Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2011, 12:38   #33
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Obserwując poczynania Maximilliana, związane z opatrywaniem ran flisaka, Detlef oddał się rozmyślaniom.
Bandyci grasujący przy wodnych szlakach? O godzinę od zajazdu? Jaki to sens miałoby mieć? Wszak nikt się nie zatrzyma, gdy widać niemal cel podróży, nawet jeśli mrok zapadnie. Nawet jeśli kto miedziaka przy duszy nie ma, to do ludzi ciągnąć będzie, licząc na datek czy kęs chleba.
Co zatem przy brzegu robili ludzie w szarych płaszczach? Zabłąkali się przypadkiem? A może stanowili czujkę, której zadaniem było obserwowanie podróżnych i przekazywanie informacji innym rabusiom? Jeśli tak... ciekawie mogła wyglądać dalsza podróż. I spotkanie z kompanami tych, co nosili znak topora i wnet mieli w rzece wylądować. Ale zapewne nie w ciągu najbliższej godziny.

To, co działo się w “Końcu podróży” dawało przedsmak tego, z czym - zapewne - spotkają się podczas kolejnych etapów wędrówki. Prawdziwa mieszanka chorób i kalectw, coś, czym byłby zachwycony każdy medyk, chcący się zapoznać z jak największą liczbą tak zwanych ‘przypadków’. Detlef aż tak zachwycony nie był. I łatwo mógł się domyślić, jak to będzie wyglądać dalej, bliżej klasztoru.
- Nocleg? Teraz? - powtórzył karczmarz, do którego Detlef zwrócił się z zapytanie. - Jedyny nocleg, na jaki teraz można liczyć, to skrawek podłogi w dormitorium.
Czy gdyby przybyli wcześniej, to mogliby zdobyć porządne lokum? W to raczej należało wątpić. Zapewne gdyby wysłali posłańca i zapowiedzieli swoją wizytę, oraz wpłacili zaliczkę...
Detlef uśmiechnął się lekko. W końcu spanie na podłodze nie było takie złe. Wszyscy mieli koce. A na nocleg pod gołym niebem okazja znajdzie się niejeden raz w życiu. Chyba że znajdą się tacy, którym żal będzie srebra lub którym bardziej będzie odpowiadać płynący od rzeki chłód niż smród nie pranych od kilku dni onuc.
- Z pewnością skorzystamy z jedzenia - odparł Detlef, nie chcąc decydować za innych. - Proszę mi jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań...

Zbyt rozmowny karczmarz nie był, zapewne mając nadmiar gości i powyżej uszu powtarzanych stale i na okrągło tych samych pytań, ale kilka informacji Detlef zdobył.
Do najbliższego miasta, Grenzstadt, były dwa dni drogi. Dla tych, co potrafili nogi wyciągać i nie robili postojów co kilka chwil. Innej gospody czy zajazdu po drodze nie było, każdy nocował pod chmurką, tam, gdzie ma ochotę. A że grup idących w stronę klasztoru jest mnóstwo, to i w większej kompanii można było noc spędzić.
Bandytów jako takich na szlaku nie spotykano, w każdym razie nikt o większych grupach nie mówił. Za to drobnych złodziejaszków, jak zawsze pełno, więc sakiewek pilnować trzeba było. Czasu nieco jest, bo z Grenzstadt do klasztoru były kolejne dwa dni drogi, a do dnia cudu - pięć. Co dawało dzień zapasu na niespodziewane zajścia. Nie mówiąc już o tym, że warto było przybyć do klasztoru kilka godzin wcześniej.
Pełen mniej czy bardziej optymistycznych informacji Detlef wrócił do swoich towarzyszy podróży;
- Śpimy na podłodze, czy rozbijamy obóz pod gołym niebem? - spytał.
 
Kerm jest offline