Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2011, 18:07   #118
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Latałam po mieście bez sensu zamiast skupić się na powstałym problemie. Przecież się kurna tego spodziewałam. Wiedziałam, że to do mnie wróci prędzej czy później. Przygotowywałam się solidnie na tę okoliczność a kiedy nadeszła okazało się, że nie byłam gotowa. Bo jak inaczej nazwać ten napad paniki. Potrzebowałam czasu żeby się z tym uporać a czasu tego nie miałam. Potrzebowałam mojego psychoterapeuty i to mogłam zorganizować, zbyt długo już go nie odwiedzałam i nadszedł moment żeby odnowić spotkania. Ale wszystko po kolei.

Wpadłam do MRu jak burza i natychmiast zaczęłam szukać Toppera. Był tam gdzie zawsze. Weszłam do niego i cisnęłam mu teczkę na biurko. Usiadłam na krześle. Topper rzucił okiem na zawartość teczuszki i szybko zamknął drzwi. Cholera w obecnej postaci facet miał trzy i pół stopy wzrostu a złapałam się na tym, że miałam ochotę się za nim schować. Przekomicznie by to wyglądało.

- Skąd to masz? – Spojrzał na mnie z wyczekiwaniem i niepokojem w dziwacznych, odmienionych oczach.

- Jakiś facet zadzwonił do mnie rano i podał mi numer skrytki na dworcu. Teczka była w środku, razem z numerem telefonu i informacją, że ten ktoś zna imię tego, o którym szukam wiadomości. Zadzwoniłam pod ten numer i umówiłam się na spotkanie o 16.30 w Hard Rock Cafe. – Odparłam na jednym wydechu.

- To kserokopie akt operacyjnych z MRu. To jakiś łowca. Regulator. Lub ktoś, kto miał do nich dostęp. Z tym, że nikt, nigdy nie ustalił, co to było. Chcesz osłonę?

- Wcale mnie to nie dziwi. – Powiedziałam, bo i mnie to nie dziwiło - Pewnie stąd miał mój numer telefonu. Przecież wiadomo już, że w MRze dane osobowe nie są odpowiednio zabezpieczone.- Dodałam z przekąsem.

- Niestety. – Topper nie zamierzał się kłócić i stawać murem za MRem - Co zamierzasz zrobić?

- To jeszcze nie wszystko. – Prawie weszłam mu w słowo - Dzisiaj w nocy wydawało mi się, że ktoś był w moim mieszkaniu, chociaż nikogo tam nie wpuszczałam. Początkowo myślałam, że mi się wydawało czy coś, ale po tym telefonie i tej teczce zaczęłam się zastanawiać czy to nie było coś więcej. A na spotkanie oczywiście zamierzam iść. Nie mogę przegapić okazji zdobycia TAKICH informacji - przy słowie takich intensywnie popukałam palcem w teczkę.
- Co do osłony to, co miałeś na myśli? – Kontynuowałam - Jakiś super tajny i super skuteczny potężny przedmiot okultystyczny, który MR posiada w swoich zbiorach? – Zapytałam z nadzieją.

- Nie. Ludzi.- Max szybko rozwiał moje nadzieje położenia łapek na kiszonych przez Ministerstwo dobrach, które jak wierzyłam trzymali gdzieś w wielkim sekrecie, przeznaczone do użytkowania przez bardziej zaawansowanych Regulatorów.

- Sama nie wiem. Po to wybrałam taką porę i miejsce żeby się nie martwić. O szesnastej w lipcu jest jeszcze jasno a w dzisiejszy dzień powinno być słonecznie, a jeśli gość jest jakiś lewy to wyczuję to z daleka, bo tam jest mało Martwiaków. Naprawdę nie wiem czy kogoś potrzebuję. Ale w związku z nim mam pytanie. Tak jak mówiłam wydawało mi się, że ktoś u mnie był. Gdyby to był żywy człowiek to bym go spostrzegła, bez dwóch zdań. Z kolei żaden Zdechlak nie przeszedłby moich osłon w domu, a żadna z nich nie była naruszona. Ponieważ to było takie niejasne odczucie obecności zastanawiałam się czy nie mogłaby to być jakaś projekcja astralna czy coś podobnego. Orientujesz się w takich zagadnieniach?

- Słabo. Ale znam kogoś, kto wie o takich rzeczach mnóstwo. Chcesz namiar?

- Niekoniecznie, jeśli ty będziesz znał odpowiedzi na moje pytania. – Nie chciałam tracić na to czasu - Muszę tylko wiedzieć czy możliwe jest taką projekcją wejść komuś do mieszkania? Czy można w ten sposób ominąć okultystyczne zabezpieczenia? I czy można taką projekcję w jakiś sposób wykryć czy wyczuć?

- Projekcie to nie duchy, więc zabezpieczenia przed duchami nie działają. Nie można nic zrobić. Ale z tego, co się orientuję, aby gdzieś się pojawić Żagiew musi znać to miejsce. Lub mieć jakiś element zaczepienia. Przedmiot, rzecz, coś takiego. Nie działa to inaczej. A co do wykrycia, to i owszem. Ludzie z wyczulonym ESP mogą wyczuć emanację tego typu, jak też inne. Z tego, co się orientuję twoje ESP jest naprawdę świetnie rozwinięte. Dlatego między innymi próbowałem cię z takim uporem zwerbować do MRu.

