Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2011, 16:25   #30
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nath spał twardo. Smagła twarz była napięta, a przez dłonie co jakiś czas przebiegało dziwne drgnięcie. Aoife po raz pierwszy zobaczyła go bez tego śmiesznego turbanu, i ewidentnie była to zmiana na lepsze. Podkradła się do łóżka.
Poruszył się i otworzył oczy, kiedy ściągała z łóżka poduszkę, z zamiarem wymoszczenia sobie legowiska w sąsiednim pokoju.
- Obudziłam cię? Przepraszam, już sobie idę - wyszeptała, żeby przepłoszyć snu na dobre.
Nath potrząsnął głową.
- Przepraszasz? Za to, że mnie obudziłaś? Za kolację nie zamierzasz? Za to, że mnie wykorzystałaś? - zapytał z wyrzutem, a Aoife zaczęła się zastanawiać, jak to jest, kiedy gniew nie skłania człowieka do podniesienia głosu do krzyku. Uznała, że mimo wszystko Hindusowi należą się jakieś wyjaśnienia. Usiadła na skraju łóżka, z poduszką na kolanach.
- Nie. Ostrzegałam cię. Mogłeś się na mnie wypiąć. Powinieneś wręcz. Wtedy by cię to nie tknęło. Dokonałeś wyboru i oto masz jego skutki. Dla twojego dobra, nie akceptuj ich. Nie próbuj zrozumieć, nie musisz. Nie jesteś mi nic winien. Jutro przy śniadaniu zrób mi awanturę. Powiedz, że nie chcesz mnie znać i takie tam. Ocalisz dobre imię wśród towarzystwa.
Mówiła oschle i rzeczowo. To była rozsądna propozycja. Zasłużył na to, wyciągnięciem jej z więzienia i zastawionym stołem, tym, że zabrał ją do Oakspark. Molly pewnie będzie za nim płakać, ale jej pretensje i pochlipywania nie były niczym, z czym Aoife sobie nie poradzi.
Nath zamiast z wdzięcznością skorzystać ze wskazanego bocznego wyjścia, zacisnął usta i zbladł. Wyglądał tak, jakby mu nie pomagała, ale napluła w gębę.
- Nie chcę. Nie zrobię tego - oznajmił przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś głupcem - skwitowała Aoife. - Chcesz cierpieć, więc cierp.
Wstała gwałtownie i ruszyła do wyjścia. Już nie lało, przespanie się pod otwartym niebem było możliwe i wręcz wskazane.
- Poczekaj - Nath walczył z okryciem, w które owinął się przez sen. - Pokażę ci coś.

Zatrzymała się i stała, pomnik wściekłości i niechęci. Hindus wstał z łóżka i przeszedł do swoich bagaży.
- Śpisz w ubraniu? - zadrwiła. - To niezdrowe.
- Wiem. Czekałem na ciebie.

Aoife się zamknęła. Najbardziej na świecie pragnęła teraz mu przywalić, wyjść i nie zobaczyć go nigdy więcej.

- Nie masz racji - powiedział, grzebiąc w przepastnej walizie. - Jestem ci coś winien.
- Masz omamy.
- Leczyłaś w Bristolu mojego przyjaciela, Gregory'ego Sandersa.
- Z trypra. I co tego? Sypiasz z nim i bałeś się, że cię zarazi? - burknęła.
- Powiedziałaś mu, żeby leżał dwa dni, bo inaczej umrze.
- Przesadzałam.
- Następnego dnia miał wychodne. Miał wędkować na rzece Avon z kilkoma innymi oficerami. On został, bo ci uwierzył. Oni poszli. Wszyscy utonęli.
- Przypadek.
Wstał i pokręcił głową. W ręku trzymał jakiś papier.
- W życiu takich jak ty nie ma miejsca na przypadki. Ty je kontrolujesz na tyle, by inni uważali je za przypadki, by nie dostrzegli tego, czym rzeczywiście są.
- A czym są? - rąbnęła Aoife, by zyskać na czasie. Znała doskonale odpowiedź, potrzebowała tylko kilku chwil, by zebrać siły.
- Magią.

- Och?

Grzmotnęła go z taką siłą, że powinien nakryć się nogami. Przemożna siła powinna pchnąć go w nieświadomość, z której wybudziłby się i odkrył, że brakuje mu ostatnich wspomnień. Nath tymczasem tylko pobladł. Irlandka skuliła się w oczekiwaniu na kontrę, ale ta nie nadeszła. Migotliwe resztki zrzuconego uroku opadały wokół Hindusa jak śnieg.

- Wiem, że się boisz. Sądzę, że masz powody. Dlatego teraz o tym zapomnę. To, co teraz zrobiłaś, nigdy się nie wydarzyło.
- Nie robisz mi żadnej łaski - wysyczała i przyklękła, podwijając kraj sukni.
- Nic, na co nie zasłużyłaś. Zostaw ten nóż. Nie chcę cię skrzywdzić.
- Może ja chcę skrzywdzić ciebie? - dłoń Aoife zamarła. Dobry był, naprawdę niezły. Wściekła szarża odpadła z możliwych rozwinięć impasu.
- Bez powodu? Szczerze wątpię. Nie zabiłabyś niewinnego człowieka.
Aoife miała na sumieniu wiele niewinnych istot i to właśnie chciała mu wywarczeć, ale rozsądnie zmilczała.
- Czy teraz możesz to przeczytać? - wyciągnął rękę z zabazgraną kartką papieru. Aoife patrzyła na nią spojrzeniem rezerwowanym dla jadowitych węży. Domyślała się, co to może być. Nakaz zeznań w sprawie Seamusa. Może nawet oskarżenie jej samej.
- Co to jest?
- Moje marzenie.

Aoife wyciągnęła kartkę z jego palców i przebiegła oczami po zapisanych słowach.
- Gdzie Czarny Pies, pójdź za Kochankami... Nath, to jakieś bzdury są!
- To jest zapis mojej wizji. Miejsce, skąd magowie odeszli, bo zdawało im się, że moc umarła. Ona tylko zasnęła. Obudzę ją. Zbuduję tam dom. Będę w nim żył i w nim umrę. Chciałbym, żebyś pomogła mi odnaleźć miejsce, w którym to wszystko się stanie.
- Oszalałeś. Nie pojadę do Indii. To koniec świata.
- Ja też nie. Nie zostało tam nic, do czego chciałbym wracać. To miejsce nie jest w Indiach. Jest gdzieś na twojej wyspie.
- Głupiś. Każdy powinien żyć tam, gdzie przynależy.
- W Indiach nie ma już mojego domu.
- Dlaczego uważasz, że ja wiem, gdzie to jest? I niby czemu to w Irlandii?
- W wizji słyszałem też muzykę, graną na skrzypcach. Nuciłaś taką samą w naszym lazarecie.
- To znaczy?

Nath złożył usta w ciup i zagwizdał. Aoife parsknęła śmiechem po pierwszych taktach.
- In a Dublin fair city, where girl are so pretty - zanuciła. - Nath. Tę piosenkę zna u nas każdy. Nawet dzieci.
- Widzisz? - rozpromienił się. - To musi być gdzieś w twoim kraju.
- To nijak nie wiąże się ze mną. ie gram na skrzypcach.
- Śpiewałaś to, ja cię słyszałem. To nie jest przypadek.
- Dobra, przeczytam twoje bazgrołki do końca. Jak coś mi się nasunie, to ci powiem.
- Pojedziesz ze mną?

Aoife nagle poczuła się zmęczona. Chciało jej się spać, i chciało jej się pić. Oddała mu kartkę.

- Nath. Przyjrzyj mi się uważnie. To ja, Aoife. Nie znamy się. Jestem ci obca. Pomogłeś mi. Ja pomogę tobie. Potem rozejdziemy się, każde do swoich marzeń, i nie spotkamy się więcej.
- Tak nie musi być. Jedź ze mną. To może być i twoje marzenie. Twoje miejsce i twój dom.
- Będziemy tam sobie żyli razem, ty będziesz pisał książki, a ja będę przyjmować porody u wieśniaczek? - prychnęła.
- Będziesz mieszkała z każdym, kogo przyjmiesz do swojego życia. Ze mną... jeśli zechcesz.

Aoife przytkało i dobre chwila minęła, zanim odzyskała mowę.
- Nie zwykłam dzielić życia z mężczyznami, których poznałam ledwie moment wcześniej.
- Obydwoje wiemy, że zwykłaś.

Trzasnęła go w twarz z taką siłą, że aż głowa poleciała mu bezwiednie na bok. Na ciemnej skórze rósł czerwony ślad. Aoife odwróciła się i bez słowa i weszła do łazienki, trzaskając z furią drzwiami. Oparła się o ścianę i uspokajała oddech. Potem otworzyła oczy. Na krawędziach wanny ostatkiem sił dopalały się świeczki. W wystygłej wodzie pływały drobne, niebieskie kwiaty niezapominajek. Jedynych kwiatów, które lubiła.

Kurwa, kurwa, kurwa.

Uchyliła drzwi. Nath stał tam, gdzie go zostawiła, z martwą twarzą bez żadnego wyrazu. Przeszła najdłuższe pięć metrów w swoim życiu.
- Nie osądzam - oznajmił Hindus.
- Wiem.
- Stwierdzam fakt.
- To też wiem. Mimo wszystko, nie powinieneś. Ja też nie powinnam. Możemy uznać, że to także się nie wydarzyło?
Nagły uśmiech, jak promień słońca przedzierający się przez chmury.
- Czy to znaczy, że się zgadzasz?
- To znaczy, że pojadę. Z tobą. Tak, znaczy, że tak.
- Nie było tego.
Pomachała mu ręką przed puchnącym policzkiem.
- Dobra, to zaraz to...
- Zostaw.
Objął jej rękę i przyciągnął do ust.
- Dzielisz życie z przygodnie poznanymi kobietami?
- Nie zwykłem. Mogę spróbować.

***

- Aoife?
- Mmmm? - wymruczała zakopana w pościeli Irlandka.
- Kim jest Seamus?
- Sea... kto kurwa?
- Seamus. To imię. Krzyczałaś to imię.
- Ekhmmm... - Aoife poruszyła się w poszikiwaniu wygodniejszej pozycji. - Seamus to mężczyzna - oznajmiła, czując się cokolwiek głupio.
- Powinien czuć się zazdrosny?
- Nieszczególnie. Seamus jest... bardzo daleko. Jest cholernie bardzo... martwy.
- Przykro mi.
- A mi nie. Zasłużył na wszystko, co mu zrobili, ze śmiercią włącznie.
- Dlaczego?
- Co?
- Dlaczego zasłużył?
- Był mordercą. Był Nephandi.
- Byłaś... spałaś z...?
- Nath. Po pierwsze nie byłam, tylko się pieprzyłam. Po drugie robiłam to z Seamusem, a nie z jego poglądami.
- Em...
- Następnym razem nie pytaj, bo mogę odpowiedzieć. Czy ja się pytam, z kim byłeś i ile ich było?
- Cztery.
- Na raz?! Nie, nie chcę wiedzieć. Naprawdę, to nie jest ważne. Posiedzimy tu jeszcze z dwa dni, a potem ruszamy w drogę. Możemy już iść spać?
- tak.
- Świetnie, zabieraj nogę.

***

Aoife śniła.
Na zegarze siedziała zielonoskóra wróżka o twarzy Julii Darlington i machała do niej ręką. Coś kliknęło w mechanizmie i przez maleńkie drzwiczki przed tarczę zegara wyjechały figurki diabła i anioła. Anioł złożył rączki, a diabeł potrząsnął widłami.

Krajobraz za oknem był wybitnie znajomy. Nath siedział przy stoliku zastawionym filiżankami, na wpół zasłonięty gazetą. "Wolność dla narodu irlandzkiego" głosił tytuł na pierwszej stronie, opatrzony zbyt dużą ilością wykrzykników. Obok niego szczupła jasnowłosa kobieta w fartuchu poplamionym farbami gładziła wdzięczącego się do niej kota. Rozległy się kroki, a potem rozległ się głos Julii Darlington.
- Siobhan! Czemu mi uciekłaś? Wiesz, jak nie lubię budzić się sama?

A najbardziej dotkliwe było to, że jej samej... tam nie było.

***

Wstała długo przed Nathem. Ostrożnie wyjęła kartkę papieru z rzuconych na podłogę spodni. Zasiadła przy biurku i wyjęła pióro, szybko znacząc zapis wizji swoim drobnym, bardzo ładnym, bo wyćwiczonym rózgą siostrzyczek pismem.

Gdzie Czarny Pies...
Zajazd Pod Czarnym Psem w Blueberry, prowadzony przez Iana i Gladys Reilly'ch.

Pójdź za Kochankami...
w kuchni przy drzwiach bocznych stoją dwojaki na mleko, z jakimi chodzi się na pastwisko, jeden z rysunkiem twarzy kobiety, drugi mężczyzny, wyjdź i idź na pastwisko za domem

Spotkaj Rogatego Boga
Spójrz na wschód, za kamiennym murkiem jest pastwisko na którym wypasa się byki, przejdź przez nie.

Spójrz w Serce Ognia
Za pastwiskiem są ruiny kuźni, spójrz w palenisko

Gdzie upadnie strzała
Na obramowaniu paleniska jest płaskorzeźba łucznika, idź gdzie mierzy.

Kiedy skończyła, schowała papier w swojej torbie. Zaczynała wierzyć w przeznaczenie. W końcu, z jakiegoś powodu Nath miał wizję, którą mogła zrozumieć tylko ona. Bo on nie spędzał wakacji w zajeździe cioteczki Gladys i nie wmawiał kuzynom, że dwojaki to zaczarowani kochankowie.
Nawet jeśli nie zostało jej wiele czasu, warto. Warto jak cholera.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 21-12-2011 o 16:46.
Asenat jest offline