Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2011, 19:47   #209
ThRIAU
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Sytuacja nie była najlepsza. Dorin był przyjacielem Endymiona, przy czym... był ...jest tu najlepszym określeniem. Pewnie pozostał by nim nadal gdyby nie to, iż ich ścieżki znacząco się rozbiegły, sprawiając iż Endymion znalazł się w obozie wroga Królestwa. Poza tym cios w głowę zadany tlącym się konarem pieczętował tę niemiłą sytuację. Mimo iż bardzo tego nie chciał wiedział, że jest to najlepsze rozwiązanie, które pozwoli szybko zapanować nad sytuacją, która o mało dla niego i Salaha nie kończyła się zamianą miejsc z Finluinem i Dorinem. Ale po kolei.
Endymion otworzył oczy wyrwany ze snu szamotaniną. W blasku dogasającego ognia na ścianach ruiny tańczyły cienie. W wieży było ciemno, lecz pierwsze promienie zorzy czerwoną łuną wkradały się do wnętrza zapowiadając rodzący się nowy dzień. Podniósł głowę. Po drugiej stronie ogniska Salah leżał nieruchomo. Jak zabity. Unosząca się powoli pierś zdradzała, że jednak żyje. Szamotanie się dochodziło z kąta w którym mieli być związani. Blask wygasającego ognia kręgiem blasku nie dobiegał już tak daleko jak zeszłego wieczoru. Albo elf, albo Dorin odzyskał przytomność. Niewątpliwie. Energiczne ruchy podsuwały pierwszą narzucająca się myśl. Jeden uwalnia drugiego lub dopiero starają się wyswobodzić z solidnie skrępowanych okrętowymi linami pęt. Jak się okazało Dorin uwalniał Finluina z krępujących go więzów. Nie było innego wyjścia jak zdzielić go i ogłuszyć. Dalszą część wieczoru zdominowało przesłuchanie jakie urządził Salah. Ku zdziwieniu Endymiona elf był nawet skory do rozmowy. Jednak nie padło z jego ust nic co mogło by być przełomem w tej sytuacji. Zresztą, w tym momencie było to nie istotne dla Endymiona, który myślał teraz co się wydarzy na dniach, i jak to się skończy dla Dorina. Mimo iż ten pałał już wręcz nienawiścią do Endymiona to mimo wszystko upadły strażnik nie chciał go zabijać.
Przez kolejną godzinę już nikt nie potrafił zasnąć. Dorin leżał oparty o ścianę z przymkniętymi oczami ale wiadomym było, że nie spuszczał spod zalanej krwią twarzy z oka byłego przyjaciela i łysego chudzielca. Tymczasem wzeszło słońce i nastał śliczny poranek.

Endymion wyszedł na zewnątrz zastanawiając się gdzie skierować swoje pierwsze kroki. Padło na dach, a raczej ostatni poziom ruiny, bo zdawała się górować nad okolicą. Wzniesienie skarpy na, którym była zbudowana było najwyższym punktem tej ziemi pośrodku morza.
Dopiero stamtąd zorientował się, że faktycznie ląd na którym przyszło mu zerwać przyjaźń z Dorinem jest wyspą. Woda otaczała ziemię również od zachodu co dostrzegł dzięki rozproszonej mgle nad lasem, gdzie daleko w miejscu, w którym kończył się ciemnozielony pas koron od niebieskiego morza odbijało się słońce na falach. Nie zostawało nic jak tylko udać się na polowanie do lasu. Ostatni raz omiótł wzrokiem okolicę zatrzymując wzrok na kamiennym kręgu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że był zbudowany na równie wysokim gruncie jak ruina wieży. Na wierzchołku zielonego wzgórka, gdzie prócz kamiennego kręgu i trawy nic więcej nie było. Wcześniej nie miał czasu dokładnie przyjrzeć się kamieniom. Droga do lasu wiodła przez to miejsce, więc miał po drodze. Zatrzymał się pomiędzy stojącymi na sztorc głazami. Na leżącym na trawie kamieniu był ślad świeżej krwi. Każdy z dziewięciu bloków skalnych posiadał jedną runę. Każdy prócz tego przewróconego. Dziesiątego. Bo w jego miejscu była niczym dziupla wydrążona dziura. Nie mogąc odczytać run postanowił ruszyć ścieżką wiodącą na dół, do lasu.

W miarę zagłębiania w głąb las stawał się coraz ciemniejszy, potężne drzewa swoimi rozłożystymi koronami przesłoniły całe poszycie znajdujące się pod nimi. Nieliczne promienie przebijające się między liśćmi i gałęziami stanowiły świetlne refleksy niczym promienie latarni stojącej nad morskim klifem. Endymion w półmroku ostrożnie kroczył do przodu wypatrując zwierzyny. Jego uwagę zwróciło światło bijące z pomiędzy drzew, zaciekawiony skierował się w tym kierunku. Po krótkim marszu odkrył iż zbliża się do niewielkiej polany ukrytej w leśnej toni. Dzikość przyrody tego miejsca wprawiała w zachwyt, jednak najistotniejsze znajdowało się na skraju polany skąpanej porannymi promieniami słońca. Była to sarna z młodym. Endymionowi trochę szkoda było jagnięcia ale właśnie z tej dwójki wolał zabić młode. Powodów było wiele chociażby to że matka przeżyje śmierć młodego lecz młode bez matki skazane byłoby na śmierć, poza tym myśl o smażonej młodej dziczyźnie sprawiała iż głód jakby się potęgował a ślina sama napływała do ust. Nakładając strzałę na cięciwę wycelował w młodą sarnę jako ze odległość do celu była spora a wiatr sprzyjał postanowił podejść jeszcze bliżej. Niemalże czuł zapach podduszanego na wolnym ogniu mięsa. Akurat wtedy, gdy palce zwalniały napiętą cięciwę jelonek wyciągnął swoją delikatną szyję i spojrzał w stronę myśliwego. Jakby prosto w oczy człowieka. Strzała ze świstem przeleciała koło jagnięcia nie czyniąc mu krzywdy. Jagnie którego sierść pokryta była jeszcze białymi centami w ślad za matką zerwało się do ucieczki. Zrozpaczony Endymion wolał nie ryzykować drugiej i zarazem ostatniej strzały. Trafienie w szybko oddalający się i znikający w ciemnościach leśnej runi obiad, było prawie niemożliwe. Endymoion z ciężkim sercem i burczącym brzuchem postanowił sprawdzić gdzie poleciała strzała i czy da się ją odzyskać po czym udał się szukać kolejnej dogodnej okazji na upolowanie czegoś do jedzenia.
Endymion ruszył tropem strzały zagłębiając się w lesie. Mimo iż strzały nie znalazł usłyszał szum wody. Strumień. I małe rozlewisko, sadzawka. W oddali zobaczył fragment budowli, ruiny kamiennego mostu porośniętego roślinnością, bez wątpienia była to dawno zapomniana przeprawa przez leśny strumyk. Woda nadawała się do picia, była kryształowo czysta, z czego Endymion nie omieszkał skorzystać. Woda była przyjemnie orzeźwiająca. W oczku leniwie pływały ryby, którym przez chwilkę się przyglądał. Przy konarze jednego z rozłożystych drzew zobaczył norę jakiegoś leśnego zwierzątka. Najpewniej była to bobrowa jama. Za mostkiem, który pozwolił mu przejść na drugą stronę zobaczył w odległości około 50 metrów jakby kamienne drzwi w skale, którą porastała roślinność lasu. Jakby wrota z kamienia tonące w mroku a do których wiodły schodki. A wszystko zarośnięte pnączami i liśćmi. To miejsce nie przestawiało zadziwiać Endymiona dostarczając co i róż nowych doznań. Wyspa z każdą chwilą wydawała się coraz ciekawsza.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 16-12-2011 o 19:53.
ThRIAU jest offline