Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2011, 12:08   #112
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
część 2

* * *

Przekroczyła drzwi kościoła stając jak wryta. Nie była ekspertką, ale to, co zobaczyła na pewno nie należało do normalności. Krzyża, jako takiego, nie było. Zastąpiło go koło postawione na tyczce, a na nim leżący, połamany szkielet z błoniastymi skrzydłami. Wokół największego koła sterczały zatknięte mniejsze, przystrojone czarnymi szarfami, czerwonymi wstążkami, świecami oraz czaszkami zwierząt i chyba ludzi.
Wnętrze kościoła pomalowano na czerwono, a na tym krwistym podkładzie skręcały się dziwaczne znaki.

Wiedziała, czym one są. To było pismo aniołów.
W kościele unosił się nieprzyjemny zapach zgnilizny i krwi, której powodem bez wątpienia była liczna gromadka zombie ubranych w jednolite szaty, jak zakonnicy. Na dźwięk otwieranych drzwi przegniłe twarze obróciły się w stronę intruzów. Martwe płuca wciągnęły powietrze i przez kościół przeszedł niespokojny szept.
Przed zgromadzenie zombie wyszedł mężczyzna. Ubrany na czarno, ale nie w habit czy sutannę. W proste jeansy i kurtkę. Fala śmierci biła od niego silniej, niż od całego zgromadzenia zombie. Blada twarz zdradzała pochodzenie od Nowej Krwi, ale odbierała go zbyt silnie, by to był wampir.
Brewer stanął krok przed nią kładąc dłoń w pobliżu pistoletu. Widziała, że liczy cele i w myślach układa plan potencjalnego starcia. Egzekutor. Każdy taki sam.

Nie była pewna dlaczego tak się dziwi. To był Rewir. Mogła podejrzewać, że nawet kościół będzie tu delikatnie mówiąc pokręcony. Zresztą, nieumarli założyli tak wiele sekt i zgromadzeń pseudoreligijnych, że ciężko było się w nich połapać a większa część z nich nie nawiązywała nawet w małym stopniu do chrześcijaństwa. Wzrok zatrzymała na skrzydlatym szkielecie. Przypomniała jej się wybujała anielska teoria, chociaż ci powinni chyba mieć śliczne skrzydełka z białymi piórkami. Te błoniaste strzępy tkanki przywodziły raczej atrybuty demona. No ale jeden pies.

Brewer stał za nią jak cholerny ochroniarz prezydenta i rzucał groźny cień na kościelną podłogę. Musiała przyznać, że dodawał całej scenie uroczego dramatyzmu. Kolejny raz pogratulowała sobie w duchu, że go ze sobą zabrała. To miejsce budziło niepokój. Podobny do tego jaki poczuła przekraczając pierwszy raz próg “Sztolni”, choć miała nadzieję, że niepotrzebnie histeryzuje.

Podeszła dwa kroki w kierunku wampira i skinęła grzecznie głową.
- Szukam ojca Richarda.
- To ja - dziwny Nieumarły podszedł bliżej przyglądając się jej z nieskrywanym zaciekawieniem. Jego Moc prześliznęła się po niej, przepłynęła przez jej ciało na podobieństwo ognistego oddechu. Zadrżała. Był silny. Dla samotnego Łowcy mógł stanowić poważne wyzwanie.
- Czemu mnie szukasz? I dlaczego przyprowadziłaś z sobą ten … zapomniany pomiot? - spojrzał na Brewera, który w odpowiedzi tylko zmrużył oczy zachowując zimną krew.
Zapomniany pomiot? Myślała o tym określeniu i nijak nie pasowało jej ono do Brewera. Ale postanowiła chwilowo się nie czepiać. Jak zacznie pyskować to znów niczego się nie dowie.
- Znasz matkę Aishę? Ona mnie tu skierowała.
- Rozumiem. Odeślij go - spojrzał na Brewera. - Nie jest tu mile widziany. Wtedy porozmawiamy.
Spojrzenie Brewera mówiło wyraźne “ni chuja nie pójdę i nie zostawię cię samej w tym miejscu”. Wzrok prześlizgiwał się po czaszkach i kościach na kołach, ale siepacz nie tracił koncentracji.
- Odeślij go. Inaczej nie będzie rozmowy - powtórzył Richard, a fala jego dziwnej mocy oblała ją, jak pogrzana woda z kloaki.
- Może przejdziemy kawałek dalej, co? Gdzie nikt nas nie usłyszy. A on tutaj poczeka. I mała prośba. Nie obłapiaj mnie jak dziewczynę na potańcówce - nawiązała do fali mocy, która ślizgała się po niej jak lepkie paluchy.
- Nie chodzi o usłyszenie. Chodzi o zaufanie. A ja mu nie ufam.
- Wybacz, ale ty też nie wyglądasz jak kandydat na najbardziej zaufanego kaznodzieję roku. Chcę mieć ubezpieczenie. Po prostu pogadajmy. Po co to utrudnianie?
- Rozumiem, że nie dojdziemy do porozumienia. Trudno. Możesz odejść. Brak zaufania do mnie to brak podstaw na rozmowę. Szczególnie, że to ty szukasz pomocy. Nie ja. Kiedy się namyślisz, możesz wrócić. Ale nie przyprowadzaj tutaj nikogo żywego. Szczególnie zapomniany pomiot nie jest mile widzianym gościem w progach naszej kongregacji.
- No dobrze, poczekaj - zerknęła przez ramię na egzekutora. - Brewer... poczekaj na zewnątrz dobra? Daj mi kwadrans.
Przyszła tu po informacje i nie zamierzała wyjść z pustymi rękami. Żywiła nadzieję, że Brewer to rozumie i nie będzie robił schodów. Szczególnie po jej gadce żeby nie pozwalał jej robić nic głupiego i nie dopuścił by znowu zginęła. Szlag... Po co mu to wszystko nagadała.
- Na twoim miejscu dwa razy bym się zastanowił CG - Brewer spojrzał na nią dziwnie. - Spójrz na trzecie koło od lewej. To dziecięcy szkielet. Znam to miejsce. Kościół Drugiego Istnienia. Nie złamali prawa. Przynajmniej oficjalnie. Ale śmierdzą. Sama wiesz, co mam na myśli. Nie jesteś żywa. Prawo cię nie obejmuje. Jeśli … nawet rozedrą cie tutaj na strzępy, można ich jedynie oskarżyć o brudzenie w miejscu publicznym. Rozumiesz to, prawda?
Zdawała sobie z tego sprawę. Tak gorączkowo pragnęła informacji, że istotnie rozważała wejście do paszczy lwa. Znów pomyślała o “Sztolni”. Wtedy lekkomyślność ją zgubiła. Tutaj mogło być podobnie. Musiała brać pod uwagę, że już stąd nie wyjdzie.
- Jasna cholera... - mruknęła pod nosem i nerwowo przeczesała palcami włosy napotykając na świeże szwy. Zbyt często daje się walić ludziom po łbach.
Przeniosła wzrok na wampirzego klechę.
- Wiesz kim jestem - powiedziała z pełną stanowczością jakby i ona była dokładnie tego świadoma. Pozostał jej grubymi nićmi szyty kit. - Na prawdę pozwolisz mi odejść? Nie jesteś choć trochę ciekawy?
- Na prawdę - powiedział spokojnie i szczerze. - Sama musisz wybrać. Kielich, Klucz czy własna droga. Ja cię nie zmuszę. Nie chciałbym. Nie ośmieliłbym się.
- A ty? Reprezentujesz kielich czy klucz? - zaćmiła się w niej ciekawość. Kolejny raz padła nazwa “kielicha" Klucz to było coś nowego.
- Wagę.
Spojrzenie Brewera wyrażało jedno - “o czym wy pieprzycie, co? i czy ktoś mnie oświeci?”
Z tego co zrozumiała z bełkotu babci miała się trzymać z daleka od Kielicha. Nadal nie była pewna czy skierowała ją tutaj ta lepsza czy gorsza osobowość babci. Ale waga brzmiała neutralnie. Kojarzyła się z równowagą.
Z drugiej strony jeżeli zdarzenie w “Sztolni” czegoś ją nauczyło to nadmiernej ostrożności.
- Dobrze wampirze. Rozważę swoje opcje. Wrócę jeśli uznam, że powinnam.
Odwróciła się na pięcie i skinęła na siepacza.
- Zadowolony? - obdarzyła go uśmiechem zabarwionym rozczarowaniem.
- Tak - odpowiedział krótko przyglądając się Richardowi zmrużonymi oczami, jak rasowy łowca. - Mam zamiar złożyć doniesienie na temat tych kości. Trzeba sprawdzić, czy nie praktykują nekromacji i składania ofiar z żywych. Ile potrzebujesz czasu na swoje sprawy z tym czymś. Poczekam. Tyle mogę zrobić. Dzień czy dwa nic raczej nie zmienią.
Nie odpowiedziała dopóki nie wyszli na zewnątrz z dusznego, cuchnącego śmiercią przybytku. Mimo wszystko poczuła ulgę, że posłuchała siepacza. Ryzyko nie było jej w tej chwili potrzebne, i tak miała sporo gówna wiszącego nad swoją główką.
- Spokojnie Brewer - odparła już na schodach odpalając papierosa. - Możesz pojechać teraz do MR’u? Wyciągnąć jak najwięcj informacji na temat sekt nieumarłych którzy określają się znakiem kielicha, klucza i wagi. No i o tym wesołym, pełnym kości kościółku. Co tak naprawdę wyznają, jakie są ich praktyki. Dobry reaserch nie zaszkodzi. I jeszcze jedno. Istoty o których mówi się per “świetliści”. Może MR ma coś takiego w swoich bazach. Zrobisz to dla mnie?
- O matko - jęknął. - Ty mnie nienawidzisz? Powiedz szczerze? Chcesz, bym szukał w bibliotece MRu. Pamiętaj, że ja nawet nie jestem regulatorem. Tylko GSR-em. Nie prowadzę dochodzeń. Jadę ze spluwą tam, gdzie mi każą, wraz z ludźmi, którzy nie mają daru Łowcy. A moje zdolności Egzekutorskie są ledwie rozbudzone. Takiemu jak Triskett nie utrzymam pola przez dłużej niż sekundę, jak się nawali hyperadrenaliną. Zresztą, nie mam uprawnień do researchu. Mogę wypytać znajomych. Poprosić. Ale to byłoby dziwne. Wiesz. Szczerze mówiąc, nie przepadam za książkami.
Mimowolnie musiała się uśmiechnąć.
- Na pewno masz w archiwach MR-u jakąś miłą znajomą bibliotekarkę. Niech ci skopiuje teczki a obiecuję, że nie będziesz musiał ich czytać. Ja się tym zajmę. Ewentualnie... Skontaktuj się z Triskettem. Powiedz, że to dla mnie. On wie doskonale, że jest moim dłużnikiem. Zrobi co mu każesz.
Rzuciła niedopałek na schody sekciarskiej świątyni i skierowała się do samochodu.
- Wyskoczysz do MR-u a ja poczekam w knajpie naprzeciwko. Bez tych informacji utknę w martwym punkcie.
- Złapię Trisketta. My z GSRów jesteśmy dla was tylko wsparciem. Niezbyt często poznajecie nasze imiona. Znaczy regulatorzy. Niezbyt często widzicie twarze. Ot. Anonimowi żołnierze chroniący wam dupska podczas większych akcji lub obstawiający scenę zbrodni, byście mogli nad nią popracować. Koordynatorzy starają się, byśmy niezbyt często pracowali w tych samych składach. W zasadzie nie znam zbyt wielu regulatorów. No i .. tak między nami … przerażają mnie. Podobnie, jak jak przerażam moich podkomendnych. Wiesz. W oczach wielu ludzi wasze moce niewiele się różnią od mocy niemuarłych.
- Przerażają cię? - to jedno zdanie wyłapała najmocniej z całej wypowiedzi. - Ja też cię przerażam? Posłuchaj Brewer... Może w porównaniu z pełnoprawnym egzekutorem mięka z ciebie faja, ale mnie i tak rozłożyłbyś na łopatki w dwie sekundy. I co dają mi moje supernaturalne zdolności? Jestem... to znaczy byłam - poprawiła się - egzorcystką na usługach MR. Moją domeną są duchy nie ludzie. Nie znam się na walce. Dlatego cię ze sobą ciągnę. Nie umniejszaj swojej osobie. Trzeba mieć stalowe jaja żeby dzień w dzień biegać po mieście i łapać groźnych nieumarłych. Chyba, że robisz to dla tych seksownych jednoczęściowych kombinezonów... Szlag, wiesz jak one działają na panienki? - miała nadzieję, że rozładuje trochę atmosferę.
- I nie zapominaj, że nie wszyscy spośród nich są źli. Spośród... nas - dziwnie to zabrzmiało kiedy wypowiedziała to na głos. - Niektórzy chcą po prostu żyć normalnie. Na tyle na ile to możliwe kiedy się już nie żyje.
Zaczynało się robić trochę zbyt filozoficzne jak na gusta CG. Wsiadła do samochodu i wyjęła notatnik ze schowka.
- Zapiszę ci wszystko. Dasz kartkę Triskettowi i poczekamy na informacje. Powiedz, że to pilne. Że chce to na wczoraj i jeśli ma na głowie pilniejsze rzeczy to będą musiały kurwa poczekać.
- I tak będzie najlepiej - uśmiechnął się odpalając silnik samochodu do którego wrócili w międzyczasie. - I nie, CG. Ciebie się nie boję. Właściwie nie boję się zbyt wielu ludzi czy nieludzi. I tak. Rozgryzłaś mnie. Jak zawsze. To chodzi o nasze uniformy. Zawsze o nie chodziło.
Wypowiadał to z tak kamienną twarzą, jak na mowie pogrzebowej.
- Gdzie cię wysadzić? - zapytał pokazując tym samym, że z górnolotnych pierdół przeszli do normalnej, wręcz banalnej konwersacji.
- Gdziekolwiek. W pobliżu MR’u. Wypiję parę kaw i na ciebie poczekam. Tylko wybierz miejsce gdzie nie chadzają pracownicy Ministerstwa. Nie chcemy żeby przez przypadek ktoś skojarzył moją osobę i dostał zawału.

 

Ostatnio edytowane przez liliel : 31-01-2012 o 10:41.
liliel jest offline