Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2011, 14:07   #2
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Zoren

Choć nie należał do Bregan De’Arthe, Zoren był dość popularnym wyborem wśród najemników trudniących się w Meznoberranzan. Z tego powodu list, który otrzymał specjalnie go nie zdziwił – choć lekko zaniepokoił. Matki opiekunki to zawsze kłopoty, powtarzał.

Fey-Branche co prawda ostatnio było mniej ambitne, ale był to jednak dom, który znajdował się we wielkiej ósemce, a z nimi trzeba było się liczyć.

Strażnicy rezydencji Fey-Branche wpuścili go do środka i zaprowadzili do komnaty matki opiekunki, najpierw zabierając całą jego broń.

Choć lata świetności Fey-Branche dawno już upłynęły to jednak pozycję wielkiego domu zajmowali bardzo długo. Dzięki temu zdołali zgromadzić wiele bogactw i mimo 6 pozycji, rezydencja Fey-Brache była wyjątkowo luksusowo umeblowana. Ale nie tylko meble oszyte skórą z płaszczowców przyciągały oko w tym budynku. Na ścianach znajdowało się sporo dzieł sztuki, niektóre nawet były sprowadzane z powierzchni i pokazywały ogromne lasy czy morza rozświetlone słońcem lub księżycem. Było to coś co wprawiało większość drowów w osłupienie i zdumienie – rzadko który miał okazję widzieć świat powierzchni.

Najemnik starał się jednak zachować bystrość umysłu. Kwota, którą mu zaoferowano była spora, ale mógł liczyć na więcej. Nie mógł dać się omotać splendorowi tego miejsca – musiał zachować zimną krew jeśli miał wynegocjować wyższą stawkę. Oczywiście negocjacje z osobami, które znajdowały się wyżej w hierarchii polegały głównie na naciskach ze strony osoby wyżej postawionej, ale pewne miejsce do dyskusji mogło być otwarte – o ile nie będzie się zbyt narzucał.

-Usiądź, samcze- rozkazała matka opiekunka Byrtyn Fey. Drow ukłonił się i usiadł na krześle obszytym na siedzeniu i plecach czarną skórą. Krzesło było niesłychanie wygodne – nie było porównania z tymi do których był przyzwyczajony.

- Zapewne jesteś ciekaw szczegółów swojej misji – tych niestety nie udzielę ci osobiście. Udasz się wieczorem do rezydencji Baenre – to był problem z wysoko urodzonymi kobietami, uważały że ich słowo równa się rozkazowi i nie można postąpić inaczej niż one tego sobie życzą - z tym pierścieniem- pierścień który położyła na stoliku z kryształu był srebrny z dużym opalem i białą runą domu Fey Branche - który poświadczy że jesteś moim reprezentantem. Tam poznasz resztę swoich towarzyszy. Zgodnie z wolą matki opiekunki Quentel utworzycie grupę, która zbada przyczyny śmierci matki opiekunki domu Mizzrym i inne powiązane sprawy. Czy to jasne?- spytała.


-Tak, matko opiekunko. Będę zaszczycony mogąc dla ciebie pracować, z tego też powodu chciałbym godnie reprezentować twój dom.- odpowiedział Zoren. Matka opiekunka uniosła brwi.

-Hmmm… cóż, sam zaszczyt noszenia sygnetu mojego domu nie jest wystarczającym powodem do godnego reprezentowania? – skontrowała.

-Oczywiście, matko opiekunko,… jednakże, choć jestem cenionym najemnikiem, to moje zasoby nie są zbyt rozległe, a nie chciałbym ci przysporzyć ujmy na spotkaniu przedstawicieli wielkich domów.- Zoren przeklął w duchu, nieco przesadził. Matka opiekunka zamiast złości wydawała się jednak rozbawiona.

-Ha! Interesujące rzeczy prawisz, samcze. Zastanowię się nad… godnymi możliwościami reprezentowania mojego domu przez ciebie. A teraz idź i nie nadwyrężaj mojej cierpliwości.

- Oczywiście, pani.- wstał, ukłonił się i wyszedł.

Elvolin

Laboratorium Elvolina nie było może największych rozmiarów, ale było to złudne wrażenie. W rzeczywistości komnata była znacznie większa i rozciągała się daleko na planie cienia. Tutaj mag trzymał wiele ksiąg i przedmiotów, które wciąż stanowiły dla niego zagadkę. Tutaj przeprowadzał eksperymenty takie jak wymuszanie nasączenia esencją cieni na wszelkiego rodzaju zwierzętach. Dzięki starał się zrozumieć lepiej własne ciało jak i poznać sposób na odwrócenie/nałożenie tegoż efektu na innych czy siebie.

Niedawno poznał nieco szczegółów na temat pomroków z krain powyżej, czcicieli Shar, którzy podobnie jak on zostali naznaczeni cieniami. Tym bardziej poirytowała go więc wiadomość od matki opiekunki Quentel, że ma się wstawić w jej komnacie jak najszybciej może.

Drow westchnął. Odkąd Quentel została matką opiekunką jego własna lojalność była niemal ciągle testowana przez Grompha i jego siostrę. Triel była nieco mniej poradna i stanowcza niż jej siostra z Arach-Tinilith, dzięki czemu Gromph mógł cieszyć się nieco większą władzą. Wtedy, choć cały czas wrogi drowiemu magowi cieni, interesował się Elvolinem tylko od czasu do czasu – teraz niemal codziennie.

Wraz ze wzrostem zainteresowania ze strony arcymaga, matka opiekunka też postanowiła dodać parę swoich miedziaków. Głównie zapraszała go na krótkie rozmowy gdzie omawiali obecne sprawy miasta. Pod pozorem usłyszenia jego zdania starała się wysądować jak najwięcej o akademii i o swoim bracie. Z kolei arcymag coraz bardziej go obserwował po każdej kolejnej wizycie.

Elvolin zaczynał mieć ochotę ponownie wrócić na plan cienia, ale zanim to zrobi musi udać się do matki opiekunki choć jeszcze jeden raz.

Faerylana

Drowka dostała wezwanie od matki opiekunki, aby jak najszybciej do niej przybyła. Trochę jej to popsuło plany gdyż miała się widzieć dzisiaj ze swoim kontaktem w Del’Armgo, ale matce opiekunce się nie odmawia – a w tym bardziej Quentel.

Quentel była dla Faeryl… pewnym wzorem z jednej strony. Majestatyczna, potężna, władcza i niewątpliwie inteligentna. Z drugiej strony te same cechy sprawiały, że Faeryl musiała być nadzwyczajnie ostrożna w jej towarzystwie. Quentel była bardzo surowa i srogo karała za najmniejszą ujmę – chyba że miała interes w tym, aby tego nie zrobić.

Co więcej, mimo iż były z tego samego domu to Quentel nie wykazywała zbyt wielkich chęci pomocy swojej rodzinie w Arach-Tinilith. Wręcz przeciwnie, była dużo bardziej wymagająca i surowa. Faeryl nie raz była mocno pokiereszowana po batach od swojej przełożonej. Choć te dni dawno minęły, to Faeryl dobrze je pamięta. Drow nie zapomina zniewag, kultywuje je i mści się za nie. Tyle, że Quentel była daleko poza jej zasięgiem i drowka wątpiła aby kiedykolwiek miałaby szansę coś jej zrobić.

Zamiast tego, starała się okazywać swoją lojalność matce opiekunce i spędzać czas na… przyjemniejszych czynnościach. Teraz gdy jej własna córka niedługo zostanie przeniesiona do akademii, Faeryl będzie potrzebowała wsparcia Quentel aby córce się powodziło – i co za tym miała w niej sojusznika.

Nauhai

Nauhai była dość… nietypową kapłanka. Nie przeszła nawet typowego kursu dla kapłanek. Ze względu na jej dar magia sama się w niej rodziła, a jej wizje stanowiły cenny atut dla domu Baenre, który nie miał zamiaru tracić go w odmętach akademii. Dziewczyna miała specjalne lekcje na trochę innych zasadach, choć wciąż musiała trzymać rygor i nauczyć się ceremoniału kleru. Nawet Quentel doceniła dar drowki i skorzystała ze swoich znajomości, aby pomagać Nauhai.

Od tego czasu minęło wiele lat i dziewczyna stała się kobietą. Jej wizje stanowiły oporę dla Quentel i domu Baenre, jednak Nauhai musiała uważać. Wizje rzadko kiedy były pełne i łatwo zrozumiałe, a co więcej czujna matka opiekunka potrafiła wyczuć jakimś sposobem kiedy kłamie i ubarwia swojej wizje w celu osiągnięcia własnych korzyści.

Ostatnio jednak dziwny cień zakrywa jej wizje. Wciąż dostaje wiadomości od Lolth, ale są one jakby za mgłą, bardziej niewyraźne niż zwykle. Fakt ten niepokoi zarówno wyrocznię jak i matkę opiekunkę. Co więcej, okazało się że wszelkie próby bezpośredniego kontaktu z boginią są jakby niewyraźne. Nauhai była wtajemniczona w niepokoje, które mogły być powiązane z Jaezred Chaulssin. Sprawa śmierci matki opiekunki Mizzrym tym bardziej ją zaniepokoiła – widziała to. Parę dni temu doznała wizji, w której był ogień pożerający czyiś cień, jednak szczegółów nie można było rozpoznać ze względu na zakłócenia.

Dzisiaj, w końcu dostała zawiadomienie od matki opiekunki Quentel. Wiedziała co teraz nastąpi i nie mogła się doczekać aż w końcu odzyska w pełni swój dar.

Elvolin, Faerylana, Nauhai

Przed drzwiami do komnaty Quentel ustawiło się troje drowów. Elvolin, Faerylana i Nauhai czekali aż matka opiekunka udzieli im audiencji. Strażnicy zdawali się w ogóle nie reagować na ich obecność, ale trójka doskonale wiedziała że to tylko pozory. Byli doskonale wyszkoleni, w tej chwili wyostrzyli wszystkie swoje zmysły i pracowali w całkowitym skupieniu wyszukując najdrobniejszej oznaki niebezpieczeństwa.

Elvolin oczywiście bardzo dobrze znał Faerylanę, jednak para miała mieszane uczucia co do Nauhai. Słynąca ze swojego oddania dla Quentel drowka wprawiała dwójkę w dziwny nastrój. Wizje, które posiadała Nauhai były zdecydowanie bardzo przydatne dla domu Baenre – ogólnie, ale jednocześnie stanowiły duże zagrożenie dla ich własnych knowań. Żadne z nich nie miało zamiaru obalać Quentel w tej chwili, jeżeli w ogóle, ale wiele pomniejszych knowań było nieraz zagrożonych przez Nauhai.

Elvolin co prawda niewiele knuł, jednak czasami potrzebował sprowadzić za pomocą przemytu substancje z powierzchni do swoich badań. Pewnego razu Nauhai wykryła za pomocą swoich wizji, że do miasta zbliża się zagrożenie dla jedności wiary w mieście – księga o Shar, którą zamówił drowi mag. Konwój został przejęty, ale mimo śledztwa nie skojarzono go z Elvolinem. Z drugiej strony, wyrocznia przewidziała kiedyś zasadzkę na Elvolina i pomogła mu jej uniknąć – za pewną cenę, ale jednak. Podobnie miała się sprawa z relacjami między Nauhai a Faeryl, tyle że dochodziła do nich zwyczajowa rywalizacja między kapłankami. Innymi słowy – Nauhai była dla nich jak bomba – dobrze ją mieć po swojej stronie, ale źle by było gdyby przedwcześnie wybuchła.

W końcu, po około 10 minutach, Quentel zaprosiła ich do środka. Trójka ukłoniła się zwyczajowo przed matką opiekunką i wedle jej polecenia usiadła na sofie wyszytej skórą płaszczowca. Plusz sofy był wyjątkowo miękki i był przygotowany z pierza czarnych pegazów, o czym trójka doskonale wiedziała od służących.

-Ufam, że słyszeliście o Mizz’ri Mizzrym?- spytała ze zniecierpliwieniem.

-Sytuacja robi się coraz bardziej dramatyczna, inne matki opiekunki, choć wydają się zachowywać spokój, mogą niedługo wpaść w panikę. - prychnęła z obrzydzeniem. Quentel nie lubiła słabości.

-Dlatego też zdecydowałam się powołać „komitet” z reprezentantami z każdego z domów. Podzielimy ich na 3 grupy, z czego każdej będzie przewodzić Baenre, oczywiście. – machnęła ręką jakby było to wyjątkowo oczywiste.

-Waszym zadaniem będzie dowiedzieć się kto lub co stoi za incydentami w mieście i stłamsić zagrożenie. Wybrałam was, bo wiem że wasze zdolności bardzo się przydadzą w tej misji, ale jeśli okaże się inaczej… – nie dokończyła zdania, nie musiała. Żmije z cepa bojowego Quentel, które leżały na niewielkim stoliku obok, zasyczały uradowane.

-Wieczorem przybędą tu goście, każdy z nich z sygnetem z jednego z wielkich domów. Wtedy dowiecie się o szczegółach misji, która na was czeka. Macie tu też wasze sygnety. To wszystko, możecie odejść. Nie zadajcie pytań, bo jestem zajęta przygotowaniami do wieczoru i bardzo nie lubię gdy mi ktoś przeszkadza.- dodała i wskazała na srebrne pierścienie z czarnym opalem z runą domu, a następnie na drzwi. Po wyjściu grupa rozeszła się, aby uczynić własne przygotowania do wieczoru.

 
Qumi jest offline