Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2011, 00:33   #34
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Przez całą drogę jaką przebyli od gabinetu naczelnika Will sprawiał wrażenie nieobecnego. Pogrążył się we własnych myślach. Czasem zamierał i odwracał się za siebie. Raz zapytał Turystę czy on także to słyszał. Nie pytał już więcej, ale nie przestawał zerkać przez ramię. Blackwood starał się zdobyć od niego jakieś wyjaśnienia, ale ten odpowiadał krótko i niejasno. W końcu chyba zdał sobie sprawę, że w obecnym stanie Architekt nie jest zbyt dobrym partnerem do rozmów. W końcu dotarli do pokoju przesłuchań razem ze strażnikami prowadzącymi otumanioną Mirandę. Will odprawił obstawę i poprosił o słówko na osobności z Point Manem. Panowie wyszli na zewnątrz, ale od razu dało się wyczuć, że to nie będzie łatwa rozmowa.
Anglik chodził nerwowo po korytarzu i co jakiś czas zakładał dłonie za głowę. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale widocznie nie bardzo wiedział jak. W końcu wydusił z siebie te kilka słów dźwięczących mu w uszach niczym echo.

- Ona nie żyje.

Anthony patrzył uważnie na chodzącego niespokojnie Architekta. Milczał przez chwilę, ukradkiem patrząc na jego prywatny, uformowany naprędce oddzialik strażników, stojący kilka metrów dalej.
Nie podsłuchiwali.
Zastanawiał się kogo William miał na myśli Amy nie żyła i wiedział to, ale nie było z nimi Antonii...
Nie wiedział też czemu jest tak zdenerwowany... Którakolwiek by ich nie opuściła, a może nawet obie, to i tak obudzą się poziom wyżej, w Wenecji.
-Chodzi o Amy czy Antonię?

Pytanie wytrąciło Willa z równowagi. Spoglądał na niego z niedowierzaniem jakby coś sobie właśnie uświadomił.

-Co? Właściwie to nie wiem... Może one obie nie żyją. Blackwood zastrzelił Antonię.
-Jak to zastrzelił? Kto mu dał broń? Ja go zastrzelę, jak tylko skończę prezentację Celu-powiedział, nieprzychylnie spoglądając na wejście do pokoju przesłuchań.

Will wzruszył ramionami jakby to wszystko nic nie znaczyło. Niepokojące było to jakie to wszystko wydawało mu się oczywiste. Czuł nawet pewną irytację, że Anthony nie potrafił tego zrozumieć.

-Sama chciała żeby ją zabił. Poszła sprawdzić co z... Amy.

Położył nacisk na imię kobiety, która w odróżnieniu od reszty zgromadzonych tutaj naprawdę coś dla niego znaczyła.

-Obiecała mi, że sprawdzi... Nie jest pewna czy śmierć tutaj jest bezpieczna. Miałem przekazać wam, że nikt więcej nie może umrzeć.

Z chaotycznych opowieści Williama niewiele wynikało. Fragmentaryczne informacje nie składające się w logiczną całość.
Amy zginęła, więc Antonia powiedziała, ze nikt nie może zginąć, wcisnęła Blackwoodowi broń w rękę i kazała się zastrzelić?
To było całkowicie pozbawione sensu.
-Opowiedz po kolei co tam się stało.

-Dotarliśmy na miejsce za późno. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Blackwooda. Znaczy Antonia zgarnęła, jak dla mnie to była tylko strata czasu. Zresztą teraz zmieniłbym praktycznie wszystko. Cholera... Cholera... - Will uderzył pięścią w ścianę dając ujście emocjom.

Oddychał głośno przez jakąś minutę. Musiał chociaż spróbować się uspokoić na tyle, żeby wyjaśnić wszystko do końca.

-Opanowaliśmy bunt stworzonym przeze mnie gazem, ale kiedy wbiegliśmy do pokoju to ona już nie żyła. Amy... Wystawał jej tylko nóż z brzucha. Chyba nigdy nie zapomnę tego widoku.

Przerwał znów na moment, spojrzał na Point Mana i kontynuował oskarżycielskim tonem.

-Co ona tu do cholery robiła? Co Amy Fox robiła w Wenecji i czemu nic o tym nie wiedziałem?

Podszedł do Anthonego, chwycił go za poły munduru i w przypływie rozpaczy popchnął mężczyznę na ścianę, lecz ten zbliżając się do twardej przeszkody, jedynie położył na niej stopę, wyhamowując niewielki pęd.
-Zabiję was słyszysz? Ciebie i Malcolma... Jak tylko coś jej się stało...

Nagle odwrócił głowę i spojrzał w głąb korytarza w którym stali strażnicy. Przyglądali się im z zaciekawieniem, ale nie wtrącali. Sęk w tym, że Architekt wydawał się spoglądać na coś co znajdowała się za nimi. Pobladł a jego gniew zastąpiło coś przypominającego raczej strach.

-Powiedz mi, co się dzieje, gdy człowiek umiera na pierwszym lub drugim poziomie snu przy lekkim środku nasennym?-zapytał obojętnym głosem. Nie bardzo przejął się groźbą Architekta.
-Wybudza się poziom wyżej, prawda? W tej chwili nasza Fałszerka znajduje się w Wenecji-powiedział z rękami założonymi za plecami, spoglądając w kierunku strażników.

Will był teraz kłębkiem nerwów. Głos Point Mana wydawał się być jedyną rzeczą, która trzymała go w tej chwili w kontakcie z rzeczywistością. Chciał w to wierzyć, naprawdę potrzebował tego teraz. Tylko po prostu nie mógł.

-Człowieku ty nie rozumiesz!? Antonia powiedziała mi, że nikt więcej nie może zginąć! Nie wiem może coś schrzaniła z narkozą... Po prostu nie wiem...

Ponownie spojrzał w stronę klawiszy i cofnął się o krok. Nie uszło to uwadze Anthonego.

-Co widzisz?-zapytał, spoglądając w tą samą stronę, co William.

- Nic.. Po prostu mi się przewidziało. To musiał być cień, albo jacyś pozostali więźniowie - pot na jego czole i szybki oddech mówił jednak, że sam w to nie wierzy.

Wzruszył lekko ramionami, po czym spojrzał na zegarek.

-Co się działo dalej? Antonia zwerbowała Blackwooda, opanowaliście bunt, ale Amy już nie żyła. Co dalej?-zapytał.

- Ona... Antonia założyła jakąś dziwną maskę. Skojarzyła mi się z prymitywnymi plemionami, podobnych używali afrykańscy szamani, ale nie mam pewności czym dokładnie była. Powiedziała, że znajdzie Amy. Potem kazałem przyprowadzić tu tą dziewczynę. Wydaje mi się, że miała coś wspólnego z tym wszystkim... Wydaje mi się, że strażnicy także tak uważają i niewiele brakowało a by ją zlinczowali.

-Dobrze zrobiłeś. Wchodź do środka. Czas zacząć odprawę.



Nie usłyszeli od razu. Najpierw, ci z nich którzy mieli najlepszy słuch, zamilkli i zaczęli nadstawiać ucha. Potem stało się to słyszalne dla wszystkich. Z więziennego korytarza, najpierw bardzo niewyraźnie, ale potem coraz głośniej, słychać było muzykę. Żwawą, rytmiczną muzykę, brzmiącą z pogłosem i zniekształconą, jak przez megafony lub stare radio.

Sempre assim
Em cima, em cima, em cima
Sempre assim
Em baixo, em baixo, em baixo

Kobiecy głos energicznie wyśpiewywał zwrotkę, by przy akompaniamencie instrumentów dętych, przejśc do refrenu.

