Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2011, 10:18   #191
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Tego dnia słonce wstało nad Bar Harbor jasne i złociste, jednak kilkoro osobom jego blask nie przynosił ukojenia czy radości. Ich nastroje były raczej ciężkie,
jakby zawisły nad nimi mroczne, czarne chmury.

Widzieli w krótkim czasie zbyt wiele niewytłumaczalnego zła. Przerażającej, nienazwanej potęgi. Czy też, po spotkaniu ze Złamanym Wiosłem już nazwanej. To byli Adumbrali. Ci sami, których wzięli za zaginione plemię.



JUDITH DONOVAN, NORMAN DUFRIS


Norman i Judith odprowadzili wdowę i jej dziecko do rodziny na drugim końcu miasta. Wszystko, co mijali, wydawało się takie zwyczajne, proste, radosne, nieświadome, jak oni sami przed przyjazdem na tą przeklętą wyspę. Ludzie, sklepy, domy, uśmiechy na ich twarzach.




Kiedy kobieta i jej dziecko byli już bezpieczni, Judith i Norman nie śpiesząc się skierowali swoje kroki w stronę domu Indianina. Już pod samymi drzwiami usłyszeli dźwięki grzechotek, które w ich sercach wzbudzały mimowolny dreszcz, ale kiedy weszli do środka zobaczyli tylko starego Złamane Wiosło i ich przyjaciela – Jamesa Walkera wygrywających skomplikowany rytm na grzechotkach. Scena ta była na tyle dziwaczna i w jakiś sposób groteskowa, że na ich twarzach pojawiły się niewymuszone uśmieszki.




SOLOMON COLTHRUST, SAMANTHA HALLIWELL


Spojrzenie Solomona było dziwne i Samantha szybko uciekła wzrokiem. Nie chodziło o naturalną i może troszkę wbrew prawu reakcję kuzyna na jej urodę. Tego oczekiwała. Ale wzrok Solomona był... osobliwy. . Taki wzrok miał konstabl w Bas Harbor wymierzający jej cios w twarz. Zimny, ponury, jakby gdzieś wewnątrz jej kuzyna budziły się siły, nad którymi nie był w stanie zapanować.

I tak było w istocie.

Samantha ujrzała osobliwy tatuaż, jaki pozostawiły na ciele jej kuzyna macki Ciemności. Ujrzała, jak znaczki poruszają się pod skórą, jak wędrują przez gołą pierś zmierzając w stronę serca.

Nie czekała na efekty tej upiornej wędrówki. W pośpiechu wyskoczyła z łóżka. ubrała się szybko ciągle obserwując leżącego nieruchomo Colthrusta i wybiegła z pokoju. W samą porę, bo kątem oka ujrzała, że kuzyn podrywa się półnagi z łóżka i rzuca się w stronę drzwi. Jego oczy były czarne jak wykrojona z objęć nocy Ciemność.

Pędziła po schodach na dół hotelu, jak szalona słysząc, że drzwi za nią ustępują pod siłą zawładniętego przez Ciemność Solomona. Kiedy była na dole ujrzała, że ten zatrzymał się przed schodami i stanął. Nieruchomo, jak posąg, obserwując ludzi na dole.

Samantha nie oglądała się za siebie. Ze łzami w oczach i paniką w sercu wybiegła na zewnątrz. Jasne promienie słońca oślepiły ją na moment, tak, że musiała zasłonić oczy dłonią.

Kiedy już przywykła do blasku dnia zorientowała się, że przyciąga ciekawskie spojrzenia przechodniów. Nie zważając na nie ruszyła w stronę domu Złamanego Wiosła. Liczyła na to, że interwencja Indianina pomoże ocalić jej kuzyna.




WSZYSCY POZA SOLOMONEM COLTHRUSTEM


Samantha wbiegła do domku starego indiańskiego szamana jako ostatnia z oczekiwanych sprzymierzeńców. To, że Solomon się nie pojawi, było oczywiste po kilku pierwszych słowach, jakie padły z ust przerażonej piękności.

Prze twarz Złamanego Wiosła przebiegł zmęczony grymas.

- Kogokolwiek dotknie Ciemność, stanie się prędzej czy później jej niewolnikiem – wyszeptał, a Judith poczuła zimny dreszcz promieniujący od miejsca, gdzie dotknęły ją macki adumbrali.

- Prędzej, czy później łowca znajduje drogę do serca ofiary i spycha ją w otchłań, z której tutaj przybył.

- Czy można mu jakoś pomóc? – padło przytomne pytanie.

- A czy potrafiliśmy pomóc tym ludziom wczorajszej nocy? – odpowiedział pytaniem na pytanie stary Indianin.

Kiedy powaga jego słów dotarła do ich zszokowanych umysłów Złamane Wiosło zabrał swoje przybory – dziwną lampę w wyplatanym rzemieniami koszu i stare grzechotki – włożył długie buty i ruszył w stronę wyjścia.

- Najpierw ocalimy mieszkańców Bar przed potworem, jakim stał się wasz towarzysz, a potem wyruszymy stawić czoła ciemności.

Spojrzał na nich w wejściu.

- O ile nadal macie w sercach tyle odwagi.


* * *


Kiedy doszli do hotelu usłyszeli dobiegające ze środka wrzaski i krzyki przerażanie i bólu. Drzwi do miejsca ich odpoczynku zostały zamknięte, okna szczelnie zasłonięte, a kiedy dobiegli pod próg Indianin zatrzymał się.

Złapał jakiegoś człowieka w uniformie boya hotelowego.


- Ilu było ludzi w środku, James?

- Kilkunastu. Goście i obsługa. On ich wszystkich ...

- Idź do domu, zamknij się w nim i nie wychodź do jutra rana. Idź!

Chłopak – o dziwo – posłuchał słów starca.

- Przeniosły się. Łowca miał udane łowy. Nie dam rady tylu powstrzymać, a jest tam kilkunastoosobowe gniazdo adumbrali. Kiedy zapadnie ciemność, wyjdą na łowy i .... sami wiecie.

Spojrzał w stronę piętrzących się, zalesionych gór.

- Brama jest rozwarta szerzej, niż sądziłem. One dosłownie zalewają nasz świat. Musimy szybko zrobić to, co planowałem.

Westchnął.

- Potrzebujemy ochotników, którzy pójdą z nami. Musimy naprawić latarnię na Bar Harbor. Potrzebujemy części i środka transportu. Potrzebujemy czegoś, co łatwo daje ogień, by odstraszyć cienie. I w końcu potrzebuję jednej, lub dwóch osób, które pójdą ze mną, aby odpędzić demony ode mnie, gdy będę robił rytuał. Pojawia się jednak problem, nie znam go całego. I nie wiem, czy zadziała. Ale nie ma czasu na czekanie. usze zaryzykować.

Indianin westchnął widząc zbliżających się w jego stronę ludzi. To był Nathan Young. Wyglądał strasznie. Miał zmięty, pobrudzony błotem mundur i plamy krwi na twarzy. Szedł, główną ulicą trzymając się cienia budynków. Towarzyszyło mu dwóch innych policjantów, równie marnie wyglądających jak Young.

Zadrżeli na jego widok.

- Są już opętani! – stwierdził Złamane Wiosło niepotrzebnie. – Musimy stąd odejść. Albo spróbować ich powstrzymać na oczach wszystkich świadków. Taka konfrontacja zmęczy mnie jednak i uniemożliwi działanie dzisiejszej nocy.

- Wy tam! – Young wykrzyknął cicho – Jesteście ... aresztowani.

Ostatnie słowo wypowiedział po długiej chwili namysłu, jakby miał problemy z pamięcią.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 17-12-2011 o 10:36.
Armiel jest offline