- Czyli ten facet mógł w ten sposób zajrzeć mi do chaty. – Nie podobało mi się, że ktoś tak bez zaproszenia zaglądał mi do chaty, ale z dwojga złego to już wolałam żeby to był jakiś człowiek a nie coś innego - Jest jeszcze coś. Może i facet jest Łowcą, ale chyba raczej działa na własny rachunek. Powiedział mi, że ten, kogo szukam - Znowu puknęłam palcem w teczkę - jest teraz w Londynie. I on, mój rozmówca znaczy się, właśnie na niego poluje.

- Szaleniec.- Skwitował krótko Max.

- Ma moje pełne błogosławieństwo, do tego jeszcze udzielę mu wszelkiej pomocy żeby zwiększyć jego szanse. Jeśli on upoluje to coś i przyniesie mi łeb tego stwora wbity na czubek piki żebym mogła się na niego pogapić to będę mu więcej niż wdzięczna. Naprawdę. – Oj tak.

- Rozumiem cię doskonale. Sam mu życzę jak najlepiej. Jednak sama wiesz, jaką szansę ma pojedynczy łowca z demonem. Jesteś pewna, że chcesz się w to wmieszać?

- Zależy ile ode mnie ten ktoś będzie oczekiwał, no i czy uznam, że jego plan będzie miał jakąkolwiek szansę. Jak się okaże, że to jakiś dureń i samobójca to w życiu nie pójdę na współpracę. Poza tym obawiam się czy to nie jakaś podpucha i np. gościu pracuje dla tego czegoś i próbuje wciągnąć mnie w pułapkę, ale wtedy i tak muszę zaryzykować i się z nim spotkać.

- Dlatego pytałem czy potrzebujesz wsparcia.

- Hmm – zastanowiłam się - Dobrze by było żeby mnie tam ktoś podrzucił i w razie, czego szybko stamtąd wywiózł gdybym musiała zwiewać. A i najważniejsze, bo bym zapomniała. Ten numer telefonu z karteczki. Możesz sprawdzić, do kogo należy?

- Będziesz miała GSRa jako kierowcę. – Topper chwycił za słuchawkę żeby spełnić moją prośbę.

- Ok. – mogłam wyjść i wrócić do swojego biura i tam czekać na rezultaty działania Maxa, ale zamiast tego rozparłam się wygodniej na krześle i przesiedziałam tam jeszcze dobre piętnaście minut.

Po chwili dowiedziałam się, że ten telefon to numer do Burger Kinga położonego blisko dworca. No jasne. GSR z samochodem miał czekać na mnie na MRowskim parkingu za kwadrans czwarta. Nie mogłam już dłużej tak bezczelnie siedzieć u Toppera, więc westchnęłam tylko, zostawiłam mu teczkę i ruszyłam do pokoju operacyjnego mojej grupy. Do umówionego spotkania zostało jeszcze mnóstwo czasu.

Przed drzwiami naszej salki poczułam, że coś było nie tak. W środku musiał siedzieć ktoś, kto był zdecydowanie Martwy. Co u licha wyrabiali Laura i Nathan? Czyżby ściągnęli tu któregoś z łaków z Orchidei? Weszłam szybko do środka i od razu zrozumiałam swój błąd.

- Emma Harcourt? Charles Foster, Kot, pracuję pokój obok. – Przedstawił się niespodziewany gość a ja z lekka zdębiałam.

Poza nim nikogo innego w pokoju nie było. Zmusiłam się żeby zamknąć drzwi. Przez tę całą sprawę z JEGO powrotem chyba w mózgu przeskoczyła mi jakaś zapadka, bo teraz każdy Nieumarły jawił mi się jako możliwy wysłannik tego potwora. W końcu skinieniem głowy przywitałam się z Charlesem skoro był moim współpracownikiem, ale pilnowałam się żeby nie zbliżyć się do niego. Nie było to proste, bo kotołak od razu podlazł do mnie, ale szybko się okazało, że tylko po to, aby wręczyć mi jakąś kartkę.

Próbowałam przeczytać notatkę mając jednocześnie Fostera na oku, co było wyczynem iście tytanicznym. Może łak dał mi ten świstek żeby odwrócić moją uwagę? Tylko czy naprawdę byłby tak nierozsądny żeby zaatakować mnie w MRze?

Przebiegłam wzrokiem po papierze.

“Cześć Em, wiem co o mnie mówią ale to nieprawda. Wciąż żyję, chodzę, oddycham i ciągle jestem takim bydlakiem jak wcześniej. Wybacz, ale mam do Ciebie prośbę. Po wydarzeniach w zamku Plum wplątałem się w niezłe bagno, jak to ja. Nie mogę podać szczegółów, bo moi "znajomi" podejrzewają, że mogę nawiązać kontakt z ludźmi z MRu. Szczególnie z Tobą, Triskettem, Ruiz czy Hartmanem. Z tego powodu nie możemy też się spotkać. Jeżeli mogę Ciebie o to prosić powiedz dla Kota wszystko, co wydarzyło się w zamku Plum, upewnisz się, że to on, gdy powie pseudonim, jaki naddaliśmy Xarafowi. Odpowiedz też, na jego wszystkie pytanie. Łak nie potrafi pisać i czytać, ciągle nie wiem czy wie, kim jestem. Przepraszam, że wciągam Ciebie w to bagno. Nie mów o tej wiadomości nikomu w MRze.

Caine

P.S. Ciągle wyciągam broń w tej dobrej sprawie a nie by wykańczać trzy małe dziewczynki. Jak się spotkamy powiem Ci w końcu co zrobiłem z Xarafem i Topperem.”

Złożyłam kartkę i spojrzałam na Kota. Cała masa myśli przemknęła mi przez głowę, o swoich uczuciach już nawet nie wspomnę. Starałam się jednak zachować pokerową twarz. Zaczęłam przepytywać Charlesa. Wyglądał na wyluzowanego i wiarygodnego. Rozsiadł się wygodnie i gadał bez zająknięcia, ja nadal stałam nad nim niczym kat nad grzeszną duszą. Teoretycznie Caine mógł wrócić jako łak czy Bezcielesny. Raczej nie użarł go żaden wampir, więc ta opcja odpadała. Zapytałam Kota jak w takim razie Caine wyglądał. W każdej z form, w których mógł wrócić musiał wyglądać, no jak Russel. Wtedy Kot zaczął kręcić, odwracać kota ogonem i naciskać na mnie. To mi się nie spodobało. Minął już ponad rok od czasu wydarzeń w zamku Plum i od kiedy BORBL skończył z naszym odpytywaniem nikt więcej nie drążył już tego tematu. Czyżby uznali, że po takim okresie nadszedł czas na mały sprawdzian naszej dyskrecji. Wszystko to śmierdziało mi paskudną prowokacją a wiadomo, że cholerni psychopaci z BORBLu byli zdolni do wszystkiego, nawet wykorzystania w taki sposób zmarłego człowieka. Poza tym sukinsyni musieli na mnie nasłać telepatę skoro wiedzieli o takich szczegółach. Tylko kiedy? Aha. Przypomniało mi się. Ta słodka blondynka, która z miesiąc temu zagadała do mnie w toalecie MRu niby pytając o pracę w Ministerstwie, że niby była nowa itp, itd. Podeszła mnie jak dziecko, przecież wiadomo, że człowiek w łazience mniej się pilnuje.

Przypomniałam sobie oficjalną wersję zdarzeń z zamku i podałam Kotu. On na to zaczął naciskać ponownie próbując wyciągnąć ze mnie prawdziwą wersję. Wyparłam się wszystkiego. Na wszelki wypadek posiłkowałam się moją odpornością na zdolności Nieumarłych żeby nie mógł swoimi łackimi metodami wyłapać, że łgałam jak z nut. Trudno mi było ocenić czy Foster był tylko nic nie wiedzącym pionkiem wplątanym w tę prowokację czy siedział w tym po uszy. Przyjrzałam mu się dokładnie. Garuch emanował silnie, na tyle silnie, że prawdopodobnie bez problemu mógłby wykroić sobie jakiś ładny kawałeczek terytorium. Jednak on wolał pracować dla MRu. Podejrzane? Jak diabli. Na mój nos mógł spokojnie być wtyką BORBLowców.

Charles spróbował ostatniego podejścia tym razem rzucając imię Mythosa a ja znowu skłamałam. Wtedy Foster się poddał i w końcu sobie poszedł zostawiając mi karteczkę. Zastanawiałam się czy powinnam pozwać tę babkę telepatkę. Użyła na mnie swoich mocy, ale nie miałam konkretnych dowodów a do tego to BORBL. Wiadomo, że oni się wszystkiego wyprą. Musiałam też ostrzec Lolę i Garyego. Jeśli próbowali ze mną, spróbują też z nimi. Chociaż zapewne nie tak szybko. Poza tym nie mogłam dać im, cholernym psychopatom z BORBLu żadnych podejrzeń i rozegrać to na spokojnie.

Rozejrzałam się po pokoju. Gdzie mogli być Scott i Morales? Na tablicy znalazłam informacje:

"Morales - komisariat - Śmiertelne Skorpiony"

No to jasne Laura drążyła temat gangu a co miał znaczyć drugi napis:

"Scott - Canal Street na 12:00"

Poniżej dopisano: "Anonim". Cokolwiek miało znaczyć i tak nie zdążyłabym tam na czas, więc odpuściłam i zabrałam się za kończenie raportu z wczoraj. Później miałam zamiar podrzucić go Irolowi i przy okazji zapytać o ten Anonim. Zrobiłam sobie gorącej herbaty. Na dworze było upalnie, ale w budynku w letniej kiecce zrobiło mi się zimno. Sącząc gorący napój stukałam w klawisze maszyny do pisania.
 
Ravanesh jest offline