Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2011, 01:07   #21
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Seatana - odpowiedziała, mocniej nasuwając kaptur na twarz. - Mój towarzysz zwie się Weenglaaf - wypowiadając imię zwróciła się w stronę jego właściciela. Ostrzeżenie którym zabarwiła jego miano było dostatecznie wyraźne,by wszyscy je wyłapali. Miała nadzieję, że uparty i gruboskóry wilkołak zrozumie je i nie zacznie się przemieniać. Wystarczyło jej, że miała na głowie tego obcego. Nie potrzebowała dodatkowo rozszalałego wilka.
- Dziękujemy za pomoc. - Skłoniła się lekko, pogrążając swą twarz w jeszcze głębszym cieniu. Wszak nie wiedziała kim był ten młodzian i jakie było jego podejście do nietypowych rzeczy na tym świecie. Gdyby nieoczekiwanie ją zaatakował... Nie chciała go ranić, mimo iż duchy były innego zdania. Na szczęście nie wezwała ich w pełni więc nie zdradzały jej swymi ognistymi postaciami. Wirujące szarfy zawsze łatwiej było wytłumaczyć.
W duchu przeklinała swoją głupotę. Jak mogła tak zaufać czujności Weenglaafa by porzucić własną. Naraziła ich na śmiertelne niebezpieczeństwo. Grzech ten będzie jej ciążył zapewne przez długi czas. Im dalej od domu tym gorzej sobie radziła, a wszak nie tak być powinno. Byłą w końcu wojownikiem, a nie delikatną damą wysokiego rodu. To, że nią również była zrzucała zawsze na drugi plan. Jak widać niekiedy grał on pierwsze skrzypce.
- Zapewne pragniesz teraz odzyskać swą własność? - zapytała odsuwając się od skrzyń. Czarny płaszcz zaszeleścił na kamiennej posadzce. Duchy nieco już uspokojone, jednak wciąż w bojowym nastroju, kierowały poły szarfy w stronę Lestada wywołując jej cichy gniew. Szarpnęła nimi stanowczo, odsłaniając przy tym część swego ubioru i broń wiszącą jej u pasa.
Weenglaaf wpatrywał się niemo popijając z beczółki. Otarł sobie usta rękawem, beknął głośno beknięciem, które echem odbiło się po ścianach kasztelu. Jeszcze raz spojrzał na przybysza niezbyt rozgarniętym okiem i się odezwał podając beczułke.
- Golniesz sobie? W historyjkę o tym, że jestem kurewsko dzielnym i szlachetnym drwalem ratującym tą biedną dziewczynkę z łap tych tu jegomości raczej nie uwierzysz, aczkolwiek milej by się gawędziło bez broni wycelowanej w moje krocze.
- Weenglaafie... - jęknęła cicho z wyraźnie słyszalną nutą rozczarowania. - Czy mógłbyś czasem nie wtrącać się do rozmowy? - odwracając się w stronę nowoprzybyłego wykonałą kolejny, lekki skłon. - Mój towarzysz czasem nazbyt mocno reaguje na mikstury które popija. Nie zwracaj na niego uwagi, proszę.
- Że niby co? Waż na słowa panięko! smarkuli jeszcze piersi nie urosły a gada jak stara dewota.
- Natomiast tobie, mój panie, nieco nadmiernie inna część ciała się rozrasta. Bądź więc tak miły i zajmij się jej powiększaniem bez wtrącania w rozmowy ludzi cywilizowanych - odwarknęła wściekła na jego zachowanie.
Odbeknął. podrapał się po wyżej wymienionej rozrośniętej części ciała i sapnął:
- A sobie gadaj, bo ja twojego jęczenia na me gustowne maniery i przyjacielskie częstowanie drogim alkoholem nie wytrzymam.
- Wdzięczna jestem za twe zrozumienie i współpracę - odparła, tłumiąc ochotę do poszczucia go ogniem. Zamiast tego ponownie całą swą uwagę poświęciła Lestadowi. - Skoro już mamy chwilę spokoju... Czy nie widziałeś innych osób w tej okolicy panie? Oczekujemy na swych towarzyszy jednak najwyraźniej przybyliśmy za późno lub też za wcześnie. - W jej głosie brzmiała troska o owych przyjaciół i pewna doza ostrożności względem mężczyzny, któremu zadała pytanie.
“wysikać się, czy nie wysikać -między uszami Weenglaafa pojawiła się MYŚL! - głupio tak sikać jak się stoi przy Eldfall, bym się odwrócił, ale ten wojak by mi łeb odstrzelił wtedy... kurna... na stronę iść nie mogę... w nogawki na mrozie trochę głupio... A może bym nie umarł... raczej nikt nie trzyma w magazynku od tak sobie srebrnych kul, bo jest dajmy na to czwartek, ale zrastanie się czaszki pewnie do najprzyjemniejszych nie należy. Ile męczarni było, jak za młodu dostałem śrutem w dupę. Co tu teraz zrobić?”

- Na drodze napotkałem kilka zarżniętych koni, ślady ciągniętych ciał. Tego nie zrobił żaden znany mi potwór, a mało jest takich których nie znam.
Seatana bynajmniej nie odetchnęła z ulgą. Dla niektórych bowiem ona również zaliczała się do potworów. O przypadłości Weenglaafa wolała nawet nie myśleć.
- Zatem jesteś panie łowcą bestii? - zapytała by podtrzymać rozmowę i zdobyć czas na obmyślenie możliwie niewinnie wyglądającego wycofania się z tego miejsca.
- Dokładnie to wiedzminem. Najemnym łowcą bestii, rozumiesz, płacą to zabijam, nie płacą, to ich zabijają. Logika... Logika co prawda nakazuje im płacić. Zazwyczaj nie mało. Jednak i ja mam swoje zasady.
Nic tylko skakać ze szczęścia. Dobrze, że zdążyła ukryć twarz i nie zdjęła kaptura wchodząc do tego pomieszczenia. Niechybnie miał przy sobie zlecenie i na jej głowę, z którą póki co wolała się nie rozstawać.
- Zaszczytne zajęcie aczkolwiek niebezpieczne. Miałeś ostatnio jakieś ciekawe zlecenia na egzotyczne stwory? - zapytała niewinnym głosem, w którym można było wyłapać nutę wrogości.
-Nie. Od czasu jak połamałem rękę nie miałem żadnego zlecenia. Wyliże się i będzie trzeba wrócić do zawodu. Bieda doskwiera coraz bardziej.
Lestad zaczął wyczuwać delikatny rodzaj magii. Nie był pewien co to, nigdy wcześniej tego nie czuł. Na wszelki wypadek wyostrzył słuch, miał przeczucie, ze zaraz coś się wydarzy.
Jak dla niej nie wyglądał na osobę ze złamaną ręką. To w jaki sposób pokonał trójkę złodziei wyraźnie świadczył o jego pełnej, jak na jej gusta, sprawności fizycznej. Skoro jednak nie miał ostatnio zleceń, a list gończy z jej podobizną zaistniał raczej niedawno, to nie miała się chyba .czego obawiać. Z drugiej strony jacy złodzieje okradają biedaka? To się już nie do końca trzymało całości.
- Wybacz panie lecz zmuszona jestem by zadać dość nieuprzejme pytanie. Jakie są owe zasady? Zabijasz tylko te stwory które ci zlecono czy też spotkawszy jakowegoś na swej drodze, również skrócisz go o głowę nie pytając czym jest ani jakie są jego prawa do życia? - skrzywiła się nieco słysząc własne słowa. Od dawna nie zwróciła się do nikogo w ten sposób.
-Na pierwsze nie odpowiem. Nie zabijam, gdy nie muszę. Zabijam tylko na zlecenie lub w ramach obrony własnej. Szkoda miecza...
No cóż, nieco jej ulżyło w imieniu własnym i Weenglaafa. Rozluźniła mięśnie i po krótkiej chwili zastanowienia odrzuciła kaptur do tyłu.
- Podobnie jak ja więc byłabym wdzięczna o nie atakowanie - skłoniła lekko głowę, jednak nie na tyle by spuścić go z oka. - Zapewne pragniesz odzyskać swą własność. Proszę, nie krępuj się - zapraszającym gestem wskazała na skrzynie.
-Nie spieszy mi się. - spojrzał badawczo na jej twarz. Dokładnie przyjrzał się postaci z która rozmawiał. Nie znał jej, ale człowiekiem nie była.
Przeniósł wzrok na jej przyjaciela. Prawie zapomniał o jego obecności.
-Pani, opowiedzcie mi o was co nieco....
Stała spoglądając na niego jakby sam nagle przemienił się w jednego z potworów które ponoć zabijał.
- Prosisz mnie bym ci o nas opowiedziała? - upewniła się pełnym niedowierzania głosem. Duchy również na moment zamarły po czym zgodnie wybuchnęły śmiechem. Jak to dobrze, że nieznajomy nie mógł ich usłyszeć aczkolwiek w powietrzu dało się wyczuć lekkie zwiększenie temperatury.
-Twój przyjaciel tez nie jest człowiekiem prawda?
Zerknęła w stronę Weenglaafa.
- To zależy jakie kryteria bierze się pod uwagę przy zaliczaniu osoby do rasy ludzkiej - odparła wymijająco. - Przez większość czasu straszny z niego zwierz ale ma też swoje dobre chwile o ile nie ma przy nim beczułki rumu lub czegoś podobnego. - Jakby na to nie spojrzeć niewiele mijała się z prawdą.
-Ciężko mówić o kimś ze jest człowiekiem, gdy jego cechy zewnętrzne świadczą inaczej. Od twojego przyjaciela na mile czuć stworem. Jakiś rodzaj animagii prawda? - musiał zabłysnać wiedzą z zakresu magii. Magiem nie był, ale w wiedzmińskim siedliszczu z nudów czytał stare księgi.
- To już jego sprawa, a skoro nie stanowi dla ciebie zagrożenia dopóki ty mu nie zagrażasz to chyba nie jest na tyle istotne by rozprawiać o tym w siedlisku bandy zbójeckiej - skarciła go ostro. Gniew zapłonął w niej jasnym płomieniem i chwilę zajęło nim zdołała go opanować na tyle by być pewną, że nie zaatakuje wiedźmina.
-To, czy mi zagraża stwierdze sam. Na groźnego nie wygląda. Nie wiem co z jego przemianą, jak przebiega, kiedy itp. Pełnia? Każda noc? Zmienia się pod wpływem uroku, czy został ukąszony? Jeśli to urok, można go odwrócić. Każdy można. Jeśli ukąszenie, pamiętaj, że mój miecz wyskakuje z pochwy szybciej, niż Ci się wydaje. Nawet ze złamaną ręką.... -ostrzegł ich Lestad. Nie chciał ryzykować swojego życia. Miał obok siebie 2 potwory, nigdy wcześniej nie stał tak obojętnie. Coś wisiało w powietrzu...
Seatana nie myśląc wiele przesunęła się zasłaniając sobą Weenglaafa. Ten mężczyzna w sposób dość wyraźny groził nie tylko jej ale i jej towarzyszowi u którego miała dług życia. Najwyraźniej pokojowe rozstanie się nie było im pisane. Mimo to myśl o atakowaniu rannego budziła w niej sprzeciw. Dopóki nie wyjmie broni zmuszona jest do zachowania dystansu. Czasami nienawidziła zasad które im wpojono.
