Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2011, 17:41   #4
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nawet lubił Mez’Barris Armgo, choć “lubił” było słowem zdecydowanie na wyrost. Sinqualyn darzył Matkę Opiekunkę cieniem sympatii. Drowka nie mieszała zazwyczaj pracy z przyjemnością, nie bawiła się w głupie sugestie i zgadywanki ze swym podwładnymi. Od razu mówiła czego chce i czego oczekuje.
I nie marnowała czasu, ani swojego... ani swych podwładnych.
Audiencja była krótka i konkretna. I mag po chwili znalazł się za drzwiami. Skinął głową na swą niewolnicę i bez słowa ruszyli w kierunku jego komnat.
Czarodziej nie zaszczycił słowem swej niewolnicy, aż do czasu, gdy oddalili się dość od komnat Mez’Barris i uszu jej strażników.
-Mam nadzieję, że wyssałaś z tych głupców coś więcej, niż tylko nasienie. Bo chyba nie przerzuciłaś się na charytatywną działalność?- rzekł dość obojętnym tonem do niewolnicy.
Aris wyglądała na urażona pytaniem.
- Z nasieniem w parze idzie dużo więcej niż tylko słony posmak w ustach.- oblizała się.
Drow uśmiechnął się cierpko, jakoś nie miał ochoty słuchać jej teorii na temat płynów ustrojowych mężczyzn.
- Nie miałam niestety zbyt dużo okazji, aby mieć usta na tyle wolne aby czegoś szczególnego się dowiedzieć, ale wspominali że nasza szanowna matka opiekunka ostatnio zaczęła werbować dodatkowych najemników do osobistej straży - po uprzednim "sprawdzeniu" ich. - zachichotała.
Nihil novi... to sprawdzanie. Czarodziej za zabawny uważał fakt, że większość strażników Matek Opiekunek lepsza była w łóżku niż w robieniu scimitarem. Nic dziwnego, że Matki Opiekunki regularnie ginęły w zamachach.
-Wspominali skąd ich werbować będzie?- spytał Pierwszy Strażnik.
Aris oblizała palce.- Nie, ale podejrzewam że może chodzić o najemników. Trochę to dziwne moim zdaniem, myślę, że te "przygotowania" mogą nie być tylko tym co się kłębi w twoich kosmatych myślach.- puściła do drowa oko. -Może jakiś rytuał czy zaklęcie?
Czarodziej zerknął na swoją niewolnicę i zaprzeczył ruchem głowy.
-Może później. Obecnie mam misję do wykonania. Nasza wielce szanowna matka opiekunka obdarzyła mnie zaufaniem. A ten zaszczyt, czyni sprawę priorytetową.- spojrzał na jedną z świecących kul i uśmiechnął się cynicznie.-Poza tym... Możliwe, że będziemy mieli egzekucję dwóch gadatliwych strażników z jej osobistej straży. Zdobądź ich krew tej okazji. Tak szlachetnych komponentów magicznych nie wypada marnować.
-Czy mam się udać z tobą na tę misję, o obdarzony zaufaniem?- ukłoniła się sarkastycznie.
Znowu się zapominała... Co lekko zirytowało maga. Niemniej zatrzymał się i zamyślił.
"-Wiesz, że to nie będzie konieczne, ze względu na naszą więź."-odparł telepatycznie. Po czym dodał.- Nie. Pracownię trzeba będzie posprzątać, a potem... możesz budować swoją pozycję wśród młodych uczniów i strażników. Byle w ich komnatach.
Aris tupnęła i zrobiła się czerwona. Potem jednak przegryzła wargi i niewielka strużka krwi spłynęła jej po kąciku ust. Oficjalnie była niewolnicą - od czasu do czasu musiała sprzątać.
-Oczywiście, zajmę się też strażnikami... - z początku chłodno, ale potem nieco się rozmarzyła mówiąc o strażnikach. Ponownie oblizała wargi.
"-Panuj nad sobą. Wszak oboje wiemy jak wygląda to twoje sprzątanie."- odparł ironicznie Sinqualyn. Po czym dodał.- Później będę miał ochotę na kąpiel, więc nie zachowaj trochę sił.
Kąpiel drowa, bynajmniej sprowadzała się tylko od obmycia ciała przez służkę, o czym oboje dobrze wiedzieli.
Skinęła w geście poddaństwa, obróciła się elegancko na obcasie i ruszyła w stronę pracowni maga.
No cóż... Powinien to był przewidzieć, przy werbowaniu Aris. Jednakże zyski z jej posiadania, z nawiązką rekompensowały niedogodności z nią związane. I to z nawiązką.


