Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2011, 13:37   #13
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Jacek?! Jacek?! Czy to ty?! Jacek!!! Nie wygłupiaj się! Jacek!

Zorientowała się, że krzyczała na próżno, bo rozmówca już dawno się rozłączył. Wpatrywała się w słuchawkę a potem odłożyła ją na bok koło aparatu. Wytarła ręce o spodnie. Dłonie miała całe mokre. Otworzyła szufladę na korytarzu i zaczęła przetrząsać jej zawartość. Gdzieś tam była jej książka adresowa i telefon do Jacka. Musiała się upewnić, dowiedzieć się, że to tylko jeden z jego kolejnych głupich żartów. W końcu wyciągnęła szufladę z rolek i odwróciwszy do góry nogami wytrząsnęła wszystko ze środka na podłogę. Padła na kolana i zaczęła rozrzucać rzeczy na boki. Notesu nie było. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że przecież zabrała go dzisiaj ze sobą i nadal miała go w torebce. Wróciła po chwili z zeszytem i wykręciła numer do Jacka. Nikt nie odebrał. Ponowiła połączenie: jeden, drugi, trzeci raz. Nadal nic. Wybrała inny numer, do swojej przyjaciółki Agnieszki. Trzęsącym się głosem opowiedziała jej wszystko. Agnieszka wysłuchała opowieści a potem uspokoiła dziewczynę. Przez ten rzeczowy głos i zdrowy rozsądek sprawiła, że Wanda poczuła się zwyczajnie głupio. Jaworska odłożyła słuchawkę i posprzątała bałagan, którego narobiła. Miała czekać na telefon od Agnieszki, która obiecała jej, że znajdzie Jacka choćby musiała zjeździć miasto żeby go znaleźć.

Wanda zapukała do drzwi pokoju matki. Nie mogła siedzieć bezczynnie gapiąc się na aparat telefoniczny, więc postanowiła sprawdzić czy z Lidią było wszystko w porządku. Już dawno nie widziała rodzicielki tak zbulwersowanej, poza tym łaknęła w tym momencie jej towarzystwa.

- Mamo? Dobrze się mama czuje? - Ośmieliła się zajrzeć, kiedy matka nie zareagowała na jej pukanie,

Potem Wanda sama nie wiedziała jak to się wszystko potoczyło, że pomimo tego, iż to ona szukała pocieszenia u matki to koniec końców wyszło tak jak zwykle. To Wanda musiała skakać wokół swojej rodzicielki. Zaczęło się od tego, że Wandzia zapytała matkę o dziwne słowa, które tamta wypowiedziała tuż po audycji o śmierci Andrzeja. Najpierw matka próbowała odwracać kota ogonem, że niby nie powiedziała nic, a potem, jak zawsze zeszła na swój ulubiony temat zrzucając winy całego świata na ojca Wandzi, że pijak i że zmarnował życie swojej żonie i swoim dzieciom. Potem w końcu powiedziała, że miała na myśli to, że za komuny nic takiego by miejsca nie miało i powinni za to odpowiadać ci, którzy ją obalili.

Wanda wiedziała, że kiedy matka obrała sobie temat ojca to potem zawsze perorowała dopóki nie wyrzuciła z siebie wszystkiego, co gryzło ją w ostatnim czasie. Tym razem jednak niespodziewanie starsza Jaworska urwała swój wywód i zapytała z nietypową dla niej troską o samopoczucie córki. Najwyraźniej przeżyty szok i strach nadal malował się na twarzy Wandzi. Młodsza Jaworska opowiedziała matce pokrótce o niepokojącym telefonie i zaraz tego pożałowała.

Lidia przejęła się na tyle mocno, że musiała zażyć lekarstwa. Wanda biegała podając matce leki, coś do picia, pomagając się położyć i czując się winna tego, że doprowadziła ją do takiego stanu. W końcu, kiedy mama usnęła córka przysiadła na brzegu jej łóżka wpatrując się w twarz kobiety. Lidia była nadal w kwiecie wieku, ale życie kilka razy dało jej odczuć swój ciężar. Wanda słyszała o przypadkach, kiedy ludzie młodsi nawet od jej matki dostawali zawału lub udaru. Z troską przyglądała się jeszcze przez chwilę śpiącej kobiecie, ale nic niepokojącego się nie wydarzyło a tętno i oddech starszej Jaworskiej uspokoiły się, więc Wandzia wyszła z pokoju matki zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi.
Efekt tego całego biegania przy matce był taki, że dziewczyna zapomniała na chwilę o Czubie i o telefonie, ale teraz, kiedy została praktycznie sama w mieszkaniu lęki wróciły z nową siłą. Matka zanim usnęła radziła jej zgłosić to na milicję, ale Wanda zwlekała z tym czekając na sygnał od Agnieszki i licząc jeszcze na to, że te pogróżki okażą się niemądrym żartem równie niemądrego kolegi.

Nie było jeszcze późno, ale na dworze zrobiło się już całkiem ciemno. Wanda pozasłaniała dokładnie okna i sprawdziła czy dobrze zamknęła drzwi. Po chwili wahania wyjęła klucze i zamknęła dodatkowy dolny zamek. Dźwięk dzwonka telefonu sprawił, że wypuściła klucze z ręki. Chwyciła za słuchawkę. Od razu wyczula, że coś było nie tak jak tylko usłyszała ton głosu Agnieszki.

- To nie Jacek, prawda?

- Wiesz okazało się, że on jest teraz u rodziców. No i jego siostra mi przysięgła, że on nigdzie nie dzwonił a cały czas miała go na widoku. Wiesz Wanda może chcesz u mnie przenocować?

Wanda bardzo chciała, ale nie mogła tak zostawić mamy. Porozmawiała chwilę z przyjaciółką zmieniając zupełnie temat a potem rozłączyła się tłumacząc się tym, że musiała już szykować się do snu. Wybrała numer na policję.

Dyżurny przyjął zgłoszenie, zapytał o jej podejrzenia, kto to mógł być, czy rozpoznała głos a potem powiedział, że zajmą się tym. Wanda odłożyła słuchawkę nie do końca usatysfakcjonowana, ale nie mogła zrobić nic więcej. Policjanci mieli możliwość sprawdzenia, z jakiego numeru wykonano do niej połączenie i dziewczyna miała nadzieję, że to zrobią. Miała ich poinformować gdyby ktoś jeszcze robił takie żarty, czyli oni uznali to za głupi żart. W końcu nie jeden Jacek robił kawały telefoniczne. Równie dobrze jacyś rozochoceni ludzie na domowej imprezie mogli dzwonić pod losowo wybrane z książki telefonicznej numery. Stamtąd mogli przecież nawet poznać jej imię.

Przed samym położeniem się do łóżka dziewczyna obeszła kolejny raz całe mieszkanie sprawdzając czy pozamykała dokładnie drzwi i okna. Zwykle nie była taka dokładna i nawet dla niej dzisiejsza zmiana w wieczornej rutynie zaczęła przyjmować objawy obsesji. Ale dom był taki cichy i taki pusty. Nawet sąsiedzi, którzy mieli w zwyczaju brak poszanowania dla nocnej ciszy zachowywali się jakby ich nie było. A może rzeczywiście wyjechali? A co jeśli w całym bloku dziwnym zrządzeniem losu były tylko one dwie? Wtedy Wanda usłyszała gruźliczy kaszel jednego z sąsiadów i przez ten mały dowód czyjejś obecności poczuła się lepiej. Zajrzała jeszcze na chwilę do matki a potem skierowała do własnego łóżka.

Żeby dostać się do własnego kąta musiała przejść przez część pokoju wydzieloną dla brata. Jak bardzo żałowała że go teraz z nią nie było. Przez chwilę zastanawiała się nawet czy nie położyć się ·w jego części pokoju, ale to nie miałoby najmniejszego sensu. Nawet gdyby obawiała się, że ktoś miałby napaść na nią w nocy i porwać z domu to zanim dostałby się do jej bardziej oddalonego fragmentu pokoju to i tak musiałby przejść najpierw przez kawałek pokoju należący do Marcina i raczej na pewno zobaczyłby ją śpiącą w tym miejscu. Wanda wśliznęła się pod kołdrę i próbowała pójść w ślady matki i zasnąć, ale nagle wszystko zaczęło jej przeszkadzać. Odgłosy zza ściany, które jeszcze chwilę temu wydawały się jej tak pożądane teraz stały się niepokojące. Co udało jej się zapaść w płytką drzemkę to każdy najmniejszy szmer stawiał ją z powrotem na nogi. Siedziała nasłuchując i próbując zgadnąć czy dźwięk wydał któryś z sąsiadów czy też raczej ktoś kręcił się po jej domu. Próbowała czytać, ale wkrótce zmęczenie sprawiło, że litery jej się mieszały i kiedy po raz piąty czy szósty zaczynała to samo zdanie tylko po to by znowu nie złapać jego sensu odłożyła książkę na półkę.

Leżała wpatrując się w sufit a zegar nieubłaganie odmierzał czas. Doszła do paradoksalnego momentu, w którym przez zmęczenie nie mogła zasnąć. W tym dziwnym stanie umysłu przestała w końcu myśleć o zagrożeniu a zamiast tego jej myśli zaczęły krążyć wokół Andrzeja. Przypomniała jej się sytuacja sprzed lat sama nie wiedziała, dlaczego. Dwójka chłopaków wzięła się jak to dzieciaki za łby. Nie pamiętała już, kto i dlaczego. Zresztą wtedy byle pretekst był dobry do przepychanki. Potem ktoś krzyknął, że idzie chyba ojciec jednego z nich albo jakiś inny dorosły. Wtedy padło hasło: w nogi! No i wszyscy puścili się pędem żeby jak najszybciej opuścić podwórko. Wanda musiała mieć wtedy z siedem czy osiem lat. Nigdy nie była dobra w bieganiu i wtedy też wyprzedzały ją nawet mniejsze dzieci. Andrzej złapał ją za rękę i ciągnął za sobą tak żeby nie odstawała za bardzo od reszty. Dziewczyna otarła oczy rękawem piżamy i zobaczyła mokrą plamę po łzach.

Rano zwlekła się z łóżka i powlokła do łazienki. Zawsze, kiedy zarwała noc wyglądała jak siedem nieszczęść a do tego była zupełnie nieprzytomna. Mamy już nie było, musiała wyjść z domu już jakiś czas wcześniej.

Wanda szła do pracy w porywach wiatru ziewając przeciągle. Była już po jednej kawie a w pracy wypiła kolejne dwie. Nie pomogły jej nic a nic. Każdą rzecz musiała robić dwa razy wolniej i jeszcze poprawiać sama po sobie. Koszmar. Na ostatnich nogach wlokła się do domu a każdy przejeżdżający blisko niej samochód napełniał ją dreszczem strachu. Kiedy dotarła do domu była już tak wykończona, że miała ochotę położyć się przed telewizorem i zostać tam już do rana. Wtedy przypomniało jej się, że przecież był czwartek i tego dnia umówiła się do adwokata. Zadzwoniła z przeprosinami i przeniosła spotkanie na bliżej nieokreśloną najbliższą przyszłość. Czuła, że przez niesprzyjającą aurę i nieprzespaną noc już zaczynało rwać ją w mięśniach. Jeszcze brakowało tego żeby rozchorowała się tuż przed wystawą. Łyknęła Polopiryny, owinęła się w koc i czekała na powrót matki, która, jak co czwartek pewnie poszła odwiedzić swoją znajomą.
 
Ravanesh jest offline