Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2011, 14:55   #14
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Plam – oczywiście – nie dało się sprać.

Baśka, po wielu próbach, wykonywanych w ukryciu (nie chciała znosić matczynych „Jak mogłaś , Basiu”, „Przecież wiesz, że to trzeba zapierać” „Najlepsza bluzka, wiesz, ile kosztowała??” – „Wiem, od 5 lat przypominasz mi o tym w każdej sprzyjającej okoliczności” – i ulubione Basi „Pieniądze nie rosną na drzewach”) dziewczyna poddała się, chowając bluzkę pod szafą w swoim pokoju. Nie potrafiła tak po prostu jej wyrzucić. Może bracia podrzucą jej jakiś niemiecki odplamiacz? Albo odetnie rękawy i przeszyje na krótki? Możliwości było sporo, Basia nie planowała odpuszczać. Po prostu nie miała teraz siły na konfrontacje z matką. Od kiedy .. ten.. zamieszkał z nimi, matka poczuła się silniejsza, bardziej pewna siebie. Bardziej skłonna do jeżdżenia Basi po głowie. A może po prostu chciała pokazać .. temu.. że potrafi wychowywać Baśkę (jakby go to coś obchodziło.. on myślał tylko o tym, żeby Basia się stad wyniosła i żeby jej pokój przerobić na sypialnie, z której nie będą z matka wychodzić). Basia zaczerwieniła się, zażenowana myślą, że jej matka może uprawiać seks. Kochać się. Nawet nie chodzi, że z tym… no, z tym. Chodzi, że w ogóle. „Ty głupia myślisz, że niby skąd się wzięłaś?” – powiedziało coś jej w głowie „ Niepokalane poczęcie?” „Wcale nie, wiadomo, ze oni kiedyś, ale żeby teraz? Matka nie powinna ..” „Bo?”” Basia przestraszyła się, nie będzie się kłócić sama ze sobą, nie zeswirowała, po prostu wiedziała, że to z tym jest niewłaściwe. I tyle. Żeby zająć myśli czymś innym otworzyła swój tomik Gałczyńskiego, starym sposobem na chybi-trafił. Zobaczymy, jaka tym razem poeta da jej wskazówkę.

Oto widzisz, znowu idzie jesień,
człowiek tylko leżałby i spał...
Załóżże twój szmaragdowy pierścień:
blask zielony będzie miło grał.

Lato się tak jak skazaniec kładzie
pod jesienny topór krwawy bardzo -
a my wiosnę widzimy w szmaragdzie,
na pierścieniu, na twym jednym palcu.


Tak jak skazaniec … dziewczyna przeczyta wers raz, potem drugi, i kolejny, i kolejny.
Nie, to chyba chodziło o to, że jest jesień. A nie o żadnego skazańca. Na pewno tak.

-----

Dni mijały jeden za drugim, podobne do siebie jak paciorki jednego różańca, wypełnione dziećmi i deszczem. Pogoda nie zachęcała do spacerów, więc Basia – usilnie starając się unikać spotkań z matką i tym - sporo czasu spędzała w pobliskim Domu Kultury.

Teraz tez siedziała nad rozłożonymi arkuszami papieru pakowego, ze swoja koleżanka Grażynką i wspólnie starały się narysować coś, co przypominało będzie dekoracje świąteczna. Maluchy z grupy teatralnej przygotowywały się do jasełek.

- No co ty – roześmiała się Grażynka – Tu nie może być owieczek, Staś i Zuzia będą owieczkami, tu musi być cos bardziej ogólnego… choinki?
- Drzewkiem ma być ten maluch, co nic nie mówi, nie możemy mu robić konkurencji – odpowiedziała Basia.
Chichoczac i przekomarzając się zaczęły malować pastą do zębów śnieżne zaspy.
Po kilku chwilach usiadły na podłodze i oparły się ścianę, a śnieżny podkład sechł, wypełniając kulisy sceny miętowym zapachem. Zapadał wczesny zmierzch, rozkładając miękko cienie po kątach zaplecza.

- Wiesz - zaczęła Basia – Nikomu o tym nie mówiłam, ale cos mi się przytrafiło…
Grażynka spojrzała na przyjaciółkę.
- Wracałam od ciotki, wiesz…
Basia opowiedziała całą historię.
Grażynka – skupiona, cicha, wysłuchała poważnie, bez durnych okrzyków „No co ty!” i „To straszne” albo „To niemożliwe”.
- Jak wyglądała ta kartka? – zapytała w końcu.
- Mam ja w domu.. zwykła, wydarta z zeszytu, słowa napisane długopisem.
- Czyli wygląda na to, że ten facet mógł napisać ja tam, w pociągu. Skąd znał twoje imię? Przedstawiała się tym dziewczynom?
- Nie, nic nie mówiłam, byłam zmęczona, nie chciałam rozmawiać…
- Nie wierzę w czytanie w myślach – Grażynka – racjonalna, twardo stapiająca po ziemi – pokręciła głową – musiałaś mieć przy sobie coś z imieniem. Myśl Baśka.
I Basia zaczęła się zastanawiać. Bilet, portfel, klucze, parasolka, szczoteczka do zębów i zapasowe majtki w plecaku (o Boże, jaki wstyd, chyba tam nie zaglądał) i książka.

