Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2011, 10:55   #115
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
U Irola poszło jak po maśle. Koordynator był w siódmym niebie gdy mu powiedziałem, że wszyscy łyknęli wszystko idealnie. Opowiadałem o tym jak to Cameron uważa, że MR naprawdę jednak dba o sprawiedliwość i uważa martwych na równi z ludźmi. Jak to był wdzięczny za uratowanie jego kumpla i zrobienie w konia tamtych frajerów. Mówiłem o Szajbie, który widzi w nas bojowników o prawa żywych, wrogów zdechlaków. Jaki był zadowolony, że w tej wojnie dbamy o takich zwykłych żołnierzy jak jego bracia, którzy zginęli zabici przez psychopatycznego łaka. Rudy frajer nie wiedział, że tamta dwójka jedynie jest wdzięczna mi. Praktycznie od razu zgodził się na dwa dni wolnego dla mnie i Kota by śledztwo wyglądało wiarygodniej. Gdy już załatwiłem z nim wszystko polazłem do Dorotki. Jak to miałem w swoim zwyczaju zapukałem i wszedłem. Koordynator spojrzał na mnie znad biurka i uśmiechnął się.
- Dusty. Jak tam śledztwo?
Rozwaliłem się na krześle naprzeciwko niego i zamknąłem telekinezą drzwi. Podbrudek położyłem na załączonych dłoniach opierając łokcie na biurku i wlepiając w niego różnobarwne oczy.
- Bombowo. Leci tak do przodu, że zacząłem przyjmować pewne cechy mojego ulubionego koordynatora.
- Znaczy - kameleon spojrzał na mnie z udawanym zainteresowaniem i ziewnął. - Bo jakoś nie mam ochoty na szarady.
- Kamuflaż mi się sypie. Co prawda będę przystojniejszy ale obecnie nie jest to pożądane. No ale okey...

Odchyliłem się na krześle i kontynuowałem.
- Śledztwo świetnie. Ustawiłem wszystko tak jak Irol chciał, teraz łaki Camerona i naziole jedzą mi z ręki. Właśnie, naziole... Szajba według mnie powinienen zostać zlikwidowany. Stanowi stanowczo zbyt duże zagrożenie a jest nieprzydatny jako narzędzie. Jest jak żagiew w drewnianej szopie pełnej siana. No i natknąłem się na trop Ducha. To powinno Ciebie bardziej zainteresować. Potrzebuję jednak wsparcia.
- Skinami się nie przejmuj. Nie nasza głowa. Zamykasz oficjalnie sprawę? Jeśli tak, musimy podrzucić ci nową. Moim zdaniem graj na czas ze starą. Po to daliśmy ci tego całego kota. Jest leniwy. Najchętniej siedziałby całymi dniami i lizał się po jajcach. A Xaraf się zwolnił. Więc masz wolną rękę. A teraz mów co to za trop.

Królestwo za Vorde. Naprawdę. A nawet dwa bym z chęcią komuś dał UK i Arkadie.
- Skiny to problem Londynu więc i nasz. Co do sprawy to mam dwa dni wolnego. Z Irola jest jeszcze większa leniwa gnida niż z Charliego. Miracle, wampir Starszej Krwii udający Nową, zbok liczący sobie według moich źródeł ponad tysiąc lat. Interesuje się fenomenem Ducha Miasta, badał go dość dokładnie. Mam zamiar do niego się udać nieoficjalnie i wydobyć trochę informacji. Niestety potrzebuję obstawy, żeby mi nie zrobił z mózgu jajecznicy. Fantoma. Emmy Harcourt.
- Hmmm. Zobaczymy co się da zrobić. Miracle jest znany w MRze. Nie wiem czy rozsądnie jest kręcić się koło niego. Jeśli chcesz, załatwimy ci sprawę wokół kogoś z jego licznych przydupasów. Jakieś nielegalne kąśnięcie. Coś w ten deseń. Ale na Miracle powinieneś uważać. Naprawdę niechwytny z niego skurczybyk. Nie tak łatwo go namierzyć.

Zmieniłem głos na twardszy.
- Nie zobaczymy. To mój warunek. Zresztą bardzo korzystny... Pozwoli to wzmocnić moją pozycję i kamuflaż w MRze co będzie na rękę dla naszej przyjaciółki. Co do pijawki to spróbuję po swojemu ale przydałby się jakiś hak na Doudiego i Ferro, dilują i to pewnie krwią więc nie powinniście mieć z tym problemu.
- Dobra. Do wieczora coś ci wykombinuję. Teraz muszę zając się pilnie manifestacją demona. Co do Hearcourt pomyśl jeszcze. Jeśli pozna zbyt wiele tajemnic Rady trzeba ją będzie zlikwidować. Jeśli nie okaże się godna zaufania... Sam rozumiesz. Nasz służba wymaga czasami pewnej moralnej elastyczności. Ona nie do końca ma taki profil. Selekcjonujemy dość dokładnie potencjalnych kandydatów. Twoja decyzja. Ty będziesz prał brudy, jeśli jakieś się pojawią. By to było jasne.

Ciągle bujając się na krześle zaśmiałem się i rozłożyłem ręce. Prawie przez to się wywaliłem. On próbował uczyć mnie fachu. Mówić o moralności i praniu brudów. Robiłem w tym interesie trochę dłużej. Jasne, większości z tego nie pamiętałem ale podstawy i proces werbowania znałem aż za dobrze.
- Dorotko... Ona mnie werbowała i uczyła fachu. Ona i nie mówię o Emmie. Ja wiem, że nasza Fantomka nie nadaje się do tej roboty ale przecież nie musi o niczym wiedzieć. W sprawie Mythosa o ile wiem byłem jedynym wtajemniczonym regulatorem. Ale potrzebuję chociaż przy kontaktach z pijawkami wsparcia, któremu będę ufał. A niestety znałem dwie fantomki o których mogłem to powiedzieć. Chyba, że wyciągneliście Kopacz z za grobu z jej zdolnościami.
- Czekaj. Mam pomysł. Hearcourt jest w grupie “Trójkąt”. Oni rozpracowują zabójstwo jakiś dealerów krwi, z tego co się orientuję. Może jutro dołaczę i ciebie i Kota, jako wsparcie. Alebo tylko ciebie. Do jutra masz wolne. Popracuj nad czymś ważnym. Poudawaj przed Irolem, ze coś domykasz i sprawdzasz. Z Kotem. Lepszego alibi nie będziesz miał.
Dorzuciłbym nawet trzecie królestwo, nie wiem jeszcze jakie ale jakieś na pewno. Już nawet nie za Vorde a myślącego koordynatora.
- Pieprzysz trzy po trzy. Naprawdę. Facjata mi się sypie i jest kwestią czasu nim wparaduję tutaj jako Russel, jakiś skurczybyk mąci w głowach mieszkańców Londynu niezależnie od stanu życia a ja mam się opierdalać? Załatwiłem sobie dwa dni wolnego, w którym mogę się skupić tylko na sprawie. Działać na pełnych obrotach. A Ty chcesz, żebym pierwszego się opieprzał, bo nie daliście mi żadnego tropu a drugiego dołączył do grupy. Tam masz trójkę mieszańców. Muszę się tam pilnować przed Emmą by mnie nie rozpoznała. Muszę pilnować się przed tamtym regulatorem i tą latynoską by nie rozpoznali, że się opierdalam i jeszcze przed Kotem i Irolem... Jasne, da radę to zrobić. Ale będę miał mniej czasu dla sprawy.
Pokręciłem głową.
- Wybacz ale kurcze zaczynam tęsknić za Kopacz, która kazała nam zapieprzać we trójkę nad trzema sprawami. Znajdźcie mi na wieczór fantomkę lub fantoma, niech będzie od nas do tego silny amulet od wpływu. I przekaż dla Rachel moje pozdrowienia i nadzieję szybkiego spotkania.
Odpowiedział, ale nim to zrobił przez ułamek sekundy na jego twarzy pojawił się dziwny cień. Błysk w oku. Taki złośliwy, jakbym miał się sparzyć na moich "prośbach". To w połączeniu z moim snem budziło niepokój. Póki co nie miałem zamiaru z tym nic zrobić. Złota zasada wszystkich psychologów, PRowców i cyngli rządowych: nie interpretuj tylko jednego gestu. Nie dałem oczywiście poznać po sobie, że coś zobaczyłem.
- Jasne. Przekażę. A teraz idź i rób, co uznasz za słuszne.
Wyszczerzyłem się w uśmiechu.
- Gdy zacznę robić to co uważam za słuszne to mnie skasujecie. Co z kamuflażem? Trzeba to poprawić nim pójdzie dalej. Nie mogę łazić z facjata Caine'a.
- Nie my to ci zrobiliśmy, stary. Przeceniasz nas.
- To kto? I czemu nie napisał w instrukcji ze co roku trzeba stawić się na przegląd?

Nie odpowiedział. Przewrócił oczami w geście “ale śmieszne” i wrócił do studiowania zwartości teczki, którą przeglądał, jak wszedłem do środka. Kryptonim “BIG BEN”. Wstałem od biurka i rzuciłem jeszcze na odchodne.
- Pamiętaj, dobry Fantom, żeby nie dał się dla Miracle. I nie daj się zabić
- Uhm.

I znowu porównałem go do Vordy. Do tego gdy opuszczałem podobny gabinet rzucając podobnymi słowami. Tylko odpowiedź była zupełnie nie podobna.

***

Kota zastałem w naszym opierdalającego się aktywnie, czyli wywalonego na nasłonecznionej kanapie. Zrobiłem zmartwioną minę.
- Mam złą wiadomość. Śledztwo trwa jeszcze dwa dni. Tak żeby wiarygodniej wyglądało.
- W sumie nie widzę nic złego w dwóch dniach urlopu, chyba że jest coś jeszcze. Irol o tym wie?

Charlie nie ruszył się z kanapy ograniczając się do powitalnego uniesienia ręki.
- Oczywiście, że wie. No jak to nic złego... Dwa dni opieprzania się, chlania zimnego piwa i chłodzenia się w jeziorku zamiast ratowania świata. Takie małe podziękowanie za wczoraj.
- Ty tak poważnie? Wiesz... bądź co bądź nie było łatwo dostać dą robotę, jeśli cokolwiek pójdzie źle... Aha! W temacie. Znalazłem coś w naszym koszu, mówi ci to coś?

Kot wygrzebał z kieszeni podartą kartkę A4 i wyciągnął w moja stronę. Pewnie miał doświadczenie w grzebaniu w śmietnikach za jedzeniem. Usiadłem za biurkiem kładąc przed sobą dokument. Jeżeli nie był ani mój ani łaka to musiał być Xarafa. Pewnie w wolnych chwilach rysował to co go podnieca. W wypadku tego egzekutora zamiast ponętnej blondynki będzie to najnowsze XM156 z podczepianym generatorem plazmy. Jakże mnie zaskoczył napis "denucjacja". Naprawdę byłem w szoku. Nie wiedziałem, że w MRze mają słowniki dostępne dla egzekutorów!
- Nic nie pójdzie źle. Byłem u skinów i Camerona, wszystko poszło gładko. O proszę... Xaraf chciał na nas donieść. Ciekawa czy druga taka nie poszła do kadr.
Miałem to w dupie. Raz, że obecnie miałem lepszą pozycje w MRze od Xarafa, który porzucił służbę (do tego nie straciłem żadnego z partnerów co mu zdarzało się nałogowo) a dwa miałem dość solidne wsparcie BORBLu.
Charlie przez chwilę przypatrywał mi się badawczym wzrokiem. W końcu wzruszył ramionami.
- Po tym jak odszedł, pewnie i tak nie potraktują go zbyt poważnie. Wracając do tematu. Przejrzałem akta Baliffa... tak z nudów, ale to cholerny harcerzyk, jego papiery wyglądają czyściej niż nasze. - Kot spojrzał na okno i zamilkł na chwilę. - A co z tą drugą sprawą? Znalazłeś coś nowego?
Lubiłem tego leniwego łaka. Myślał i wbrew temu co mówił lubił działać. Nawet gdy nie miał w tym żadnego interesu.
- Czyste akta oznaczają tylko, że gdzieś głęboko jest duże gówno. Nie miałem czasu poszukać. Słuchaj. Wczoraj mocno się zmieniałem?
- Jak na standarty łaka niezbyt. Jak na telekinetyka, miałeś na ryju pieprzony kalejdoskop
. - Foster zaśmiał się głupkowato, jego wzrok spoczął ponownie na mnie. Spoważniał. - Kilka różnych... zestawów rysów twarzy, niezbyt miałem czas się przyglądać. Na pewno coś więcej niż drganie mięśni. Jakieś magiczne gówno.
- Dzięki. Mam u Ciebie dług.

Kot machnął ręką, po czum znów wlepił wzrok w okno.
- Słuchaj... wiem, że to nie jest... no przynajmniej do wczoraj nie była moja sprawa. Ale czułem z tych gruzów obecność. Kurewsko silną. Wiesz co mówią o patrzeniu w otchłań... to coś mogło wiedzieć, że tam byliśmy... ja.. - zaciął się na chwilę, szukając odpowiednich słów - Zmierzam do tego, że chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej, zanim to coś wyjdzie ze swojej nory i zapuka mi do drzwi. A to nie jest kategoria informacji, o które mogę popytać w archiwum. Ten... Mythos, na pewno go zabiliście?
Skinąłem głową, moja teza się potwierdziła. Kot nie lubił zostawiać nieskończonych spraw.
- To naprawdę duże gówno. Ponoć go zabili, nie wiem tego. Słuchaj, przejedziemy się? Muszę auto oddać, wtedy pogadamy.
- Niezły pomysł.
- rzekł Charlie podnosząc się do pionu. - Pomijając wszystko inne, lepiej, żeby Irol mnie tu nie oglądał śpiącego.

I ruszyliśmy do mego samochodu zaraz kontynuując rozmowę. Niezbyt byłem pewny czy Mythos (lub to co tam siedzi) chciało dopaść Kota, mnie raczej też nie. Do tego było cholernie silne jeżeli Lynch jeszcze tego nie posłała w diabli. Potrzebowaliśmy fantoma lub egzorcysty. Niestety nie znałem żadnego duchołapa na więcej niż "cześć". Z znikaczami było lepiej ale podejście teraz do Emmy było jak wymierzenie w jej głowę pistoletu. W końcu zdecydowałem się na napisanie krótkiego listu i użycie Kota jako posłańca. Może czegoś się dowie a jak nie to przynajmniej nie będzie mi się pałętał pod nogami gdy będę zajmował się trzecią sprawą. Tą najważniejszą. Plum mogło poczekać.
Obserwując jak Charli się oddala stwierdziłem, że polubiłem tego porypanego garucha. Naprawdę żałowałem, że będę musiał go zabić. Zrobię to z ciężkim sercem ale brudy po sobie trzeba sprzątać.
Ruszyłem szybko wjeżdżając po podwójnej ciągłej na sąsiedni pas i ruszyłem gwałtownie. Cóż... Jeżeli mieliśmy ogon niech się zajmie mną. Najpierw oddać samochód i kupić jakieś okulary oraz proszki a potem do MRu. Oczywiście na okrętkę. Czemu by nie z przystankiem przy siedzibie Rachel i spółki? Powspominam stare czasy obserwując budynek i jarając szluga a ewentualnie śledzący może trochę się osrają. A potem grzebanie w archiwum. Jak ja tego nie znosiłem. Ale musiałem poszukać akt grup "Rzeźnia", "Trojaczki" i "Rytuał". No i czegoś o Aeries jak mi się uda. A jak nie to miałem jeszcze co nie co do roboty w bibliotece i na strzelnicy. Kiedy w końcu się wyśpie?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline