Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2011, 00:30   #33
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację


Miała jej oczy.

-Naprawdę pani musi być przy tej rozmowie?

-Przepraszam, ale taka jest moja praca.

-Proszę tylko o pięć minut sam na sam z...

-Przykro mi, ale naprawdę nie mogę.

Czarnoskóra kobieta w szarym żakiecie rzuciła wymowne spojrzenie w stronę kamery umieszczonej w rogu pomieszczenia. Mężczyzna w średnim wieku skinął tylko głową uznając sprawę za przesądzoną. Dziewczyna siedząca z nim przy jednym stole miała jednak inne zdanie na ten temat.

-Serialnie? Może boisz się, że cię wyleją “siostro”?

-Susan!

-No co? Sama się prosiła. Jest nadęta jak balon. Tacy jak ona zawsze myślą, że...

-Dość!

Nastolatka w krótkich ciemnych włosach prychnęła pogardliwie. Kuratorka ścisnęła mocniej długopis i zapisała coś szybko w notesie. Will westchnął głośno i zastanawiał się jak przerwać niezręczną ciszę, która nagle zapadała. W końcu to dziewczyna przerwała ją za niego.

-No więc czego chcesz?

-Słucham?

-Co tu robisz Will?

-Nie mów tak do mnie.

-Jak? Przecież tak masz na imię prawda?

Miała jeszcze bardziej niewyparzony język niż pamiętał. Właściwie dla niego ciągle była małą Susan a raczej rozpaczliwie trzymał się tej wizji. Może właśnie w tym tkwił problem. Małe dziewczynki w końcu dorastają. Puścił mimo uszu jej zaczepny ton. Doprowadziłaby jedynie do kolejnej kłótni a wspólnego czasu nie było wcale tak dużo.

-Przyszedłem się z tobą zobaczyć. Chyba mam prawo?

-Fakt chyba masz, ale czego ode mnie chcesz?

-Po prostu sprawdzam jak się trzymasz...

-Trochę za późno na to prawda?

Susan silniej zacisnęła palce na krawędzi stołu. Dało się wyczuć, że skumulowane emocje mogą wybuchnąć niczym bomba. Will wiedział, że ten lont jest krótki.

-Zabiłeś ją?

-Co? - głos Architekta zrobił się słaby tak jakby ktoś nagle zabrał mu całe powietrze z płuc.
-Jak w ogóle możesz o to pytać... Zresztą skąd ty...

-Nie jestem już dzieckiem wiesz? Poza tym mamy tu telewizję. No i była u mnie policja. Zadawali dużo pytań o ciebie i o mamę...

Eakhardt kiwnął głową ze zrozumieniem. Widocznie chcieli koniecznie coś na niego znaleźć. Zwłaszcza kiedy do prasy wyciekła informacja, że rozważają jego udział w zabójstwie. Dotarli nawet do jego dzieci. Ktoś musiał być naprawdę przekonany o jego winie, żeby posunąć się do takich kroków.

-Nie mam nic wspólnego z jej śmiercią Susan. Policja prowadzi śledztwo i brakuje im podejrzanego dlatego skupiają się na mnie.

-Ale kto mógł to zrobić? Przecież wszyscy lubili mamę...

Mówiła to tak żałosnym i rozpaczliwym tonem, za wszelką cenę starając się nie rozpłakać, że Will zapragnął po prostu wstać i przytulić ją do siebie. Nie był jednak pewien czy dziewczyna go nie odepchnie, więc po prostu odczekał chwilę aż się uspokoi. Ich relacje już dawno nie były normalne i na pewno jedna rozmowa tego nie zmieni.

-Nie wiem skarbie...

Sam myślał o tym wiele razy i zawsze dochodził do tego samego wniosku. To wszystko nie trzymało się kupy. Jego żona nie miała wrogów i to właśnie powtarzał policji. Nic dziwnego, że w końcu wzięli go na celownik. Zainteresowali się nim wystarczająco mocno, żeby zrazić do siebie większość jego znajomych. W dodatku dziekan czasowo zawiesił go w obowiązkach na uczelni. Własne dzieci nie chciały z nim rozmawiać a on sam nie wytrzymał w końcu tej nagonki. Przez pewien czas leżał w śpiączce po przedawkowaniu środków nasennych. Życie z całą pewnością nie rozpieszczało go w tej chwili.

-Lepiej ci już chociaż? Wiem o tym, że byłeś w szpitalu i dlatego się nie odzywałeś...

Wyczuwał troskę w jej głosie? Pokrzepiło go to bardziej niż dał po sobie poznać.

-Tak, jest już lepiej, ale nie mówmy o tym. Powiedz jak cię tu traktują.

-No, ale skoro nalegasz... Jest trochę jak w wojsku. Na początku ciężko było przywyknąć, ale jest już coraz lepiej. Wczoraj wyszła moja koleżanka i to było takie dziwne wiesz? Wtedy dotarło do mnie, że kiedyś sama stąd wyjdę i nie wiem gdzie pójdę.Teraz jest tu jakoś cicho. Jedzenie jest do dupy. Nienawidzę warzyw pamiętasz? No to oni mają tu jakąś manię zdrowego żywienia.

