Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2011, 20:47   #250
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Era i Ijan stali z włączonymi mieczami, gotowi do walki. Ich największym problemem nie była jednak konieczność pokonania włamywacza, lecz zrobienie tego szybko zanim Tropull i Antis się wykrwawią. A jakby tego było mało naprzeciw nich stanęła dwójka ich towarzyszek. Nie było wątpliwości, że zakapturzona postać wyręczy się nimi.

I rzeczywiście Rila jako pierwsza ruszyła naprzód, a z rękojeści jej broni wysunęła się żółta klinga. Po chwili dwa ostrza tej samej barwy zabrzęczały za jej plecami. To Shalulira włączyła swój podwójny miecz. Era nigdy nie zdążyła się z nią naprawdę zaprzyjaźnić, lecz wiedziała, że stać ją na wiele. Wiedziała również, że Ijan jest niezłym wojownikiem i jednocześnie żałowała, że nie może tego powiedzieć o sobie. Jedynym pocieszeniem w tym momencie był fakt, że Rila jest tylko padawanką, ale czy z Alerqiem było inaczej?

Rila zaatakowała jako pierwsza. Silnie odbiła klingę Ery, tak że dziewczyna aż się zachwiała lecz atakująca nie mogła zadać ciosu mając po swojej lewej stronie Ijana. Dlatego też zwróciła się w jego kierunku, a na D'an uderzyła Qua'ire. Tym razem Era sparowała cios i sama zaatakowała, ale przeciwniczka odpowiedziała jej tym samym. Tylko kątem oka dziewczyna dostrzegała mieszaninę żółtej i niebieskiej barwy gdzieś po prawej, gdzie paradoksalnie walczyła dwójka jej przyjaciół. Sama skoncentrowała się na swojej oponentce.

Wtem do pomieszczenia wbiegli Tamir, Ziew i Terr-Nyl. Komunikat wysłany do Zabraka dotarł do adresata i pomoc przybyła na szczęście szybko. Chłopak rzucił się od razu by pomóc swej ukochanej, podczas gdy dwójka padawanów wspomogła Ijana. Torn już dobiegał do Ery, gdy coś czerwonego świsnęło mu przed twarzą.

Jedi zatrzymał się niemal w miejscu. Był to czerwony miecz świetlny. Należał do nikogo innego jak tajemniczego włamywacza, przez którego mieli tyle kłopotów. Napastnik stanął przed nim blokując mu dostęp do Ery. Spod kaptura błysnęło złowieszczo czerwone światełko znajdujące się gdzieś na wysokości, na której powinno znajdować się oko tego kogoś.

Nie było innego wyjścia i Tamir musiał podjąć walkę by w ogóle myśleć o pomaganiu komukolwiek. Przeciwnik był jednak silny w Mocy i nawet tego nie ukrywał. W jego aurze było jednak coś znajomego, choć Zabrak nie wiedział co.

Dwa ostrza skrzyżowały się wydając charakterystyczny dźwięk i rozpalając się niemal do białości. Zakapturzony osobnik był szybki i zwinny oraz dziwnie spokojny, a nawet szczęśliwy. Pojedynek z Tamirem musiał sprawiać mu wyjątkową radość, ale ciężko było stwierdzić dlaczego. Zabrak radził sobie bardzo dobrze. Trening odbyty pod okiem mistrza Karnisha przynosił wyraźne efekty. Walczył z tym Mrocznym Jedi, Sithem czy kimkolwiek on był, jak równy z równym.

Tymczasem Ijan, Ziew i Terr-Nyl otoczyli Rilę obchodząc ją z trzech stron. Młoda padawanka zareagowała na to wyraźnym zwiększeniem szybkości i mimo liczebnej przewagi jej przeciwników była w stanie nie tylko skutecznie się bronić, ale nawet atakować. Jedno z jej cięć o włos tylko minęło głowę Verpine'a, pewne pchnięcie mogło pozbawić życia Ijana, a Terr-Nyl już odniósł niewielkie oparzenie lewej ręki, gdy żółta klinga musnęła jego ramię.

Sytuacja wydawała się kiepska, tym bardziej, że Jedi nie chcieli skrzywdzić swojej towarzyszki. Jednak trzeba było działać szybko. Ijan dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Pomocy potrzebowali ranni Tropull i Antis, wesprzeć trzeba było również Erę i Tamira. Jedi nie mogli sobie pozwolić na to by jedna Rila wiązała w walce aż trzech z nich. Podjął szybką i głupią decyzję.

Gdy stanął w takim miejscu by Rila i wyjście znalazły się z nim w jednej linii, upewniwszy się, że walczący z nim padawani stoją z boku, użył całej swej siły by pchnąć Mocą przeciwniczkę. Plan częściowo się powiódł, gdyż dziewczyna zajęta pojedynkiem z Ziewem „odleciała” w kierunku drzwi, jednak zdołała się złapać framugi i została w pomieszczeniu. Wówczas Ijan skoczył ku niej i wpadł na nią przy pełnej prędkości wyrzucając ją na korytarz. Następnie Mocą sięgnął do konsoli od drzwi i zamknął je. Gdy Ziew podbiegł by je otworzyć okazało się to niemożliwe. Młody Jedi musiał zniszczyć konsolę na korytarzu przez co wydostanie się z pomieszczenia medycznego bez użycia miecz świetlnego było niemożliwe. Zza drzwi można było usłyszeć jego krzyk: „Pomóżcie reszcie! Ja się nią zajmę przez jakiś czas!” oraz oddalający się odgłos walki.

Ziew i Terr-Nyl skoczyli więc do Ery, która radziła sobie gorzej, ale drogę im zaszedł, tak jak poprzednio Tamirowi, właściciel czerwonego miecza. Odskoczył on bowiem od swojego dotychczasowego przeciwnika i rzucił się na padawanów. Jednego uderzył w twarz, drugiego podciął nogą, ale już za nim pojawił się Zabrak, który wykorzystując nieuwagę wroga ciął go straszliwie w plecy.

Nieznajomy zdołał rozpocząć unik, ale za późno i Torn trafił go mimo to. Jakież było zdziwienie Jedi, gdy odwróciwszy się ujrzał swego przeciwnika całego i głupio się szczerzącego. Ten uśmiech też wydawał mu się znajomy. Linia ust wykrzywiona jak u jakiegoś maniaka, jednak ciężko było dostrzec jakiś szczegół, gdyż wszystko skrywał cień kaptura. Tylko to czerwone światełko...

Era choć broniła się dzielnie została właśnie przyparta do muru. Z ust Shaluliry wydobył się krótki okrzyk radości, który przypominał też głośne sapnięcie. Niekontrolująca się Jedi przygniotła właśnie swoją towarzyszkę do ściany i tylko iskry wydobywające się ze skrzyżowanych mieczy trwały w ruchu, a obie postaci zamarły siłując się bezgłośnie.

I właśnie wtedy Era spojrzała Shalulirze prosto w oczy. Jej złote źrenice pałały wręcz rządzą mordu, a w jej aurze czuć było nieprzebraną złość. Wargi wykrzywiły się we wściekłym grymasie i D'an nie mogła mieć wątpliwości jaki jest cel jej przeciwniczki.

Tamir widząc kątem oka kłopoty swej ukochanej rzucił się na swojego oponenta jednocześnie krzycząc by Ziew i Terr-Nyl ruszyli Erze z pomocą. Ten odbił jego cięcie, a lewą ręką wyprowadził cios prosto w twarz Zabraka. Jedi zachwiał się od rozpędu, którego nabrał i zanim zdołał odzyskać równowagę poczuł ból brzucha, aż zabrakło mu tchu. To zakapturzony mężczyzna wyprowadził silne kopnięcie. Jakby tego było pchnął jeszcze Torna wprost na ścianę. Gdy obaj padawani ruszyli by pomóc Erze nikt nie mógł mu w tym przeszkodzić.

Tamira w momencie uderzenia oślepił błysk białego światła. Nie wiedział co to, czyżby jakaś eksplozja? Ale jeśli byłby to wybuch, to czy nie powinien go usłyszeć? Czy nie powinien czuć jego ciepła? A może już nie żyje?

* * * * *

Tamir stał w jakimś pomieszczeniu. Jednak panował w nim taki mrok, że jego wzrok nie mógł się przez niego przebić. Nagle rozbłysło jasne, kolorowe światło. To były świetlne miecze. Torn nie musiał ich liczyć by wiedzieć, że jest ich dwanaście. Stał pośrodku komnaty Rady, ale nie stał tam sam.

Po jego lewej stronie stał około dwudziestoletni chłopak z kruczoczarnymi włosami. Na jego twarzy malowało się zadowolenie, wręcz duma. Usta wykrzywione były w delikatnym, łobuzerskim uśmieszku. Spojrzał na Tamira i puścił mu oczko.

Jeden z mistrzów Rady wystąpił naprzód. Zabrak go nie znał. Był to mężczyzna w średnim wieku, z czarną kozią bródką. Jego miecz był koloru zielonego. Dla Tamira stało się jasne, że to ceremonia pasowania nowych rycerzy. Mistrz rzekł śpiewnym głosem:

- Klęknijcie - Torn poczuł jak nogi same się pod nim uginają. Chłopak po lewej stronie również klęknął. Mistrz podszedł najpierw do niego. - Irtonie Karnishu. Z ramienia Wysokiej Rady i z woli Mocy, czynię cię Jedi, rycerzem Republiki.

Blask zasłonił wszystko, a gdy Zabrak znów mógł widzieć ujrzał już zupełnie inną scenerię. Stał na moście linowym z włączonym pomarańczowym mieczem świetlnym. Przed nim, jeden za drugim, stało kilkudziesięciu opryszków z wycelowanymi w niego blasterami. Czuł też, że opiera się o coś plecami. To „coś” wkrótce przemówiło.

- Chyba wpadliśmy – z łatwością rozpoznał głos Karnisha, choć brzmiał nieco inaczej. - Jesteśmy otoczeni.

- Mów za siebie – odpowiedział Tamir nie swoim głosem. Następnie podniósł wysoko miecz i przeciął nim linę podtrzymującą most. Cała konstrukcja rozpadła się i wszyscy runęli w dół. Ciemność na dnie wielkiej rozpadliny zbliżała się z zawrotną prędkością.

Z kolejnej eksplozji światła wyłonił się wielki, zielony stwór stojący przed Zabrakiem. Ten znów miał włączony pomarańczowy miecz. Bestia w pewnym momencie natarła, a Tamir robiąc szybki unik przeciął ją niemal na pół. Stwór padł na ziemię z wywróconymi ślepiami. Chłopak spojrzał w dół w okolicę swojej prawej nogi. Ujrzał małą, czarnowłosą dziewczynkę z bladą cerą.

Dziewczynka o dziwo nie była przerażona. Wręcz przeciwnie, była zachwycona. Jej oczy świeciły się, gdy wpatrywała się w twarz Zabraka. Jedi nic nie powiedział. Zgasił swój miecz, wziął ją za rękę i poprowadził przez gęsty las, w którym się znajdowali. Po jakimś czasie doszli na skraj wioski, albo małego miasteczka. Wówczas Tamir mimowolnie zwrócił się do swojej towarzyszki:

- Jeśli obiecasz, że będziesz mnie słuchać nawet jeśli każę ci za sobą nie iść to zabiorę cię ze sobą... do akademii – dziewczynka aż pisnęła z radości na co i Tamir zaśmiał się śmiechem jakże niepodobnym do swojego. - Jak masz na imię?

- Shalulira.

Kolejny biały błysk i Tamir stał z czerwonym mieczem w dłoni naprzeciw mistrza Karnisha i Ziewa. Był to już Irton jakiego znał. Mężczyzna w średnim wieku z przebijającą się już powoli na skroniach siwizną. Ziew również wyglądał tak jak go Zabrak zapamiętał.

- Poddaj się dla swojego własnego dobra – rzekł Karnish.

- Śnisz Karnish – głos Tamira stał się szorstki, bardzo nieprzyjemny.

- Nie chciałem uwierzyć, gdy mi o tym powiedziano, ale ty naprawdę dołączyłeś do Dooku.

- Zostawiliście mnie samego na arenie Geonosis! Myślisz, że po czymś takim wrócę do świątyni i będę się kłaniał tym wszystkim mistrzom w pas? Byłem ciężko ranny, mogłem umrzeć!

- Wszyscy mogliśmy. Byliśmy otoczeni, ledwo uszliśmy...

- Wy uszliście! Mnie zostawiliście na pastwę droidów. Nawet ty, podobno mój przyjaciel.

- Myślałem, że nie żyjesz.

- Och, żyłem. Ale skoro nie potrafisz rozróżnić życia od śmierci to nie poczujesz żadnej różnicy, gdy wbiję ci klingę mego miecza między żebra.

Tamir skoczył do przodu, ale wówczas znów rozbłysło białe światło, a gdy zniknęło Zabrak stał z wyciągniętymi do góry rękoma, a nad nim unosił się Ambasador. Nagle jego rampa się otworzyła i zbiegł po niej Kastar Induro. Jedi rzucił się na Tamira, ale ten złapał go rękoma za gardło. Do uszu Torna doszło wołanie mistrza Karnisha: „Wracaj Kastarze!”. Również Induro poruszał wargami, a z jego ust wydobyły się ciche słowa: „Za to co mi zrobiliście”.

Białe światło raz jeszcze zasłoniło scenę odsłaniając zupełnie nową. Tym razem Zabrak ujrzał sufit jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Jedna tylko lampa rozświetlała pokój, a na dodatek ściany były czarne jak gdyby ktoś chciał spotęgować panujący tu mrok. Nad Tamirem pochylał się droid medyczny, ale co ciekawe mimo że gmerał przy różnych częściach ciała Zabraka, ten w ogóle nie odczuwał bólu.

Pojawiła się też jakaś postać, w której Torn po chwili rozpoznał Artela Darca. Nachylił się on nad leżącym z drugiej strony i spojrzał na niego. Jego oczy były zimne. Jedi nie dojrzał w nich najmniejszej oznaki emocji czy uczuć.

- Nieźle cię załatwił ten smarkacz. Kto by się spodziewał, że nasze własne dzieło obróci się przeciw nam? Na domiar złego nie możemy śledzić Karnisha i jego grupy przez nadajnik w ciele klona. Dobrze, że przynajmniej załatwiliśmy dwóch z tych śmieci. A ty się nie martw, wyjdziesz z tego. Wystarczy, że straciliśmy tego durnia Korela – Darc zaśmiał się cicho. - Głupiec myślał, że jest potężnym Mrocznym Jedi, a tu załatwił go jakiś chłoptaś i to nawet nie człowiek. Zresztą ten bałwan też był obcym. No, mój przyjacielu, nie będziesz wyglądał jak dawniej. Sporo żelastwa na ciebie pójdzie...

* * * * *

Tamir ocknął się jakby ze snu. Siedział na podłodze, oparty o ścianę w pomieszczeniu medycznym w posiadłości Karnishów. Nad nim stała zakapturzona postać z włączonym mieczem. Wyglądało na to, że wizja nawiedziła Zabraka tylko przez ułamek sekundy. Era, Ziew i Terr-Nyl nadal walczyli, a sam Tamir wciąż żył. Powoli stanął na nogi...
 
Col Frost jest offline