Znowu był w domu. Czyli w prywatnych komnatach, pracowni, bibliotece, sypialni łazience i drugiej pracowni. Tej przeznaczonej na zabawę z planami.
Tam też ukryty schowek miał Sid, jego szczur chowaniec.


Czarny gryzoń ukryty w swej klatce powoli posilał się serem z mleka rotha, gdy jego pan wszedł do swych komnat i zaczął sprawdzać zabezpieczenia magiczne, jakich pełno było w komnacie. A Aris zaczęła rozbierać. Mag bowiem nalegał, by kobieta na wizyty u Matki Opiekunki ubierała się nieco skromniej.
Komnaty Sinqualyna były urządzone ze smakiem, acz bez większego splendoru. Drow cenił praktycyzm i wygodę bardziej od piękna. Księgi rozrzucone były po łożu, i walały się nawet po podłodze. Do tego biurko było zakryte zapiskami i schematami.
Była też szafa z ubraniami.

A skoro oficjalną wizytę u matki opiekunki miał z głowy, to wolał ubrać się bardziej odpowiednio i swobodniej.


Czerń i srebro. Klasyczne połączenie w przypadku drowa. Delikatny srebrny napierśnik i karwasze były dla picu. Sinqualin nie zakładał niczego, co mogło by ograniczyć jego magię, dlatego napierśnik był na tyle delikatny, że nie przeszkadzał w ruchach, ale i też nie stanowił żadnej solidnej przed ciosami.
Nosił dużo pierścieni, i rapier z nietypową rękojeścią.
Cały strój był szykowny i co najważniejsze, odwracał uwagę od tego, co mroczny elf chciał ukryć przed postronnymi.
Gałąź rodu z której się wywodził, nie należała do najszlachetniejszych. Lata mieszania krwi z diabłami, półczartami, ćwierćczartami, niewolnikami ludzkimi i półdrowami naznaczyła ów ród specyficznie.
A samego Sinqualina w szczególności. Mocniejsza budowa ciała, nie tak szpiczaste jak powinny być uszy, bardziej ludzkie niż elfie rysy twarzy nadawały Pierwszemu Strażnikowi posmak egzotyki.
Wzmacniały to szczególnie oczy o złotych, błyszczących niemalże w świetle pochodni tęczówkach. Pozostałość po czartach, a może upadłych niebianach?
Odległość od klasycznych kanonów drowiej urody dawała magowi spokój od większości kapłanek. U żadnej na stałe nie zagrzał łoża, brany głównie ze względu na ulotny posmak odmienności od utartego kanonu urody.

Miało to swe minusy, jak i plusy.
Nigdy nie był faworytem żadnej kapłanki. Ale też z żadną nie miał związanego losu. Pomijając oczywiście “Sukę”, swoją matkę. Niemniej upadek mateczki, nie pociągnął by go na dno, tak jak upadek kapłanki, której byłby gachem.
Minusem było to, że wszystko co osiągnął musiał zdobyć sam, często godząc się z tym, że ładniejsi na buzi dostawali to co chcieli, korzystając ze słabości wpływowych drowek do nich.
-Jesteś gotowy mistrzu Sinqualynie ?- tylko jej słowa ociekały jednocześnie ironią, miodem i jadem
Ubrana w swój ulubiony skąpy strój, Aris stała w drzwiach do jego sypialni.


Pukle ciemnobrązowych włosów spływały po jej skąpo odzianym, acz ozdobionym klejnotami ciele. Pamiątkami po zmarłych kochankach. Aris była posągową ludzką kobietą,o bujnych kształtach i powłóczystym spojrzeniu, oraz wargach wprost stworzonych do całowania.
Jej atutem był dość obfity, acz kształtny biust. Niewiele drowek mogło się pochwalić czymś takim, a żadna czystej krwi. Drowki podobnie jak elfki z powierzchni były smukłej budowy ciała. A choć miały ładne zgrabne piersi, to zwykle nieduże.
A to że nietrudno ją było namówić na figle, sprawiało że była popularna wśród samców.
Oparła się, zmysłowo przesuwając dłońmi po swym ciele. Kusiła go wiedząc, że nie ma czasu na odrobinę relaksu. I właśnie dlatego go kusiła.
Sinqualyn wsunął Sida do jednej z sakiewek bandoletu i rzekł lodowatym tonem głosu.- Wrócę później, przygotuj kąpiel i nie narozrabiaj za bardzo.
-Taaaak Mistrzuuuu.- idealna mieszanka ironii, jadu i miodu w tonie głosu. Niebezpieczna mieszanka.


Do rezydencji Baenre udał się wraz czwórką drowów w ramach eskorty. Nie żeby byli do czegoś potrzebni, ale prestiż Domu Del'Armgo zobowiązywał do pewnych zachowań. To, że owa eskorta została za wrotami wejściowymi do domu, było mało ważnym detalem.

Przenikliwie spojrzenie złotych oczu wędrowało po ścianach, pozbawiona emocji twarz i wyważony krok. Sinqualyn nie pozwalał sobie na to, by którakolwiek myśl wypłynęła na wierzch. W tym miejscu nie mógł sobie pozwolić na taką wpadkę.
Był wszak w twierdzy wroga, w siedzibie Baenre.
Quentel dość wyraźnie zaznaczyła jak “ważną” misję im przeznaczono. Spędzono ich jak bydło do mało wykwintnej sali. Po czym matka opiekunka raczyła poświęcić nieco czasu, by rzec parę słów.
Zbytek łaski. Doprawdy.
Zimne spojrzenie złotych tęczówek przesunęło się po zebranych. Lariel, Va’laera, Zorena oraz Elvolina i Kelnozza obdarzył ledwie przelotnym spojrzeniem. Pierwsza trójka nie była niczym ciekawym czy zaskakującym. Pozostałych dwóch magów znał, na tyle by mniej więcej wiedzieć co się po nich spodziewać.
Trochę dłużej zatrzymał wzrok na Shizzarze... mnich był ciekawostką. Jego osoba i dziwaczne poglądy, jego uparte dążenie do założenia klasztoru były orzeźwiającą odmianą. Azdrubael z kolei był zagadką dla drowa, więc i jemu poświęcił kilka spojrzeń. Ale głównie przyglądał się Faerylanie i Nauhai. Dwie kapłanki z tego samego Domu. To niemal pachniało zbliżającą się wojną podjazdową. Nauhai zwłaszcza, była szczególnie intrygującym przypadkiem i jej obecność mogła sprawić wiele niespodzianek.
Propozycja podziału wywołała pewne zaskoczenie na twarzy maga. A potem ironiczny uśmieszek.
Znów skupił swe spojrzenie na dwóch kapłankach, tym razem obejmując uwagą także Elvolina.
Mógł im pomóc odpowiednimi pytaniami. Ale czemuż miałby to robić?
Niech się drowy Baenre wykażą umiejętnościami przywódczymi, charyzmą, rozsądkiem. Niech któreś z nich udowodni, że potrafi dowodzić i zorganizować działania. Ostatecznie bowiem, Sinqualyn cenił swoją głową i nie zamierzał jej stracić, tylko dlatego, że drow lub drowka za którym pójdzie okaże się niedorajdą.
Dlatego też milczał, czekał i obserwował trójkę Baenre. I oceniał ich.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-12-2011 o 17:45. Powód: poprawki
abishai jest offline