Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2011, 15:48   #41
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Theodor był wyczerpany, fakt było by go stać, jeszcze na walkę, bo miał nadal zapas mocy, no i zawsze pozostawała energia życiowa, ale przywykł do wyższego poziomu magii w ciele. Ktoś kto nie włąda mocą, albo posiada jej bardzo ograniczone jej pokłady, nie zrozumie jak silnie uzależnia magia, w wielkiej ilości. Teraz Hess skupił się i przygotował lekką tarczę. Następnie podszedł do herszta barbarzyńców, i obejrzał jego miecz, oraz pancerz, a po chwili obserwacji, podniósł zaklęciem i umieścił w sakiewce. Dopiero teraz zajął się chowaniem oręża, którego używał do wirującego pierścienia.

Kiedy zastanawiał się, czy da radę tu przywołać konia, czy musi wracać poza wzgórze, usłyszał głos rycerzyka.
- Jam jest Altor von Religan, herbu Topór – pokryty warstwą juchy szlachcic zeskoczył z wierzchowca i zdjął rękawicę wyciągając dłoń w geście pojednania – Dzięki Ci, pomogłeś nam w wygnaniu tej zarazy.
- Ja już się przedstawiłem. - powiedział nieprzyjemnym tonem - A ty, pozwolę sobie zacytować “Masz w głębokim poważaniu kimże kurwa jestem! Śpieszno Ci do boju z dzikimi którzy zupełnie nie spodziewają się jakiegokolwiek ataku. Nie po to przemierzałeś te krainy w poszukiwaniu wroga i kompanów do boju, by teraz wdawać się w gawędy i narażając mych ludzi na zmianę sytuacji w boju. Póki co barbarzyńcy budzą się dopiero w swym obozowisku z pewnością do walki nie są gotowi.” Koniec cytatu, możliwe, że nie słyszałeś, ale coś wtedy ci obiecałem panie Religan, a Theodor Hess dotrzymuje słowa. Powiedziałem wtedy żeś głupiec licząc iż z tą hałasującą bandą podejdziesz barbarzyńców. Barbarzyńskie plemiona mają pośród siebie jednych z najlepszych zwiadowców, ich nie sposób podjeść małą i dobrą kompanią leśników, a tyś chciał z chłopami. Ilu padło dwudziestu, czy więcej panie Topór na herbie? Obiecałem ci, że jeśli nie padniesz w boju to spotkamy się na placu. Ja tako jak i ty jestem szlachetnie urodzony, więc odmówić to hańba. Toteż przyjmij oficjalne wyzwanie o zachodzie słońca, przed gospodą, dlatego żeś młody i można głupotę do pewnego stopnia tym tłumaczyć, do pierwszej krwi, chyba, że życzysz inaczej. Przyjmujesz? I teraz radzę ci rozważyć twą odpowiedzi panie Altorze von Religan, bo mówisz do kogoś, kto raczy poważnie traktować takie wypowiedzi. - Zaklęcie tarczy było gotowe, może nie za mocne, ale pierwsze uderzenie, a nawet stratowanie koniem wytrzyma. Hess miał więc pewność, że gdyby rycerzyk teraz zaatakował, to ta tarcza i zaklęcie lodowych włóczni, które miał przygotowane pozwolą mu przeżyć to starcie.

Religan zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiej reakcji maga, zapewne gdzieś w głębi duszy oczekiwał nawet jakiejś formy podzięki za bądź co bądź pomoc w pokonaniu wroga. Nie wiadomo jak zakończyłoby się starcie Hessa z hersztem barbarzyńców, gdyby nie ten rzut włócznią. Szlachcic zdjął przetartą skórzaną rękawicę i wytarł strużki potu z czoła.

- Wiesz co panie Hess? Nigdy nie zrozumiem takich jak Wy. Wojna idzie, nad państwem czarne chmury się zbierają, nie wiadomo czy dane nam będzie ujrzeć kolejną wiosnę! - wyciągnął palec i począł wskazywać nim najpierw swą pierś a potem Theodora - Zostawiłem swój majątek, porzuciłem wygodne życie w mych włościach, by bronić granic tej ziemi, ojczyzny mej, mych dziadów i pradziadów. Jednak tacy jak Wy, nigdy tego nie zrozumieją. Czekają nas ciężkie czasy, działać trzeba nim będzie za późno i jedyne co dane nam będzie ujrzeć miast tych połaci zieleni porośniętej kwieciem to będą ruiny i zgliszcza, jałowe gleby spaczone obecnością dzikich. Nie rozumiecie tego, co? Nie wiecie co to znaczy aspartańska krew płynąca w żyłach... co by się nie działo, znajdziecie sposób by grzać rzyć w tawernie. Nie przejmujecie się inwazją, prawda? Może dogadacie się z dzikimi, może zdobędziecie coś dla siebie? Potężnyś panie Hess i zdradliwy, jak każdy czarodziej.

-Pieprzysz. -stwierdził dobitnie, głos miał spokojny w przeciwieństwie do imć Altora- święty z ciebie rycerz, ale ja także zostawiłem mój dom, posiadłość, ziemię i rodzinę, aby wesprzeć kraj, i to nie pierwszy raz rycerzyku. Od wielu lat walczę aby zachować ten kraj. Gdybyś pomyślał zrozumiałbyś może, że mag mojego pokroju, gdyby zależało mu na prywacie byłby w stolicy, a nie walczył u boku chłopów. Ilu by zginęło gdybym się umawiał z barbarzyńcami? Wystarczyło mi siedzieć w gospodzie? Więc do cholery nie zarzucaj mi zdrady młkosie, bo twa pierwsza krew może być ostatnia. - wyciągnął nagle rękę i wystrzelił jedną lodową włócznie w pobliskie drzewo. Wbiła się w nie na conajmniej 15centymetrów, ale łod nie popękał - i nie myśl że coś ci zawdzięczam. Miło że chciałeś pomóc, ale nie byłem zagrożony. Teraz żegnaj, idę po mojego konia, nie chce się spóźnić na plac gospody. Z szacunku dla stanu szlacheckiego daję ci szansę uciec, ale wiedz, że jeśli to zrobisz przy powtórnym naszym spotkaniu nie będę dawał szans. - odwrócił się i ruszył w stronę wzgórza za którym zostawił konia, cały czas nasłuchiwał czy rycerz nie zaatakuje, był gotów postawić tarcze w każdej chwili.
 
deMaus jest offline  
Stary 22-12-2011, 16:54   #42
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Eberhard wraz z ostatnim wrzaskiem umierającego wstrzymał konia. Rozglądnął się po okolicy, po czym niespiesznie zawrócił. Nie schował miecza, ani nie starał się oczyścić z oblepiającej go i powoli krzepnącej krwi, czy innych organicznych szczątków. Dojrzawszy pośród pobojowiska Theodora skierował się w jego stronę...
Ciężko stwierdzić, kiedy imć pan “herbu Topór” go dostrzegł, albo raczej dosięgnęła go świadomość jego obecności, pośród poruszającej się wokół i pracującej w przeróżny sposób ciżby... Ile słyszał? Co o tym myślał? Co zamierzał?
Na te pytania ciężko było znaleźć odpowiedź. Był tylko zachlapany juchą, sztywno wyprostowany w siodle rycerz z mieczem w jednej ręce, w drugiej dzierżący herbową tarczę, zamiast twarzy posiadający tylko maskę wykutą ze stali, spływającą jeszcze fragmentami... Ciężko było rozpoznać czego, ale wyraźnie jeszcze niedawno stanowiło integralną część jakiejś innej osoby. I ani jedno słowo nie wydobyło się spośród zniekształconego uderzeniami pancerza, ani jeden dźwięk, jeśli nie liczyć postąpywania rozgrzanego jeszcze po bitwie rumaka. Tylko twarda stal i krople miarowo spadającego z niej szkarłatu.
Eberhard przyglądał się rozmówcom w milczeniu.

