Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2011, 01:17   #22
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Przybysz, wyraźnie zainteresowany pojawieniem się kogokolwiek na dziedzińcu, nieśmiałym ruchem skierował dłoń w kierunku kabury, lecz nie wyciągnął broni. Na początku popatrzył na osobę stojącą przed nim, powoli podnosząc się z pieńka, na którym siedział. Uszu kobiety doszedł chrzęst pancerza, który ów jegomość miał na sobie.
- Nadawczyni? - padło z jego ust, choć zdziwił by się, jakby nadawczyni była cztery mile od zamku Varos i sama siedziała w kasztelu.
Nim odpowiedziała nabrała haust powietrza by po chwili wypuścić je z cichym westchnieniem. Nie mogła wszak wyładować swej złości na całkiem obcym mężczyźnie tylko dlatego, że znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
- Jeżeli chodzi o zaproszenie, to nie. Jestem jedynie gościem tego miejsca - odparła w miarę spokojnym głosem - Zwą mnie Seatana - skłoniła lekko głowę - A Ciebie panie?
Mężczyzna puścił broń z ręki i odwzajemnił się, głębokim ukłonem:
- Rycerz Zakonny, Brat Isak Parov - po czym wyprostował się - Wiesz kto był nadawcą tych listów, lub cokolwiek o ich pochodzeniu?
- Bądź powitany Bracie - tym razem w jej głosie dało się wyczuć autentyczne zadowolenie - Niestety jedynymi, których tutaj spotkaliśmy byli rabusie i pewien wiedźmin, który zapewne zaraz się tu pojawi.
- Spotkaliśmy? - pytania rycerza były tak jak i odpowiedzi, zwięzłe i lakonicznie.
- Mój towarzysz i ja. Zapewne wkrótce obaj się tu zjawią o ile wcześniej nie skoczą sobie do gardeł - miała szczerą nadzieję, że do tego nie dojdzie - Do którego z szlachetnych zakonów należysz bracie?
- Należę do Zakonu Płonącej Róży - odezwał się - Niestrudzonych wyznawców Wiecznego Ognia z Państwa Zakonnego. Ty Seatano, nie jesteś z stąd. Eldfallanka?
Ponownie skłoniła głowę próbując jednocześnie przypomnieć sobie co takiego słyszała do tej pory o tym zakonie. Niewiele jednak znalazła w zakamarkach pamięci.
- Trafnie typujesz bracie, w istocie pochodzę z rodu Hefajstosa. Czyżbyś miał już do czynienia z osobami wywodzącymi się z Karatha?
Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie:
- Nie, nie spotkałem żadnego mieszkańca Karatha, jednakże mój Zakon dużo podróżuje, a swoje podróże lubi opisywać. Nie wiem jak i kiedy nasze narody się spotkały, ale wasza rasa wylądowała w księdze „Potwory i inne zło zamieszkujące kontynent – Granit”. Mam ją z resztą przy sobie, ale z natury wiem, że z człekokształtnych, my, ludzie jesteśmy najgorsi. I nie jestem z tego dumny.
Seatana, która właśnie stawiała swój pierwszy krok w stronę Isaka, zatrzymała się momentalnie słysząc wzmiankę o potworach.
- W takim razie niezwykle sobie upodobaliście przyklejanie owego miana wszystkim wokoło, którzy nie pasują do waszego idealnego wyobrażenia o świecie - odparła z goryczą - Powoli sama zaczynam się czuć jak taki właśnie potwór. Racz jednak wybaczyć. Nie było moim zamierzeniem wylewanie na ciebie swej czary goryczy, której przyczynę wkrótce sam poznasz. Z chęcią zerknę do owej księgi w wolnej chwili, o ile takowa będzie nam dana.
- Nic się nie stało, wszyscy mamy lepsze lub gorsze dni – powiedział pojednawczo - A do zerknięcia w księgę zapraszam, prawdopodobnie jest w niej wzmianka o każdym potworze zamieszkującym Granit, jak też, i nie potworach - uśmiechnął się znowu do Eldfallanki - Przydała by się ciepła izba, ziąb dzisiaj mamy niesamowity, a i jakieś jedzenie by nie zaszkodziło. Przynajmniej dopóty, dopóki nie uznamy iż czas wyruszyć do Varos, to już tylko cztery mile.
- Można przeszukać ten kasztel, zapewne niejedną ciekawą rzecz tu znajdziemy. Kto wie, może nawet izbę w miarę przyzwoitą, w której ogień będzie można rozpalić. Wszak rabusie gdzieś musieli chronić się przed mrozem, a i spać na ziemi zapewne nie spali. Póki co jednak mogę zaproponować odrobinę ciepła, które i mi się przyda gdyż gniew powoli opadając pozbawia mnie ochrony przed zakusami niskiej temperatury.
- Przeszukiwanie, nie będzie konieczne. O ile pamiętam, na baszcie - wskazał ręką podniszczoną, lecz nadal skrupulatnie znoszącą ataki czasu wieżę na tyłach dziedzińca - była bardzo przestronna izba. Prawdziwa, książęca sypialnia. Tak się składa, że już kiedyś tu byłem. Miejscowi poprosili, o wytępienie mieszkających tu potwór i odesłanie duchów w zaświaty. Mogłem jedynie stwierdzić, po obejściu zamku i kasztelu, że ani duchów, ani potworów wtedy tu nie było. Ale to stare dzieje, skoro zdążyli się tu zadomowić jacyś łachmaniarze.
Wizja izby, w której można by ukryć się przed zimnem zdecydowanie przypadła Seatanie do gustu.
- W takim razie prowadź bracie. Reszta bez problemu nas znajdzie.
Szczególnie mając za przewodnika mego towarzysza. Nie miała ochoty czekać ani na wiedźmina, który groził jej śmiercią ani na pijanego Weenglaafa, któremu nie wiadomo co mogło do głowy strzelić.
Zakonnik, otworzył drzwi samochodu, z którego wyjął worek żeglarski i plecak, a następnie wyciągnął kluczyki ze stacyjki, po czym zamknął pojazd, a przekręcenie klucza w jednych drzwiach, spowodowało zablokowanie wszystkich. Ruszył w kierunku Eldfallanki, tym samym wskazując na niepozorne drzwi, umieszczone w murze.
- Tamtędy - rzucił, po czym skierował się do drzwi, które otworzył szeroko - Panie przodem - powiedział, wykonując przy tym uprzejmy gest.
Tunel w jakim się znaleźli, był ciemny i brudny od pajęczyn, ale jedna z wiszących na ścianie pochodzi, szybko została zapalona, mogło by się wydawać, magiczną sztuczką, ale był to tylko zwyczajny znak ognia, uczony w Zakonnych murach. Szczególnie przydatny, do rozpalania ognia w deszczu. Po kilku krokach znaleźli się przy schodach na basztę, lecz po przeciwnej stronie stała stara, drewniana winda.
- Nie polecam jej, ostatnio o mało się nie zerwała i zabiła chłopów, z którymi tu przybyłem. Musimy trochę się przejść.
Seatana ciekawie rozejrzała się wokoło. Widziała całkiem dobrze, nawet bez zapalonej pochodni jednak człowiek, który jej towarzyszył zapewne potrzebował więcej światła. Przywołanie duchów zajęło mniej więcej tyle czasu co jego sztuczka. Dwa ciekawskie stwory zalśniły złotawo, rozjaśniając tunel chybotliwą poświatą.
- Nie przepadam za nowinkami technicznymi więc z chęcią skorzystam z drugiej opcji - zgodziła się z Isakiem ruszając przodem.
Isak ruszył za Eldfallanką, w milczeniu, całą swoją uwagę poświęcając wąskim schodkom, na których z trudem mieściła się stopa obuta w pancerz wspomagany, mimo wszystko dawał radę. W końcu, po pokonaniu znaczącej ilości stopni, znaleźli się na górze. Królewskie, podwójne łoże, połyskująca, granitowa posadzka, drogie, dębowe meble. Wszystko stało, tak jak zapamiętał. A nawet ogień w kominku, przyjemnie trzeszczał, a obok niego leżało trochę drwa.
- Zapewne herszt waszych znajomych z piwnic, urządził sobie tu sypialnię. Nie powiem, ma gust - powiedział, wykonując zapraszający gest w kierunku stołu - Może trochę wiśniowej wódki, z moich rodzinnych stron? - zaproponował.
Pokręciła przecząco głową.
- Zasady zakonu zabraniają mi spożywać takich napojów. Co najwyżej wino, a i to mocno rozcieńczone w miarę możliwości. Nie zwracaj jednak na mnie uwagi i racz się do woli - mówiąc podeszła do kominka dokładając do niego dwa kawałki drewna i wzmacniając ogień własną magią - Ciekawe gdzie teraz przebywa. Wątpię by należał do tych trzech w skarbcu. Skoro go wśród nich nie było to może powrócić w każdej chwili z całą zgrają - Wyraziła swe obawy na głos chcąc usłyszeć jego zdanie na ten temat.
Rycerz Zakonny zbliżył się tylko do okna, będącego w rzeczywistości, jedym dużym oknem biegnącym dookoła pomieszczenia.
- Miał tu bardzo dobry widok na wszystko w okolicy, możliwe że po prostu dał nogę w lasy. Albo siedzi struchlały ze strachu, w jakimś schowku lub szafce - wyobrażając sobie tą scenę, uśmiechnął się do własnego odbicie w szybie - Albo po prostu zajmuje się swoimi interesami, ale nie wróci prędko. Nie ma w okolicy żadnych szlaków karawan.
Obrócił się w kierunku kominka, do którego się zbliżył. Zbroja szybko chłonęła ciepło, przekazując je do puszystego materiału, którym była podbita.
- Nie wspominałaś Seatano, że jesteś w zakonie. Co możesz mi o nim powiedzieć?
- Jest nas niewielu - zaczęła po dłuższej chwili - I zazwyczaj nie opuszczamy naszych ziem o ile sytuacja nas do tego nie zmusza. Jesteśmy czymś w rodzaju wojska, jednak nie do końca. Naszym zadaniem jest bycie przygotowanym na nadejście Mieszkańców Lodowej Krainy i ochrona ludzi mieszkających na powierzchni wysp. Część, sami siebie zwiemy Demonami, poświęciła się ochronie królowej i jej panowania. Całość naszej organizacji nosi miano Zakonu Ognia, gdyż to tego żywiołu użył Hefajstos gdy stworzył pierwszych Eldfallian. Mamy swoje zasady i honor, który jest cenniejszy niż życie. Właściwie niewiele się różnimy od innych tego typu stowarzyszeń, o których czytałam i które można spotkać na kontynencie. Czy w księdze zabrakło o tym wzmianki? - zapytała ze szczerym zainteresowaniem.
Mężczyzna słuchał uważnie kobiety, okazując jej również szczere zainteresowanie.
- Moją księgę, sporządzało wielu Zakonników, robiąc z tego jedno dzieło. Niestety, ten który podjął się opisu waszego gatunku, skupił się tylko na waszym wyglądzie zewnętrznym, skutecznym sposobem eksterminacji i zwyczajami. Niezguła potraktował was, jak potwory, za co jest mi przykro i przepraszam, ale zaznaczam przy tym, iż musiała to być jakaś czarna owca, mająca z wami na pieńku.
- Być może pragnął dowiedzieć się zbyt wiele i któryś z nas niezbyt delikatnie dał mu do zrozumienia że nadmiar ciekawości nie zawsze wychodzi na zdrowie. Mamy swoje sekrety jak każda rasa i chronimy je nawet bardziej zaciekle niż inni - nie dość dobrze jednak skoro się tu znalazła, przemknęło jej przez myśl - O jakiż to sposobach eksterminacji była mowa? Poświęcona woda czy też ogień? - zapytała z rozbawieniem widocznym na twarzy.
Rycerz zakonny odwzajemnił rozbawienie, tylko lekkim uśmieszkiem, po czym poszperał w worku, za opasłym tomiskiem w grubej, skórzanej oprawie. Przechodząc szybko do indeksu, równie szybko odnalazł odpowiednią stronę. Księga przedstawiała odręczny, nad wyraz szczegółowy szkic, teraz przedrukowany i dwie strony tekstu.
- Zacytuję - powiedział Rycerz po czym odczytał drobne, Zakonne pismo, od razu tłumacząc na język wspólny - “Elfallanie, to ród do perfekcji potrafiący obsługiwać się ogniem i też ten ogień jest dla nich najskuteczniejszą formą walki. Eldfallanie, są wrażliwi na zimo, a więc poleca się stosować zaklęcia mrozu wszelkiego rodzaju oraz wszelką broń dystansową, albowiem Eldfallanie to również świetni miecznicy, a niektórzy potrafią nawet do walki z wrogami, wykorzystywać siły nieczyste, jak uważa większość, która się z nimi spotkała. Duchy ognia, albowiem to są owe siły nieczyste, są naprawdę groźne w walce kontaktowej. Odradza się walką na miecze, o ile nie jest się pewnym swych umiejętności.” Przynajmniej tak tu jest napisane.
Mina Seatany, z początku wesoła, z każdym kolejnym słowem traciła swe rozbawienie zastępując je zaniepokojeniem.
- Z tego wynika, że faktycznie zasłużył na karę która go spotkała z naszych rąk. Dziwne, że uszedł z życiem, szczególnie po spotkaniu z jednym z moich przodków, a bez wątpienia takie spotkanie miało miejsce. Widać zaistniały okoliczności o których zapewne nigdy się nie dowiemy. Niemniej wyjątkowo trafny opis sposobów na pozbycie się jednego z nas. Mam nadzieję, że te księgi nie są ogólnie dostępne - wyraziła swoje zaniepokojenie o los jej braci i sióstr.
- Nie, nie - Rycerz pokręcił znacząco głową - Te księgi są w posiadaniu tylko doświadczonych Rycerzy i Komturów zakonnych, ale dwie sztuki, z tego co pamiętam zalegają na półkach Wielkiej Biblioteki. Tak czy inaczej, ze trzy czy cztery mogły wpaść w łapy chłopów lub jakiś rabusiów, nawet doświadczony Rycerz Zakonny może zginąć. Nie ma istot nieśmiertelnych. Ale nie każdy potrafi odczytać nasze Zakonne pismo. Powiedział bym, że tylko Zakonnicy potrafią się nim biegle posługiwać.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline