Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2011, 21:25   #55
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Szkoda było marnować czasu i dnia na dalsze zwlekanie. Evelyn zabrała swoje rzeczy i wyszła z domu w którym spędzili noc zerkając do góry czy Viltis podąża już do przodu czy jeszcze się rozgląda. Widząc znak jaki jej dał ruszyła we wskazanym przez niego kierunku. Wszystko wydawało się w porządku, jeżeli cokolwiek w tym dziwnym mieście mogło być w "porządku". Nigdzie nie było widać nocnych mieszkańców miasta, nic nie zakłócało im wędrówki w stronę garnizonu, Viltis nie sygnalizował żadnego niebezpieczeństwa. Uwagę czarnowłosej zwróciło zachowanie idącej koło niej Lili jednak zanim zareagowała na nie do jej uszu dobiegły słowa: "Chodź z nami..."

W końcu dzień, w końcu otwarta przestrzeń. Z prawdziwą ulgą opuścił dom, w którym spędzili noc. Dziwna to była ulga, przecież schronienie zapewniło im bezpieczeństwo oddzielając od maszerujących po mieście zwłokach. Za to otwarta przestrzeń była zawsze zagrożeniem. Nic nie mógł na to jednak poradzić, że ściany i mury ograniczały go, że czuł jakby nie mógł pomiędzy nimi rozwinąć skrzydeł. Były zawsze hamulcem jego działań. Teraz z radością, i to pomimo grafitowoszarego nieba, przeskakiwał po dachach. Czasami celowo strącał poluzowaną dachówkę, by usłyszeć jak się roztrzaskuje. Wtedy czujnie rozglądał się dookoła w oczekiwaniu, że ktoś, lub coś zareaguje na ten dźwięk i się odsłoni. Nic z tego. Miasto zgodnie ze swoją obecną naturą, wyglądało na wymarłe. I nagle, gdy tak bardzo nic się nie działo, jak grom z jasnego nieba uderzyły go emocje Evelyn. Targnął nim spazm niewypowiedzianego obrzydzenia i złości, aż zgiął się w pół, z trudem przytrzymując pazurami kalenicy. Dwa głębokie oddechy i pomknął w stronę kobiet. Po chwili był na dachu domu bezpośrednio przylegającego do uliczki, którą właśnie szły Evelyn i Lialda. Zaskoczyło go to co widział. Kobiety niczym w szalonym tańcu wyginały się i krzyczały. Nie widział jednak nic, co by usprawiedliwiało ich zachowanie. Nic dużego, ani małego, jak na przykład rój os. “Znowu iluzja!” Odgadł i wściekle potoczył wzrokiem dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby być za nią odpowiedzialny. Był niemal całkowicie pewien, że to zwariowany kapłan, z którym wcześniej mieli do czynienia. “Musi tutaj gdzieś być, musi...” -Nie poruszyło się jednak ani jedno okno, nie trzasnęła okiennica, nie było nawet skrzypnięcia podłogi, czy odgłosu stąpnięcia. “To też muszą być jakieś czary” - westchnął - “Albo już poszedł gdzie indziej” -Przestał zwlekać i zszedł z dachu na ulicę. W najlepszym dla siebie momencie. Zaaferowany tym co wyczyniały Evelyn i Laida, zaabsorbowany wyszukiwaniem ukrytego gdzieś kapłana nie dostrzegł nadlatującego żuka. Dopiero gdy jego łapy dosięgły ziemi, gdy wykonał parę kroków, do jego uszu dotarł dziwny, niepokojący odgłos. Zamarł wsłuchując się i próbując skojarzyć go sobie z czymś, z czym się wcześniej zetknął. Na całe szczęście nie tylko on zwrócił uwagę na dziwny dźwięk. Oszalałe kobiety przestały swoich dziwacznych pląsów i zamarły wsłuchane w buczenie.

Evelyn czuła jak ogarnia ją panika, kiedy rozglądała się widząc otaczających ją mężczyzn. "Czemu Viltis mnie nie uprzedził? Gdzie on jest?" Wydawało jej się że wzywa smoka, lecz nie widziała ani nie czuła jego obecności. Czuła zaś jak jej panika przeradza się w gniew.
- Nigdzie nie idę!- krzyczała - Nie jestem laleczką! - rozglądała się patrząc na nich z obrzydzeniem i nienawiścią w oczach. Mieli rację, była "martwa" jednak to dzięki nim. Uniosła palec i wskazując na nich mówiła:
- Nie jestem laleczką! Nigdy nią nie byłam! A martwa... martwa jestem dzięki wam. Nikt z was nie interesował się tym co czuje, nic was to nie obchodziło, chcieliście mnie traktować jak zabawkę i tak było, ale już nie jest, już nie będzie! - Chwyciła za swoją broń gotowa, użyć ją raniąc, zabijając tak jak wcześniej ją zraniono. Jednak rany zadane jej dłonią będą inne, będą widoczne, w przeciwieństwie do tych, które zadawali jej oni, a może jednak nie?
- Viltis! - krzyczała zarówno w myślach jak i na głos. Wydawało jej się iż jej wrzask odbija się echem po uliczkach miasta. Jednak nie widziała go, nie czuła. Widziała zaś coraz bliżej podchodzących napastników. Zatrzymała wzrok na jednym z nich, pod krwią i zgnilizną, która naznaczyła jego twarz starała się rozpoznać rysy. Wiedziała, że go zna, wiedziała również, że może być jednym z tych, którym pomogła opuścić ten padół. Zerkając na niego starała się sobie przypomnieć, czy to napewno ona sprawiła, że jego marny żywot się zakończył.



