Zbigniew obudził się rano. Był na niezłym kacu. Kiedy zaczął przypominać sobie wydarzenia z poprzedniego wieczora pomyślał że to mógł być sen. Potem zobaczył że jego broń jest wyczyszczona i rozłożona na części. Rzeczywiście wszystko wskazywało na to że to był sen pod wpływem absynthu.
Tym samym Kruk doprowadził się do porządku i zdecydował że pójdzie dziś do kościoła. W końcu tyle lat musiał chodzić do protestantów, to teraz wreszcie wracając na ojczyzny łono liczył że pobliski kościół jest rzymskokatolicki. Ubrał się więc schludnie, choć zrezygnował z brudnego płaszcza.
"hm... gdzie ja go tak uświniłem?" -pomyślał. Nabił fajkę i jak elegancki gentleman udał się do kościoła.
Spacer po mieście wywołał w nim mieszane uczucia. Idąc mijał spaloną karczmę... Przyśpieszył kroku. W kościele było już po mszy, czy też przed... Postanowił wejść do zakrystii i poznać miejscowego duszpasterza. Wchodząć usłyszał znajomy głos.
Cytat:
ktoś świadomie lub nie wzbudził potęgę czarnej magii ... |
Do Kruka doszło wreszcie że zdarzenia z poprzedniego wieczora były prawdziwe. Powoli zaczął sobie wszystko przypominać. Żałował że nie wziął ze sobą piersiówki.
Wkroczył do środka.
-Witam, pana. Pochwalony - skinął w kierunku księdza
- zatem jak się panom spało? Ja muszę przyznać że wolałbym się nie obudzić trzeźwy. Jestem tu przyjezdny, nieważne skąd... tak czy inaczej nie wiele wiem o tej mieścinie, pochodzę z pobliskiej wsi, ale nie było mnie tu dość długo. Jak słyszę, szanowny pan ma ambicję rozwiązać to paranormalne zjawisko. Zbigniew Kruk - podał rękę-
Spróbuję panom pomóc jak tylko będę potrafił.