Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2011, 19:27   #8
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
***

Przez to wszystko zmierzch zastał ją jeszcze w trasie. Na szczęście to, co według wszelkich jej danych powinno być miastem, było już na tyle blisko, że dotarła do fortyfikacji, zanim zrobiło się zupełnie ciemno. Nawet mocno irytująca, wieczorna mgła, nie stanowiła poważniejszej przeszkody. Teraz pozostało tylko zlokalizować bramę...

Odruchowo zacisnęła powieki, oślepiona światłem reflektora, który nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak pojawił się gdzieś nad jej głową. Domyślała się oczywiście, że miasto jest chronione iluzją - usłyszałaby przecież gdzieś po drodze, gdyby zostało opuszczone. Niemniej jednak nie spodziewała się, że dostanie tak po prostu i bez ostrzeżenia snopem światła po oczach.

- Kto idzie? - usłyszała czyjś podniesiony głos. Powstrzymała się od cisnącego się na usta “Ja!” i wyrecytowała:
- Vianna, znana jako Skierka. Technik, elementalistka, kandydatka na wypra...
- Ty, widzisz tu kogoś?
- zarechotał jeden ze strażników. Mrużąc oczy, rozpoznała w nim pokaźnej postury orka o wyjątkowo paskudnej mordzie.
- Ni cholery. Ale za dużo wypiłem dzisiaj, bo mi wróżki przed oczami tańczą! - odkrzyknął mu młody chłopak w ubraniu, które przy sporej dozie dobrej woli można było nazwać mundurem.
- W mordę, stary, coś nam dranie do piwa chyba dosypały! Wróżka, jak nic!
- Wypraszam sobie, jestem latającym różowym hipopotamem, morfującym w stado białych myszek.
- Skierka przewróciła oczami. Normalka, znudzeni panowie muszą się trochę ponabijać, inaczej świat by się chyba skończył (... i w ten sposób nastąpił kolejny Pogrom).
- Te, patrzcie ją, jaka pyskata... Nie podskakuj, bo jeszcze się wyższa zrobisz!
- Ej wy! Patrzcie, co za nią łazi!
- któryś z tych młodszych najwyraźniej wykazywał kwalifikacje umożliwiające cokolwiek więcej, niż głupawy rechot, bo jako jedyny zwrócił uwagę na Bagaż, który wreszcie doczłapał do niej i spokojnie ulokował się na ziemi.
- Cholera, wygląda podejrzanie... Co to? Jakaś broń? Bomba? - łypnął podejrzliwie ork.
- Nie, walizka. Jeśli ja i mój bagaż wyglądamy tak groźnie, że pękacie, to mogę otworzyć... - wzruszyła ramionami. Nie miała nic do ukrycia, a jeśli uznają, że chcieliby zawłaszczyć jakąś część jej rzeczy, po prostu przestanie być miła.
- Panowie, może trochę powagi - zganił towarzyszy starszy mężczyzna. - Pani tu w jakim celu?
- Zbiórka na wyprawę, zgadnijcie w jakim lokalu
- odpowiedziała krótko. A niech się cieszą.

Zgodnie z przewidywaniami strażnicy wybuchnęli gromkim śmiechem, wymieniając się cicho uwagami. Nawet facet, który sprawiał wrażenie dowódcy, odpowiedzialnego za pilnowanie bramy, nie zdołał powstrzymać prychnięcia. Tylko potężny obsydianin, ze znudzoną miną ostrzący broń, nawet się nie uśmiechnął.
- Na zbiórkę wróżek we Wróżce prosto, a potem w prawo - wyjaśnił całkowicie obojętnym tonem. Jego koledzy zareagowali kolejną salwą śmiechu, a sama Skierka tylko wzruszyła ramionami. Panowie byli tyleż rubaszni, co nieszkodliwi, a z doświadczenia wiedziała, że wystarczyło, że spędziła kilka tygodni w jakimś miejscu, a innym Dawcom Imion jakoś mniej było do śmiechu na jej widok. Widocznie się przyzwyczajali, chociaż fakt, że miała spluwę i nie wahała się jej użyć, również mógł mieć z tym coś wspólnego.
Niech nienawidzą, byleby się bali.

Wrota bramy rozchyliły się z cichym skrzypieniem. Przekraczając je pomyślała, że biednym zawiasom należałoby się porządne naoliwienie, zanim zrobią sobie krzywdę i się pozacierają - ale nie zamierzała teraz się tym zajmować. No chyba, że naprawdę dobrze zapłacą. Póki co jednak, brama jakoś nie kojarzyła jej się z przypływem gotówki, a że gotówka była jej zdecydowanie konieczna do szczęścia, skierowała się w stronę, gdzie zgodnie ze wskazówkami powinno znaleźć się miejsce zbiórki.

Minęła zaledwie kilka przecznic, gdy powietrze wypełniło przeraźliwe wycie syren, a Dawcy Imion jak na komendę rozbiegli się, pozornie zupełnie bez żadnego sensu i składu, na wszystkie strony. Zainteresowana, rozejrzała się w poszukiwaniu źródła alarmu, ale póki co nie widziała nic podejrzanego, jeśli nie liczyć powszechnej paniki. Przeszło je przez myśl, że może Żul tak się za nią stęsknił, że wybrał się na wycieczkę jej śladem, ale taki raban z powodu jednego mutanta nie wydawał jej się specjalnie prawdopodobny - zwłaszcza, gdy do wycia syren dołączył charakterystyczny świst, a chwilę później fala uderzeniowa, mająca początek na placu obok, o mało co nie zwaliła jej w nóg.

O żesz w mordę, bombardowanie czy jak?!

Przełączyła Bagaż na tryb stacjonarny, niech stoi sobie w kącie. Może nikt go nie zauważy. Sama wzbiła się w powietrze, podlatując ponad poziom dachów i próbując zlokalizować zagrożenie. Kierunek ostrzału był jasny - powietrze regularnie przeszywał świst kolejnych pocisków salwy - ale gęsta mgła mocno zniechęcała ją do wycieczki w poszukiwaniu organizatorów tej imprezy. Zwłaszcza, że nie była to przecież jej sprawa. Nie sądziła, żeby ktoś zamierzał zapłacić jej za fatygę.

Chwilę później uznała, że sprawa może faktycznie nie była jej, ale za to dość poważnie przeszkadzała jej w interesach. W znajdującym się pod ostrzałem mieście trochę trudno uzgadniać szczegóły wyprawy. A już na pewno nie da się tego robić, kiedy dodatkowo hasają po nim radośnie przerośnięte, wyliniałe wilki... Czy cokolwiek to było. Masywne sylwetki mutantów, które wdarły się do miasta, przebijały się coraz głębiej, siejąc spustoszenie wśród tych przechodniów, którzy mieli pecha nie zdążyć się skutecznie skryć oraz tych, których kryjówki właśnie zamieniły się w żałosne sterty połamanych, drewnianych desek. Stworów nie było, przynajmniej na razie, specjalnie dużo, ale te, które zaatakowały miasto wyglądały zdecydowanie paskudnie. Nie dość, że wielkie, to jeszcze zdecydowanie świetnie przystosowane do walki - duże i najwyraźniej ostre pazury, mordy jak u bagiennych krokodyli, a na dodatek jeszcze coś w rodzaju uzbrojenia na tych mordach. To ostatnie było szczególnie niepokojące, bo wyraźnie sugerowało, że nie była to zwyczajna banda zmutowanych, wygłodzonych futrzaków.

Nie wyglądało to dobrze.

Na wszelki wypadek przełączyła się na chwilę na widzenie astralne, żeby sprawdzić, czy ten, bądź co bądź, zorganizowany atak nie ma przypadkiem jakiegoś wsparcia na planie niematerialnym, ale błyskawicznie wycofała się z tego pomysłu - równie dobrze mogłaby sprawdzać obecność płomienia świecy w ognisku. Cała okolica dawała po oczach magią tak, że zwariować było można, a o sensownym zorientowaniu się w sytuacji w ogóle nie mogło być mowy. Zresztą naturalne czy nienaturalne, stwory mordowały ludzi tu i teraz, i nie było zbyt dużo czasu na kontemplowanie zjawiska. Im szybciej miasto pozbędzie się intruzów, tym szybciej będzie mogła zająć się tym, po co tu przybyła.

Pieszczotliwie pogładziła lufę karabinu, mrucząc czule coś o “jej milusich Czempionkach”, po czym puściła całą serię pocisków w burą bestię, która właśnie wylazła z budynku pod nią, zapominając przy tym otworzyć drzwi i zostawiając za sobą wielką dziurę w ścianie koło nich. Stwór ryknął rozdzierająco i zamachał łbem, jakby opędzał się od chmary natrętnych komarów.

- No giń, włochata szmato - warknęła, posyłając w niego drugą serię, ale mutant bynajmniej nie zamierzał jej posłuchać. Zamiast tego wykonał długi sus, usuwając się z miejsca, w którym najwyraźniej coś go próbowało zranić, i rozejrzał się wokoło. Skierka z satysfakcją zauważyła, że pysk wprawdzie miał względnie cały, ale za to w miejscu jednego ślepia ziała krwawa dziura. Nie miała jednak czasu na radość - bestia dostrzegła ją, wybiła się w górę i machnęła pazurzastą łapą, usiłując dorwać atakującego ją “insekta”. Na szczęście dla wietrzniaczki, mutant albo po prostu nie był specjalnie zwinny, albo brak jednego oka skutecznie utrudniał mu celowanie. Dość, że minął się z nią o co najmniej metr, nie musiała nawet robić specjalnie szybkiego uniku. Roześmiała się triumfalnie i obniżyła lot, wzbijając się gwałtownie w powietrze chwilę przed tym, gdy pazury bestii spróbowały dosięgnąć ją po raz wtóry.

Szybko została sama w wąskiej uliczce. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pokusił się, żeby obserwować spektakl, a skoro żaden inny mutant nie kręcił się najwyraźniej akurat tutaj, przechodnie spokojnie zdążyli znaleźć kryjówki, kiedy ona zabawiała się ze stworem. Szkoda. Liczyła na to, że jeśli wystarczająco dużo Dawców Imion zobaczy, że nie jest taka słodka, mała i bezbronna, zyska w tej okolicy trochę szacunku. Zabawa z mutantem jednak była na tyle przednia, że uznała, że nie będzie jej przerywać tylko dlatego, że nikt jej za nią nie zapłaci.

W chwili, gdy dostrzegła zbliżające się w szybkim tempie towarzystwo, mutant właśnie rozpaczliwie ślizgał się na stworzonym przez nią prowizorycznym lodowisku. Wybijanie się do skoku z takiej powierzchni zdecydowanie nie szło mu najlepiej i kończyło się rozjechanymi łapami i obitą o podłoże mordą, a na domiar złego z góry dosięgały go krótkie serie pocisków. Skierka zakładała się z samą sobą, za którym razem pozbawi stwora drugiego oka - i póki co przegrała (lub wygrała, zależy z której strony patrzeć) miedziany naszyjnik i automatyczny wkrętak. Lubiła robić sobie małe prezenty od czasu do czasu. Powoli dochodziła jednak do wniosku, że naboje zaraz się skończą, należałoby więc przerzucić się na jakiś bardziej efektywny sposób walki.

Potencjalny, bardziej efektywny sposób walki właśnie nadbiegał. Posiadał szare kamizelki, broń palną i trzy elementy - dwóch chudych, ludzkich wyrostków oraz jednego barczystego krasnoluda, najpewniej w średnim wieku. Skierka spodziewała się, że na widok mutanta strażnicy dobędą broni i skończą jej zabawę, ale zamiast tego wszyscy trzej wyhamowali gwałtownie. Miny mieli nieco niewyraźne. Chwilę później domyśliła się, dlaczego.

Kolejna bura bestia pędziła wąską uliczką kilkadziesiąt metrów za strażnikami. Była nieco pokiereszowana, ale wciąż daleko jej było do zdychającego truchła. Wręcz przeciwnie - płonące wściekłością ślepia wyglądały na całkiem bystre, a poruszał się na tyle żwawo, że dotarcie do Dawców Imion było kwestią sekund. Biorąc pod uwagę, że jej “zabawka” właśnie pozbierała się na tyle, by względnie stabilnie stanąć na czterech łapach i rozważyć atak na łatwiejsze cele, ich sytuacja była naprawdę nie do pozazdroszczenia.

Krasnolud doszedł do siebie jako pierwszy, chwycił karabin i wycelował w bestię przed sobą. Głuchy szczęk, który towarzyszył naciśnięciu spustu, wyjaśnił Skierce, dlaczego na jego twarzy malował się wyraz całkowitej rezygnacji i dlaczego pozostałą dwójka nawet nie zadała sobie trudu, by sięgnąć po broń. Bez nabojów mogli co najwyżej przyłożyć bydlakowi kolbą przez łeb. Przerąbane.

- Schowajcie się gdzieś, do cholery! - krzyknęła z góry, skupiając się na zaklęciu i czując na czubkach palców znajomy chłodek. Długa, lodowa lanca wystrzeliła z jej palców chwilę później i przeszyła bark potwora, który na wciąż śliskiej powierzchni stracił równowagę i po raz kolejny zaliczył bliskie spotkanie uzbrojonej mordy z ziemią. Nie tylko mordy zresztą, bo lanca przeszła na wylot i przygwoździła go do podłoża, skutecznie uniemożliwiając rzucenie się w kierunku przeciwników.

Strażnikom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Świadomi, że bez białej broni są praktycznie bezbronni, ruszyli biegiem w kierunku dziury w ścianie domu - tej samej, którą parę minut wcześniej wybił wychodzący z niego stwór. Biegnąca w ich kierunku bestia oczywiście nie przeoczyła tego faktu, ale zanim zmieniła kierunek, niecałe dwa metry przed nią przeleciało małe, skrzydlate stworzenie, zrobiło beczkę w powietrzu, a po tym, jak zaskoczony stwór nieco zwolnił, wpakowało w jego mordę resztkę amunicji.

Zgodnie z jej przewidywaniami, rozwścieczony mutant wyhamował gwałtownie i definitywnie stracił zainteresowanie strażnikami. Kiedy doszedł do siebie po ołowianym prysznicu, rzucił się w jej kierunku, usiłując złapać ją w locie, ale strażnicy musieli wcześniej dać mu dobrze w kość - jedna z jego tylnych łap była wyraźnie zraniona, dzięki czemu nie był ani tak szybki, ani tak skoczny, jak mógłby być. W dodatku najwyraźniej nie domyślił się, co znajduje się przed nimi i przy czwartym z kolei skoku prześlicznie stracił równowagę na lodzie i wpakował się na kolegę po fachu. Niestety, łamiąc przy tym nadtopioną lancę i uwalniając go z potrzasku. Kula burego futra przekoziołkowała parę metrów, po czym rozdzieliła się na dwa ranne i bardzo, bardzo wkurzone zwierzaki.

Skierka zawisła w powietrzu, pomachała im obiema rękami i zrobiła w powietrzu efektowną spiralę.

- Berek! - krzyknęła, kierując się uliczką w kierunku bramy. Tam z pewnością było więcej straży, może dla odmiany lepiej uzbrojonej, a mutanty były już mocno osłabione i powinno dać się je załatwić bez specjalnych problemów. Miała tylko nadzieję, że jej starania zostaną należycie docenione i cała impreza odpowiednio jej się opłaci, a przy tym, że nie straci przy okazji tej części dobytku, którą miała ze sobą. Przerywając na chwilę lawirowanie w powietrzu tak, aby broczące krwią i potykające się bestie były w stanie za nią nadążyć, wyciągnęła z kieszeni nadajnik i wydała Bagażowi polecenie, żeby podążył za nią. Wprawdzie ulice były kompletnie opustoszałe, ale wolałaby, żeby nikt się nim nie zainteresował. Poza tym zdecydowanie wolała mieć swoje rzeczy pod ręką.

***

Skierka zupełnie nie była świadoma, że parę minut później, nieopodal miejsca, w którym zostawiła swoje rzeczy, ktoś dostanie za jej decyzję całkiem solidne manto. Młodziutki troll, próbujący swoich sił w gangu drobnych złodziejaszków, nie otrzymał specjalnie skomplikowanego zadania. Miał tylko pilnować stosu fantów, którzy jego koledzy, korzystając z sytuacji, zbierali z opustoszałych ulic, a chwilami zapewne także z ciał poległych.

Rozkazy nie precyzowały, co powinien zrobić w sytuacji, gdy część zdobyczy postanowi ni stąd, ni zowąd się oddalić. Na wszelki wypadek wolał nie wychylać jednak nosa z bezpiecznej kryjówki, żeby nie nadziać się na żadną wściekłą bestię. Implikowało to wprawdzie reakcję wkurzonego szefa, ale do tej Jurg zdążył już całkiem przywyknąć.

- Jak to nie ma?! - ryknął stary ork.
- No, poszedł.
- Co? Nóg dostał i sobie poszedł?
- zadrwił szef.
- No tak! - przytaknął młodzik. - Dostał nóg i poszedł, no dokładnie tak, jak pan mówi!

Słuchając przekleństw płynących z ust starszego mężczyzny, był naprawdę sfrustrowany. Nie miał wątpliwości, że nikt mu nie uwierzy, że kufer, który zgarnęli spod ściany jakiegoś budynku, w którymś momencie wypuścił osiem długich, pajęczych nóżek i równym krokiem pomaszerował w ciemność.
 
Serika jest offline