Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2011, 18:31   #69
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Nogi odmówiły mu posłuszeństwa choć właściwie zdał sobie z tego sprawę dopiero gdy uderzył biodrem o pokład barki. Zimno rozchodziło się po całym jego korpusie promieniując od miejsca, z którego sterczał bełt. Gęsta, czerwona krew wydawała się w ciemnościach jak jakaś czarna lodowata ciecz oblepiająca całe jego ubranie. Wstrętne uczucie. Zobaczył leżącego niecały metr obok niego Kuftsosa. Upadł na wznak i z trudem łapał teraz świszczący oddech. Strużka krwi spływa mu po policzku gdy porusza ustami. Żyje drań. Sparren stwierdza to niemal z zawodem.
- Zasiekać paskudę… - jęknął na wpół do siebie, a na wpół do biegających po pokładzie towarzyszy – zasiekać…
Rozgląda się za swoją bronią, by samemu wykonać wyrok. Coraz słabiej słyszy to co się dzieje dookoła. Dostrzega leżącą obok Kuftsosa kuszę. Zdała by mu się taka… Próbuje się unieść, by móc podpełznąć do broni…
- Konrad! O bogowie… - to głos Josepha. Chłopak jednak dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że stary przewoźnik próbuje go utrzymać, by się nie wiercił – Przestań do cholery się rzucać! Słodka Shallyo…
Gdzieś od strony doków słychać głośny dzwonek portowy. Konrad w końcu daje za wygraną. Pozwala się położyć na plecach i przestaje się ruszać. Dłonie ma całe mokre. Ból jaki pulsuje gdzieś w jego wnętrznościach w końcu dociera do jego świadomości. Chłopak krzyczy krótko i... mdleje.

***

- Zmiłuj żeż się człowieku i ratuj go! – Quartijn nie wydawał się słyszeć tego co mówi do niego niski zasuszony człowiek o wąskiej, chorobliwie chudej twarzy i rozbieganym spojrzeniu. Bardzo ostrożnie stąpał po pokładzie nadtrawionej ogniem barki, która ocalała dzięki przytomności załogi i wsparciu miejscowych żeglarzy i robotników portowych. Swąd spalenizny jaki niosła wilgoć był jednak wystarczająco wymowny by osłabić zaufanie do konstrukcji łajby.
- A co ja mogę? – odparł cyrulik lekko zaciągając i próbując nie uciekać daleko wzrokiem od rozłożonego na deskach nieprzytomnego Konrada – Wyciągnę bełt to mu to co z wątpiów zostało na zewnątrz wypłynie. Nie mówiąc już o tym, że w mig się wykrwawi. Trup już. A zresztą. Ja świąd leczę, choroby, mor, a nie składam mięso po jatkach…
- No to gdzie tu jest jakiś prawdziwy medyk??? – zdesperowane zapytanie przewoźnika sprawiło jednak, że mina cyrulika mocno spochmurniała.
- Patrzysz się na prawdziwego medyka – odparł dumnie – Medycyna to nie masarstwo. Ukończyłem najlepsze…
Nie dokończył. Dietrich w porę pociągnął jegomościa do tyłu, bo dłonie Gomrunda już zaciskały się na rękojeści miecza. Spieller nachylił się nad uchem i coś mu krótko szepnął. Cyrulik w odpowiedzi lekko się odsunął i spojrzał niepewnie na oba krasnoludy i łysawego ochroniarza.
- Emm… - zaczął jakby w myślach nadal jeszcze coś ważył – Weźcie go na deski i zanieście do najbliższej tawerny. Zaraz tam będę z narzędziami. Ale niczego nie obiecuję!
Po tych słowach opuścił pokład, a Imrak i Gomrund zaczęli na szybko organizować jakieś prowizoryczne nosze. Po chwili w asyście Quartijna schodzili na ląd niosąc ciało chłopaka w stronę otwartych drzwi „Czarnego Złota”.
Spieller i Oldenbach wykorzystali ten czas na to by dokładniej przyjrzeć się dobytkowi napastników.

Kuftsos leżał dokładnie w tym miejscu, w którym upadł. Ducha wyzionął nim skończyli gasić barkę. Cios Konrada musiał sięgnąć płuc ich prześladowcy. Biedny drań utopił się we własnej krwi. W zaciśniętej pośmiertnie dłoni nadal tkwił prosty, jednoręczny miecz. Obok ciała spoczywała porządnej roboty jesionowa kusza niezgorsza od tych wyrabianych przez nulneńskich fleczerów. Po obróceniu Kuftsosa na bok, dało się zdjąć z jego pleców kołczan z 37 bełtami zaś rozpięcie kurtki ujawniło chroniącą tors mężczyzny kolczugę. Uderzenie Konrada musiało być naprawdę mocne, bo pierścienie pancerza były po prostu rozerwane na wysokości klatki piersiowej, co czyniło go obecnie słabo przydatnym. To co budziło największe nadzieje to torba łowcy, która była podejrzanie ciężka. Szybko się jednak okazało, że znajdowały się w niej właściwie tylko żelazne kajdany w ilości 3 par, oraz zestaw kluczy do nich. Poza tym na dnie była jeszcze lina.
Dopiero przeszukując kurtkę znaleźli coś co mogło rzucić trochę więcej światła na cele łowcy. Złożone, acz pomięte już pismo wykonane na papierze czerpanym, rysunek przedstawiający całkiem udaną o ile nie lepszą od oryginału podobiznę Ericha Oldenbacha i dołączone do nich 40 złotych koron.

Erich jako człowiek młody i spotrzegawczy zdołał dostrzec unoszące się w toni wodnej ciało jednego ze zbirów, które zahaczyło się o cumę kotwiczną. A ponieważ zostawiać go tam nie należało ani przez przyzwoitość, ani przez wielokrotnie wspominany przez Quartijna klar na pokładzie, wozak zahaczył bosakiem o kurtkę topielca i we spół z Dietrichem wydobyli jego ciało. Ten jednak poza przesiąkniętym bochnem chleba w torbie i bukłakiem z czymś co było mieszaniną wody i naparu z rumianku nie miał za wiele. W kieszeni kurtki ostała się jedna złota korona.

Po chwili na pokład wróciły krasnoludy i Quartijn. Ten ostatni wyraźnie był podłamany stanem młodego Sparrena. Widać było, że chce ocenić stan uszkodzeń dokonanych przez płomienie, ale jakoś nie za bardzo może się na tym skupić. Koniec końców rozłożył bezradnie ręce.
- Przepraszam was panowie, ale niestety muszę iść się czegoś napić.

Kilka chwil po tym jak wyszedł na nabrzeże, Dietrich podzielił się z pozostałymi odkrytym dokumentem jaki znalazł przy ciele Kuftsosa. Nim jednak cokolwiek zdążyli postanowić, Imrak dostrzegł zbliżających się od strony budynków gospodarczych mężczyzn w liczbie sześciu. Po niesionych przez nich pochodniach można było poznać strażników. Herbowe liberie na kolczugach oznaczały jednak przynależność do jednego z rodów, a nie altdorfskiego ratusza.

Grupie przewodził niejaki Magnus Hager w stopniu sierżanta weisbruckiej nocnej straży. Wyglądał zdecydowanie mniej poważnie od swojego imiennika napotkanego po starciu z mutantami. Był mały, chudy i zdawał się cokolwiek nierozgarnięty. Jego ludzie sprawiali nieco lepsze wrażenie choć po ponurych minach dalo się wywnioskować, że są średni szczęśliwych z przymusowej interwencji.
- Wyście załoga? Niech kapitan barki zgłosi się jutro w moim biurze w bosmanacie. Incydent trza spisać - mruknął sierżant obracając butem zwłoki Kuftsosa na bok i przyglądając się twarzy. Odkrycie nijak mu jednak nie przypadło do gustu - Eszsz... kurwa... no nic - wskazał kilku swoim ludziom by brali się za zwłoki Kuftsosa i jego pamagiera - Mamy tu kilku grasujących nocami bandytów, za których nagrody przewidziano, ale to niestety żaden z nich. Bywa. Dobrze żeście trupów nie zwodowali, bo paragraf na to jest. Żołnierze będą do rana patrolować nabrzeże na wypadek podobnych wydarzeń więc możecie spać spokojnie. Jeśli barka odniosła jakiekolwiek szkody można wnosić o zadośćuczynienie po okazaniu przynależności do wybranych cechów kupieckich - przerwał i zmarszczył brwi w zamyśleniu - Taak. To wszystko. Pamiętajcie tylko, by przysłać do mnie rano kapitana.
I po tych słowach ruszył za swoimi ludźmi.

***

Erik Schwank okazał się lepszym medykiem niż nierobem za jakiego wolał uchodzić. Rankiem gdy zaszli na zaplecze Czarnego Złota chłopak był już opatrzony i nie pozostało nic innego jak czekać na to czy młode ciało samo poradzi sobie z odniesionymi obrażeniami wewnętrznymi. Gorszą wiadomością był fakt, że cyrulik jako poddany rzemieślnik rodu zarządzającego Weissbruckiem zarządał od nich zapłaty w wysokości pięćdziesięciu złotych koron za “pół nocy mordęgi w splotach krwistych kiszek”, a nie uiszczenie tej opłaty groziło kłopotami ze strony straży miasteczka. Fakt jednak pozostawał faktem, że Sparren wyglądał na twarzy całkiem nieźle. Nie był specjalnie blady i oddychał głęboko. Szczęście miał, że na dobre stracił przytomność, bo gdyby na żywca go medyk tyle męczył, to cały Weissbruck mógłby nie spać tej nocy. Schwank zostawił im jeszcze bukłak jakowejś śmierdzącej miszkulancji ziołowej i zalecenie, że przez dwa najbliższe dni, Konrad ma nic nie jeść, a pić tylko to. Jazda konna w żadnym wypadku nie była dla niego zalecana, a dalsza podróż barką najszybciej następnego dnia, a i to tylko w koi.

Ponieważ Joseph zdecydował się na właśnie takie rozwiązanie mieli do dyspozycji cały dzień podczas którego nic nie wskazywało na jakiekolwiek obowiązki czy powinności. Tym niemniej Weissbruck był miastem gdzie działo się dużo i szybko, a oni jakimś dziwnym zrządzeniem losu, kłopotów nie omijali.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline