Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2011, 14:54   #254
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Ożywione zwłoki powoli i z metodycznym jękiem zmierzały w stronę świeżego mięsa. To jednak nie zamierzało posłusznie czekać aż zostanie skonsumowane. Zadziałały instynkty. Drużyna stojąca przy postumencie momentalnie podzieliła się zadaniami bez zamienienia nawet jednego słowa. Gotfryd podniósł kuszę i bez celowania wystrzelił pocisk. Może to właśnie spowodowało, że chybił o kilka cali, najemnik wolał to jednak zwalić na dość spory brak ciała w które mógłby trafić. Jego towarzysz czarodziej miał więcej szczęścia. Coś odgrodziło go od większego skupienia wiatrów, ale te które zaplótł na palcach wystarczyły by posłach magiczny pocisk wprost w nadchodzącego nieumarłego. Siła uderzenia była tak duża, że trafiona noga pękła jak zapałka co spowodowało zwolnienie stwora. Ten, mimo posiadania dodatkowego kolana, co wyglądało jakby szedł do nich klęcząc, był nieugięty w swoim pochodzie. Sytuację wykorzystał jednak Gotfryd, który błyskawicznie wyszarpnął miecz i płaskim cięciem pozbawił trupa głowy, oraz wszelkiej woli do dalszego ruchu.

Mablung ruszył razem z Varl’em. Obaj nie posiadali odpowiedniego uzbrojenia, dlatego wybrali najbardziej obdartego ze skóry przeciwnika. Elf zakręcił kijem i uderzył stwora rzepkę, powodując jego tymczasowe klęknięcie, ale zombie nic nie robiło sobie z tego ciosu. Wyciągnęło ręce w stronę długouchego, tylko po to by otrzymać kolejne uderzenie pałką. Również ten atak nie przyniósł efektu, ale Ostlandczyk nie włożył w niego nawet połowy siły. Wojownicy krążyli wokół stwora, który machał bezradnie łapami chcąc pochwycić któregoś z nich. Człowiek i elf odwdzięczali się mu ze wszystkich stron, ale ich ataki były chaotyczne i za słabe, by zaszkodzić komukolwiek. W końcu Mablung zaryzykował. Zatrzymał się, obrócił kijem w palcach i wziął zamach zza barku. Stwór na szczęście był zbyt zajęty okładającym go Varl’em by zauważyć, że druga ofiara przestała się ruszać. Uderzenie elfa w bark stwora skończyło się głośnym trzaskiem łamanych kości. Chyba nawet on sam był zdumiony siła jaką włożył w ten atak, gdyż pół-szkielet, pół-zombie huknęło o ścianę, roztrzaskując swoją czaszkę i osuwając się bez życia na ziemię

Wynajęci żołnierze przy drzwiach również się podzielili. Olbrzym ruszył w lewo do stwora z połową twarzy, a kobieta do ostatniego po prawej. Jak przystało na zaprawionego w walce wojownika, pierwszy cios zagłębił się do połowy trzonka w czaszce stwora. Jakież było zdziwienie Grunthora, gdy potwór nie tylko dalej stał, ale sięgał do niego łapami, próbując go dodatkowo ugryźć.
- Osz, ty pokrako jedna! – krzyknął i zdzielił stwora pięścią między oko i oczodół. Wyrwał ze stęknięciem swój topór i zamachnął się ponownie. Drugi cios dokończył już sprawę, a zombi zostało przybite ostrzem do ściany pomieszczenia.
Dla Eleny ten dzień z pewnością nie należał do udanych. Przy pierwszym ataku potknęła się, nie trafiając wolnego stwora, a samemu omal nie lądując w jego łapach. Drugi cios mieczem był zbyt płytki by zranić potwora. Nieumarły zrobił trzy szybsze kroki, czym zaskoczył dziewczynę. Złapał ją za barki i razem upadli na ziemię kotłując się na niej przed chwilę. Elenie brakowało sił w pojedynku z tym stworzeniem. Pazury rozdarły jej szatę, a zęby rozwarły wiązania w pancerzu. W tym momencie rozległ się strzał. To Peter, który stał ciągle przy drzwiach i bacznie przyglądał się całej sytuacji, wykorzystał moment i wystrzelił do potwora, ratując swoją towarzyszkę. Chwila później i dziewczyna miała by w brzuchu norkę na robaki. Do pomocy przybył też Varl, który z rozpędu zdzielił stwora pałką, zrzucając go z dziewczyny. Pozostali mogli tylko patrzeć na walczącą dwójkę. Grunthor szarpał się rozpaczliwie z toporem, Gotfryd przeładowywał kuszę, a Martin stał z wyciągniętymi rękoma z których przed momentem uciekła magia, mająca na celu uformowanie magicznego pocisku.
Ten stwór był inny. Varl poczuł to wyraźnie. Odrobinę szybszy i zdecydowanie silniejszy. Nie miotał łapami w powietrzu bez celu, ale próbował pochwycić swoją ofiarę. Flisak zakleszczył się z nim i tylko jego nadzwyczajna siła uchroniła go przed losem dziewczyny. Niewiadomo jednak jak skończyła by się ta walka, gdyby nie Peter, który pojawił się obok walczących i szybkim cięcie nie przebił kręgosłupa potwora.

Walka była skończona. Jak na gust podróżników to nawet za szybko. Wietrzyli jakąś dodatkową pułapkę. Kiedy opadła już adrenalina, usłyszeli znajomy zgrzyt. Był jednak znacznie głośniejszy i dobiegał z oddali. Gdy znowu nastała cisza, drzwi uchyliły się lekko, jakby zwolnione z blokującej je zasuwy. Drużyna skupiła się na środku pomieszczenia, gotowa do obrony przed czymkolwiek co było powodem tych dziwnych odgłosów. Czas jednak mijał, a nic nie pojawiało się w wejściu.
- Idźcie to sprawdzić – rozkazał Peter do swoich podopiecznych. Ci ruszyli niemrawo do przodu, ostrożnie stawiając każdy krok. W międzyczasie, Mablung zainteresował się książką, która mogła być ich jedynym ratunkiem z tego dziwnego miejsca.
- Spójrzcie na to – zawołał swoich towarzyszy, którzy podeszli do postumentu. Elf przewracał kartkę za kartką. – Czy to tylko ja, czy na każdej z nich są takie same symbole?
Miał racje. Każdej ze stron znajdowały się dokładnie te same wzory, ułożone w ten sam sposób. To był jakiś poemat dzielony na wiersze i strofy. Martin pochylił się ostrożnie nad książką chcąc odcyfrować co tam jest zapisane. Jednak to Varl odezwał się pierwszy:

- By uciec z drogi zatracenia, drogi bez przyszłości, drogi śmierci
Z pokoju piÄ…tego znaku o tylu drogach
Musisz podążyć drogą odkupienia i niewinności… niczym dziecko


Nie wiedział dlaczego, ale czuł że właśnie to znaczą te słowa. Nie potrafił czytać a jednak te znaki wbiły się w mu głowę i wręcz same wydobywały się z jego ust. Podobnie było z Mablungiem:

- Drogą którą wędruje mityczny ptak, gdy zbudzi się z popiołu
Tam tylko gdzie krasnoludy żyją i pracują


Trzeciego wersu nikt nie odszyfrował, ale to nie przeszkodziło elfowi w kontynuowaniu

- Ptak męczy się w podróży,
Traci siły, spada.
Jego moc niszczy to co elfy uważają za domy
To co daje żywność, odpoczynek, budulec i schronienie
Co nie jest bezpieczne, a potrzebne


W końcu nawet czarodziej poczuł tę przemożną ochotę wypowiedzenia na głos tego co przeczytał, ale jego głos był znacznie pewniejszy i silniejszy.

- Pozostaje tylko popiół, symbol stałości i przemijania
To co wszyscy czujemy, choć nie zdajemy sobie sprawy z jego wielkości
A co wszyscy szanujemy bo żywi nas i chroni


- Ptak umiera, rodzi siÄ™ pustka
To co było, jest i będzie
Domena uwielbiana przez Niszczycieli
Którzy dążą by wróciła jak najszybciej i pożarła IMPERIUM!!


Varl wrzasnął jakby ktoś przypalał go rozgrzanym żelazem i upadł na jedno kolano. Peter momentalnie podszedł do niego, przestraszony tą sytuacją, ale fliska zrzucił z ramienia jego dłoń i kontynuował

- To co pozostaje tym samym, a jednocześnie innym
Co jest tym co widać, a jednocześnie tym co odbija
Co jest tym co do życia potrzebne
By istniały rośliny, zwierzęta i ludzie
Zabierzcie to ze sobą bo wam życie uratuje

…………………………………………†¦.

Przy ostatnim zdaniu jedynie usta Varl’a poruszały się, nie wydobywając z siebie głosu. Na koniec odezwał się Gotfryd, który tak samo jak pozostali stał niewzruszenie, wpatrując się w książkę:

- … Podążajcie za symbolami, odnajdźcie drogę
I zgińcie w jej czeluściach albo uratujcie duszyczkę, poświęcając swoje
Tak uciekniecie
.

W sali nagle wzbił się podmuch wiatru, który zatrzasnął księgę. Czterech czytających otrząsnęło się, jakby dopiero się obudzili. Pamiętali wszystko co się działo, a słowa utknęły w ich głowach i nie chciały ich opuścić. Patrzyli na siebie pytającym wzrokiem. Zwłaszcza na Martin’a który powinien mieć w danej sferze najwięcej do powiedzenia. Nie było jednak czasu na odpowiedzi, gdyż z korytarza dobiegł rozpaczliwy krzyk Grunthora. Leżał u stóp schodów, cały blady i spocony. Obok niego klęczała Elena i energicznie nim potrząsała.
- Co się stało? – spytał Peter. Olbrzym spojrzał na niego powoli po czym wskazał szczyt schodów.
- Tam… coś jest… widziałem… dziecko, ale to nie było dziecko… ja…
Najemnik był wyraźnie roztrzęsiony, a przerazić takiego byka z pewnością nie było łatwo. Wszyscy spojrzeli w miejsce w które wskazywał. U szczytu schodów, gdzie wcześniej znajdował się sufit, dało radę teraz dojrzeć jakiś prześwit. Wyglądało to na otwór do pomieszczenia wyżej.
- Opamiętaj się Gunthor! Mamroczesz. Miałeś po prostu zwidy– warknął dowódca. - A to może być jedyna droga na ucieczkę z tego piekielnego miejsca - dodał i jako pierwszy ruszył w tym kierunku. Pozostali podróżnicy poczuli pewnego rodzaju ulgę, gdyż rzeczywiście było to przysłowiowe światełko w tunelu. Jedynie elf patrzył na otwór z zaciętą miną, jakby miał złe przeczucia.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline