Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2011, 16:29   #31
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Szlafrok Julii powiewał za arystokratką jak skrzydła barwnego motyla. Obok Aoife, która pomimo skromnej, zielonej sukni jaką podarowała jej panna Darlington nadal nie wyglądała jak tak zwana porządna kobieta - widok był niesamowity.

Za oknem pojawiła się blada sugestia świtu.
- Wpół do siódmej - odpowiedziała Irlandka na rzucone w biegu pytanie. - Jakbyś skończyła katolicką szkółkę, też by cię co rano budziło wspomnienie siostry porządkowej. Twoja zielona wróżka przyszła i do mnie... tędy, idziemy do pokoju... panicza - ostatnie słowo wymówiła z głębokim przekąsem. - Twoja zielona wróżka powiedziała mi, że mój kraj będzie wolny. Ale nie będę w nim żyła. Za to ty będziesz. Z jakąś kobietą. Mówiłaś do niej: Siobhan. Miała jasne włosy i plamy farby na fartuchu. Chyba malarka, nieważne. Jestem szczęśliwa, że cię poznałam, Julio.

I pośrodku korytarza Aoife zatrzymała się i objęła mocno pannę Darlington, stała tak długo, tak że służba pędząca do swych porannych zajęć musiała przeciskać się obok nich.
Julia, mocno jeszcze oszołomiona tą nieludzką godziną, odwzajemniła uścisk Irlandki. Trwały w tej pozie naprawdę długo ale panna Darlington wyglądała jakby przysnęła na moment na ramieniu Aoife albo, co dziwniejsze, spijała ukradkiem zapach jej włosów. Wreszcie wymruczała jak zadowolona kotka wylegująca się na zapiecku:
- Ja też się cieszę.

- No dobra, starczy tych zboczeństw - Irlandka obróciła się szybko, ale nie dość szybko by ukryć zwilgotniałe oczy. - Chodź, pokażę ci kandydata na obiekt twojej wizji. Podpytałam służbę i znalazłam blondynka.

Położyła dłoń na drewnie nad zamkiem drzwi.
- Żelazo, odstąp od żelaza, drewno odejdź od drewna - wyszeptała i drzwi uchyliły się ze skrzypieniem.

Julia postąpiła krok do przodu i niemal wyrżnęła na podłogę, potykając się w ciemnościach o zbudowany z klocków zamek. Szły dalej cichutko, trzymając się za ręce i popsykując na siebie nawzajem, pod ich stopami chrzęściły miażdżone bezlitośnie ołowiane żołnierzyki. Na łóżku pod oknem drzemał chłopiec, jasna czupryna wystawała spod kołdry.

- Pchnę go głębiej w sen. Zdejmij kołdrę i przyjrzyj się naszemu paniczowi - Aoife przyklękła przy wezgłowiu i pogładziła chłopca po skroni. Skinęła Julii, a ta odchyliła kołdrę.

- To nie ten. Podobny, owszem. Ale tamten miał dziesięć lat, ten jest dużo starszy.
- Tak też sobie pomyślałam. On ma szesnaście. Rozejrzyj się, Julio... Masz brata. Co robił w wieku 16 lat? Śmiem wątpić, że bawił się żołnierzykami jak ten tutaj. Raczej kombinował, jak się dostać pod babską kieckę, co nie?
- Może po prostu chłopak jest infantylny? - Julia mimochodem pogładziła śpiącego po jasnych kosmykach. - Myślisz, że odziedziczył zdolności po ojcu? Może... to jakaś zaszyfrowana wiadomość? Może coś mu się przytrafiło gdy miał dziesięć lat i teraz widmo tego zdarzenia znów nad nim zawisło? Albo... - wskoczyła na detektywistyczny ton od którego bez wyjątku rozbłyskały jej oczy - Może trafił tam przez przypadek? Podróżuje poprzez sny?

Aoife myślała przez moment, jak powiedzieć, żeby nie powiedzieć. Wreszcie skapitulowała. Julia ze swoją pasją do rozwiązywania zagadek i tak domyśli się prędzej czy później.

- Jesteś z Kultu, wy tańczycie z czasem, na pewno widziałaś takie przypadki. Ciało słucha mijającego czasu, ale duch się opiera i w świecie za zasłoną pomarszczona babina staje się ponętną młódką. Czasami działa w drugą stronę. Byłam kiedyś na święcie u szkockich Werben. Ofiarę składał chłopak może dwunastoletni, ale gdy przeszliśmy w świat duchów, obok mnie stał starzec. To jest jedna z tych rzeczy, które się po prostu zdarzają... wiedźmom i czarownikom. To więcej niż możliwe, że chłopak jest taki jak my. Większość dzieci starego piernika jest, a reszta ma chociaż szczątkowe zdolności... - urwała, gdy Julia na nią spojrzała. - Przeprowadziłam wnikliwe studia rodzinne, te tam... gagiczne - wytłumaczyła mądrym tonem. - Wiesz, jestem przekonana, że nic mu się nie stało, kiedy miał 10 lat. Służba dużo wie. Smarkacza wychowywała francuska bona, Stéphanie. Rozmawiałam z nią rano. Ona naprawdę gówniarza kocha. Pamięta, kiedy mu się zęby wyrżnęły, kolejno, datami - Irlandka przewróciła oczami. - Stara panna bez własnej rodziny. W każdym bądź razie, pomiędzy 9 a 11 rokiem życia panicz miał dwa dramatyczne wydarzenia. Spadł z kucyka i zatruł się ostrygami.

Julia wstała poprawiając poły szlafroka.
- Musimy się mu przyjrzeć. Wypytać chłopaka przy najbliższej okazji i najlepiej nie pytać jego rodziców o zgodę. Jestem pewna, że kryje się za tym jakieś drugie dno. A chłopak jest narazie naszym jedynym punktem zaczepienia.

Aoife przygryzła paznokieć kciuka i milczała. Nagle uśmiechnęła się sprytnie i przebiegle.
- Mam! - przykryła śpiącego chłopca po sam nos. - Posłuchaj, tu w Bath ma warsztat i sklep mistrz od zegarków. Szwed czy inny Norweg, nazywa się Aaken. Cudotwórca normalnie. Robi takie wielkie zegary, a te tam kółeczka poruszają różnymi postaciami, to wygląda jak teatr, śliczne i bardzo pouczające rzeczy pokazują, te z zaplecza przynajmniej - Aoife zachichotała cichutko i znacząco. - Aaken ma artretyzm, leczyłam go zanim trafiłam do pierdla. Ja nie mogę zabrać nigdzie gówniarza, bardzo się starałam o to, żeby mnie tu znienawidzili - ale ty i James tak. Weźmiecie smarka na wycieczkę do zegarków i w międzyczasie wypytacie. Przy okazji dasz Aakenowi leki ode mnie. Nie bierz pieniędzy, jeśli będzie ci wciskał, on już mi zapłacił, ale może tego nie pamiętać, szczegóły życiowe mu umykają.
A staremu piernikowi i jego żonce możesz powiedzieć, że jedziecie wybrać dla Etheringtona prezent... Właśnie. Dowiedziałam się od kuchennych, że ten cały spęd jest dlatego, że stary pierdziel ma urodziny. Kiedy zaś ty będziesz męczyć dzieciaka, ja pójdę na spacer na miejsce wypadku i rozejrzę się. To jak, co myślisz?

- Podziwiam przejrzystość twoich myśli o tej morderczej godzinie - Julia uśmiechnęła się na słowotok Irlandki i ziewnęła przeciągle nie tylko nie tłumiąc odruchu ale nawet nie zakrywając przyzwoicie ust dłonią. Przetarła zaspane oczy i rozłożyła poddańczo ramiona. - Nie przychodzi mi nic innego do głowy jak się zgodzić. Obejrzyj miejsce wypadku a ja zabiorę szczeniaka na wycieczkę. Przypuszczam, że sir Etherington mógłby żywić obawy czy jego latorośl jest absolutnie bezpieczna w moim towarzystwie ale sądzę, że Jamesowi nie odmówi. Kiedyś byli nawet zżyci i staruszek nadal ma do niego sentyment.
Podniosła się z kolan i ostatni raz rzuciła okiem na śpiącego panicza.
- Oczywiście nie zaszkodzi abyś rozejrzała się po miejscu wypadku. Może twoje zdolności dodadzą kolejny element do naszej rozsypanej układanki. Tylko Aoife - pochyliła się nad rudowłosą i pocałowała ją w policzek. - Uważaj na siebie, dobrze? Aha, i jeszcze jedno... ten doktor. Ten przystojny, wspominałam ci. Jeśli poskładali już rannego możne warto by było zamienić z nim słówko? Choć nie sądzę by powiedział nam więcej ponad to co wyszeptała mi zielona wróżka.
Julia poprawiła poły szlafroka i wymaszerowała na korytarz.
- Doprowadzę się do porządku i najpewniej spotkamy się przy śniadaniu. Przedstawię ci Jamesa. I oczywiście wtajemniczę go w meandry naszej małej konspiracji - odwróciła się jeszcze na pięcie i puściła Irlandce oko. - Będziemy się wyśmienicie bawić. Zobaczysz.
- Jasne. To uciekamy. Tylko...uważaj, dobrze?
Wyszły cichutko z chłopięcego pokoju, a Aoife zamknęła na powrót drzwi.
 
Asenat jest offline