Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2011, 10:05   #37
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Strażnicy w końcu doprowadzili Koroniewa do izolatki, po czym bezceremonialnie wpakowali go do środka- nie byli zbyt skłonni do łagodności.



Ledwie zamknęły się za nim drzwi Rosjanin, dostrzegł że nie jest sam w celi. Na podłodze siedział mężczyzna, który był w bardzo nieciekawym stanie. Piotr pomyślał, że skądś go kojarzy, po czym przypomniał sobie, że to właśnie on został pobity przez tego osiłka, na którego wołali Ruler. Ale to nie wszystko- teraz bowiem, gdy sytuacja się uspokoiła, zdał sobie sprawę, że ma przed sobą Ekstraktora. Problem w tym, że Koroniew nie pamiętał, jak on się nazywał, dlatego odezwał się do niego z lekką ostrożnością w głosie:
- Dobrze się czujesz? Jak nie to wcale ci się nie dziwię, Ruler nieźle ci przyłożył - przerwał, po czym dodał - Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale spotkaliśmy się w Wenecji. Nazywam się Piotr Koroniew i mam być Szóstką, panie … ?- pytająco zawiesił głos i wyciągnął rękę na powitanie.
- Sixth Man … - szept Ekstaktora podobny do syknięcia węża rozszedł się po izolatce. - Musimy … musimy zebrać wszystkich razem - Malcolm mówił z trudem. - Coś poszło nie tak … tylko wtedy jak będziemy wszyscy … dowiemy się co nawaliło. Kto był na dziedzińcu poza Tobą i Chrisem? - Dodał po chwili.

Whitman po ciemku namacał żyłę na przedramieniu. Najpierw delikatnie nakierował igłę strzykawki, która pojawiła się w lewej dłoni, potem zdecydowanym ruchem wcisnął tłok do końca. Jednym szybkim ruchem zerwał przyklejony przez łapiducha przylepiec. Zamiast niego przykleił żelowy opatrunek. Przyjemny chłód koił rozgrzane i promieniujące bólem miejsce. Malcolm sięgnął po leżący na udzie bandaż. Odwinął kawałek … po czym zerknął na Koroniewa.
- Pomóż mi to zawinąć.
Gdy Ekstraktor zwrócił się do Piotra o pomoc, tamten pamiętając szkolenie medyczne w wojsku od razu przystąpił do rzeczy. Umiejętności jakie posiadał wystarczyły na pomoc w tym, co usiłował jedną ręką zrobić Whitman ... oraz na stwierdzenie, że nos jest tak połamany, że ładny to Malcolm już raczej nie będzie.

Koroniew nie doczekawszy się odpowiedzi szefa zirytował się, ale na razie pominął to zachowanie milczeniem. Z drugiej strony nie dziwił mu się - w takiej sytuacji Rosjanin na jego miejscu też nie bawiłby się w konwenanse, dlatego odparł już bez negatywnych emocji:
- Nie martw się, pomoc jest niedaleko. Morozow wysłał informację, bym stawił się u niejakiego Smitha na przesłuchanie, a na razie trafiłem tutaj. Myślę że ktoś nas uwolni i to dość szybko.
-Chrisem? Masz na myśli tego osiłka, co cię tak zmasakrował? Na dziedzińcu oprócz mnie było jeszcze dwóch świeżaków, jeden to skrzydłowy Forgera, a ten drugi… cóż nie wiem. Ten drugi był jakiś dziwny - nawet nie raczył się przedstawić.

Nie raczył się przedstawić … kurwa co za słownictwo. Irytując się Malcolm zapominał o bólu. Przypływ adrenaliny powodował lekką ulgę … a może raczej to ta szpryca ... tak czy owak czuł się trochę lepiej … mnie niż trochę lepiej.

- Tak, to ten duży … czyli wszystko poza moją lokacją się zgadzało. Dobrze, Point zbierze nas w jednym miejscu, wtedy trzeba będzie wszystko przeanalizować.
Ból tłumiony środkami przeciwbólowymi lekko zelżał. Ekstraktor wkurwiony był nadal, więc to musiała być jednak szpryca. Zastygła krew na twarzy przypomniała Malcolmowi o roztrzaskanym nosie. Na razie bagatelizował to. Przecież na złamany nos się nie umiera. Choć bolał, jakby wiertarka pracowała gdzieś na zmiany na jego mózgu a operator od czasu do czasu włączał udar.

Koroniew mimo wszystko nie miał wątpliwości, że dzieje się tutaj coś dziwnego, dlatego po chwili milczenia dodał:
-Powiedz mi Ekstraktorze, chyba że masz jakieś miano - wybacz ten żałosny żart, ale nie pamiętam, jak pan się przedstawił w Wenecji. Ale mam też jedno zasadnicze pytanie: Co tu się dzieje? Rozumiem że aktualnie śnimy, ale dlaczego nie poinfomowano o tym mnie ani świeżaków? I kim jest ten Smith?

- Malcolm Whitman … pierwsza zasada … jeśli nie pamiętasz jak się tu znalazłeś, znaczy, że to sen. Druga zasada … jeśli nadal nie jesteś pewien, użyj totemu … jeśli nie masz totemu znaczy, że coś poszło nie tak. Kiedy się domyśliłeś? - trochę mocniejszym głosem zapytał Malcolm.
Koroniew uśmiechnął się nieznacznie.
-Choć może nie zachowuję się odpowiednio jak na tą sytuację, to nie jestem nowicjuszem, jeśli chodzi o ekstrakcję. Pracowałem w tym zawodzie kilka lat - urwał na chwilę - Zorientowałem się niemal na początku- sytuacja była bardzo podejrzana, bez powodu byłem w więzieniu. Ja też znam zasadę, że jak się nie pamięta skąd się wzięło w miejscu, w którym się jest to jest to sen. Ale nie mogłem potwierdzić swoich domysłów, ponieważ nie mam przy sobie totemu- ani ja, ani świeżaki. Ktoś ewidentnie musiał schrzanić sprawę.
Widzę też, panie Cold, że pan wie, o co tu chodzi, więc powie mi pan może, dlaczego ja i nowi byliśmy więźniami? I gdzie jest reszta drużyny? I zasadnicze pytanie: po co w ogóle śnimy? Test dla młodych? Ufam, że pan na pewno wie coś na ten temat.

Coraz lepiej … - pomyślał Malcolm słuchając słów szóstego. - Pytasz o sen, przecież to o to chodzi w ekstrakcjach. To tylko jedna z projekcji, którą odbędziemy przed tą właściwą. - Whitman uznał, że tyle powinno wystarczyć wyjaśnień Koroniewowi. Zresztą jego umysł zaprzątały poważniejsze sprawy.
- Mówiłeś, że spędziłeś lata w ekstrakcjach … co miałeś na myśli? - zapytał Whitman obrzucając spojrzeniem ciemną sylwetkę mężczyzny.

Krótkie, zdawkowe zdania Ekstraktora nie zadowoliły Koroniewa, ale na razie przemilczał to - może później będzie skłonny dowiedzieć się czegoś więcej.
W odpowiedzi na pytanie zadane przez Malcolma stwierdził zdawkowo:
-Pracowałem w tym zawodzie przez... około pięć lat. Byłem na tej samej pozycji w drużynie co tutaj - tu przez chwilę przez jego twarz przebiegł nieokreślony grymas, zupełnie jakby kilka myśli naraz pojawiło się w jego głowie - Byłem na tej samej pozycji, ponieważ mam wiele przydatnych w tym zawodzie umiejętności.

Przerwał, po czym dodał:
- Zauważyłem, z jaką starannością unika pan jednoznacznej odpowiedzi na moje pytania. Ale jeśli mam w czymkolwiek pomóc, muszę wiedzieć, co tutaj jest grane. Nie jestem idiotą - dodał na koniec z kamiennym wyrazem twarzy.

Bystrzak … kurwa … do tego obrażalski. Ale skoro Point go rekomendował, więc powinien być dobry … zresztą to się okaże. Na razie wszystko idzie nie tak jak powinno - myśli kłębiły się w głowie Malcolma. Poza Chrisem, który zdobył uznanie Whitmana, o reszcie albo z powodu braku informacji albo z powodu rozwoju wydarzeń Ekstraktor nie miał najlepszego zdania … przynajmniej w tym momencie. Zresztą na wnioski jeszcze było za wcześnie.

- Na razie szósty musimy zebrać team razem. W tym momencie najlepszym rozwiązaniem jest poczekać na rozwój sytuacji, czytaj działania pozostałych. Jeśli w ciągu najbliższego kwadransu nic się nie zdarzy oznaczać to będzie, że jesteśmy zdani na siebie.
W odpowiedzi na to oświadczenie Piotr poważnie skinął głową.
-Ok, rozumiem o co ci chodzi. Jak mówiłem, niejaki Smith ma po nas zejść, więc nie powinno być problemu. Czy Morozow i Smith to jedna i ta sama osoba?- zapytał znienacka.
- Smith, Morozow, Cold, Whitman … to tylko nazwiska. Jak to mówią mniej wiesz dłużej żyjesz. Smith jest Point-Manem - dodał po chwili Malcolm - ta informacja jest wystarczająca przy tym zleceniu.
-Rozumiem, panie Cold. To mi wystarczy. Cóż, teraz pozostaje nam tylko czekać na pomoc - powiedział Koroniew, po czym zamilkł, próbując usłyszeć, to co działo się po drugiej stronie ściany.

Właśnie w tym momencie po drugiej stronie drzwi rozległy się jakieś hałasy.

-Gdzie więzień Koroniew? Tutaj? Otworzyć-dobiegł zza drzwi głos Smitha, po którym nastąpił szczęk zamka.
Drzwi otworzyły się, ukazując wyprostowaną postać, stojącą bokiem przy futrynie.
-No! Ruszać się! Żwawo, bo czasu nie mam!-powiedział, po czym ruszył, by podtrzymać Ekstraktora.
-Pod pociąg wpadłeś? - mruknął do niego cicho z lekkim uśmiechem.
-Wypadli mi stąd! Teraz sobie trochę porozmawiamy-rzucił niedbale, dalej dając oparcie Malcolmowi.
-Otworzyć! - polecił po subtelnej sugestii strażnika, skierowanej do więźniów. Rozległ się kolejny szczęk zamka, zaś kolejne drzwi stanęły otworem.
- Nie, pod ciężarówkę … - szeptem wypowiedział Whitman opierając się zdrową ręką na Point-Manie.
Gdy oślepiło go światło korytarza opuścił głowę, pulsującą tępym bólem w okolicach nosa.


Wreszcie byli wszyscy. Może nie tak jak było to zaplanowane i niestety nie w takiej ilości jak na początku. Brakowało fałszerza i chemiczki. Sceneria nie była najważniejsza. Czy to pokój naczelnika czy pokój przesłuchań nie miało to większego znaczenia. Point-man przedstawił Marka co zapewne wprawiło w osłupienie tych wszystkich, którzy nie zdawali sobie jeszcze z tego sprawy. Osłupienie … powinni raczej czuć strach o własne życie, pomyślał Malcom, od tego bowiem momentu już za samo spiskowanie wobec premiera/prezydenta federacji grozi kulka w łeb. Oczywiście tylko wtedy jeśli masz szczęście zostać złapanym martwym. W przeciwnym wypadku perspektywa życia a raczej umierania staje się dłuższa. Ciekawe ile cierpienia byliby w stanie znieść zanim zaczęliby mówić … mówić tylko co? Że zwerbował ich Ekstraktor, Pan Cold, Morozow, albo jakaś wiedźma? Malcolm rozmyślał i czekał aż może ktoś powie co stało się z pozostałą dwójką. Niestety ani się tego nie dowiedział, a brakujący duet nagle rozszerzył się o trio potem tercet … ludzie zaczęli padać jak muchy w dość szybkim tempie. Dodatkowo w pomieszczeniu rozległa się muzyka i kobiecy śpiew.

Sempre assim
Em cima, em cima, em cima
Sempre assim
Em baixo, em baixo, em baixo

Sygnał do wybudzenia … niewątpliwie. Tylko za wcześnie. Coś musiało się dziać na pierwszym albo co gorsza na zerowym. Tylko tak mógł to sobie wytłumaczyć Malcolm. … Amy … Antonia poszła sprawdzić swoimi sposobami … Mam tylko nadzieję, że dobrze dobrałeś swoich ludzi, bo jak narazie nie wygląda mi to na profesjonalną robotę... … ale nie w chwili, w której we śnie umiera członek drużyny, a Antonia jest tym zaniepokojona … W głowie Malcolma szumiało, nie było to tylko skutkiem promieniującej rany ale także przekrzykiwań członków teamu. Informacje choć rejestrowane wolno układały się w całość. …turysta odszedł … gdzie … wyżej … niżej … na którym poziomie … aby nie na zero … Skoro nie ma tu Amy i Antonii najprawdopodobniej podzieliły los Blackwooda. Kurwa nawet nie ma teraz czasu tego wyjaśnić. Coś poszło nie tak od początku i trwa to dalej. Ktoś inny rozdaje tu … tam karty. Turysta jest śniącym poziom wyżej, więzienie to projekcja Architekta, czas ją kończyć i zejść poziom niżej. Muzyka … za wcześnie … ktoś stara się nam dać znak … wybudzić. Coś złego dzieje się niżej.

- STOP!! –krzyknął Malcolm zrywając się z miejsca. – Coś dzieje się na pierwszym albo zerowym. Muzyka to sygnał do wybudzenia. William czas kończyc ten sen....
Członkowie Teamu ginęli w szybkim tempie- ewidentnie działo się coś złego. Ekstraktor postanowił zakończyć ten sen. W lewej dłoni Malcolma po raz drugi w tej lokacji pojawił się Desert Eagle. Wytrzymując ból spowodowany szybkim ruchem Whitman doskoczył do Architekta. Zauważył to chyba tylko Point- Man. Najprawdopodobniej rozumiejąc co zamierza Malcolm, nie zareagował, podjął już decyzję. A teraz, co by się już nie działo, był już za daleko. Whitman zobaczył jeszcze, że na podłogę osuwa się już Koroniew...

Nagle, w tym samym momencie, nieoczekiwanie uaktywniła się stojąca pod ścianą Miranda. Gdy Ekstraktor niewprawnie, bo lewą ręką, unosił ciężki pistolet - dziewczyna zaczęła iść, a w jej dłoniach zmaterializowała się długa róża.
Nie oglądając się na pozostałych Malcolm przystawił armatę wprost do głowy profesora. Wszystko trwało ułamki sekund. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się lekko. Architekt, nawet jeśli chciał się przeciwstawić, nie zdążył. Kątem oka Whitman zobaczył jak Miranda wysunęła dłoń z kwiatem, podarowując go Willowi.

- Kazała mi...bym ci go od niej przekazała. - wyszeptała Miranda. - Emma...

Whitman pociągnął za spust, w tym samym momencie, w którym padało imię.
 
Irmfryd jest offline