Nie ma to jak dobra współpraca.
Gotfryd z zadowoleniem spojrzał na głowę truposza, która po pięknym i celnym ciosie potoczyła się w kąt. Pozbawione głowy ciało zwaliło się na wyłożoną kamiennymi płytami posadzkę.
Gotfryd rozejrzał się, gotów do ruszenia z pomocą komuś, kto by jej potrzebował. Kolejna para ożywionych zwłok powoli zmierzała ku kresowi swego drugiego istnienia i tutaj, w zasadzie, nie było już nic do roboty. Tylko ostatni truposz uparcie nie chciał zrozumieć, że pora się położyć i nie stawiać oporu. Nie dość na tym - za wszelką cenę usiłował dobrać się do jedynej w ich gronie przedstawicielki płci piękne. Zew płci? A może Elena po prostu była najbliżej?
W każdym razie bez względu na dobre chęci Gotfryd nie mógł pomóc najemniczce. Wokół najbardziej bojowego truposza zrobił się taki tłok, że pewnie musiałby odepchnąć któregoś z kompanów, albo nawet powalić na podłogę, by móc zaatakować walczącego trupa. W takiej sytuacji Gotfryd wolał ponownie naładować kuszę i rozglądać się dokoła, by nie dać się zaskoczyć kolejnemu niebezpieczeństwu, gdyby to zechciało nagle wyskoczyć z którejś ze ścian. Tak się jednak nie stało i po chwili ostatni truposz dołączył do swych kompanów.
Czy niby-życie czwartego potwora w jakiś sposób związane było z całą tą przedziwną komnatą? Pewnie tak, bowiem kres istnienia potwora w jakiś sposób zbiegł się w czasie z kolejnym zgrzytem. Trudno było sądzić, że przez przypadek po pokonaniu ostatniego z truposzy nagle drzwi się otworzyły same z siebie.
Otwarte drzwi sugerowały, że należy jak najszybciej opuścić mało gościnne pomieszczenie, jednak, ku zdziwieniu Gotfryda, jego kopani zaczęli recytować jakieś ni to wiersze, ni to proroctwa. Nawet Varl...
O czym oni mówili? O mitycznym feniksie? O kopalniach krasnoludów? O lasach? O wodzie? Po co te wszystkie słowa?
"Skończcie z tym i chodźmy wreszcie!" chciał powiedzieć, ale na dobrych chęciach się skończyło. Jak przywiązany tkwił przy księdze, wpatrywał się w znaczki, których nie rozumiał, po to, by w końcu, wbrew swej woli, również wyrecytować jakiś nie mający większego sensu fragment.
A może jednak jakiś sens w tym był, tylko Gotfryd nie potrafił go dostrzec? Za jakimi symbolami mieli podążać? Mieli ocalić jakąś duszę, tracąc swoje? To jak mieli wyjść? Jak jakieś żywe trupy? Gdzie tu sens?
- Chodźmy już - powiedział. Rzucił okiem na truposze, sprawdzając, czy wśród koście nie ma czegoś cennego, a potem ruszył w stronę najemników i znajdujących się dalej schodów, być może stanowiących, jak to powiedział Peter, drogę do wyjścia. Do wolności. Ale czy na pewno?
Ledwo padły słowa o jakiejś duszy czekającej na uwolnienie, a już Grunthor zobaczył jakąś zjawę. Omam? Sugestia? A może naprawdę duch?
Gotfryd, rozglądając się na wszystkie strony, ruszył za Peterem. gdzieś tam czekała wolność. Albo i kłopoty. |