Religan może i chciał kontynuować konwersację, atoli nie było mu to dane. Machnął jedynie ręką i założywszy skórzaną rękawicę wsiadł na wierzchowca, Następnie spojrzał wymownie na kompanów i obrzuciwszy nieco wystraszonym wzrokiem postać Eberharda popędził rumaka do galopu i pomknął w las. Ludzie poczęli wracać do tawerny. Co prawda pojedyncze osoby aż do zmroku szlajały się po okolicy, atoli większość postanowiła udać się z powrotem do karczmy gdzie być może czekała na nich wieczerza.

Eberhard schował powoli miecz, po czym ruszył za Theodorem. Podjechawszy bliżej, uniósł przyłbicę hełmu. Z jego twarzy biło potworne zmęczenie. Theodor musiał już kiedyś widzieć ten efekt. I nie chodziło tu bynajmniej o bitwę, bowiem potyczka była męcząca, ale krótka... Po prostu nie można nie spać. Owszem, żyjąc w ciągłym napięciu, noc w noc bojąc się zasnąć, można przeżyć ledwie drzemiąc czasami, ale wszystkie te nieprzespane noce w końcu powrócą... Uwolniony chwilowo spod nacisku klątwy i postronnych spojrzeń, Eberhard wyglądał, jakby za chwilę miał spaść z konia, a udawało mu się na nim pozostać głównie dzięki sztywności płyt pancerza i wysokiemu, kawaleryjskiemu siodłu. Było też w tych oczach coś jeszcze, więcej niż zmęczenie... Gorycz i rozpacz którą mag mógł już w nich widzieć, narosła przez lata jeszcze bardziej. Nie, nie postarzał się tak, jak sam Theodor, ale patrzyło się w oczy starego człowieka.
- To była dobra walka...? Wracamy? - spojrzenie Eberharda stawało się momentami mgliste, jakby już zasypiał... Nie silił się na uśmiech. Nie miał sił na nic.

- Żadna walka nie jest dobra, wiesz, że ja tak jak i ty gdybym mógł nie walczyłbym, nie zabijał. Czasem jednak należy zdecydować, które zło wybrać. Zabić, czy uciec i pozwolić zabijać innym. Oboje niesiemy brzemię odpowiedzialności, ty przed sobą, ja przed... - Theodor uśmiechnął się gorzko - ...przed światem. Teraz jednak nasza dzisiejsza walka skończona, wracamy. Mnie czeka jeszcze jedna walka. -

Obawiam się że potrzebuję chwili odpoczynku... Gdybyś potrzebował sekundanta, to mnie zbudzisz... - Eberhard uniósł rękę w nieokreślonym zamiarze oczyszczenia się trochę, jednak chęć ta upadła zanim w pełni powstała. Nie bardzo miał kawałek materii jakiejś, ruchy miał ograniczone, a zmęczenie przyćmiewało myśli... Po prostu poruszał się za Theodorem. Prosty sposób by trafić do karczmy, nawet będąc półprzytomnym.

Gdy Hess wyszedł na wzgórze użył odrobinki magii, i wydał donośny dźwięk, coś na wzór klekotu bociana, gdyby bocian miał stalowy dziób. Zdążył zejść tylko kawałek z zbocza, kiedy na dole pojawił się koń.
- To zadziwiające, ale ten co mi sprzedał tego konia, mówił, iż od źrebaka był uczony przybiegać na ten dźwięk, sprzedawca wydobywał go z specjalnych klekotek, wykonanych przez krasnoludy, ale magia jest o wiele wygodniejsza.

Dwójka kompanów dosiadłszy rączych wierzchowców ruszyła w stronę gospody. Obaj byli zmęczeni walką, która mimo iż krótką była, to wyssała ich nieco z sił. Doskonale wiedzieli, iż w gospodzie mogą czekać na ciepły posiłek i wyborne trunki. Po płytach zbroi Eberharda spływały strużki krwi, na naramienniku zaś zaschnął fragment czyiś wnętrzności, lecz rycerza raczej wolał nie wiedzieć skąd ów krwawy strup pochodzi. Gawędzili jeszcze przez chwilę i ani się nie obejrzeli, a już przed ich oczyma wyrosły drewniane pale otaczające tawernę.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
Stary 22-12-2011, 17:11   #43
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ivo miał ręce pełne roboty. Najpierw zabrał kuriera do pustej izby, uprzednio napoiwszy go nieco wodą i położywszy mu na czole mokrą szmatkę. Medyk chyżo jednak musiał wracać na plac przed gospodą, bowiem nim nadeszło południe, ku radości jego i kobiet zebranych w karczmie pierwsi wojownicy w szampańskich nastrojach poczęli wracać z potyczki. Mężczyźni natychmiast piwa zarządali i rozsiedli się wygodnie przy stolikach wewnątrz budynku gaworząc głośno i chwaląc się ile to i w jak cudowny sposób zarąbali barbarzyńców. Żona gospodarza, który także wrócił z boju nie szczędziła nikomu napoju, każdy kto głodny był, otrzymywał także kawał kiełbasy, sera czy chleba, jako iż ciepła strawa jeszcze nie była gotowa, co rzec można było ujmą dla pana gospody, atoli można biedaka usprawiedliwić, bowiem nie często z przydrożnego zajazdu wychodzi oddział wojów na batalię z najeźdźcą.

Miny nieco zrzedły wszystkim gdy usłyszono terkot kół wozów i ujrzano stertę ciał tudzież wykrzywione w grymasie bólu twarze rannych. Ivo zaklął siarczyście, bowiem wiedział iż czeka go masa roboty. Część rannych wystarczyło jedynie opatrzeć i przemyć rany alkoholem, atoli niektórych należało biegiem ratować, by uratować ich od ciężkich chorób bądź nawet śmierci. Odrąbane kończyny, zmiażdżone kości, głębokie rany kłute czy złamane strzały wbite w ciało wymagały sporych umiejętności, jak również czasu i precyzji. Na szczęście medyk wcześniej przygotował stoły, narzędzia oraz medykamenty, dlatego mógł od razu wziąć się do roboty.

W pewnym momencie z gospody wyszedł kurier w dłoni suszoną kiełbasę trzymający. Łapczycie wepchnął ją sobie do ust i jeszcze nim przełknął resztki pokarmu władował do gardła kawał sera. Jego twarz nabrała już kolorów, chociaż wciąż utrzymywał się na niej cień zmęczenia, a podkrążone oczy jedynie utwierdzały w przekonaniu, iż ów delikwent do najbardziej wypoczętych i energią tryskających nie należy. Obrzucił okolicę zrezygnowanym spojrzeniem i przemył twarz wodą ze studni. Gdy zaś podniósł wzrok słysząc rżenie koni uśmiechnął się szeroko i w dwóch susach znalazl się przy bramie o mały włos przewracając się na błotnej kałuży.

- Paniczu Hess! List mam! - krzyczał wymachując skórzaną tubą. Theodor znał tego mężczyznę, bodaj dwa razy wręczał mu wiadomości od członków Ligi Kolekcjonerów.

Paniczu ciekawe czy Liga ma w tym cel, ale list pewnie wiele wyjaśni, wyciągną rękę pochylając się lekko, a gdy wziął tubę powiedział.
- Dziękuję, widzę, że nie oszczędzałeś się jadąc tu. Idź do mojego pokoju, tam spokojnie odpoczniesz, - powiedział podając kurierowi klucz i tłumacząc, który pokój jest jego. - Jak spotkam karczmarkę, każę ci tam zanieś ciepłe jadło i wino, chyba, że wolisz odpoczywać przy wszystkich.

Sam nie zsiadając z siodła otworzył tubę i sprawdził zawartość, stwierdził, że lepiej zrobić to teraz, bo może się, okazać że powinien od dwóch dni być w drodze, wtedy nie ma sensu zsiadać, ani rozkulbaczać konia

Eberhard zwrócił... uwagę... na posłańca... po czym ruszył mniej więcej ku stajniom, gdzie wykonał coś pomiędzy zsiadaniem a upadkiem z konia. Znalazł jakąś studnię, koryto, ogólnie wodę i z pomocą wiadra zmył z siebie przynajmniej część... zanieczyszczeń. Potem zrzucił z siebie część blach od pasa w górę i zajął się koniem. Zimny prysznic otrzeźwił go nieco, choć pewnie nie na długo. To była ta jedna rzecz, którą zawsze należało zająć się najpierw... Nawyk wbity w łeb głęboko, tak że wszelkie czynności z tym związane wykonywał właściwie niemal nieświadomie.

Ivo miał ręce urobione po łokcie, dosłownie, aktualnie babrał się w jelitach jednego z rannych próbując ratować co tylko się dało, stoły były zabryzgane juchą, bandaże się kończyły. Medykowi zaś kończyły się pomysły. Powoli zaczynało brakować mu wódki do odkażania ran. w czasie kiedy Ivo męczył się próbując tym razem nastawić złamaną kość jednego z rannych, Hess odbierał list. Wtedy też medyk postanowił, że życie jest ważniejsze od jego niechęci do magów, a oprócz tego nie wiedział nawet jak dokładnie magia działa, wykrzyczał więc, między jednym chrupnięciem nastawianej kości, a drugim:

-Panie Hess, da pan radę swoją magią skołować trochę ciepłej wódki i może parę bandaży? -

Mag podniósł wzrok na medyka, i uznał, że to jest ważniejsze.
- Zaraz spróbuję - powiedział po czym zsiadł z konia, i odnalazłszy chłopaka, który przygotował mu konia, podał mu kolejna złotą monetę, i polecił dobrze oporządzić konia. Sam ruszył do wozu z skupiska wojaków, którzy ocalili z bitewnej pożogi barbarzyński trunek.
- Potrzebuję ze dwa bukłaki, dla medyka, coby rannych opatrzył. Zdobycz wasza, ale odkupić ją mogę. Płace po 5 złote monety, za bukłak. - zastanawiał się, czy wojacka solidarność nie sprawi, że bukłaki staną się jego za darmo, ale uznał, że 10 sztuki złota, to dla niego niewiele, a powinno przechylić szalę dobrodziejstwa wojaków. Wszak płacił tyle że, sprzedający mogli by kilka nocy pić w niejednej knajpie.

Kiedy uzyskał alkohol, ruszył z bukłakami do medyka.
- Jaką ma mieć temperaturę? Bandaży nie mogę niestety wyczarować, bitwa wyczerpała mnie dość znacznie, a to o co prosisz to jedna z najtrudniejszych rodzajów magii. mogę za to oczyścić z zarazków wodę, a nawet brudne szmaty, których mógłbyś użyć jako bandaży. Takie czyszczenie, sprawi, że z tych szmat, nie będą rozwijać się choroby. - stwierdził, że podgrzewanie nie nadszarpnie jego magii, za bardzo, a oczyszczenia wody i szmat, nawet go wzmocni. Wszak najwięcej energii mógł pobrać z umierających ciał, a choć nie wiedział dokładnie jak to jest, ale w brudnej wodzie, w ogóle w brudzie, było mnóstwo życia, które mógł wysysać. Oczywiście w beczce wody, było go mniej niż w umierającym człowieku, ale przynajmniej odzyska to co, poświęci na podgrzewanie wody.
- Mogę także pomóc przy zabiegach, co prawda nie potrafię leczyć za pomocą magii, ale jeśli potrzebujesz wypalić, ostrza, albo igły. Gdybyś potrzebował światła także służę, czy też kogoś unieruchomić, mogę ci pomóc magią. Nigdy nie miałem w swoim życiu czasu na naukę medycyny poza standardową wiedzę uniwersytecką, toteż operować nie potrafię.

-Tak z czterdzieści stopni. Będę też wdzięczny za wszystko co tu leży, a co dasz radę odkazić.

Skinął głową, a kiedy zrobił wszystko o co prosił go medyk odszedł na bok i wrócił do listu.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 23-12-2011, 20:25   #44
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Hess wyciągnął ze skórzanej tuby zwinięty pergamin, list zapieczętowany czerwonym woskiem z herbem Ligi Kolekcjonerów. Natychmiast rozpoczął lekturę tekstu zapisanego znanym mu eleganckim atramentem.


Drogi Theodorze,

Żałuję, iż zmuszony jestem pisać do Ciebie w takich a nie innych okolicznościach. Złe czasy nadchodzą, o ile już nie nadeszły. Mam Ci tak wiele do powiedzenia, atoli nic powiedzieć nie mogę, Liga jest w niebezpieczeństwie, a wróg może przejmować wiadomości. Wierzę w Ciebie, boś jest prawy i potężny, na pewno dasz radę. Ruszaj czym prędzej do Kamiennego Grodu, twierdzy położonej za Sileą. Obawiam się że te tereny zostały już zajęte przez dzikich, dlatego posłuchaj dobrej rady i zabierz ze sobą kilkuosobową drużynę. Sam możesz sobie nie poradzić, a kilka głów więcej zawsze przydać się może. Kamienny Gród znajduje się około tydzień drogi od miejsca w któym teraz jesteś. Czeka tam na Ciebie człowiek, sam Cię znajdzie. Rozpoznasz go wiesz po jakim symbolu. Wesprę Cię modlitwą, Theodorze.

Z poważaniem. Silibrius Aran

Cholera jasna, zaklnął w myślach. Silibrius, to nie byle kto, nawet jak na standardy Ligi. Sam Hess był jednym z potężniejszych magów o jakich słyszał, a był tylko członkiem średniego szczebla. W wojsku jego pozycja odpowiadała by pewnie stopniowi kapitana, ale w Lidze nie było stopni. Była naturalnie hierarchia, ale raczej dobrowolna, uznaniowa, a najdokładniej rzecz ujmując honorowa. Rangę uzyskiwało się, za zasługi, i z czasem było zapraszam do wyrażenia opinii na jakiś temat, albo do wydania rozkazu jakimś ludziom. Tak, czy tak Silibrius to niezwykły człowiek, zasadniczo nie był ani szpiegem, ani szermierzem, ani magiem, ale jego wpływy, lista przyjaciół i dłużników była ogromna. Przy nielicznych spotkaniach członków Ligi, mówiło się, że jeśli Silibrius kogoś nie zna, to ten ktoś nie istnieje.
Wynika z tego jasno, że powinien wyruszyć natychmiast. Z drugiej strony Silibrius doradza zebranie kompani, a Theodor ufał jego osądowi. Ebenhard był zbyt zmęczony, Ivo nawet jeśli zgodzi się ruszyć, to nie teraz, nie zostawi pacjentów, a kiedy skończy także będzie musiał odpocząć. Werbowanie kompanii, z tej zgraii nie ma sensu, po pierwsze nie widział nikogo godnego uwagi, pod względem towarzystwa, a po drugie odruchowo nie ufał obcym.

Będzie musiał wyruszyć rano, i znaleźć jeszcze jedno, albo dwóch do kompanii. Pięć osób to dobra liczba, dość aby być siłą i nie za wiele, aby pozostać niezauważonym. Zakładając, że zgodzi się Eberhard i Ivo, brakuje dwóch, kuriera raczej można odrzucić, bo pewnie ma inne obowiązki, ale zapytać nie zaszkodzi. Na myśl przyszła mu poznana wczorajszej nocy Maria, i jej towarzysz, mówiła, że poprzednia robota nie wypaliła, cóż może się skuszą.

Ruszył do pokoju Marii, a kiedy znalazł się, przed drzwiami. Zapukał i powiedział.
- Pani Mario, to ja Theodor Hess, mam propozycję pracy.

Maria uśmiechnęła się pod nosem słysząc znajomy głos i spiesznie ruszyła do drzwi.
Co prawda hałasy jakie czynili wracający z placu boju obudziły Marię już jakiś czas temu, kobiecie nie spieszno było sprawdzać jak potoczyła się walka. A kilka było tego powodów. Po pierwsze musiała oswoić się nieco z kacem jaki męczył ją odkąd stała. Po drugie z polecenia żony właściciela karczmy przyniesione jej wielką misę gorącej wody, co z przyjemnością wykorzystała w odpowiedni sposób, po trzecie zaś, poza zwyczajną ciekawością, nie miała żadnych motywacji by dowiadywać się o wyniki bitwy z barbarzyńcami.

- A może dzień dobry - Maria przywitała mężczyznę uśmiechem po czym przeczesała palcami mokre włosy. - I jak wasz bój z barbarzyńcami Panie Hess? Właśnie miałam schodzić na dół i sprawdzić co i jak. Jak Pańscy Towarzysze?

- Racja. Dzień dobry. Jestem odrobinkę zmęczony, całym zajściem, bitwa wygrana, barbarzyńcy zabici, jednak tak jak mówiłem temu idiocie, nie udało się podejść barbarzyńców, z tą hałastrą. Poległo ponad dwudziestu, jeszcze więcej rannych. Eberhard jak zwykle wyszedł bez szwanku na ciele, na duchu odniósł cięższe rany, ale jest silny. Ivo także doskonale się sprawdził, teraz pracuje nad rannymi, i robi to nad podziw dobrze, właśnie skończyłem mu odkażać narzędzia i wodę. A ja sam mam jeszcze do wydania, jedną nauczkę. Ale to o zachodzie. Teraz natomiast bez ceregieli muszę przejść, do rzeczy. Otrzymałem niepokojące wiadomości od moich zwierzchników. Musze jak najszybciej ruszyć na spotkanie, ale zasugerowano mi, żebym zabrał kompanię. Eberhard zapewne się zgodzi, mam nadzieję, że Ivo także z nami wyruszy. Chciałem to zaproponować także pani, i pani towarzyszowi. Mówiła pani, że ostatnie zlecenie nie wypaliło, mogę zaoferować po 20 sztuk złota, oraz noclegi i wyżywienie na mój koszt w czasie podróży. Droga w jedną stronę to około tydzień, zaznaczam, że ruszać będziemy prawdopodobnie na ziemie barbarzyńców. Proszę to przemyśleć, i porozumieć się z towarzyszem, wyruszam jutro o świecie. Teraz proszę o wybaczenie, muszę się wzmocnić, przed walką. - Odczekał jeszcze chwilkę, na wypadek, gdyby chciała o coś zapytać, a potem zamierzał ruszyć do własnego pokoju, i zaczerpnąć energii, przed pojedynkiem z rycerzykiem.

- Mój... towarzysz mnie opuścił - wyznała szczerze. - A ja - zastanowiła się chwilę - może zabrzmi to jak pochopna decyzja, ale zgadzam się. Nie mam już nic do stracenia. Muszę ostrzec jednak lojalnie, że kiepski ze mnie wojak, mieczem ni toporem nie władam.

- Z tym sobie poradzimy, i ja i Eberhard dobrze władamy żelazem, czasem jednak przyda się, ktoś spostrzegawczy, a na początku naszej znajomości, chciała pani o ile mnie pamięć nie myli, “pakować z łuku strzały w dupy”, czy coś w tym stylu. Użyłaś tego określenia odruchowo, więc domyślam się, że potrafi pani strzelać z łuku, a co za tym idzie posiada bystre oko. To zawsze przyda się w kompanii. Szkoda, że pani przyjaciel odjechał. Życzę mu szczęścia. Teraz na prawdę muszę pani pożegnać, zapraszam jednak na plac tuż przed zachodem słońca, może być ciekawie.

Wspomniany Eberhard, skończywszy opatrywać i oporządzać konia, zebrał co swoje, po czym dotarłszy do pokoju zrzucił z siebie tak bagaż, jak i resztę uzbrojenia. Ułożywszy się w miarę wygodnie zasnął głęboko i bez snów.

Kiedy doszedł do swojego pokoju, rozejrzał się, ale nie zobaczył kuriera, ten albo świętował zwycięstwo z innymi, albo już odjechał. Szkoda, bo Hess naprawdę miał ochotę zapytać go, czy by z nimi nie pojechał do Kamiennego Grodu.
Teraz jednak przygotowania, wrócili przed południem, stracił ze dwie godziny na pomoc medykowi, zostało mu więc jakieś cztery godziny do zachodu, a postanowił spożytkować je dobrze. Otworzył szeroko okno, i usiadł skrzyżowawszy nogi pod parapetem. Wszedł w stan głębszej medytacji, poczuł deski podłogi, ale nie dotykiem, poczuł je zmysłem magii, zaraz też poczuł otaczające go ściany, i ogrom przestrzeni za oknem. To właśnie ten ogrom był jego celem. Skupił myśl na powietrzu, na jego delikatnych prądach, na silnych szarpnięciach, na zimnej ożywczej bryzie, i na ciepłym tchnieniu znad pożogi. Nad ostrym wiatrem szkwału, i nad ciepłym letnim podmuchem. Oczywiście nic z tych rzeczy nie występowało w okolicy karczmy, ale powietrze, przestrzeń, były nieograniczone, a dla prawdziwej mocy dystans nie istniał. Hess szukał w każdym wyobrażonym, a może i realnie odnalezionym wietrze mocy, z każdego brał po trochu i dokładał do swej mocy, scalał się z nieokiełznanym tornadem, i stałym upartym wiaterkiem. W końcu uznał, że ma dość. Dość mocy, aby czuć się pewnym, i dość medytacji. Tak intensywne czerpanie także było męczące. Otworzył oczy i wziął głęboki oddech. Wyjrzał za okno i zobaczył, że słońce chyli się już ku zachodowi. Została, mu niecała godzina, postanowił wykorzystać ja na przygotowanie kilku ciekawych czarów. Co prawda po części sądził, a po części liczył, że rycerzyk się przelęknie i nie stawi, ale gotowym być należało. Zresztą mag nie zamierzał go zabijać, zamierzał raczej, lekko ośmieszyć i na tym poprzestać. Uważał Altora, za człowieka odważnego i oddanego krajowi, ale głupiego, pochopnego i co najważniejsze nie mającego szacunku dla innych, a to wymagało lekcji.

Oprócz zaklęcia lodowych włóczni, które wciąż miał w pamięci, przygotował nową tarczę, dla pewności jeszcze silniejsza niż do walki w obozie barbarzyńców, ale o mniejszej średnicy. Nowe zaklęcie jakie przygotował polegało także za zaklęciu tarczy, więc było mu łatwiej zawiesić kolejne tego typu. Tym razem jednak przygotował kilkadziesiąt małych dysków, o średnicy 3 centymetrów, były to płaskie wersje tarczy, bardzo słabe, na tyle, że rozpadały się pod naporem kilkudziesięciu kilogramów. Tarcze takie Hess tworzy zazwyczaj, na wysokości od 10cm na ziemią do 30cm, pod nogami szarżujących koni, lub piechurów. Na konie były lepsze, bo konie potykały się i łamały nogi na takich przeszkodach, niejednokrotnie przygniatając jeźdźców. Hess nie lubił niepotrzebnie krzywdzić zwierząt, wszak to nie ich wina, że właściciel na nich go szarżował, ale jeśli miał wybierać między swoim życiem, a życiem konia, wybierał swoje.
Ostatnie zaklęcie jakie przygotował było również z tych prostych, była to seria telekinetycznych uderzeń, a właściwie dźgnięć. Niewielka siła, może 30kg, ale skupiona na 1centymetrze kwadratowym. Takie pchnięcie, w ramię, w tył kolana, albo w oko, skutecznie wyłączało niejednego zucha, z walki, często na zawsze. Wszak, jeśli w czasie ataku się potkniesz, zazwyczaj kończysz martwy. Resztę zaklęć, zamierzał improwizować.

Wstał i ruszył na plac, bowiem do zachodu pozostało niewiele już czasu. zszedł na plac, i rozejrzał się za rycerzem.

Gdy Hess ruszył na plac gospody, słońce powoli kończyło swą codzienną wędrówkę po niebie, by udać się na spoczynek. Dziś, jeszcze bardziej niż zwykle, było tu dość tłoczno i gwarno. Większość mężczyzn, którzy o poranku stoczyli bój z barbarzyńcami, chełpiło się teraz swoimi dokonaniami, ochoczo inscenizując sposoby w jakich powalali kolejnych wojowników. Gdyby to wszystko prawdą było i każdy zarąbał tak wielu dzikich, to bez najmniejszych problemów karczemny oddział wyciąłby w pień cały legion najeźdźców.

Ivo kończył właściwie swoją robotę. Zatamował większość krwotoków, lecz trzech ciężko rannych wojowników uratować się nie dało. Mężczyzna doprowadził pacjentów do takiego stanu, iż jeśli mieli zginąć to już nic na to poradzić nie mógł. Może gdyby dysponował ziołami, kilkoma wykwalifikowanymi pomocnikami lub choćby większą ilością czasu na jednego rannego to zapewne mógłby zapewnić im lepszą opiekę.

Hess czekał i czekał, atoli słońce dawno już zaszło, a śladu po Altorze i jego kompanach wciąż nie było. Po zajeździe poszła plotka, że gości czeka kolejna atrakcja, wielki pojedynek wybornych wojowników. Niestety, wydawało się, iż walki się nie doczekają. Do gospody przybył jedynie nieźle uzbrojony najemnik, zamierzający posilić się sławnym w okolicy jadłem.

Dość czekania, skoro stchórzył to znaczy, że nabiera mądrości.
- Słuchajcie wszyscy. - Zawołał. - Miał się tu odbyć pojedynek. Ja Theodor Hess, wyzwałem na niego Altora von Religana, herbu Topór, za zniewagę i głupotę, za niepotrzebną śmierć ludzi, których powiódł na barbarzyńców. von Religan nie stawił się, stchórzył, tym samym przyznał rację, że jest głupcem, i nie ma szacunku do życia. I po raz kolejny dla mnie odrzucając wyzwanie. - Odwrócił się i ruszył w stronę Ivo.
- Mam dla ciebie propozycję, zbieram kompanię na podróż do Kamiennego grodu, wyruszam, jutro o świcie, i mogę zapłacić 20 sztuk złota, oraz noclegi wyżywinie na mój koszt w czasie podróży. Rozważ to, jeśli się zgodzisz bądź jutro o świcie gotów do drogi. Z Eberhardem jeszcze nie rozmawiałem, bo on musi odpocząć, porozmawiam z nim rano, albo w nocy, jeśli wstanie. Rusza z nami także Maria, i być może kurier, którego opatrzyłeś przed południem.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 23-12-2011, 21:35   #45
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
ROZDZIAŁ DRUGI: PODRÓŻ


Maszerowali już trzy dni. Kurier nie zdecydował się dołączyć do ich kompanii, dlatego musieli dać sobie radę we czwórkę. Zmęczenie szybko dało się we znaki, bowiem aby chyżej dotrzeć do rzeki wybrali podróż po krętych, wąskich piaskowych ścieżkach leśnych. Nie spodziewali się tu aż tak bujnej roślinności, nie raz musieli pomagać sobie ostrzami by poprzecinać utrudniające im przejazd gałęzie. Jazda była absolutnie niekomfortowa, a wilgotne, duszne powietrze nie sprzyjało podróży w siodle.

Gdy zostawili za plecami ścianę lasu, byli radzi widząc już niedaleko Most Lothara, jednego z najwybitniejszych królów Asparty. Popędzili rumaki by czym prędzej znaleźć się bliżej konstrukcji, szczególnie iż już z daleka ujrzeli kilkudziesięciu ludzi zbierających się przy jednym z jej końców.

- Przepuśćcie nas do cholery! Przepuśćcie! - podróżnicy ujrzeli grupkę kupców, którzy gestykulując energicznie kłócili się z sądząc po pancerzu dowódcą oddziału królewskiej armii. Mężczyzna skrzyżowawszy ręce na piersi kiwał tylko głową kwitując w ten sposób kolejne, mniej lub bardziej rozsądne, argumenty wykrzykiwane przez jednego z handlarzy. Łatwo dało się wywnioskować, iż karawana kupców złożona z kilku wypełnionych skrzyniami i beczkami wozów próbuje przejechać przez most na drugą stronę Silei, a wojskowi to uniemożliwiają. Dookoła rozstawił się oddział żołnierzy przygotowanych do ewentualnej konfrontacji z rzezimieszkami najętymi przez handlarzy do ochrony wozów.

- Panowie żołnierze, co się dzieje? - spytał wyraźnie przejęty dostojny mężczyzna dosiadający karego wierzchowca. Wyglądał na jakiegoś wysoko postawionego urzędnika, ubrany był bowiem w elegancki i drogi strój do jazdy konnej, a przy pasie kołysała mu się zdobiona szabla. Tak właśnie podróżowali przedstawiciele królewskiej administracji, rycerze zaś, czyli arystokracja i szlachta, preferowali podróż w strojach herbowych, poza tym zwykle zabierali ze sobą swe sługi.

- Niestety, drogi panie – odezwał się dowódca armii zostawiając bez komentarza kolejne wrzaski kupców – Odgórne nakazy. Mamy nikogo nie przepuszczać na drugą stronę.

- A to dlaczego? - odparł wyraźnie zaintrygowany urzędnik, mrużąc oczy i próbując dostrzec co dzieje się po drugiej stronie rzeki, ta jednak była bardzo szeroka i niewiele tak naprawdę mógł się dowiedzieć dysponując jedynie niczym nie uzbrojonym okiem – Jest Was tu tylko jeden oddział, chyba nie bronicie przejścia przed hordą barbarzyńców? - z nieco pogardliwym uśmieszkiem przeleciał wzrokiem trzydziestkę uzbrojonych w tarcze, miecze i włócznie żołnierzy.

- Tu się pan mylisz drogi urzędniku. Otóż, dziwię się iż nie został pan poinformowany reprezentując tak wysokie stanowisko w administracji państwowej. Król wysyła dwa legiony wojaków do obrony tego mostu, powinni tu być za około godzinę. Zwiadowcy donieśli bowiem, iż zbliża się potężna armia barbarzyńców, którą należy zatrzymać na rzece, inaczej wtargną na nasze terytorium i zrobią niezły burdel.

- Kurwa jebana mać, to my jedziemy na własne ryzyko! - wykrzykiwał czerwony jak burak kupiec wymachując w powietrzu czymś co przypominało zamówienie na sporo towaru po spotkaniu z krowią gębą. Nie mniej pewnym było, iż handlarze mają zacny interes w pokonaniu rzeki i dostarczenia skrzyń w odpowiednie miejsce.

- Co się tak pieklisz? - spytał dowódca armii odwracając wzrok od urzędnika – Te szmaty, czy jak wy to tam nazywacie cenne tkaniny i dywany nie są chyba najważniejsze w obliczu wielkiej wojny z dzikusami. Nie wiem co nabywca Wam obiecał że z tą garstką zachlanych najemników zamierzacie przemierzać stepy i rdzenne niemalże terytorium wroga w trakcie wojny. Przecież jak dostaniecie się w łapy barbarzyńców to nie dość że wydrążą wam w dupskach tunele to jeszcze użyją tych Waszych „cennych tkanin” to wycierania końskich odchodów. Nie łudźcie się, nie odkupicie swych żywotów za te śmieszne, fikuśne dywany, dzicy nie uznają takich dóbr.

- Zawrzyj gębę przygłupi worku – ryknął kupiec tak przeszywając powietrze ruchem ramienia, że niemalże spadł z wozu. Na słowa wypowiedziane przez handlarza, niemalże wszyscy żołnierze nieco mocniej chwycili za drzewce dzierżonych przez siebie włóczni. Najemnicy zaś mieli obecnie w głębokim poważaniu jak zakończy się waśń pomiędzy ich tymczasowym szefem, a dowódcą armii królewskiej, bowiem ich obecnym celem było osuszenie sporej butelki mocnego żołnierskiego bimbru.
 
Kirholm jest offline  
Stary 23-12-2011, 23:42   #46
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Theodor jako, że z pojedynku nic nie wyszło, zjadł kolację tuż po zachodzie, następnie zabezpieczył magicznie drzwi i okno, po czym zasnął. Spał spokojnie nie nękany niczym, a latami ćwiczony odruch, pozwolił mu wstać tak jak chciał, dwie godziny przed świtem.
Zaczerpnął energii z powietrza, i czując się pełen mocy, oraz wypoczęty sprawdził zawieszone zaklęcia, bo skoro już je zawiesił, to przy mógł je podtrzymywać bez większego problemu. Jedynym kosztem była zużywana moc, ale obecnie się nie liczył z jej stratą. Jedynie zaklęcie włóczni i tarczy było silne, reszta to swoistego kuglarskie sztuczki, Hess jednak wierzył głęboko, że im coś jest prostsze, ale zastosowane z pomysłem, tym większe efekty może przynieść. Skupił się potem, aby odzyskać jeszcze tą energię, którą wydatkował, na podtrzymanie zaklęć i zszedł do gospody.

Obudził gospodarza, który nie był zadowolony tym, dopóki, nie dowiedział się iż Hess chce zapłacić za pokój, i zrobić zakupy. Po chwili jednak na powrót stracił humor, gdy uświadomił sobie, kto opuszcza jego gospodę, i czyjego wsparcia będą pozbawieni w razie ataku barbarzyńców. Próbował nawet maga przekupić, oferując darmowy pokój i jadło, a kiedy zobaczył, że nie da się przekonać w złości, albo desperacji zaczął wykręcać się i mówić, że będzie potrzebował zapasów, dla siebie i obrońców gospody.
Groźne spojrzenie maga jednak sprawiło, że sprzedał zapady podróżnego chleba, solonego mięsa, wina, i suszonych owoców, a także kilka kawałków pieczonego mięsa i świeżych warzyw i owoców, na najbliższe dwa dni.
Mag zapłacił słono, więcej niż by powinien, ale nie zamierzał wszczynać kłótni i budzić domowników, a tym samym sprowadzać zbytniej atencji na ich wyjazd.
Całe zapasy spakował do swojej magicznej sakiewki, kazał także przygotować śniadanie dla czworga, i to szybko przed świtem.

Następnie obudził Eberharda, wyjaśniając mu co postanowił, powiedział też więcej niż innym, bowiem jemu mógł wyjawić, kto go wzywa. Powiedział także, że prawdopodobnie dostanie dalsze instrukcje, i wiele wskazuje na to iż, będą one miały coś wspólnego z wojną. Nie obrażał przyjaciela propozycją zapłaty, powiedział jedynie, że odwdzięczy się za pomoc. To, że odwdzięczanie się, będzie miało wymiar także finansowy było, oczywiste, ale nie było potrzeby mówić o tym. Byli przyjaciółmi, ale to Hess miał bogactwo, zdobyte w czasie podróży i otrzymywane jako honorarium, za swoje usługi, od lat także dochody przynosiła mu winnica i posiadłość ojca, którą, dzięki kontaktom w Lidze udało mu się odzyskać i odbudować. Jego synowi mimo iż teraz oficjalnie byli jej właścicielami, i zarządcami, przesyłali znaczne sumy, na konta organizacji i przyjaciół rodziny, u których Theodor w razie potrzeby mógł je odebrać. Eberhard zaś winien być z urodzenia bogaczem i móc żyć bez zastanawiania się czy starczy mu na jadło i napitek, los jednak z tego wiedział Hess skrzywdził go i skazał na los rycerza tułacza, a szlachetny charakter nie pozwalał gromadzić bogactw, ale co i rusz oddawać ostatni grosz tym, którzy jego mniemaniem bardziej go potrzebowali. To była jeden z powodów, dla których mag tak cenił przyjaźń rycerza.

Zeszli na śniadanie, które spożyli z Marią i Ivo, to będzie dobra kompania, pomyślał wtedy mag, po posiłku ruszyli przygotować konie i udali się w drogę.
Dla bezpieczeństwa po kilku godzinach jazdy, Hess, na pierwszym popasie mag, pokazał im mapy i wyjaśnił, gdzie jadą. Dał też każdemu list do zarządcy grodu, w którym pisał, że gdyby okazujący list, zjawił się bez niego, znaczy to, że jego spotkało coś złego po drodze, i że jego życzeniem jest, aby zarządca w jego wypłacił okazicielowi 20 sztuk złota, i udzielił gościny jako zapłaty za udzieloną pomoc. Listy podpisał swoim imieniem i nazwiskiem, i odcisnął sygnet z swoim herbem oraz znak Ligi.




Pierwsze trzy dni minęły uciążliwie, ale spokojnie, a to było najważniejsze. Teraz jednak dotarli do mostu i czkało ich pierwsze wyzwanie. Rozmowy strażnika, z urzędnikiem i kupcami wydawały się wskazywać jednoznacznie, że przebycie mostu nie będzie łatwe, ale nie niemożliwe. Zawsze istniało proste, choć wyczerpujące rozwiązanie. Mógł przygotować dużą tarczę, tak dużą, że zmieścili by się pod nią we czterech, z końmi i po prostu przejść obok strażników, tylko, że to cholernie zwracało uwagę. Dlatego postanowił spróbować inaczej, bo na tarczę zawsze może się zdecydować, pierwsze jednak powiedział do swojej kompani.
- Cóż zdaje się, że teraz dzikich nie unikniemy, jeśli, ktoś chce zrezygnować pretensji nie będę miał. Miało być 20, za 10dni, toteż za trzy mogę zapłacić 6 sztyk złota. -

- Mości strażniku, nazywam się Theodor Hess, mam do załatwienia z królewskiego rozkazu sprawę na tamtym brzegu. Usłyszałem ostrzeżenie, jednak, rozkaz to rozkaz, wiem czym ryzykuje, i mimo to muszę tam ruszyć. Pozwolisz przejechać? - Zapytał
 
deMaus jest offline  
Stary 02-01-2012, 18:44   #47
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Ciemność - ciepły, miły mrok otaczający go miękkim całunem i nic poza nim, tylko spokój i cisza... Sen o niczym. Sen bez niczego. Sen bez strachu.
Z oddali doszedł go jakiś odgłos, ale nie przejął się tym, tylko spróbował ponownie głębiej zanurkować w nieświadomość. Odgłos powtórzył się, głośniej. "Puk, puk", potem skrzypnięcie drzwi i odgłos kroków... Czuł, że już nie zaśnie, ale nie otwierał oczu, smakując resztki rozwiewającej się błogości... Ciało rozbudzało się powoli, umysł ociężale ruszał do pracy, odbierając nasilające się sygnały zmysłów...
- Eberhardzie? - usłyszał głos Theodora. Gdzie jest? W karczmie. Dobrze.
...uderzył go smród, jak z rzeźni. Krew, pot i flaki. Aha, to on tak cuchnie, nie umył się przed snem. Nawet nie zmówił paciorka. i gdzież jego jedwabna pościel? Uśmiechnął się lekko, otwierając oczy.
- Słucham. - Było ciemno, przed świtem, a zesztywniałe członki protestowały boleśnie, wstał jednak raźno i przeciągnął się z lekka. Dziś musi być dobry dzień. Po prostu musi.

*

Wysłuchawszy propozycji Hess’a, zgodził się i nie tracąc czasu rozpoczął przygotowania - widać było, szczególnie po wczesnej porze, że magowi się spieszyło. Na ewentualne pytania zawsze znajdzie się czas podczas podróży. Wywalczywszy balię i nie przejmując się zimną poniekąd wodą, umył się i doprowadził do porządku ekwipunek. Pancerz być może wymagał wyklepania przez kowala, ale nie było na to teraz czasu. Na śniadanie zszedł ostatni, jednak był już w pełni wyekwipowany - z bronią przy pasie i w kolczudze, która lepiej nadawała się do dłuższych podróży. Pożywił się szybko, włączywszy się do rozmów tylko raz, krótkim żartem, po czym energicznym krokiem ruszył ku stajniom zająć się końmi i w krótkim czasie gotów był do drogi.
Kolejne trzy dni spędzili w siodle, tak że nawet zaprawionemu w jeździectwie Eberhardowi dało się to we znaki - czego jednak nijak nie dało się po nim poznać. Poruszał się na czele grupy, oczyszczając w razie potrzeby zarośnięte nieraz ścieżki. Jechali w ciszy, lepiej było bowiem zachować ostrożność w tej gęstwinie, jednak wieczorami, przy obozowym ognisku miło mu było zamienić w końcu parę słów. Wszystko szło gładko, do momentu gdy w oddali ukazał się Most Lothara...

*

Most był zatłoczony, widać było tak żołnierzy, jak i kupieckie wozy wraz z, haha, “strażnikami”.
Już z daleka doszły go gniewne okrzyki... Wszystko to razem i każde z osobna miało jedną cechę wspólną - wyglądało jak kłopoty. Dużo ich było.
Eberhard zwolnił, zrównując się z resztą grupy. Pozostawił sytuację bez komentarza - awantura, jaka jest, każdy widzi. Ponieważ wyprawie przewodził, jakby nie było, Theodor, pozwolił mu rozpocząć rozmowy, nie oddalając się jednak, a bacznie obserwując otoczenie. Być może przyjdzie przebijać się siłą, co jednak nie uśmiechało mu się specjalnie, rzeka była jednak zbyt szeroka i głęboka w tym punkcie, by liczyć na znajdujący się w pobliżu bród... Na razie pokładał nadzieje w negocjacjach, Theodor był człowiekiem o dużej charyzmie, być może uda mu się skłonić dowódcę oddziału by ich przepuścił.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
Stary 12-02-2012, 17:00   #48
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Kompania mogła być rada, iż udało im się znaleźć transport na drugi brzeg rzeki bez konieczności podejmowania walki z żołnierzami królewskiej armii. Chyżo jednak okazało się, że sytuacja wcale nie maluje się tak wesoło jak mogłoby się z początku wydawać. Łódź, którą zaoferował drużynie rybak, co prawda mogła pomieścić całą czwórkę wraz z ekwipunkiem, atoli w żaden sposób nie było szans na przetransportowanie koni. Wieśniak zapewniał jednak, iż w tym miejscu rzeka nie jest zupełnie rwąca, a ku ich szczęściu ma dość szerokie pasma płycizny po obu stronach. Co prawda nie byli zachwyceni perspektywą puszczenia koni samopas przez wodę, jednakże pocieszając się myślą, że te zwierzaki wbrew pozorom potrafią doskonale pływać, zgodzili się na warunki rybaka wręczając mu kilka złotych monet.

By dać większe szanse kulbakom zdjęli z nich siodła które umieścili na łodzi, zaś do ogłowi przywiązali cienkie liny by wyznaczać trasę płynącym zwierzętom, lecz by nie krępować zbytnio ich ruchów. Rybak uparł się, iż to on będzie wiosłował, zapewne obawiał się że uzbrojeni podróżnicy mogą być w istocie uciekającymi przed prawem rabusiami i jedyne co zrobią na pożegnanie to przyłożą mu w łeb, ukradną łódź i pieniądze, a jego samego wrzucą do rzeki. Gdy tylko łódź odbiła od brzegu, wieśniak trzymając w obu rękach masywne drewniane wiosła nie spuszczał gości z widoku. Łatwo dało się zauważyć, że mężczyzna jest obeznany w swym fachu, bowiem gdy łódź wpłynęła na bujnie porastającą wody przybrzeżne roślinność, rybak nawet nie drgnął i wciąż gapiąc się to na Eberharda, to na Marię bez problemu wypłynął z chaszczy.



Wbrew pozorom podróż nie trwała długo. Mniej więcej na środku rzeki dało się usłyszeć wrzaski dobiegające z wioski. Z tego co ich uszy wyłapały, dowiedzieli się, że rybak za przewiezienie podróżników na drugi brzeg nie dostanie jadła ani gorzałki od swej żony do końca miesiąca. Ponadto padły groźby obicia czerepu rózgą. Atoli mężczyzna wciąż zachowywał kamienną minę, po kilku minutach podróży pociągnął jedynie łyk z małej piersiówki.

Nawet brzeg po drugiej stronie rzeki wyglądał jakby inaczej. Gdy tylko opuścili łódź i pożegnali się z rybakiem poczuli złowrogi klimat panujący na lądzie. W powietrzu dało się wyczuć smród anarchii, wojny i rozlewu krwi. Nad nimi latały watahy czarnych jak smoła ptaków, które skrzecząc przeraźliwie dodawały tylko mroku temu miejscu. Nim ujrzeli drogę równoległą do tej którą dotarli do rybackiej wioski musieli przedrzeć się przez wysokie i ostre trawy rzeczne tudzież uporać się z paskudnymi muszkami latającymi dookoła. Nie było to łatwe, bowiem musieli iść piechotą i to dość powoli bowiem musieli poruszać się spokojnie by uspokoić trzymane jedynie za cienkie liny całkowicie mokre i zmarznięte konie, które dość łatwo mogły się spłoszyć.

Najgorsze w tym miejscu było to, iż wiało one kompletną pustką. Jak daleko ich wzrok sięgał nie potrafili dostrzec ani jednej żywej duszy. Chociaż w sumie mogli się mylić bowiem ten brzeg porastała znacznie wyższa i rozrośnięta roślinność, która stanowiła perfekcyjną wręcz kryjówkę. Gdy więc tylko wierzchowce nieco wyschły nałożyli nań siodła i ruszyli naprzód wolnym galopem.

W pewnym momencie jadący przodem Ivo krzyknął, koń jego stanął dęba, a sam medyk padł na ziemię wzbiwszy w powietrze tumany piachu. Gdy ten opadł po chwili Maria i Eberhard ujrzeli naprężoną linę zawiązaną na dwóch pieńkach urżniętych drzew. Koń Iva bryknąwszy i zwaliwszy z siodła swego jeźdźca pomknął przez trawę. Maria i Eberhard zamarli. Dookoła nich stała grupka sześciu brudnych, rosłych mężczyzn. Byli cali w zeschniętym mule rzecznym, dosłownie tak jakby mieszkali tu od dawna, acz nie korzystali z kąpieli w świeżej wodzie. Opancerzeni byli w skórzane kurtki nabijane ćwiekami, zaś dzierżyli prymitywną broń taką jak siekiery, łańcuchy czy cepy. Mimo wszystko wyglądali na godnych przeciwników, a Ivo czuł potężny ból w prawej dłoni. Obawiał się, iż została złamana gdy upadł z konia.

- My głodni - krzyknął brodaty zbój wykrzywiając gębę - I nie widzieć dawno kobiety - Eberhard przeklął w myślach. Dokładnie wiedział kim są owi ludzie, o ile można było ich tak nazwać. Należeli do swego rodzaju sekty, o której głośno było jakiś czas temu. Niegdyś mogli być bogatymi i cenionymi ludźmi, teraz stali się prawdziwym marginesem społeczeństwa. Żyjący w brudzie, smrodzie i ubóstwie, żywiący się oddychającymi wciąż zwierzętami i ludźmi, zażywający niszczące umysł narkotyki byli koszmarnym niebezpieczeństwem. Nikt nie wiedział gdzie mają swą siedzibę, rzadko kiedy ich widziano. Teraz Eberhard zrozumiał gdzie mogli się ukrywać i dlaczego nie zostali schwytani przez poszukujące ich zakony rycerskie.

- Dawajcie nam kobietę - herszt spojrzał na Eberharda przedziwnym wzrokiem, jego gałki oczne, ponad normę wybałuszone ruszały się w szybkim tempie po oczodole. Mężczyzna warknął niczym zwierzę i mocniej ścisnął nóż, o długiej, zakrzywionej klindze - Daj nam kobietę, a odejdziecie wolno. Chcemy kobiety.

Stojący krok za hersztem wojacy również zawarczeli, jeden zaś z paskudnym wyrazem twarzy złapał się za swój skarb.
 
Kirholm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172