Samba!
Samba, de Janeiro
Samba, de Janeiro
Samba, de Janeiro
Samba, damba de Janeiro
Samba!

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nVDK27APFEo&feature=fvst[/MEDIA]

Zaskoczeni popatrzyli na siebie. Niektórzy zaczęli rozumieć. Głos ciągnął dalej.

Sempre assim
Em cima, em cima, em cima
Sempre assim
Em baixo, em baixo, em baixo

Słysząc muzykę, Cryer zmarszczył brwi.
— Zbliża się koniec akcji? Ale muzykę wybraliście… — Skrzywił się, ale już po chwili zaczął bezwiednie nucić melodię. Nie wydawał się wcale zakłopotany ani zaskoczony. — Da, da, da da, da da da, da da. Da, da, da… łoł!

- Rozumiem, że to ... - zaczął Blackwood, ale nie skończył. Właśnie w tym momencie Turysta przewrócił oczyma i osunął się z łoskotem na ziemię.

Turysta przemówił, ale ledwie zaczął a już upadł na ziemię. Rosjanin podszedł do jego ciała żeby sprawdzić jego stan. Wstał i oświadczył wszystkim:
- Nie żyje.
Przez chwilę stał jak wryty, potem zaś otrząsnął się z szoku i spytał:
- Co tu się dzieje?
Nie powiedział wprost o kogo mu chodzi, ale swój wzrok skierował w stronę Point- Mana i Extractora.

- Przecież we śnie nie można umrzeć, prawda - spytał zaniepokojony Ruler - szefie? - przeniósł wzrok na Ekstraktora.

Inspektor tak szybko zdjął nogi ze stołu, że aż spadł z krzesła, na którym siedział. Podniósł się szybko i doskoczył do Turysty, pochylając się nad nim obok Rosjanina.
— Jezu Chryste, co to było? Nie powinien wypaść ze snu tak szybko, a w dodatku my powinniśmy obudzić się wraz z nim. To znowu wina tych środków nasennych?

Zapanowało poruszenie. Parę osób zaczęło gorączkowo zastanawiać się, przerzucając się pytaniami, teoriami i propozycjami działań. Ktoś sprawdził leżące ciało, tylko by stwierdzić że jego zdaniem nie widać żadnych jasnych w tej chwili przyczyn zgonu. Po intensywnym, podkręcającym napiętą atmosferę ludzkim hałasie nagle zapadła cisza, jakby się umówili.

William w końcu przerwał milczenie. Niektóre kawałki układanki w końcu zaczynały do siebie pasować.
- To po hiszpańsku... Antonia jest u góry i myślę, że chce nam coś powiedzieć. Nie wygląda to dobrze... Wydaje mi się, że mówi o zejściu w dół. Myślę, że Amy...

Już nie dokończył. Głos urwał mu się w połowie zdania. Emocje zdradzały natomiast jego mocno drżące dłonie.

Nagle wszystkie oczy zwróciły się w stronę jedynego pozostałego Chemika. Ale on już tego nie widział. Mr. Nobody w jednej chwili stał już tylko ciałem, które zsunęło się powoli po odrapanej ścianie i przewróciło się na bok, leżąc nieruchomo w zakrzepłej dawno plamie krwi na podłodze.

Na metalowym stole, leżała natomiast znajoma ludziom z branży walizka. Niestety, już pobieżne spojrzenie na nią nie pozostawiało wątpliwości. Znajdowało się w niej tylko parę ze wszystkich potrzebnych do całości mechanicznych elementów.

Samba, de Janeiro
Samba, de Janeiro
Samba, de Janeiro
Samba, damba de Janeiro
Samba!

Muzyka waliła już teraz tak głośno, że mieli wrażenie iż wydobywa się ona właśnie z niewidocznych w pokoju przesłuchań głośników.

Sempre assim
Em cima, em cima, em cima.

Muzyka nagle ucichła, jak ucięta nożem. Po słowie “cima” ktoś wyłączył głośniki. Cisza trwała krótko, a potem jeszcze hałas rozbrzmiał jeszcze raz, ale już jak urwany, cofnięty fragment puszczony od środka frazy.

….e assim
Em cima, em cima, em cima.

Potem muzyka urwała się na dobre.

Will ze zdumieniem zauważył, że Chemik o którym mówiła mu Antonia najwyraźniej zdecydował się na działanie. Jeśli coś by mu się stało to wątpił, że Brazylijka mu wybaczy. Nieważne, że nie miał wpływu na te szybko dziejące się wydarzenia. Chwiejnym krokiem podbiegł do chłopaka i moment później pochylał się nad nim szukając jakichkolwiek oznak życia. Nobody nie oddychał. Nie miał pulsu.

Teraz to naprawdę był już Nobody.

-Ja... Ja chyba źle odczytałem wiadomość od Antoni... Ta piosenka... Ona teraz brzmi inaczej. To chyba sygnał do wybudzenia wyżej...

Architekt zamarł uświadamiając sobie, że kolejna osoba pożegnała się z tym światem. Co gorsza nie miał pojęcia czemu. Zaczęło to przypominać jakiś koszmar.
-Nie żyje.
Rzucił zrezygnowanym tonem nie ruszając się z miejsca przez dłuższą chwilę. Zaczął powoli dopuszczać myśl o tym, że wkrótce podzieli jego los. Wkrótce znów spotka się z Amy i Emmą. Ta myśl o dziwo przyniosła pewne pocieszenie. Pewien spokój, którego szukał od jakiegoś czasu.

— Cholera, wy... wyjaśni ktoś może, co się tutaj... kurczę, dzieje? — jęknął Cryer, teraz już w swojej zwyczajnej korpulentnej formie. Zwrócił się w stronę Point-Mana i chciał do niego podejść, ale w połowie kroku nagle zwalił się martwy na ziemię.

William nie poruszył się nawet, gdy na podłogę runął Cryer, wyrzucając widowiskowo w powietrze ręce. I jakieś dziesięć sekund później, gdy jego los podzielił Christopher Ruhl. Członkowie grupy padali jak muchy. Żeby to powstrzymać trzeba było szybko podjąć jakieś decyzje.

- STOP!! –krzyknął Malcolm zrywając się z miejsca. – Coś dzieje się na pierwszym albo zerowym. Muzyka to sygnał do wybudzenia. William czas kończyc ten sen....
Profesor nawet nie obejrzał się za siebie. Słowa Ekstraktora nie zrobiły na nim większego wrażenia. Wyglądał tak jakby nawet ich nie usłyszał.

W lewej dłoni Malcolma po raz drugi w tej lokacji pojawił się Desert Eagle. Wytrzymując ból spowodowany szybkim ruchem Whitman doskoczył do Architekta. Nikt nie zareagował albo po prostu nie chciał reagować. W końcu człowiek, który wykonywał swój ruch był ich dowódcą. Zanim Malcolm zdążył jednak cokolwiek zrobić na podłogę osunął się Rosjanin.

W tym samym momencie, nieoczekiwanie uaktywniła się stojąca pod ścianą Miranda. Gdy Ekstraktor niewprawnie, bo lewą ręką, unosił ciężki pistolet - dziewczyna zaczęła iść, a w jej dłoniach zmaterializowała się długa róża.
Nie ogladając się na pozostałych Malcolm przystawił armatę wprost do głowy profesora. Wszystko trwało ułamki sekund. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się lekko. Architekt, nawet jeśli chciał się przeciwstawić, nie zdążył. Miranda wysunęła dłoń z kwiatem, podarowując go Willowi.

- Kazała mi...bym ci go od niej przekazała. - wyszeptała Miranda. - Emma...

Whitman pociągnął za spust, w tym samym momencie, w którym imię doszło do uszu Architekta.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 24-12-2011 o 13:06.
traveller jest offline