Nie do końca umarli przeciwnicy zostali pokonani bez większych problemów, drzwi stanęły otworem i można było ruszać dalej, gdyby nie księga. Tak jak już Varl zdążył wcześniej zauważyć była przeklęta i teraz to potwierdziła w całej okazałości. Varl nie posiadł umiejętności czytania, gdyż owa nie była mu nigdy potrzebna, a mimo to podszedł do księgi i popatrzył na zapisane strony.
Nie rozumiał tych znaków wypisanych na papierze, ale one same zaczynały układać mu się w głowie i wyrywać na wolność. Mimowolnie otworzył usta i zaczął recytować słowa, których nie pojmował. Po prostu je wyrecytował i zamilkł zdziwiony. Teraz kolejny z nich recytował kolejne wersy. I tak cały czas. Gdy przyszła znów na niego kolej, chciał się odwrócić, uciec z pomieszczenia, jak najdalej od księgi. Nie mógł oderwać od niej wzroku, nie był w stanie nawet wezwać Sigmara na pomoc. Jedyne co mógł to recytować słowa.
A z każdym wypowiedzianym słowem, coraz bardziej oddalał się od podziemnej, tajemniczej komnaty. Szybował w całkowitej ciemności, która dopiero po chwili rozbłysnęła setkami kolorowych, migoczących punkcików. Jego ciało owiał ciepły, cuchnący wiatr i Varl poczuł, że stoi na czymś miękkim. Zapadał się w to, aż po kolana. Punkty rozjarzyły się na tyle, że w ich szkarłatno-zielonym blasku dostrzegł równinę. Jej powierzchnia była pofalowana i delikatnie pulsowała w wolnym rytmie. Flisak czuł owe skurcze, gdy substancja zaciskała się wokół jego nóg. Zrobił krok i znów się zapadł. Gdzieś w oddali dosłyszał jęk, narastający z każdą chwilą. Starał się zatkać uszy, gdyż dźwięk świdrował mu czaszkę, ale to nie pomagało. Gdy hałas był już nie do zniesienia, nagle się urwał, a Varl ostrożnie podniósł się z ziemi, na którą upadł. Przed sobą dostrzegł ruch. Gigantyczna sylwetka, przysłaniająca błyszczący nieboskłon zbliżała się ku niemu. Wielkością porównywalna była do znacznej stodoły lub spichrza. Wokół niej wirowały setki macek, wyrastających z obłego, ociekającego ropnym śluzem ciała. Niezliczona ilość, zdeformowanych, wykrzywionych w bólu twarzy patrzyła na niego przekrwionymi oczami, a usta poruszały się w niemym krzyku.
A potem wszystko zniknęło, a Varl, cały mokry od potu, stał ciężko dysząc w komnacie pod ziemią. Trząsł się cały i nie mógł pozbyć się sprzed oczu widoku potwora, jakiego ujrzał. Popatrzył na pozostałych, ale oni wyglądali zwyczajnie. Byli tylko wszyscy zaskoczeni wydarzeniami, jakie ich spotykały.
- Chodźmy stąd – szepnął i opierając się o ścianę wyszedł z pomieszczenia. Schody prowadziły do kolejnego pomieszczenia, ale nie mogli iść dalej, gdyż Gunthor panikował. Leżał i mamrotał o jakiś zjawach.
- Poczekajmy chwilę i pomódlmy się do Sigmara – zaproponował. – Ja też miałem straszną wizję. Powiedzcie mi, co tu się dzieje?! Gdzie jesteśmy? |