Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2011, 20:25   #44
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Hess wyciągnął ze skórzanej tuby zwinięty pergamin, list zapieczętowany czerwonym woskiem z herbem Ligi Kolekcjonerów. Natychmiast rozpoczął lekturę tekstu zapisanego znanym mu eleganckim atramentem.


Drogi Theodorze,

Żałuję, iż zmuszony jestem pisać do Ciebie w takich a nie innych okolicznościach. Złe czasy nadchodzą, o ile już nie nadeszły. Mam Ci tak wiele do powiedzenia, atoli nic powiedzieć nie mogę, Liga jest w niebezpieczeństwie, a wróg może przejmować wiadomości. Wierzę w Ciebie, boś jest prawy i potężny, na pewno dasz radę. Ruszaj czym prędzej do Kamiennego Grodu, twierdzy położonej za Sileą. Obawiam się że te tereny zostały już zajęte przez dzikich, dlatego posłuchaj dobrej rady i zabierz ze sobą kilkuosobową drużynę. Sam możesz sobie nie poradzić, a kilka głów więcej zawsze przydać się może. Kamienny Gród znajduje się około tydzień drogi od miejsca w któym teraz jesteś. Czeka tam na Ciebie człowiek, sam Cię znajdzie. Rozpoznasz go wiesz po jakim symbolu. Wesprę Cię modlitwą, Theodorze.

Z poważaniem. Silibrius Aran

Cholera jasna, zaklnął w myślach. Silibrius, to nie byle kto, nawet jak na standardy Ligi. Sam Hess był jednym z potężniejszych magów o jakich słyszał, a był tylko członkiem średniego szczebla. W wojsku jego pozycja odpowiadała by pewnie stopniowi kapitana, ale w Lidze nie było stopni. Była naturalnie hierarchia, ale raczej dobrowolna, uznaniowa, a najdokładniej rzecz ujmując honorowa. Rangę uzyskiwało się, za zasługi, i z czasem było zapraszam do wyrażenia opinii na jakiś temat, albo do wydania rozkazu jakimś ludziom. Tak, czy tak Silibrius to niezwykły człowiek, zasadniczo nie był ani szpiegem, ani szermierzem, ani magiem, ale jego wpływy, lista przyjaciół i dłużników była ogromna. Przy nielicznych spotkaniach członków Ligi, mówiło się, że jeśli Silibrius kogoś nie zna, to ten ktoś nie istnieje.
Wynika z tego jasno, że powinien wyruszyć natychmiast. Z drugiej strony Silibrius doradza zebranie kompani, a Theodor ufał jego osądowi. Ebenhard był zbyt zmęczony, Ivo nawet jeśli zgodzi się ruszyć, to nie teraz, nie zostawi pacjentów, a kiedy skończy także będzie musiał odpocząć. Werbowanie kompanii, z tej zgraii nie ma sensu, po pierwsze nie widział nikogo godnego uwagi, pod względem towarzystwa, a po drugie odruchowo nie ufał obcym.

Będzie musiał wyruszyć rano, i znaleźć jeszcze jedno, albo dwóch do kompanii. Pięć osób to dobra liczba, dość aby być siłą i nie za wiele, aby pozostać niezauważonym. Zakładając, że zgodzi się Eberhard i Ivo, brakuje dwóch, kuriera raczej można odrzucić, bo pewnie ma inne obowiązki, ale zapytać nie zaszkodzi. Na myśl przyszła mu poznana wczorajszej nocy Maria, i jej towarzysz, mówiła, że poprzednia robota nie wypaliła, cóż może się skuszą.

Ruszył do pokoju Marii, a kiedy znalazł się, przed drzwiami. Zapukał i powiedział.
- Pani Mario, to ja Theodor Hess, mam propozycję pracy.

Maria uśmiechnęła się pod nosem słysząc znajomy głos i spiesznie ruszyła do drzwi.
Co prawda hałasy jakie czynili wracający z placu boju obudziły Marię już jakiś czas temu, kobiecie nie spieszno było sprawdzać jak potoczyła się walka. A kilka było tego powodów. Po pierwsze musiała oswoić się nieco z kacem jaki męczył ją odkąd stała. Po drugie z polecenia żony właściciela karczmy przyniesione jej wielką misę gorącej wody, co z przyjemnością wykorzystała w odpowiedni sposób, po trzecie zaś, poza zwyczajną ciekawością, nie miała żadnych motywacji by dowiadywać się o wyniki bitwy z barbarzyńcami.

- A może dzień dobry - Maria przywitała mężczyznę uśmiechem po czym przeczesała palcami mokre włosy. - I jak wasz bój z barbarzyńcami Panie Hess? Właśnie miałam schodzić na dół i sprawdzić co i jak. Jak Pańscy Towarzysze?

- Racja. Dzień dobry. Jestem odrobinkę zmęczony, całym zajściem, bitwa wygrana, barbarzyńcy zabici, jednak tak jak mówiłem temu idiocie, nie udało się podejść barbarzyńców, z tą hałastrą. Poległo ponad dwudziestu, jeszcze więcej rannych. Eberhard jak zwykle wyszedł bez szwanku na ciele, na duchu odniósł cięższe rany, ale jest silny. Ivo także doskonale się sprawdził, teraz pracuje nad rannymi, i robi to nad podziw dobrze, właśnie skończyłem mu odkażać narzędzia i wodę. A ja sam mam jeszcze do wydania, jedną nauczkę. Ale to o zachodzie. Teraz natomiast bez ceregieli muszę przejść, do rzeczy. Otrzymałem niepokojące wiadomości od moich zwierzchników. Musze jak najszybciej ruszyć na spotkanie, ale zasugerowano mi, żebym zabrał kompanię. Eberhard zapewne się zgodzi, mam nadzieję, że Ivo także z nami wyruszy. Chciałem to zaproponować także pani, i pani towarzyszowi. Mówiła pani, że ostatnie zlecenie nie wypaliło, mogę zaoferować po 20 sztuk złota, oraz noclegi i wyżywienie na mój koszt w czasie podróży. Droga w jedną stronę to około tydzień, zaznaczam, że ruszać będziemy prawdopodobnie na ziemie barbarzyńców. Proszę to przemyśleć, i porozumieć się z towarzyszem, wyruszam jutro o świecie. Teraz proszę o wybaczenie, muszę się wzmocnić, przed walką. - Odczekał jeszcze chwilkę, na wypadek, gdyby chciała o coś zapytać, a potem zamierzał ruszyć do własnego pokoju, i zaczerpnąć energii, przed pojedynkiem z rycerzykiem.

- Mój... towarzysz mnie opuścił - wyznała szczerze. - A ja - zastanowiła się chwilę - może zabrzmi to jak pochopna decyzja, ale zgadzam się. Nie mam już nic do stracenia. Muszę ostrzec jednak lojalnie, że kiepski ze mnie wojak, mieczem ni toporem nie władam.

- Z tym sobie poradzimy, i ja i Eberhard dobrze władamy żelazem, czasem jednak przyda się, ktoś spostrzegawczy, a na początku naszej znajomości, chciała pani o ile mnie pamięć nie myli, “pakować z łuku strzały w dupy”, czy coś w tym stylu. Użyłaś tego określenia odruchowo, więc domyślam się, że potrafi pani strzelać z łuku, a co za tym idzie posiada bystre oko. To zawsze przyda się w kompanii. Szkoda, że pani przyjaciel odjechał. Życzę mu szczęścia. Teraz na prawdę muszę pani pożegnać, zapraszam jednak na plac tuż przed zachodem słońca, może być ciekawie.

Wspomniany Eberhard, skończywszy opatrywać i oporządzać konia, zebrał co swoje, po czym dotarłszy do pokoju zrzucił z siebie tak bagaż, jak i resztę uzbrojenia. Ułożywszy się w miarę wygodnie zasnął głęboko i bez snów.

Kiedy doszedł do swojego pokoju, rozejrzał się, ale nie zobaczył kuriera, ten albo świętował zwycięstwo z innymi, albo już odjechał. Szkoda, bo Hess naprawdę miał ochotę zapytać go, czy by z nimi nie pojechał do Kamiennego Grodu.
Teraz jednak przygotowania, wrócili przed południem, stracił ze dwie godziny na pomoc medykowi, zostało mu więc jakieś cztery godziny do zachodu, a postanowił spożytkować je dobrze. Otworzył szeroko okno, i usiadł skrzyżowawszy nogi pod parapetem. Wszedł w stan głębszej medytacji, poczuł deski podłogi, ale nie dotykiem, poczuł je zmysłem magii, zaraz też poczuł otaczające go ściany, i ogrom przestrzeni za oknem. To właśnie ten ogrom był jego celem. Skupił myśl na powietrzu, na jego delikatnych prądach, na silnych szarpnięciach, na zimnej ożywczej bryzie, i na ciepłym tchnieniu znad pożogi. Nad ostrym wiatrem szkwału, i nad ciepłym letnim podmuchem. Oczywiście nic z tych rzeczy nie występowało w okolicy karczmy, ale powietrze, przestrzeń, były nieograniczone, a dla prawdziwej mocy dystans nie istniał. Hess szukał w każdym wyobrażonym, a może i realnie odnalezionym wietrze mocy, z każdego brał po trochu i dokładał do swej mocy, scalał się z nieokiełznanym tornadem, i stałym upartym wiaterkiem. W końcu uznał, że ma dość. Dość mocy, aby czuć się pewnym, i dość medytacji. Tak intensywne czerpanie także było męczące. Otworzył oczy i wziął głęboki oddech. Wyjrzał za okno i zobaczył, że słońce chyli się już ku zachodowi. Została, mu niecała godzina, postanowił wykorzystać ja na przygotowanie kilku ciekawych czarów. Co prawda po części sądził, a po części liczył, że rycerzyk się przelęknie i nie stawi, ale gotowym być należało. Zresztą mag nie zamierzał go zabijać, zamierzał raczej, lekko ośmieszyć i na tym poprzestać. Uważał Altora, za człowieka odważnego i oddanego krajowi, ale głupiego, pochopnego i co najważniejsze nie mającego szacunku dla innych, a to wymagało lekcji.

Oprócz zaklęcia lodowych włóczni, które wciąż miał w pamięci, przygotował nową tarczę, dla pewności jeszcze silniejsza niż do walki w obozie barbarzyńców, ale o mniejszej średnicy. Nowe zaklęcie jakie przygotował polegało także za zaklęciu tarczy, więc było mu łatwiej zawiesić kolejne tego typu. Tym razem jednak przygotował kilkadziesiąt małych dysków, o średnicy 3 centymetrów, były to płaskie wersje tarczy, bardzo słabe, na tyle, że rozpadały się pod naporem kilkudziesięciu kilogramów. Tarcze takie Hess tworzy zazwyczaj, na wysokości od 10cm na ziemią do 30cm, pod nogami szarżujących koni, lub piechurów. Na konie były lepsze, bo konie potykały się i łamały nogi na takich przeszkodach, niejednokrotnie przygniatając jeźdźców. Hess nie lubił niepotrzebnie krzywdzić zwierząt, wszak to nie ich wina, że właściciel na nich go szarżował, ale jeśli miał wybierać między swoim życiem, a życiem konia, wybierał swoje.
Ostatnie zaklęcie jakie przygotował było również z tych prostych, była to seria telekinetycznych uderzeń, a właściwie dźgnięć. Niewielka siła, może 30kg, ale skupiona na 1centymetrze kwadratowym. Takie pchnięcie, w ramię, w tył kolana, albo w oko, skutecznie wyłączało niejednego zucha, z walki, często na zawsze. Wszak, jeśli w czasie ataku się potkniesz, zazwyczaj kończysz martwy. Resztę zaklęć, zamierzał improwizować.

Wstał i ruszył na plac, bowiem do zachodu pozostało niewiele już czasu. zszedł na plac, i rozejrzał się za rycerzem.

Gdy Hess ruszył na plac gospody, słońce powoli kończyło swą codzienną wędrówkę po niebie, by udać się na spoczynek. Dziś, jeszcze bardziej niż zwykle, było tu dość tłoczno i gwarno. Większość mężczyzn, którzy o poranku stoczyli bój z barbarzyńcami, chełpiło się teraz swoimi dokonaniami, ochoczo inscenizując sposoby w jakich powalali kolejnych wojowników. Gdyby to wszystko prawdą było i każdy zarąbał tak wielu dzikich, to bez najmniejszych problemów karczemny oddział wyciąłby w pień cały legion najeźdźców.

Ivo kończył właściwie swoją robotę. Zatamował większość krwotoków, lecz trzech ciężko rannych wojowników uratować się nie dało. Mężczyzna doprowadził pacjentów do takiego stanu, iż jeśli mieli zginąć to już nic na to poradzić nie mógł. Może gdyby dysponował ziołami, kilkoma wykwalifikowanymi pomocnikami lub choćby większą ilością czasu na jednego rannego to zapewne mógłby zapewnić im lepszą opiekę.

Hess czekał i czekał, atoli słońce dawno już zaszło, a śladu po Altorze i jego kompanach wciąż nie było. Po zajeździe poszła plotka, że gości czeka kolejna atrakcja, wielki pojedynek wybornych wojowników. Niestety, wydawało się, iż walki się nie doczekają. Do gospody przybył jedynie nieźle uzbrojony najemnik, zamierzający posilić się sławnym w okolicy jadłem.

Dość czekania, skoro stchórzył to znaczy, że nabiera mądrości.
- Słuchajcie wszyscy. - Zawołał. - Miał się tu odbyć pojedynek. Ja Theodor Hess, wyzwałem na niego Altora von Religana, herbu Topór, za zniewagę i głupotę, za niepotrzebną śmierć ludzi, których powiódł na barbarzyńców. von Religan nie stawił się, stchórzył, tym samym przyznał rację, że jest głupcem, i nie ma szacunku do życia. I po raz kolejny dla mnie odrzucając wyzwanie. - Odwrócił się i ruszył w stronę Ivo.
- Mam dla ciebie propozycję, zbieram kompanię na podróż do Kamiennego grodu, wyruszam, jutro o świcie, i mogę zapłacić 20 sztuk złota, oraz noclegi wyżywinie na mój koszt w czasie podróży. Rozważ to, jeśli się zgodzisz bądź jutro o świcie gotów do drogi. Z Eberhardem jeszcze nie rozmawiałem, bo on musi odpocząć, porozmawiam z nim rano, albo w nocy, jeśli wstanie. Rusza z nami także Maria, i być może kurier, którego opatrzyłeś przed południem.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline