Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2011, 15:52   #114
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Skłamałby gdyby powiedział, że go to nie ruszało. Ból, przerażenie i niezrozumienie widziane w oczach skrzywdzonego dziecka. Dlaczego tak boli? Co się stało?
Dziewczynka miała może z 7 lat, siedziała na kolanach Loli, która kiwała ją powolnymi, monotonnymi ruchami w oczekiwaniu na jej kolejkę w transporcie do szpitala. Mała miała szczęście, wydostała się z szalejących płomieni sama, przez okno salki na parterze. Kraty były na szczęście dla niej, za szerokie by zatrzymać małe ciałko. Miała „tylko” lekko poparzoną rękę i podtrucie tlenkiem węgla. Daleko w kolejce wyznaczonej przez triage, a karetek nie starczało dla wszystkich. Płaczących i krzyczących z bólu było aż za wielu.

Triskett włożył znowu przydatną, kamienną maskę. Podszedł tylko do Loli i położył jej rękę na ramieniu. Krótki dotyk, ledwo poczuł ciepło jej ciała, aż do chwili kiedy latynoska przykryła jego dłoń swoją. Też tego potrzebowała.
Wiedział że wypytanie to jego robota. Miał doświadczenie i był skurwielem na tyle by pytać, widząc że te dzieciaki jedynie chcą zapomnieć. Dziewczynka obejmowała Lolę zdrową rączką za szyję i patrzyła pustymi, wielkimi szarymi oczami w niebo nad budynkiem. Czasami jeszcze buchały snopy iskier i kłęby pary, gdy środki gaśnicze tłumiły ostatnie ogniska pożaru. To ona powiedziała cicho, na ucho Loli że widziała Pana W Koronie. Że patrzył na nią, kiedy uciekała w przerażeniu uliczką czerwieniejącą się łuną pożogi. Pan W Koronie z dymu i ognia.

Zostawił Lolę z dziewczynką i poszedł pytać. Starsze dzieci, personel, strażaków, gliniarzy; wśród czerwono-niebieskich odblasków latających po ścianach, huku syren i bieganiny. Lola dołączyła, gdy dziewczynka trafiła do karetki. Widział po niej jakie wrażenie zrobiło to miejsce. Była przecież pielęgniarką i wolontariuszką. Ich problemy, lęki i nadzieje ustąpiły miejsca koszmarowi sierocińca, Gary skupiał się na policyjnej robocie, choć łapał się nieodmiennie, że upewnia się czy Dolores Esperanza Ruiz jest w zasięgu wzroku. Musieli powstrzymać tego kto to zrobił, zająć się i skupić na śledztwie.

***

Jeszcze przed południem usiedli we włoskim bistro, parę przecznic dalej. Triskett mimo tego że nie czuł niebezpieczeństwa, ciągle utrzymywał stan egzekutorskiego podkurwienia. Pomagało mu się to skupić, zwracać uwagę da detale. Łączyć fakty, bo choć on od zawsze był przecież chłopcem do bicia, potrafił czasami myśleć. Ostatnie dni mogły temu zaprzeczać, ale teraz Gary analizował. Jak zwykle, wiele przy tym gadał, głównie do siebie, adrenalina zaś powodowała że pochłaniał drugą porcję spaghetti.
- Dlaczego tutaj? Dlaczego druidzi i wyspa? Co łączy te miejsca oprócz Carringtonowej, w którą coś wlazło? Najpierw druidzi, zaryzykujmy, że to pierwsze zdarzenie z serii, nad którą się biedzimy. Że wcześniej nic innego nie zaszło, o czym nie wiemy. Tak więc odprawiony został jakiś rytuał. Druidzi pokierowani przez kogoś lub nieświadomie ściągnęli do siebie coś, co weszło w jedną z nich i zmasakrowało resztę. Weszło w Carringtonową przypadkiem? Nie sądzę, bo po tym jak bardzo popieprzony był jej ślubny należy zakładać co innego.
Nie przeszkadzało mu to że Lola i Shay milczeli. Gadał dalej, kreśląc bohomazy długopisem po menu.
- Odjechała razem z ochroniarzem, którego najprawdopodobniej łapy znaleźliśmy w samochodzie. Posłużył za zapas protein i duchowych węglowodanów dla wygłodniałego skurwysyna, który siedział w naszej Lady? Chuj wie, no ale tłumaczyło by to, że łapki były takie wysuszone. Wyssała z niego życie? A może to co innego? Ta cała Litwinka mówiła że on przecież był nie tego… Znaczy z mocami, jak my. Może po prostu jak zrobił co do niego należało to Lady C się go pozbyła? Ale co się stało z ciałem? A może to jeszcze co innego? Tutaj mamy za mało danych. Może lab coś wyciśnie ze śladów z Merca, ale na to musimy poczekać.
Już nie siedział, łaził nerwowo wokół stolika i mamrotał dalej.
- Dlaczego wyspa? Nie pasuje do schematu. Żadnych ofiar jak z druidami… i tutaj. Co to w ogóle było tam pod miastem? Mówiłaś że ktoś rozdarł ich ciała i dusze… Tutaj chyba było inaczej, prawda? Po prostu ogień – zacisnął usta w wąską kreskę i usiadł przy stoliku, znowu zaczynając gryzmolić. Jak zawsze wychodziły mu cycki i ponętne tyłki.
- No to co jest kurwa? Nic nie pasuje do siebie, prócz pieprzonych dymnych i ognistych cudach nad wyspą i sierocińcem. U druidów to była wprawka? Inny sprawca? No ale jak?! Zawsze przecież sprowadza się to wszystko do tej ognistej suki, całej w ogniu.- odkroił kawał tiramisu i wpakował do ust, mówiąc dalej niewyraźnie. – Szkoli się? Nabiera umiejętności? Odnawia piekielne siły? Co łączy te miejsca?