-Może następnym razem przemycę ci coś kalorycznego i nie do końca legalnego?

-Byłoby świetnie...

Ten jeden jedyny moment zbliżenia kiedy znowu poczuli się jak rodzina musiał w końcu być im zabrany.

-Przypominam panu, że przemycanie czegokolwiek na teren zakładu jest zabronione,

-Suka.

Will chciał już skarcić dziewczynę, ale uświadomił sobie, że właściwie podziela jej pogląd. Zamiast tego usilnie próbował zachować powagę, ale była to walka z góry skazana na porażkę. Śmiech wyrwał się z jego gardła tak jak fala powodziowa przedzierająca się przez tamę. Susan dołączyła do niego i ogólna wesołość trwała dobre dwie minuty.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=o1vB07osBEw[/MEDIA]

Gdzieś z korytarza usłyszał cichą muzykę, Aerosmith? Zdecydowanie nie był ich fanem. Za drzwiami sprzątaczka szorowała na oko już i tak czysty korytarz. Pani kurator przyglądała się z zaciekawieniem tej dwójce ludzi, ojcu i córce. Will zastanowił się jakie spostrzeżenia napisała w swoim notesie i czy tak naprawdę było to ważne.

-Posłuchaj kochanie... Będę musiał zniknąć na jakiś czas. Spisałem testament na wypadek gdyby...

W jednej chwili twarz nastolatki przeszła całkowitą przemianę. Lekki uśmiech zastąpił grymas niedowierzania, który szybko przesłoniła nienawiść.

-Testament? Jaki kurwa testament... Nie wierzę... Znowu mi to robisz. Znowu znikasz bez wyjaśnienia. Myślałam, że może doznałeś czegoś w rodzaju jakiejś duchowej metamorfozy a ty znowu robisz ze mnie idiotkę...

-Susan nic nie rozumiesz...

-Idź po prostu idź sobie. Nie chcę cię już więcej widzieć słyszysz? Nie chcę!

Wiedział co ona teraz czuję. Oglądał to już zbyt wiele razy. Ból, zawód, ale najgorsze były łzy spływające po jej policzkach. W takich chwilach człowiek żałuję, że nie może po prostu zerwać połączeń nerwowych odpowiedzialnych za uczucia rodzicielskie. Wszystko byle w tej chwili żeby nie czuć siędraniem. Kuratorka także podjęła swoją decyzję.

-Myślę, że tyle już starczy panie Eakhardt.




Nie chciał otwierać oczu, ale w końcu musiał. Płacił za coś po czym czuł się jak gówno. Nie ma co rzeczywiście bystrzak z niego. Właściciel całego majdanu - Stevie odpinał go od aparatury kiedy on w tym czasie rozglądał się na boki. Cztery osoby wciąż śniły w najlepsze. Zrobić taką miejscówkę w zwykłym garażu dwie przecznice od komisariatu to czysta bezczelność, ale biznes wciąż działał. Will podejrzewał, że gość w końcu wpadnie bo nie wiedział kiedy się wycofać.

-I jak?

-Tak jak zwykle. Nieważne czego spróbuję zawsze kończy się tak samo.

-Wiesz ćwiczenia na sennych projekcjach to jednak nie to samo. Czemu nie pójdziesz do niej naprawdę? To w końcu twoja córka. No a twój syn? Jak mu tam...

-Nathan. Z nim sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana.

-Znaczy bardziej niż córka w poprawczaku?

-Mhm.

-Cholera człowieku... Dobra nie żebym się wtrącał w końcu płacisz za to grubą kasę. Po prostu wydajesz się inny niż te te wszystkie ćpuny nie odróżniający prawdziwej rzeczywistości, goście szukający taniej podniety i ci spragnieni mocnych wrażeń. Czego ty tak właściwie tu szukasz?

-Masz kasę za dzisiaj. Jutro już nie przyjdę. Właściwie to wątpię, żebyśmy się znowu spotkali.

Chemik pokiwał smutno głową i odprowadził go do wyjścia. Mimo wszystko czuł ulgę. Lubił faceta, ale miał przeczucie, że może sprowadzić na niego jakieś kłopoty. Przedstawiał się fałszywym imieniem, ale Stevie i tak wiedział z kim rozmawia. Przez pewien czas trąbili o nim w telewizji i gazetach. W końcu dali sobie spokój, ale i tak sporo ryzykował wpuszczając tu kogoś takiego. William Eakhardt podejrzany o zabicie własnej żony wykładowca z Cambridge. Pomyślał, że odłożył już przecież całkiem niezłą sumkę. W sam raz, żeby wyjechać na Malediwy i leżeć pod palmami z jakąś ładną dziewczyną aż do śmierci w łóżku podczas ostrego seksu i to za wiele długich, szczęśliwych lat.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 24-12-2011 o 13:03.
traveller jest offline