział. Geth stał nieopodal wezwany chwilę wcześniej.
Cadarn potrzebował szpiegów, ojciec zawsze mu tłumaczył, że bez nich dowódca jest ślepy. Musiał też znaleźć kogoś kto powie mu dlaczego orki ukradły magiczną księgę. Tyle spraw a tak mało czasu.

- Powiedz mi, zostały Ci jakieś kontatky z dawnego życia? - Zapytał Cadarn - Znasz kogoś kto może powiedzieć coś więcej o tej knidze cośmy ją znaleźli w jaskini?
- Nie. - wypalił szybko Gerth. - I znać nie chcę - dodał bez zastanowienia. Pozostałe kontakty rozbiegły się po świecie, niewielę mogę pomóc.

Cadarn kiwnął głową dając do zrozumienia, że niczego więcej nie potrzebuje. Po chwili udał się zaproponować kolejną wycieczkę w góry.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 16-12-2011 o 09:40.
Fenris jest offline