Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2011, 21:18   #76
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
- Do bitki!? Może zamiast pouczać jak popierzony weźmiesz się do roboty! Nie mogę być w trzech miejscach na raz i nie mam zamiaru tłumaczyć się jakiemuś chłystkowi, który uważa się za taktyczny wolumin! - skomentował elokwentnie uwagę czarodzieja.

Krasnolud widział, że kapłanka jest w kiepskim stanie, ale wiedział też, że jeśli pobiegnie do niej teraz to mastiff, którego atakował będzie mógł swobodnie przemieszczać się po polu walki i dołączyć do tego, który gryzł kapłankę. A co gorsza - mógł uciec i zwołać kolejne potwory. Grupa była wystarczająco liczna aby ktoś pomógł kapłance, potem Bruna może pomóc jej uleczyć rany. Krasnolud wziął kolejny zamach i zaczął proces rąbania mastifa. Jeśli bestia zginie to ruszy do kapłanki, tak postanowił.

- A-ha! Poznaj prawdziwą moc wysokiego arkanisty! Wiedz, że z Morvinem rodu Lirish nie warto zaaaaaacholeraaa! - Urwał Morvin sprowadzony szybko do parteru siłą grawitacji kolaborującej z kilkudziesięcioma kilogramami rozwścieczonego mastiffa.

"Dziś naprawdę nie mam szczęścia" - pomyślał siłując się ze szczękami, które dokładały najwyższej staranności, by oddzielić jego ramię od reszty ciała. "Asaria miała rację, tegoroczna ofiara dla Tyche była zbyt mała."

Dalsze rozmyślania na temat małżonki krytykującej go za skąpstwo podczas ostatniej ceremonii religijnej ku czci Pani Losu rozwiał próbujący go zamordować Mastiff Mroku. W obliczu nieudanych prób rozdrapania mu łapą twarzy, potwór przekręcił łbem gwałtownie na bok, cały czas zaciskając kły na jego ręce. Głośny trzask był niewątpliwie agonalnym krzykiem jednej z ostatnich pozostałych w jednym kawałku kości arcymaga.

Morvin zaklął plugawie. Mastiff w zależności od interpretacji albo odpowiedział "kurzy dach" w starogoblińskim, albo znalazł się o włos od udławienia się jego rękawem.

- Niech to jego świńska stara zjejczała mać! Prolix tripudio! - Zawył czarodziej, momentalnie znikając sprzed oczu (i pyska) mastiffa, który najprawdopodobniej chwilę później zaorał nosem ziemię.

Raetar pochwycił mocą “Telekinezy” węszącego tuż przy nim Mastiffa, po czym cisnął nim przez całe pole walki, prosto w inną bestię, zagrażającą Kapłance. Oba stwory pisnęły krótko, jednak nie wyglądało na to, by uczyniono im wielką krzywdę, poza lekkim oszołomieniem na ledwie chwilę... lew przyzwany wcześniej przez “Samotnika” wykańczał zaś właśnie swojego wroga, przegryzając mrocznej bestii w końcu gardło.

Dagor, siedząc jeszcze dupskiem w dosyć zimnej wodzie zrobił ponowny użytek z “Bruny”, atakując naprzykrzającego się Krasnoludowi Mastiffa. Topór śmignął... a woda w jakiej był zanurzony trysnęła wojakowi prosto w twarz, niwecząc jego atak. Brodacz puścił naprawdę niezłą wiązankę, po czym wykonując półobrót (wciąż w parterze), ciął ponownie. Tym razem odrąbując przednią, prawą łapę bestii, która już wcześniej potraktowana ostrtzem topora, padła martwa w bagnistą wodę.

Morvin nagle gdzieś zniknął... a Kapłanka znalazła się nagle sam na sam z trzema Mastiffami.

Oślepiony wcześniej na moment, ruszył w jej kierunku powarkując i szczerząc kły, a dwa poturbowane szybko doszły do siebie, również biorąc za cel kobietę. Została więc ona przez nie otoczona, postanowiła zaś zająć się dwoma przed sobą, nieświadoma trzeciego za swoimi plecami. Tym razem po jej słowach buchnął słup ognia prosto z przenikliwie mrocznych niebios, dosłownie smażąc dwa Mastiffy. Ostatni z całej watachy jednak nie dawał za wygraną. Skoczył na nią, stając na moment nawet na tylnych łapach, starając się ucapić kobietę od tyłu za gardło. Tylko zaś dzięki chyba przychylności Tymory, zamiast zacisnąć kły właśnie w tym miejscu, wbił je jednak w jej lewy bark. Wśród krzyku Zinnaelli pojawiwszy się kawałek dalej, Morvin wyszarpnął z kieszeni płaszcza zalakowany zwój, drugą ręką zaś wymierzył wyszarpniętym zza pasa berłem w maszkarę próbującą zapoznać się bliżej z ich drużynową kapłanką.

- Poszedł! - Wrzasnął w kierunku potwora, strzelając do niego magicznymi pociskami niczym pijany krasnolud z kuszą samopowtarzalną w ręku. - Ona ma nas leczyć, przeświecony kundlu!

Mastiff padł martwy, przygniótł jednak swym cielskiem Kapłankę, efektem czego oboje padli w wodę, ona z kolei znalazła się twarzą pod nią, zaczynając się topić!.

Raetar podbiegł do kapłanki, przy okazji mocą pierścienia zdejmując z niej te truchło.

Zwierzęta chyba cię nie lubią. Ale musisz wyjątkowo smacznie pachnieć.”- telepatycznie poinformował Zinnaellę o swych wnioskach, pomagając jej wstać. Dziwne bowiem było, że bestie jakoś właśnie ją chciały przede wszystkim upolować.

- Ha-ha - Burknęła pod nosem Zinnaella, wstając z wody.
 
Qumi jest offline