- Panie, miarkuj swe słowa gdyż żadne z nas nic do ciebie nie ma, a wręcz jesteśmy ci winni ratunek. Wiedz jednak, że i mnie obowiązują pewne zasady, których złamać nie mogę ani nie pragnę. Jeżeli jednak zaatakujesz mego towarzysza nie będę miała wyboru. Nie pragnę tej walki, odpuść. - Mówiła spokojnym, starannie modulowanym głosem spod którego wyzierał tłumiony gniew. Szarfy wirujące za jej plecami uniosły się nieco ponad jej głowę i rozjaśniły pomieszczenie poblaskiem szkarłatnych płomieni. Wyraźnie dało się wyczuć, że nie mają nic przeciwko walce, wbrew słowom ich właścicielki.
-Niewiasto. Nikt nikogo mordował nie będzie. Twój przyjaciel nie jest człowiekiem. Przemiany czesto przechodza nadwyraz niespodziewanie. Ostrzegam was, nie strasze.
- Zatem powinieneś z większym baczeniem wypowiadać słowa, które wszak groźbę w sobie wyraźną zawierają.
- Fach uczy wypowiadać się dobitnie. Szczególnie, jeśli w pobliżu są potencjalne ofiary.
Jej oko zwęziło się gdy obrzuciła go niespodziewanie pogardliwym spojrzeniem.
- Zatem masz nas za potwory? - zapytała zdradliwie uprzejmym głosem.
- Polowałem na takich jak wy. O was nic nie wiem. Nie poczujecie ostrza mojego miecza. Ty wyglądasz dość przyjaźnie, uważaj na przyjaciela, a wszystko będzie w porządku.
Przyjaźnie?! Seatana zadrżała z tłumionej furii.
- Wiecie, gdzie tu można się napić piwa i spać położyć? - zapytał Lestad. Przeczucia go nie myliły. Coś wisiało w powietrzu.
- Jestem pewna, że na trakcie zajdzie się gościnna przystań dla takiego dzielnego pogromcy potworów - słowa były nieco niewyraźne. Ciężko bowiem jednocześnie mówić i zaciskać zęby by nie powiedzieć za dużo. - Wystarczy wyjść tą samą drogą, którą tutaj wszedłeś i iść możliwie jak najdalej w dowolną stronę świata. Wszak nie chcemy by twój miecz miał co robić, a obawiam się że moja samokontrola nieco dzisiaj szwankuje. Liczę że wybaczysz i do niezobaczenia mości Lestadzie.
- Liczyłem jednak, że pojedziecie ze mną. Nie znam tych terenów najlepiej.
- Boski Hefajstosie … - Seatana miała już nieco dość tej rozmowy i tego towarzystwa. Dlaczego nie mógł po prostu odejść zamiast odwoływać się do zasad, o których nawet nie miał pojęcia, a których złamania nie dopuszczało jej poczucie honoru? - Nie możemy, jeszcze nie teraz, skoro jednak nie znasz tych terenów barbarzyństwem byłoby pozwalać ci na samotną podróż. Jak sam rzekłeś nie jest to bezpieczna okolica, a potwór niekoniecznie od razu przybiera swą prawdziwą postać. Jeżeli tego pragniesz, zostań z nami - zaprosiła go głosem skazańca, który właśnie się dowiedział że zamiast szybkiej śmierci czekają go tortury.
- Zostanę. Nie będę jednak wam przeszkadzał.
Lestad postanowił wprowadzić swój plan w życie. Zostaje na zamku, jednak niekoniecznie będzie tam spał. “Płomyczek” bo tak nazywał takie jak Seatana, często miały tajemnice. Wiedział o tym za dobrze. Jego ciało zdobiła już pamiątka po takim spotkaniu. Rozległe oparzenia ukrywał jednak pod koszulą.
Nie chcąc dłużej zostawać w jego towarzystwie rzuciła ostrzegawcze spojrzenie Weenglaafowi zajętemu jakowymś ciężkim myśleniem, po czym wyszła spiesznym krokiem omijając Lestada możliwie szerokim łukiem. Nie dane jej jednak było pobyć chwilę w samotności gdyż ledwo jej stopy ponownie znalazły się na dziedzińcu, oko ujrzało kolejnego przybysza.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline