Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2011, 15:27   #32
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Chaotyczne postukiwania.

-Stać!-odwrócił się gwałtownie, miesząc szarymi oczami bezładną zbieraninę.

-Pięć szeregów po cztery kolumny! Wykonać!-polecił krótko, patrząc na bezładną bieganinę w celu uformowania żądanej figury.
Żałosne wysiłki owocujące zbyt późnym sukcesem.

Formować najprostszy szyk przez minutę?! Skandal i parodia w jednym, niestrawnym opakowaniu.

-Za mną-machnął ręką.
Choć trochę przypominało to ład. Tylko troszeczkę, ale zawsze coś.
Jednocześnie miał nadzieję, iż formacje wojskowe, jeśli się z takimi zetkną podczas wykonywania zadania na Celu, będą bardziej uporządkowane...


Stanął przed jedną z izolatek po przejściu przez kręte korytarze oraz szereg systemów zabezpieczających przed ucieczką.
Jak na jego gust, niewystarczających.
Za nim znajdowała się pięciorzędowa formacja strażników z tarczami i pałkami, przywodząc na myśl rzymski oddział z czasów starożytności...
A raczej mógłby go przypominać, gdyby nie krzywe ustawienie i niewojskową pozycję.

-Gdzie więzień Koroniew?-zapytał jednego ze strażników, lecz ten zdążył jedynie wskazać palcem i otworzyć usta.
Nie popłynął z nich żaden dźwięk, ponieważ Smith odezwał się pierwszy.

-Tutaj? Otworzyć-polecił, a w chwilę później korytarz poniósł metaliczny dźwięk brzęczących kluczy.
Szczęknął zamek, zaś Inżynier zajrzał do środka, wprost w ciemność, do której znajdujące się tam postaci zdążyły przywyknąć.
On sam stanął bokiem przy futrynie.

-No! Ruszać się! Żwawo, bo czasu nie mam!-powiedział i wszedł do środka, by pomóc wstać Ekstraktorowi.
Point Man wolał być przy nim, by tamten na pewno nie osunął się na ziemię.

-Pod pociąg wpadłeś?-mruknął cicho Inżynier z lekkim uśmiechem na ustach.

-Wypadli mi stąd! Teraz sobie trochę porozmawiamy-rzucił niedbale, dalej dając oparcie Malcolmowi.

-Nie, pod ciężarówkę…-szeptem wypowiedział Whitman opierając się zdrową ręką na Anthonym, który wyprowadził mężczyznę z izolatki w towarzystwie Koroniewa.
Stanęli niedaleko obstawy Smitha, a w tym czasie klawisz zdążył zaanonsować ich przybycie do sąsiedniej izolatki.

-Ruhl! Młody też. Koniec randki, wychodzimy. Wsadzać po kolei łapy do zakucia. Gówniarz pierwszy-odezwał się klawisz zanim Anthony zdołał go ponownie uprzedzić.
Obrączki na nadgarstki kompletnie nie były potrzebne.

-Oj, daj sobie spokój z tymi bransoletkami-warknął w kierunku strażnika izolatek.

-To nieostrożne. Oni mogą być niebezpieczni...-odparł tamten ściszonym głosem, ale jego starszy stopniem rozmówca nie miał zamiaru słuchać niczego więcej.

-Otworzyć!-polecił, a klucze ponownie zadzwoniły podczas szukania tego jednego, właściwego.
Drzwi otworzyły się. W pomieszczeniu siedział znajomy, zwalisty kształt Rulera oraz mniejszy należący do Dominica.

-Wyłazić stąd! Na jednej nóżce!-polecił mężczyznom.

Wreszcie większość załogi została skompletowana. Jeszcze tylko William, Antonia - oficjalnie pomoc w przesłuchaniu, Miranda i Balckwood - kolejni ważni świadkowie.
Koroniew najprawdopodobniej był już świadomy. Pewnie nawet poznawał starego znajomego, jakim był Anthony.

-Do pokoju przesłuchań z nimi! Wszystkimi!-szczeknął swojej gwardii, która przepuściła członków grupy, idąc krok w krok za nimi aż pod pokój przesłuchań, gdzie Inżynier otworzył drzwi, wpuszczając swych "gości".

-Wy zostajecie tutaj-wydał rozkaz, być może jeden z ostatnich pod ich adresem i zamknął za sobą drzwi.

Pokój przesłuchań okazał się mieć ciekawą nazwę, z jednej strony bardzo adekwatną, a z drugiej kompletnie nieprzystającą.
Smith prędzej nazwałby go masarnią, rzeźnią, mordownią lub pokojem tortur ze względu na solidny, drewniany stół przykręcony do podłoża, zaopatrzony w imadło.

No tak... Przecież każdy pragnął mieć na stole imadło. To żeby widelec sobie przytrzymać, albo rączkę od patelni, coby wygodniej było nakładać.
Czasem jedynie jakiś palec przypadkowo się dostał. Ten u nogi.
Bywało nawet, iż dostała się tam jakaś nieszczęsna dłoń bądź stopa. Może ewentualnie nos.

Nawet nie zdążono posprzątać po poprzednim gościu. Biedak musiał strasznie nie lubić swoich wnętrzności, ponieważ w niektórych miejscach walały się ich szczątki.
Musiał być do tego amatorem medycyny późnego średniowiecza lub wczesnego renesansu.
Najwyraźniej uważał, że upuszczanie krwi jest dobre na wszystko... To sobie jej "trochę" upuścił.
Cóż... na zdrowie mu, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, lecz czemu na podłogę i stół?
To niehigieniczne.

Z sufitu zwieszała się na kablu mrugająca żarówka. Raz świeciła, raz nie, raz tak, raz nie, ....
Sympatyczne miejsce na pogawędki.

Point Man poprowadził Ekstraktora do jednego z krzeseł, na którym Whitman usiadł, zaś sam zaczął spacerować pod lustrem weneckim, oczekując na zapowiedziane przez Architekta przybycie.
Miał poczucie, że jeśli William się nie pospieszy, to smród tytoniu panujący w pokoju przesłuchań weżre się niego na tyle mocno, że będzie to czuć w rzeczywistości.

Drzwi otworzyły się ponownie. Stanął w nich nieobecny Eakhardt, oszołomiona Miranda i Blackwood w stroju SWATowca. Nie było Antonii.
Inżynier zmarszczył brwi, dostrzegając gest Brytyjczyka, którym poprosił Anthony'ego na zewnątrz.

-Zaczekajcie chwilę. Nie róbcie burd, prób ucieczek czy tym podobnych. Koroniew, Ruler-skinął im głową, po czym na chwilę wyszedł z Eakhardtem.


Weszli do małego pomieszczenia, lecz obaj byli jacyś... nieswoi.
Uprzednia duchowa nieobecność Williama zdawała się przenieść na Smitha, który szedł pod lustro pogrążony we własnych myślach.
Układał własny scenariusz wydarzeń pod gabinetem naczelnika.

William i Antonia ruszyli tłumić bunt kobiet, a po drodze napatoczyło się dwóch klawiszy wlokących Blackwooda.
Antonia postanowiła go zwerbować, lecz dodatkowy więzień w tłumie byłby potraktowany identycznie jak pozostali, więc któreś z nich wyśniło mu mundur SWAT.
Finalnie zapanowali nad chaosem, zapewne za pomocą gazu, lecz kiedy weszli do pokoju Amy już nie żyła.
Tymczasem Chemiczkę coś zaniepokoiło i przykazała, by nikt nie umierał, po czym założyła maskę, wcisnęła Blackwoodowi broń w rękę i kazała do siebie strzelić.
W tej chwili leżała martwa w gabinecie naczelnika.
Sam William sprowadził pozostałych członków zespołu do pokoju przesłuchań.
Dziwne. Bardzo dziwne.

-No dobrze. Zacznijmy-rzekł Point Man, ponownie stając pod lustrem z podniesioną głową.
Jego wzrok zdecydowanie zyskał na ostrości w porównaniu ze spojrzeniem sprzed chwili.

-Zdążyłem dostrzec, iż Cryer zorientował się w sytuacji. Koroniew zapewne też, lecz nie wiem czy sam, czy dopiero po wiadomości. To jednak nie ma większego znaczenia. Ewentualnie możemy sobie poopowiadać nieco później-machnął ręką.
Nie miał zamiaru poświęcać temu uwagi w tejże chwili. Była istotniejsza sprawa: prezentacja celu.

Niemniej zanim do tego przystąpi, musiał zaprezentować fałszywą rzeczywistość, w której się znajdowali - sen.

-Ważne jest to, by każdy z was zorientował się w sytuacji. Jak sądzicie, dlaczego w tej sali znajdują się jedynie osoby, które każdy z was zdaje się gdzieś widzieć, tylko... gdzie?
Nie ma tu ani jednej postaci, której ktoś by nie kojarzył
-zaczął, po czym przejrzał się w dwulicowym szkle.
Zapadła chwila ciszy, w której każdemu dawał czas na spokojne przemyślenie sytuacji.

-Rękę mam pustą-pokazał dłoń, w której nagle pojawiła się łyżka. Rzeczywistość, naturalnie, tego nie potrafi.

-Wszyscy jesteśmy we śnie tego sympatycznego człowieka-wskazał Williama.

-Tak się nieszczęśliwie składa, że wybuchł bunt, czego skutkiem jest nasze spotkanie między flakami i zaschniętymi płynami ustrojowymi przesłuchiwanych w tym pomieszczeniu, a nie w gabinecie Naczelnika-kontynuował, przyglądając się każdemu z osobna w niestabilnym świetle małego pokoju.

Ranny Malcolm, rozchwiany emocjonalnie William, Koroniew, Dominic, Ruler, Cryer w nieswojej skórze, Blackwood jako członek SWATu, nieobecna Miranda.

-Och, a zatem to wszystko sen!-wykrzyknął Cryer, z ironią udając zdziwienie.
-Czy od początku było w planach, że wy zaczniecie ten sen na ciepłych posadkach klawiszy, a nas wrzuci się na pieprzone pole bitwy? A tak w ogóle to czemu nie mamy naszych totemów? Albo ktoś spieprzył sprawę, albo sobie z nami pogrywa.-dokończył śmiało we wcieleniu inspektora.

Anthony uśmiechnął się lekko, zastanawiając się czy rozmawiał o tym z pozostałymi.
Wszak nieposiadanie totemu przez jednego członka nie warunkowało nie posiadanie go przez innych.
Inżynier przesunął koralik na swoim nieodłącznym Mala.

-Skoro już wiadomo co się tutaj dzieje, przejdę do rzeczy. Ja i Ekstraktor jesteśmy tutaj, by zaprezentować wam nasz Cel i zadanie.
Naszym celem jest...
-urwał na chwilę, po czym popatrzył po zgromadzonych.

-Nasz cel to niejaki Władimir Władimirowicz Putin, Premier Federacji Rosyjskiej-uśmiechnął się lekko, wypowiadając ostatnie słowa.

 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 28-12-2011 o 17:08.
Alaron Elessedil jest offline