- Heeeeeej haaaaa, jeeeeeszczoooo raaaaaaz, jeeeeeszczoooo mnooogooom, mnoooogooooo ra! - khazad ryczał z resztą karczemnej gromady, zalewając brodzisko mocnym kislevskim trunkiem.
Nareszcie był znowu w swoim żywiole. Cywilizacja! I porządnie chlające człeczyny, a nie jakieś wychudzone nudnawe świętoszki! To, że nie rozumiał prawie niczego, co śmierdzący końskim mlekiem wąsacze gadali, w żadnym razie nie przeszkadzało mu w komunikacji. - Da, da! - kiwał z aprobatą głową na wszystko, co wokół niego opowiadali z przejęciem. Bo cóż to mogło być jeśli nie ichniejsze bojowe opowieści? Sam zresztą też nie pozostawał im dłużny. - I wtedy żem wziął toporzysko i żem o taaaak... - zamarkował cios ręką. - wysunął mu w paszczękę, aż zębiska się niczym groch po ziemi posypały! - A haraszo! Haraszo! - klepali go po plecach, sami prezentując najlepsze ciosy zakrzywionymi szablami, aż resztki zasłoń spadały z okien i rozbijały się gliniane garnce.
Khazad wiedział tylko jedno, chciał jak najszybciej dostać się do ojczyzny tych zacnych, bojowych człeczyn! - Da, da, lejesz, lejesz! - zachęcał rumianego karczmarza, który sączył mu do kufla następne dawki wspaniale pokrzepiającej wódki.
Z każdym momentem coraz lepiej rozumiał też brzdąca, który czmychnął im z obozu. Gdyby on miał wybór między tą zaśmierdłą dziurą a Kislevem nawet przez chwilę by się nie zastanawiał! Widać, malec miał jednak więcej rozumu, niż khazad sądził! - Im też polejcie, da ,da! - zaryczał wskazując na dwójkę towarzyszy. - Trza opić smutki północnym zwyczajem!!! Heeeeeej haaaaa, jeeeeeszczoooo raaaaaaz, jeeeeeszczoooo mnooogooom, mnoooogooooo ra! - |