Barbarze Zielińskiej, za wzorowe zachowanie, zaangażowanie w prace szkoły i wybitne osiągnięcia w nauce, z życzeniami powodzenia w dalszej edukacji.
Dyrekcja, Wychowawczyni i Grono Pedagogiczne Liceum medycznego”.

- Psychologia rozwojowa Żebrowskiej – wyszeptała Baśka, blednąc.
- Co? – nie zrozumiała Grażynka.
- Nagroda z liceum… wzięłam sobie do poczytania w pociągu.. z dedykacją. O Boże, grzebał mi w plecaku…
- Ale cię nie okradł – zauważyła trzeźwo Grażyna – Nie nakręcaj się, Baska. Miałaś dowód?
- Nie…
- Więc nie zna twojego adresu. Nie masz się co martwić. Miałaś dużo szczęścia, nie zabrał ci nic, tylko wypisał tą głupia kartkę. Zapomnij o niej i już. Basiek Zielińskich jest jak psów. Miałaś więcej szczęścia niż rozumu. I nie spij więcej w pociągach.

Baska chciała się obrazić, ale pomyślała, że przyjaciółka ma racje. Miała popularne nazwisko. Oczywiście, świadomość, że obcy facet – jakiś świr, jak widać - grzebał jej w plecaku (choć książka była w zewnętrznej kieszonce, łatwo dostępna, pewnie nawet nie widział tych nieszczęsnych majtek) a potem rozchylał płaszcz nie była przyjemna. Ale cała sprawa znalazła proste, logiczne wyjaśnienie. Basia uspokoiła się.

- Dobra, Graża – zaordynowała - podkład wysechł, zabierajmy się za szczegóły.

----

Kolejnego dnia wracała skonana bardziej niż zwykle, dzieciaki były nieznośne, małe, wstrętne potwory, nigdy nie będzie miała swoich dzieci. No, w sumie były całkiem miłe, tylko rozwrzeszczane. Ciągłe leje, nie mogą chodzić na plac, to marudzą. Małe słodziaczki.

Pan Henio w bramie zaskoczył ją. W pierwszej chwili wystraszył, ale głównie zaskoczył. Stał .. jakby chciał coś powiedzieć. Jak posłaniec – przemknęło jej przez głowę – jak posłaniec bogów. „Co za durne skojarzenia” skarciła samą siebie. Myśli uwielbiały wymykać się jej spod kontroli, rozbiegać na boki, jak niesforne stado psów, zalewając jej umysł nieprzerwanym, trudnym do opanowania, potokiem skojarzeń.

– Znaleźli Andrzeja... Basiu – usłyszała głos pana Henia - Niedaleko stąd, w dawnej cementowni za przemysłową. Martwego. Zamordowano go ...

Zamordowano? Odburknęła coś i pobiegła do domu. Trzęsącymi się rękami wyszarpała tomik z półki z książkami. Otworzyła w miejscu, gdzie ciągle - jak zakładka - tkwiła karta z pociągu. Sucha, lekko fioletowa. Tusz leciutko rozmazany przez wilgoć.

Oczy dziewczyny przesunęły się wyżej, zahaczając o tytuł wiersza.

Tylko nieboszczyk

Basia zachłysnęła się, nie mogąc pomieścić fali emocji, która wezbrała w jej ciele.


Tylko nieboszczyk jest wytworny.
Nie przerywa nikomu. Nie trzęsie głową.
A gdyby mógł mówić, to na pewno
wyrażałby się naukowo.

Tylko nieboszczyk nie jest zbyt ciekawy.
Gazet nie czyta. Nie chodzi na filmy.
Nie unosi się. Nie upuszcza łyżeczki do kawy.
I nie plotkuje. Jednakowo dla wszystkich przychylny.

Tylko nieboszczyk ma ustalone opinie.
Czasem mruczy. Lecz nie należy do żadnych grup.
Lekki, leciutki przez mało zbadane regiony płynie.
Stuprocentowy trup
.


TY MOŻESZ BYĆ NASTĘPNA, BASIU. Stuprocentowy trup.

Słowa zlały się w jej umyśle w jeden wers. Przykleiły do mózgu jak wilgotny skrawek papieru do ścianki butelki. I nie chciały się odkleić.

TY MOŻESZ BYĆ NASTĘPNA, BASIU. STUPROCENTOWY TRUP.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline