Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2011, 21:53   #119
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dDVvZdZ_CLk[/MEDIA]

Czuł się głupio. Był kompletnie zdezorientowany. Ledwo utrzymywał pistolet w dłoni.
Była piękna. Jego wzrok powoli przyzwyczajał się do olśniewającego widoku. Spojrzenie powędrowało od jej drobnych stup ku górze, zawisło na smukłych, odsłoniętych nogach. Na sobie miała jedynie jedne z jego krótkich zielonych spodenek oraz nieco pomiętą i stanowczo zbyt dużą koszulę. Każda inna osoba mogłaby wyglądać w tych ciuchach dziwnie, może nawet komicznie, ale nie ona. Ona była inna. Nie potrafił oderwać od niej wzroku, jej drobna, kusząca budowa rozpalała wyobraźnię. A jej uśmiech! Tak promienny, tak zaraźliwy! Obiecywał, że już wszystko będzie w porządku, że już nigdy nie będzie bólu ani trwogi. Miała wspaniałe, ufne niebieskie oczy. Tak piękna i tak niewinna. Serce zaczynało tańczyć w szaleńczym rytmie, a przecież nie tak powinno reagować. Obca kobieta stała w jego kuchni, a on nie miał nic przeciwko.

W końcu przerwała ciszę, miała na imię Kaa i zrobiła mu jajecznicę. Sam już nie wiedział czego spodziewać się po swoim życiu. Nocna wizyta loup garou była niczym przy pięknej kobiecie, gołębicy, którą uratował.

- Jasne, dzięki - powiedział powoli i niepewnie, dopiero po chwili przypomniał sobie, że wciąż trzyma pistolet niebezpiecznie wycelowany w jej stronę i pospiesznie opuścił lufę - Jak twoje - urwał nagle i zamachał ręką marnie naśladując skrzydło - no wiesz.

- Skrzydło? –
spytała uśmiechając się - W porządku. Szybko zdrowieję.

- To fajnie – rzekł wyraźnie speszony, nie trzeba było być detektywem by odkryć, iż nie odnajduje się on w tej sytuacji - Miałaś jakieś zatargi z tym loup garou? Chyba miał wobec ciebie poważne zamiary - rzucił już z nieco większym luzem.

- Nie znałam go – odparła po chwili - Po prostu chyba wziął mnie za gołębicę.

- Ale zdajesz sobie sprawę, że brzmi to dość nieprawdopodobnie? – Zrobił głupią minę. - Wiesz, przypadek przypadkiem, ale coś jest na rzeczy.

- Może więc polował – powiedziała i wzruszyła szczupłymi ramionami, sprawiając, że Keane znów zapomniał języka w gębie - Nie udało mi się z nim pogadać. Wyczułam twoje zaklęcia ochronne. Mogły go zatrzymać, więc uderzyłam w szybę. resztę w sumie znasz.

- Wybacz, ostrożności nigdy za wiele - powiedział po czym uśmiechnął się i usiadł przy stole - Kim właściwie jesteś? - spytał uprzejmie.

- Jak się nazywam, już powiedziałam. – Znów uśmiechnęła się radośnie, promiennie. - Jestem Pooka. Z Błogosławionego Dworu. Służę królowej Tytani jako posłaniec.

Na moment zachwyt na twarzy Shaya zmienił się w coś zupełnie innego, tępe zaskoczenie i niepewność. Usłyszał właśnie jakieś bzdury i nie wiedział co właściwie powiedzieć, ani tym bardziej co myśleć. Doszedł jednak do wniosku, że powinien chociaż spróbować nieco ją podpytać, być może wtedy łatwiej będzie mu ją zrozumieć.

- Kaa - powiedział - Jestem Shay - dodał po chwili - Błogosławiony Dwór i królowa Tytanii... Więc dorwał cię, gdy wykonywałaś jakieś zadanie?

- Nie. Po prostu leciałam sobie – odparła niewinnie w sposób niezwykle przekonujący, jakby była to rzeczywiście jedyna sensowna odpowiedź.

- I gdzie jest ten... Błogosławiony Dwór? – spytał po chwili ciszy.

- Wszędzie – powiedziała wesoło i z entuzjazmem - W powietrzu, ziemi, ogniu i wodzie oraz poza nimi. Dróg jest wiele, lecz większość jest zakryta. Solisz?

- Tak, dzięki. To trochę skomplikowane. I tym dworem rządzi królowa, tak?

- Tak –
potwierdziła po czym dodała szczyptę soli - Królowa i Król. Oboje.

- Rozumiem
- rzekł choć jego mina mówiła coś zupełnie innego - I wszyscy potraficie przemieniać się w gołębie?

- Nie. No coś ty.
– Spojrzała na niego i pokręciła głową, tuż przed nim wylądował talerz z jedzeniem.

- Gafa? – spytał, a następnie zaśmiał się i uśmiechnął - Więc ty jesteś wyjątkowa?

- Jak każdy. Ty też – rzekła wskazując na niego palcem - Tamten co mnie gonił. Nie ma dwóch takich samych. – Zaśmiała się i dodała - Głuptasie.

Jajecznica smakowała wybornie, nie zastanawiał się czy Kaa jest tak genialną kucharką czy też po prostu teraz zjadłby wszystko co tylko by mu podała. Nie było to dla niego istotne.

- No tak. - Przewrócił bezradnie oczami. - Ale nie każdy potrafi się przemienić w ptaka, to chyba fajne, nie?

- Nooo – powiedziała, a jej spojrzenie utkwiło w jakimś szczególnym miejscu na suficie, przez kilka chwil zdawała się być całkowicie nieobecna. Kto wie? Może właśnie myślami szybowała gdzieś na Downing Street.

- I jakie masz teraz plany? – spytał wyrywając ją z tego stanu - Chyba powinnaś jeszcze odpocząć, noc była pełna wrażeń.

- Musze dostarczyć wiadomość do Umberta. Potem odpocznę. Nie chciałam cię zostawiać samego. – Zmarszczyła lekko czoło. - Strasznie dziwnie oddychałeś.

- Miło z twojej strony. Kim jest ten Umbert? Może mogę ci jakoś pomóc?

- Już pomogłeś.

- Jasne, ale uczynny ze mnie gość.
– Posłał jej jedno ze swoich uśmiechów z kategorii „Zobacz jaki jestem fajny”.

- Pewnie. - Uśmiechnęła się wesoło.

- Więc jak? Powiesz mi chociaż kim jest Umberto? – spytał ponownie.

- Umbert. Umbert – powtórzyła - To troll.

- Umbert. Troll. – Shay zrobił zamyśloną minę, podrapał się po brodzie i spojrzał w górę - Troll. I on gdzieś tu mieszka w Londynie? Chyba nie tak łatwo go znaleźć?

- Niekoniecznie
– powiedziała od razu - Prowadzi budę z hot-dogami przy Elm Streat

- Tak? Nieźle, muszę go kiedyś odwiedzić. To jakiś twój znajomy?

- Trochę.


- To spokojny gość, nie? To nie jest żadna z tych niebezpiecznych misji? – spytał dla pewności.

- Trolle są spokojne. Póki się nie zdenerwują – wyjaśniła mu niezbyt dokładnie.

- Loup garou z reguły też, ale czasem jednak wpadają w zły nastrój – przypomniał jej - Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?

- Nic mi nie będzie.

- W porządku. -
Rozłożył dłonie w geście poddania. - ale obiecasz mi coś?

- Pozmywam naczynia –
odparła nieco speszona, zabrała talerz i odkręciła wodę.

- Daj spokój Kaa, zostaw to. Po prostu daj znać, czy wszystko poszło ok. Chce się upewnić, że wszystko gra. Ten loup garou nie zapolował na ciebie ot tak sobie. - Uśmiechnął się rozbrajająco. - Jestem Łowcą, dbam o takie sprawy.

- Dobra
– potwierdziła wciąż niezbyt pewnie.

Keane nie mógł jej zatrzymać, wiedział też, że nie powinien. Zauroczyła go jednak na tyle, że samo rozstanie było dość trudne i z żalem przyglądał się jak opuszcza jego mieszkanie. Miał nadzieję, że dziewczyna jakoś sobie poradzi i nie natrafi zbyt szybko na kolejnego łaka. Sam zaś miał zamiar w wolnej chwili poszukać jakichś informacji na temat podobnych jej ludzi. Może też na temat tajemniczego dworu. Nie wyglądała jakby zupełnie wyssała sobie tę informację z palca, może coś zainspirowało ją do mówienia o takich bzdurach, a może nie kłamała? Na pewno chciał też przekonać się czy na Elm Street rzeczywiście jakiś Umbert pracuje. Wszystko to musiało jednak jeszcze trochę poczekać, bowiem przyszło wezwanie z MRu. Posrebrzany zegarek, srebrna bransoletka i taki sam celtycki krzyż, który poprzedniego dnia tak skutecznie podziałał na łaka. W kieszeni ukrył również niewielki nóż z rzeźbioną rękojeścią. Jeśli jakiś loup garou postanowi się do niego zbliżyć, to niech to przynajmniej nie będzie dla niego przyjemne uczucie.

Nim wraz z Garym i Lolą wylądował na miejscu postarał się również o komplet srebrnych nabojów do Beretty. Uzbrojony jeszcze w MP5k chwilowo czuł się bezpieczniej. Tak wyposażony mógł ruszać do akcji. Tak przynajmniej myślał. Rzeczywistość jednak po raz kolejny go przerosła. Sprawa była wyjątkowo straszna i można było jedynie ubolewać nad losem tych dzieci. Ciężko było mu się skupić, myśli wciąż przeskakiwały od Kaa do loup garou i ofiar. Z przyjemnością przyjął informację, że jest potrzebny gdzie indziej. Pożegnał się z Garym i Lolą.

W samochodzie czekali już na niego dwaj Łowcy, którzy mieli wprowadzić go w sytuację. Jak się szybko okazało byli braćmi z Kansas, którzy przyjechali do Anglii jakiś czas temu i postanowili dołączyć do MRu. Wyszczekany gość za kierownicą wciąż narzekający na lewostronną jazdę był starszy i z tego co zrozumiał Shay, był egzekutorem. Drugi był jego przeciwieństwem, kulturalny i uprzejmy, chętnie zagadywał Keana i opowiadał o sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Posiadał zdolność telekinezy. Okazało się, iż chodzi o Złodzieja Ciał, który zadomowił się w jakiejś bogu ducha winnej dziewczynki. Na miejscu byli już po kilkunastu minutach.

- Keane – zaczął Egzekutor, gdy opuścili samochód – Weź to, przyda się. – Shay wyciągnął dłoń i po chwili wylądował na niej niepozorny medalik. – Na wszelki wypadek.

Keane kiwnął głową i po chwili zawiesił sobie prezent na szyi, nie obawiał się co prawda, że Złodziej Ciał będzie chciał zawładnąć akurat jego ciałem, ale ostrożności nigdy za wiele. Chwilę później weszli już do kamienicy, najwyraźniej opętania nie udało się ukryć, wszyscy sąsiedzi już zgromadzili się na klatce schodowej i w skupieniu przyglądali się Łowcom. Shay uśmiechał się do nich głupio i zbytnio nie przejmując się taką publicznością, szedł dalej za dwoma jankeskimi braćmi. Złodzieje Ciał należeli do wyjątkowo paskudnych Bezcielesnych, choć mogli animować przedmioty, nie zadowalali się nimi zwykle. Woleli ludzkie ciała, a to już nie było w porządku, szczególnie, gdy postanowili porwać dziecko, jak w tym wypadku. Los chciał, iż tym razem tzw. Lunatykiem stała się dziewczyna z dobrego domu, wzorowa uczennica, jedynaczka, która chętnie pomagała innym. Miała dopiero jedenaście lat. Jej rodzice byli dobrymi chrześcijanami, owieczkami Pana, co jednak nie uchroniło ich przed tym strasznym losem.

- Może pan jest pomóc? - pytała matka wbijając swoje palce w ramię Shaya - Musi jej pan pomóc! Ona jest taka dobra. To pana obowiązek!

- Jaki tam obowiązek -
burknął Egzorcysta - Trzeba było się zabezpieczać. Zawsze to powtarzam - zaśmiał się.

- Stary, ta kobieta cierpi - próbował przywołać go do porządku jego brat.

- Wszystko będzie w porządku - zapewnił kobietę Keane - Niech pani opuści mieszkanie, zajmiemy się wszystkim.

Kobieta przez kilka chwil wahała się, lecz w końcu wraz z mężem wyszła na zewnątrz. Shay odetchnął i spojrzał na swoich towarzyszy, o ile Żagiew czuł się dosyć nieswojo i wyraźnie chciał jak najszybciej pójść w ślady domowników i wyjść na zewnątrz, o tyle jego brat właśnie buszował po szafkach i uzbrojony w znalezione przed momentem ciastka oparł się o ścianę.

- No to bierz się do roboty, facet.

To też właśnie zrobił. Pokój, którym znajdowała się dziewczynka, budził złe odczucia, było w nim ciemno i cicho. Gdyby nie słyszał słabego oddechu dziecka byłby nawet przysiągł, że w środku znajduje się sam. Podszedł powoli do okna, roleta poszła w górę i promienie słoneczne oświetliły leżącą na łóżku dziewczynkę. Miała kręcone, długie, blond włoski i urocze niebieskie oczka. W dziecięcej piżamce wyglądała tak niewinnie jak tylko mogła. W życiu nie uwierzyłby, iż jest opętana, gdyby nie widział pasów i węzłów, które krępowały jej ręce i nogi. Nie był to najprzyjemniejszy widok. Dopiero po kilku chwilach zdała sobie sprawę z jego obecności i obdarzyła go spojrzeniem.

- Niech mi pan nie robi krzywdy... - powiedziała cienko - Oni mnie tu przywiązali... Chce do mamy.... Proszę... Proszę... - Zaciekawiony Shay zbliżył się do łóżka i zaczął się dokładniej przyglądać dziewczynce. - Proszę! To boli... Tak bardzo boli...

- Przykro mi - rzekł Keane nachylając głowę nad dziewczynką - ale chyba nie myślisz, że tak łatwo dam się nabrać. Chłopie, nie bierz mnie za głupka.

Twarz dziewczynki przez chwilę wciąż ukazywała przerażenie i zaskoczenie, lecz w końcu wykrzywił ją nienaturalny, szeroki uśmiech i po kilkunastu sekundach zachichotała donośnie. - Och, cholera! Nigdy nie byłem dobrym aktorem, peszek. - Głos jej się zmienił, nabrał innej, bardziej złowrogiej barwy. Oblizała wargę. - To co robimy z tym fantem?

- Stary, muszę cię odesłać - powiedział spokojnie Shay po czym uśmiechnął się - To nic osobistego. Może następnym razem będziesz miał więcej szczęścia.

- Ok, rozumiem, robota to robota - odparła dziewczynka kiwając głową i niewinnie trzepocząc długimi rzęsami.

- Fajnie, że się rozumiemy - rzekł Keane - To zaczynajmy. - Odchylił nieco głowę, nieschodzący z twarzy dziecka uśmiech zaczynał go niepokoić, instynkt wariował, podpowiadał, że coś jest nie tak.

Tak właśnie było. Nie zauważył tego od razu, ale teraz jego wzrok skupiał się tylko na jednym, a serce zaczynało walić jakby to ono było opętane. Jeden z pasów był poluzowany! Jakimś tylko cudem zdołał uniknąć pierwszego ciosu, drobna rączka o milimetry minęła jego twarz, lecz już za drugim razem nie miał tyle szczęścia. Dłoń z zaskakującą siłą uderzyła go w twarz, to wystarczyło by na moment stracił koncentrację i stał się łatwym celem. Niewielkie palce zacisnęły się na jego szyi i zaczęły się zaciskać. Z ogromną zajadłością i nienawiścią. Shay tracił siły, wierzgał, szarpał się, lecz walka nie przynosiła żadnych rezultatów. Resztką sił zdołał dosięgnąć dłonią pusty, porcelanowy wazon i wyrżnąć nim tuż obok głowy dziewczynki. Jedyną odpowiedzią był jedynie gromki śmiech. Hałas nie uszedł jednak uwadze Łowców.

- Keane! - krzyknął Egzekutor, który nagle pojawił się w drzwiach.

Dziewczynka spojrzała na niego gniewnie i cisnęła egzorcystą o ścianę. Wskazała palcem na egzekutora i pokazała mu ręką by się zbliżył. Mężczyzna błyskawicznie przebył dzielącą go od niej odległość, zdołał uniknąć szaleńczych ciosów i chwycić drobną dłoń. Wykorzystał swoją siłę by ją zablokować, w pokoju znalazł się również jego brat, który wyciągnął dłoń przed siebie i także uruchomił swe nadprzyrodzone zdolności. Pas nagle uniósł się do góry i zacisnął wokół dłoni dziewczynki, znów kompletnie krępując jej ruchy. Żagiew szybko doskoczył do Shaya, egzorcysta oddychał dość ciężko, ale skończyło się właściwie na strachu. Z pojedynku wyszedł całkiem nieźle. Tymczasem egzekutor właśnie pochylał się nad dziewczynką, z gniewnym wyrazem twarzy przykładał jej swój nóż do gardła.

- To nie było mądre - rzucił, a następnie zamachnął się z zamiarem przebicia opętanej.

W ostatniej chwili nóż... po prostu wyśliznął mu się z dłoni. Spojrzał natychmiast w stronę swojego brata, mężczyzna stał wraz z wracającym do formy Shayem i rzeczywiście widać było, że to on dokonał tej magicznej sztuczki. Krew płynąca z jego nosa zdradzała wszystko.

- Co ty wyprawiasz?! - warknął egzekutor - Zabijmy go po prostu!

- Stary, wyluzuj -
rzucił Keane - Dziecko nie jest winne, jesteśmy tu po to by pomóc.

Egzekutor spojrzał gniewnie na dziewczynkę, ale po chwili wziął głęboki oddech, zabrał swój nóż i ruszył do wyjścia. - Drugi raz nie licz na moją pomoc. - Jego brat jedynie pokiwał głową i poklepał Shaya po ramieniu po czym również opuścił pokój. Egzorcysta znów został sam z Złodziejem Ciał i tym razem nie miał już zamiaru wdawać się w przydługie konwersacje. Przebywał w tym miejscu dostatecznie długo by dobrze wyczuć tego ducha, miał już plan, znał melodię, pozostało już jedynie odegrać ją i odesłać to cholerstwo na drugą stronę.

- Dobry z ciebie człowiek - powiedziała dziewczynka swoim niewinnym głosikiem.

- Jeszcze zobaczymy - odparł.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=atKv1JyQgV8[/MEDIA]

Chwilę później zaczął. Pozwolił by jego zdolności zaczynały działać. Ręce trzęsły mu się jak dzieciakowi na myśl o gwiazdce. Krew płynęła w jego dłoniach i ramionach, bębniła między uszami i pchała naprzód zapewniając, iż już nigdy się nie zmęczy... I nie musiał myśleć. Nie było takiej potrzeby. Słowa już same wydobywały się z jego ust, żyły własnym życiem, na swój własny, specyficzny sposób skupiały się na duchu i oplatały go. Mimo to nie był brutalny, nawet jeśli ten właśnie bezcielesny zasłużył na najgorszą karę, na wysłanie do samego piekła. Shay czuł już jak melodia wyzwala swoją moc, z każdą chwilą coraz silniej oddziałując. Egzorcyści nie nadawali się zbytnio do walki z wampirami czy loup garou, lecz jeśli na przeciw nim stawał Bezcielesny, to musiał się liczyć z konsekwencjami. Ten Złodziej Ciał dostał już sygnał ostrzegawczy, lecz prawdziwa salwa mająca go wypędzić, miała dopiero nadejść.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 22-12-2011 o 22:06.
Bebop jest offline