Ich spojrzenia, ich oddechy, ich rozpadające się przy każdym kolejnym kroku ciała i te słowa rozbrzmiewające w jej uszach, sprawiały, że poczuła jak jej ciało wzdryga się z obrzydzeniem. Sama myśl, że któryś z nich mógłby ją dotknąć sprawiała, że jej gardło ściskała coraz większa panika. I te słowa.... Laleczka, laleczka, laleczka..." odbijały się w jej uszach, a potem w głowie wciąż powracającym echem. Miała wrażenie, że patrzy na siebie ich oczami.


I nie podobało się jej to co widzi. Pusta powłoka, uszkodzona przez nich... przez tych, którzy teraz ją otaczali wmawiając, iż jest martwa. Kręciła się wokół własnej osi trzymając miecz w dłoni i zerkając czy któryś z nich nie podszedł już na tyle by użyć go do obrony. Wzrokiem zaś przesuwała po nich, szukając Viltisa. "Przecież musi tu gdzieś być! Musi mi pomóc, sama nie dam rady. Coraz bardziej mnie otaczają, coraz bliżej są... czuje ich paskudne oddechy. Jedna myśl goniła drugą, a spanikowane oczy przesuwały się w poszukiwaniu smoka. Nigdzie go nie widziała, zaś oprócz słów jakie wypowiadali otaczający ją umarli do jej uszu dobiegł nowy odgłos i poczuła, że ktoś jej dotyka. Nie spuszczając oczu z niebezpieczeństwa zaczęła rozglądać się za źródłem nowego dźwięku, zerkając również, kto się na tyle do niej zbliżył by ją dotknąć. I wtenczas jej wzrok zatrzymał się na smoku. Coś obserwował, próbując chronić zarówno ją jak i Lialdę. Ucieszona, że wreszcie go spostrzegła, nie zauważyła, że otaczający ją mężczyźni już tego nie robią, że po prostu ich nie ma, że iluzja, która jeszcze przed chwilą trzymała jej umysł w uwięzi, rozwiała się. Zaś pojawiło się nowe niebezpieczeństwo... lecący ogromny żuk.

-Kryć się! -ryknął. Nie czekał jednak, aż oszołomione czarami panie się ruszą, lecz skoczył w ich kierunku. Dopadł i zgarnął swoimi potężnymi ramionami by pociągnąć w kierunku ścian najbliższego domu. Drzwi oczywiście były zamknięte i nawet potężne uderzenie rozpędzonego Viltisa nie wyważyło ich. Wystraszeni wtulili się w ceglany mur marząc o tym by się w niego wtopić. Serca waliły im jak oszalałe, gdy huk wciąż narastał. Nagle się pojawił. wielki niczym chmura wypłynął ponad dachami i kominami kamienic lecąc prosto w ich kierunku. Nie byli w stanie nawet drgnąć w obawie, że może ich dostrzec. A może już się to stało? Może właśnie przygotowuje się do ataku. Zamarli jak trusie obejmując się ramionami i wlepiając oczy w latającą górę. Jedno uderzenie serca... drugie.... huk przelatującego żuka sprawił że włoski stanęły im dęba, kolejne uderzenie i już wiedzieli, że nie dostrzegł, że leci dalej. Mięśnie wyczerpane stresem zaczęły im drżeć i jeszcze zanim owad zniknął osunęli się na ziemię. Jakiś czas siedzieli oparci plecami o ścianę ściskając się za dłonie, aż w końcu Viltis odchrząknął i się zapytał - To co? Idziemy dalej?
Evelyn przełknęła ślinę rozglądając się wokoło i spytała:
- Widziałeś ich prawda?-
choć tak naprawdę podejrzewała, że zna odpowiedź na swoje pytanie, zanim jeszcze Viltis jej odpowiedział.
Widziałem, że znowu dopadła was iluzja - pokręcił głową rozglądając się znowu w poszukiwaniu kogoś... lub czegoś.. - Starałem się wypatrzeć, kto mógłby to zrobić, lecz nic z tego. Coś mi jednak mówi, że to może być ten zwariowany kapłan. Z jego rozmowy z tym.... dziwnym czymś może wynikać, że tylko on im tutaj służy.
- Może masz rację, lecz kto wie czy jeszcze jakaś inna osoba się tutaj nie kryje. Nie ma co zwlekać, trzeba wrócić do pozostałych, powiedzieć co odkryliśmy i wrócić tu spowrotem by zbadać to miejsce i dorwać kapłana zanim się rozpłynie jak te iluzje, które na nas zsyła. - stwierdziła Evelyn podnosząc się. - Wracaj na dach Viltisie i staraj się nie robić hałasu, my też się postaramy. Mam dość już tych zmagań z czymś co nie istnieje i nie mam chęci na spotkanie czegoś co tu jest, bo tego żuka widziałeś? Prawda?
Pokiwał głową potwierdzając - Zbyt prawdziwy jak na mój gust .- Po czym ponownie wspiął się na dach, by tak jak poprzednio robić za czujkę. Na całe szczęście nie pojawiło się więcej niespodzianek na drodze do garnizonu. Aż do samej bramy, gdzie zwariowany krasnolud wziął ich za trupy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 22-12-2011 o 21:29. Powód: poprawki graficzek :)
Vantro jest offline