Gary nagle wrzucił bieg rakietowy. Lola poderwała głowę kiedy wybiegł z knajpki zostawiając za sobą niemalże smugę, jak Flash. Wrócił po dwóch minutach z mapą Londynu i okolic, po czym rozłożył ją na stoliku. Od kelnerki dostał gruby mazak, podziękował i puścił do niej oczko uśmiechając się lekko, po czym zaraz zaczął znaczyć punkty i kreślić koślawe linie.
- Kurwa.
Punkty tworzyły równoboczny trójkąt. Dokładny, jak z obrazka. Pochylił się nad mapą, sięgnął po zagryzmolone menu i wyznaczył jego środek, używając zalaminowanej kartki jak linijki. Siedziby Rady Bezpieczeństwa Londynu.
- Kurwa mać. Pora złożyć wizytę pannie Hitlerównie od BORBLi…

***

Alfie zabrał Shaya, a Triskett z Lolą ruszyli do MRu.Było mnóstwo rzeczy do sprawdzenia na miejscu. Raporty, analizy powyciągane z archiwum i baz danych. W pokoju operacyjnym grupy “Baranek” na stanowisku trwał uszczuplony skład regulatorów przydzielonych do tego zadania.
Gary siedział na obrotowym fotelu z nogami zarzuconymi na blat biurka i nosem wlepionym w stertę kartek - wstępnego raportu z pożaru. Lola stała cierpliwie przy automacie do kawy nie odrywając wzroku od cienkiej smolistej strużki sączącej się do kubków.
Monotonną biurową rutynę przerwało pukanie do drzwi. W progu stał nie kto inny jak siepacz Brewer, który raptem dnia poprzedniego umówił się z nimi we włoskiej restauracyjce na Covent Garden i tam też się nie stawił. Zamiast niego pojawił się za to ich niby-martwy-ex-ciężki-do-zdefiniowania-ktoś.
- Cześć - mruknął niewyraźnie Brewer i podszedł do biurka na którym położył kartkę papieru wyrwaną z notatnika.
- To od niej - kolejne słowa skierował ciszej i bezpośrednio do Trisketta. - Dała mi do zrozumienia, że nie odmówisz.
Egzekutor przebiegł wzrokiem po tekście. Odręczne pismo na sto procent należało do CG.

Potrzebne mi możliwie szczegółowe informacje o:
- Kościół Drugiego Istnienia
- Niejaki Richard, który mu przewodzi
- Sekty nieumarłych i organizacje religijne, których symbolami są: Kielich, Klucz, Waga (jak będzie ich za dużo szukaj związku z aniołami)
- Istoty zwane per “świetliści” albo inne wzmianki o aniołach w bazach Mr’u
- Niejaka matka Aisha (czy taka kobieta figuruje w bazach)
- “Zapomniany pomiot” - czy jakieś organizacje używają takiego określenia, w stosunku do czego?
Błagam Triskett, jest mi to potrzebne na wczoraj! Od tego może zależeć moja dupa.


- John, wiesz że ile razy pomyślę sobie że przez pieprzony tydzień ona mieszkała z tobą,mam ochotę ci przypieprzyć? Wró, to już było. Mam ochotę wytłuc ci mózg przez uszy. - Przeczytał szybko kartkę. - Gdzie ona teraz jest, w co się wpakowała tym razem? Jakie kurwa Kielichy, Wagi, Skorpiony i Bliźnięta?
- Pokaż to -
przez dłuższą chwilę Lola gapiła się na znajome pismo. - To wszystko? Tylko dlatego się z nami wczoraj spotkała?
- Nie mam pojęcia w co się wpakowała Nie wiem czego szuka. Jednego tylko jestem pewien. Ona się boi. -
Brewer był spokojny. Jak zawsze.
-I nie. Na tyle co zdążyłem ją poznać, to nie tylko po to się z wami spotkała. Myślę, że ona sobie z tym nie radzi. Wy chyba też, jesli mam być szczery. Aha. Jest niedaleko stąd. W kawiarni. Nie kazała mówić, że jej tam nie ma, więc to chyba żadna tajemnica. To jak. Co jej mam powiedzieć? Zajmiesz się tym? Zajmiecie?
- John, jak ona się zachowuje? Co ci mówiła w ogóle? -
Triskett zerknął na Lolę - Wiesz, podczas naszej randki niewiele dalej ponad wrzaski nie doszliśmy. Gadałeś z nią, jak to się w ogóle stało że ona wróciła? Na... ile?
Gary odchrząknął i przebiegł wzrokiem listę jeszcze raz.
- Co do tego, to załatwione. Postaram się wytrzasnąć archiwistów i bibliotekarzy z dołu choćby spod ziemi.
- Nie wiem jak wróciła. Nie wiem na ile. Ona sama chyba tego nie wie. Jest inna. Jak człowiek. Normalna. No ale trup. Mieszka u mnie, bo chyba nie miała gdzie pójść, Nie jestem jakiś psycholog, ale was się chyba bała.
- Bała? CG bała się nas? -
wspomnienie wczorajszego wieczora sprawiło, ze pożałowała swoich słów. Czy nie dali jej dowodu, że powinna się bać? - Dziękuję, John. Za to, ze się nią zająłeś.
- Jakoś tak wyszło. Nic wielkiego. Co miałem zrobić? Pogonić ją? Zadenuncjować? Nawet nie wiem kim lub czym jest. I chyba ona tego też nie wie. A wiecie czego najbardziej boi się człowiek, co nie?
Gary znowu wszedł na wysokie obroty. Nie miał się na kim wyżyć, za rozpieprzone życie prywatne, za koszmar w sierocińcu. Za czarne worki układane pod murem. Skupiło się po raz kolejny na nim.
- Co miałeś zrobić?! Jeszcze się pytasz? Kurwa mać John, wrzaski machanie giwerą, tego wszystkiego by nie było, gdybyś kurwa mi powiedział! I jak zaczniesz pieprzyć że nie mówiłeś, bo ona cię o to prosiła, to nie ręczę za siebie. Jakby twoja Irene z dzieciakiem wróciła zza grobu, a ja przyjąłbym ją pod dach nie mówiąc ci słowa to uznałbyś że to tylko jej zasrany interes z tobą się skontaktować?!
Gary odruchowo zacisnął pięści.
- Może nie była gotowa. Pomyślałeś kiedyś chociaż raz o kimś innym, niż ty sam? O tym, co czuje druga osoba? Co może czuć? To był jej wybór i jej decyzja. Nie moja. I należy to uszanować. Skoro mówisz, że ją dobrze znasz, to chyba to pojmujesz, co? A jak nie to jesteś buc i tyle. I wtedy myliłem się co do ciebie.
Czasami za ten spokój, racjonalność wieczne opanowanie miał ochotę go udusić.
- Jestem buc, ale tu kurwa Bystrzakiem Roku też nie jesteś John. Wybór i decyzja to jedno, ale myślałem że jesteśmy kumplami. - Może i myślał egoistycznie, ale Gary uważał z jednej strony że Brewer poleciał w tej sytuacji w kulki a z drugiej... cały czas się zastanawiał czy bzyka CG i to napędzało wkurwienie jak buchające płomienie pod kotłem parowym.
- I teraz jeszcze przynosisz karteczkę, oznaczającą jedno, znowu pcha palce między drzwi, a ty mi mówisz że nie wiesz o co chodzi? Już raz jej pozwoliłem wleźć prosto w bagno, bez słowa.
- Taka już jest - wzruszył ramionami. - Chyba wiesz.
Dalsza rozmowa nie miała sensu. Czego najbardziej się boi człowiek? Tego co nieznane, tego co czai sięw ciemności tuż poza zasięgiem wzroku. W nas samych. Rozumiał to.
Kiwnął głową i poszedł do archiwum. Uśmiechał się, czarował, obiecywał cuda, prosił, groził. Skutecznie. Zgarnął po drodze analizę dotyczącą druidów i wrócił do kanciapy.
- Za godzinę, John.

***

Nie przyszła sama bo się boi że ją wsadzą do Komory i zaczną pytać kim jest? Czy też… nie chce ich widzieć?
… zakon druidyczny. Symbol zjednoczenia dwóch światów. Śmiertelnych i Nieśmiertelnych. Ludzi i Faerie ale również Martwych. Zakon założony przed kilku laty przez niejakiego Maela. Starożytnego wampira, który nie ujawnił swojej tożsamości po Fenomenie Noworocznym. Oferuje swoim wyznawcą osiągnięcie Harmonii i Zjednoczenia…
W co się wplątała, co to za pieprzone tajemnice i dla kogo ona teraz pracuje?
…Generalnie niegroźny, chociaż krążyły nie potwierdzone pogłoski o ofiarach całopalnych - zarówno z ludzi, jak i Martwych - w tym wampirów. Sporo ważnych osób w Wielkiej Brytanii sympatyzuje z Zakonem i jego odłamami...
Skup się Gary. Jeden problem na raz.
… Dziećmi Gai, Kościołem Wickańskim, Zjednoczonym Kręgiem czy Cyklem Życia, Zakonem Druidycznym lub Klubem Verbena - to wszytko gałęzie jednego drzewa. Zakon któremu przewodziła żona Carringtona był jednym z odłamów. Nawet niezbyt dużym i niezbyt wpływowym…
Brewer miał rację. Bucu.

Po godzinie do pokoju weszła młoda kancelistka i bez słowa podała plik kartek. Zanim zadzwonił po Brewera, przeczytał uważnie.

- Kościół Drugiego Istnienia - znane ugrupowanie religijne Martwych, o średnim wplywie w Londynie, skupiające głównie zombie i uczący ich pojednania ze swoim stanem i oczekiwanie na Drugą Śmierć w sposób daleki od nekrofagii. Oficjalnie wyznaje go ok 55 tys członków w Londynie. Pod obserwacją MRu ze względu na podejrzenia o nielegalne praktyki. Nie udowodniono niczego również przesłuchaniami 2 stopnia (torturami).

- Niejaki Richard, który mu przewodzi - więcej czasu, brak nazwiska utrudnia, liderem jest niejaki Constantine Soonefield.

- Sekty nieumarłych i organizacje religijne, których symbolami są: Kielich, Klucz, Waga (jak będzie ich za dużo szukaj związku z aniołami) - więcej czasu, Kościół Drugiego Istnienia ma Wagę w symbolice

- Istoty zwane per “świetliści” albo inne wzmianki o aniołach w bazach Mr’u - brak danych, sugestia, że chodzi o faerie z Błogosławionego Dworu które niekiedy zwą się Jasnymi lub Świetlistymi, z tego co wiadomo toczą teraz wojnę z Ukrytym Dworem - tak zawanymi Ukrytymi lub Ciemnymi, prawdopodobnie chodzi o to, ale wiedza o Odmieńcach i Przybyszach jest mała, za mała.

- Niejaka matka Aisha (czy taka kobieta figuruje w bazach) - nie, znów za mało czasu, to dość popularne imię, tytułem Matka lub Ojczulek niekiedy szczurołaki i luop-garou określają kogos, kogo darzą znacznym szacunkiem, radzą się w różnych kwestiach, ale znów za mało danych

- “Zapomniany pomiot” - czy jakieś organizacje używają takiego określeni - za mało czasu, na razie nic nie ustalono, informator z ulicy może powiedzieć, że tak nazywają egzekutorów niektórzy radykalni fanatycy religijni spośród Martwych. Uważają, ze ich moce pochodzą z krwi Piekielnych Pomiotów, demonów. Stąd to określenie. Ale to jedna z hipotez. Mogą być też inne powody.

Nic nie brzmiało znajomo prócz tego pomiotu. Tak parę razy go nazwano na Rewirze, no ale nazywano go o wiele bardziej wulgarnie, wyrafinowanie i z polotem więc nawet się nie zastanawiał wtedy nad tym.
Popatrzył na Lolę, długo nie spuszczał z niej wzroku. Wiedział że musi nadejść runda druga. Ktoś musi jebnąć w gong i muszą się zmierzyć z tym wszystkim po raz drugi. Na spokojnie, bez wrzasków.
- Oddamy jej sami, John. – po chwili dodał jeszcze. – Dziękuję ci. I przepraszam.
 
Harard jest offline