Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-12-2011, 20:48   #31
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedusz, gdy tylko krasnolud zajął się rannym Maximillianem odsunął się w bok. Zabił człowieka, pierwszy raz w życiu jego ręce splamiły się krwią. Był w szoku. Spuścił głowę i stał tak z boku milcząc. Setki myśli przechodziły przez jego głowę, lecz teraz ani piękna szlachcianka, ani radość że przeżył nie istniała w jego sercu. Pustka, nicość to czuł tylko. Może dla innych zabijanie było czymś normalny lecz nie dla niego. On był uczonym, całe życie spędził w księgach lub podróżując ze swym nauczycielem odkrywając świat. Teraz świat otworzył przed nim całą swoją brutalność, przemoc i grozę powodując że Archibald czuł się zagubiony. Spoglądał martwym wzrokiem wpatrując się w milczeniu w trupa zabitego oprawcy. Uczony zauważył szlachciankę, która podążała w jego stronę. Uśmiechnął się ale uśmiech był to wymuszony. Poczekał aż podejdzie do niego a wtedy rzekł:

- Pomoc otrzymałaś.. zapłatę sobie odpuść.. przynajmniej na razie. Sam wycenię ile warte jest ludzkie życie - jego głos był pusty ale oczy zimne, jakby nieobecne

- Zostawianie za sobą dłużników nie leży w moim interesie - odparła.

- Twój problem. Nie chcesz nie spłacaj.. to Twoje słowo.. szlachcica nie moje
- odrzekł równie beznamiętnie

Zebedeusz włożył dłonie do kieszeni, spuścił głowę i dodał:
- Masz czego chciałaś..teraz odejdź..

Melissandra wzruszyła ramionami. Skoro taka była jego wola, bogowie świadkiem że próbowała.

- Skoro takie jest twe życzenie młodzianie, nie wypada mi narzucać ci swego towarzystwa. Bądź zdrów - odwróciła się, skryła monetę w sakiewce i ruszyła w stronę bagaży.

Nie miał ochoty na dalszą rozmowę więc i on odszedł kierując się na statek. Tam zamierzał poczekać na resztę.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 26-12-2011, 21:11   #32
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Zabrali się do roboty, by w miarę uprzątnąć pobojowisko i nie zostawić po sobie śladów. W pierw jednak zadbali, by żadnemu z napastników nie ostały się sakwy biorąc je od nich jako łupy wojenne. Pozostałymi zadaniami podzielili się. Lucian z Badallem ruszyli by dokonać pochówku uśmierconego ochroniarza. Reszta głównie zbierała ciała, które nurt rzeki miał porwać w stronę z której przypłynęli. Śladów nie mogli zakryć do końca, krew ostała się na kamieniach, które z pewnością jeszcze długo będą nosić ślady tej potyczki. Dopiero solidna ulewa miałaby szansę je zmyć, jednakże na takową jak na razie się nie zanosiło. Tylko Zebedeusz siedział na łajbie wyraźnie zszokowany tym co zrobił. Teraz co raz bardziej zaczynał rozumieć znaczenie słów profesora „Zebedeuszu cycki Cię kiedyś zgubią”. W gruncie rzeczy bardziej to one zgubiły jegomościa mającego popłynąć zaraz z nurtem rzeki niż jego samego. Ale dla młodego żaka czyn, który uczynił był mocno obciążający jego psychikę.

Maximillian dał po złotej monecie wszystkim, którzy przyjęli jego propozycję. Rozłożył swą torbę z instrumentami medycznymi i począł zszywać nogę flisaka. Kto go obserwował mógł zauważyć dość dużą wprawę w tym co robił. Niektórzy z podróżujących łodzią do klasztoru mieli pewną wiedzę o leczeniu, ale z tak ciężkimi ranami z pewnością by sobie nie poradzili. Obserwowali więc szlachcica z podziwem. – Do wesela się zagoi – Powiedział z szerokim uśmiechem do zszywanego, gdy tylko założył ostatni opatrunek. Z Badallem poszło łatwiej, nie były to pierwsze rany na ciele ochroniarza. Krasnolud z pewnością do takich operacji był przyzwyczajony, na jego twarzy nie było ani śladu grymasu bólu, gdy przez jego ciało przechodziła lekarska igła.

Po rannego kolegę na ląd w końcu zeszło dwóch pozostałych flisaków. Każdemu z nich von Geschwur również dał po koronie, jako opłatę za ‘podwózkę’ do zajazdu. Trzy korony przydzielił najbardziej poszkodowanemu w trakcie tej potyczki, odważnemu który pierwszy ruszył mu z pomocą. Jak widać szlachcic miał przy sobie bardzo dużą ilość monet. Jednak w imię wdzięczności, czy zapewnienia sobie bezpiecznego transportu do klasztoru, dość szybko się ich pozbywał. Widać, że nie miały one dla niego większego znaczenia. Choć przeżył dość traumatyczne chwile, uśmiech mu nie schodził z twarzy. I choć po jego ciele widać, że został dość mocno pokarany chorobą, to życzliwość i dobre maniery w stosunku do innych nie były mu obce.

Wszystko to nie trwało długo, ze względu na obawę przed przybyciem kolejnych grafitowych. Kolejna potyczka mogła już być bardziej brzemienna w skutkach. Badall wziął na łódź torbę medyczną i pozostały ekwipunek szefa. Maximillian wziął tylko jedną rzecz – podłużną, wąską skrzyneczkę. Choć część zastanawiała się co może w niej być, to jednak nikt nie pytał, nie chcąc okazywać nadmiernej wścibskości. W końcu wszyscy się zebrali i wypłynęli. Łódź w jedną stronę, ciała w drugą.

Nim dopłynęli do zajazdu minęła godzina i nastała już noc. W trakcie tej godziny Maximillian wciąż dawał się poznać jako miły starszy człowiek, walczący z pozostałościami po chorobie. Flisacy biorąc pod uwagę ilość łodzi znajdującą się tu z trudem przycumowali swoją. Oznajmili koniec podróży, w ich głosach dało się usłyszeć wyraźną nutkę ulgi. Dalej płynąć się już nie dało, nurt rzeki był zbyt silny i porywisty. ‘Koniec podróży’, tak także nazywał się zajazd, który właśnie ujrzeli. Było tu pełno pielgrzymów zmierzających do opactwa, wszędzie gwarno i tłoczno. Gdzie spojrzeć przewijały się osoby kalekie, oszpecone, czy chore umysłowo. Z pewnością powodowało to, że miejsce to nie było idealne do odpoczynku, ale jedyne przed kolejnym przestankiem, jakim miało być miasto Grenzstadt. Tam musieli się już dostać piechotą, a były to dobre dwa dni drogi. Odpoczynek więc był konieczny.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 26-12-2011 o 21:16.
AJT jest offline  
Stary 27-12-2011, 12:38   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Obserwując poczynania Maximilliana, związane z opatrywaniem ran flisaka, Detlef oddał się rozmyślaniom.
Bandyci grasujący przy wodnych szlakach? O godzinę od zajazdu? Jaki to sens miałoby mieć? Wszak nikt się nie zatrzyma, gdy widać niemal cel podróży, nawet jeśli mrok zapadnie. Nawet jeśli kto miedziaka przy duszy nie ma, to do ludzi ciągnąć będzie, licząc na datek czy kęs chleba.
Co zatem przy brzegu robili ludzie w szarych płaszczach? Zabłąkali się przypadkiem? A może stanowili czujkę, której zadaniem było obserwowanie podróżnych i przekazywanie informacji innym rabusiom? Jeśli tak... ciekawie mogła wyglądać dalsza podróż. I spotkanie z kompanami tych, co nosili znak topora i wnet mieli w rzece wylądować. Ale zapewne nie w ciągu najbliższej godziny.

To, co działo się w “Końcu podróży” dawało przedsmak tego, z czym - zapewne - spotkają się podczas kolejnych etapów wędrówki. Prawdziwa mieszanka chorób i kalectw, coś, czym byłby zachwycony każdy medyk, chcący się zapoznać z jak największą liczbą tak zwanych ‘przypadków’. Detlef aż tak zachwycony nie był. I łatwo mógł się domyślić, jak to będzie wyglądać dalej, bliżej klasztoru.
- Nocleg? Teraz? - powtórzył karczmarz, do którego Detlef zwrócił się z zapytanie. - Jedyny nocleg, na jaki teraz można liczyć, to skrawek podłogi w dormitorium.
Czy gdyby przybyli wcześniej, to mogliby zdobyć porządne lokum? W to raczej należało wątpić. Zapewne gdyby wysłali posłańca i zapowiedzieli swoją wizytę, oraz wpłacili zaliczkę...
Detlef uśmiechnął się lekko. W końcu spanie na podłodze nie było takie złe. Wszyscy mieli koce. A na nocleg pod gołym niebem okazja znajdzie się niejeden raz w życiu. Chyba że znajdą się tacy, którym żal będzie srebra lub którym bardziej będzie odpowiadać płynący od rzeki chłód niż smród nie pranych od kilku dni onuc.
- Z pewnością skorzystamy z jedzenia - odparł Detlef, nie chcąc decydować za innych. - Proszę mi jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań...

Zbyt rozmowny karczmarz nie był, zapewne mając nadmiar gości i powyżej uszu powtarzanych stale i na okrągło tych samych pytań, ale kilka informacji Detlef zdobył.
Do najbliższego miasta, Grenzstadt, były dwa dni drogi. Dla tych, co potrafili nogi wyciągać i nie robili postojów co kilka chwil. Innej gospody czy zajazdu po drodze nie było, każdy nocował pod chmurką, tam, gdzie ma ochotę. A że grup idących w stronę klasztoru jest mnóstwo, to i w większej kompanii można było noc spędzić.
Bandytów jako takich na szlaku nie spotykano, w każdym razie nikt o większych grupach nie mówił. Za to drobnych złodziejaszków, jak zawsze pełno, więc sakiewek pilnować trzeba było. Czasu nieco jest, bo z Grenzstadt do klasztoru były kolejne dwa dni drogi, a do dnia cudu - pięć. Co dawało dzień zapasu na niespodziewane zajścia. Nie mówiąc już o tym, że warto było przybyć do klasztoru kilka godzin wcześniej.
Pełen mniej czy bardziej optymistycznych informacji Detlef wrócił do swoich towarzyszy podróży;
- Śpimy na podłodze, czy rozbijamy obóz pod gołym niebem? - spytał.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-12-2011, 13:53   #34
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Gdy Detlef zajęty był rozmową z karczmarzem, Knut zagadał do towarzyszy. Przynajmniej do tych plebejskich, bo ze szlachcicami to tak głupio gadać.

- Ja to wam powiem, że mi nawet lepiej spać przy ognisku. Bo przy ognisku każdy jest swój – siądziecie wokół ognia i każdy zaraz na sąsiada jak na brata spogląda. A zapłaci taki choćby pięć pensów za miejsce w zajeździe i od razu czuje się jak panisko, że „mi się należy”, że „zabierz te nogi” i że „on ma lepszy siennik”. A i przy ogniu łatwiej języka zaciągnąć. Zaś niewygody to żadne, gdy ogień ziemię rozgrzeje, a ludziska się w kupie położą co by cieplej było… Co do chorych i sparszywiałych, to się przecież nie boję – w końcu Najłaskawsza Bogini za cztery dni wszelkie choroby uleczy, hę?

Gdy wrócił von Halbach, chłopak odpowiedział, nie patrząc mu w oczy i wskazując paluchem ognisko.
- Tamtuj się położę.

Knut chciał kupić coś niedrogiego do jedzenia, poplotkować z ludźmi i iść spać. Jeśli pozostali towarzysze nie wymyślą czegoś innego, tak zrobi.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 27-12-2011, 21:32   #35
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Dalsza cześć podróży minęła bez dodatkowych atrakcji. Kobieta w masce spędziła ją przy burcie, zapatrzona w wodę i wzory, które tworzyły fale odbijające się od łodzi. Pomimo faktu bycia otoczoną przez ludzi, Melissandra czuła się samotna. Nikt z tych prostych ludzi nie znał jej przeszłości. Nie wiedzieli kim jest, jak właściwie wygląda, nie znali jej myśli. Nie mogła z nimi porozmawiać i wcale nie chodziło tu o różnicę stanów. Sama wybrała tą drogę i przez większość czasu nie żałowała tej decyzji. Jednak o ile prościej było nią podążać mając u swego boku wuja lub jego zaufanych ludzi. Mogła się z nimi naradzić, wypytać o najlepsze sposoby ataku sztyletem, o wady i zalety trunków, które się nadają, a których lepiej unikać przy dodawaniu trucizny. Teraz była zdana tylko na siebie. Na dodatek niepokoiło ją zachowanie młodzika, który wzgardził jej nagrodą. Nie przywykła do takiego traktowania. Monety zawsze otwierały zamknięte drzwi. Była to jedna z prawd której zdążyła się nauczyć przez dwa lata pełnienia roli żony arystokraty. Nagle zawiodła ją w najmniej spodziewanym momencie. Nie wątpiła, że gdy minie pierwszy szok, chłopak opamięta się na tyle by owej nagrody zażądać. Miała nadzieję, przez wzgląd na jego niewinność, że mądrze ją wybierze.

Zajazd o niezwykle wyszukanej nazwie nie był w stanie pomieścić licznej rzeszy pielgrzymów. Nie zdziwiło jej to gdyż byłą przygotowana na problemy z lokum po doświadczeniach w Nuln. Propozycja gospodarza by za wygórowaną opłatą zająć kawałek podłogi została z jej strony przyjęta ze stanowczą odmową. Wolała marznąć na zewnątrz niż kłaść się w duchocie, otoczona na dodatek tłumem w większość składającym się z chorych. Na dworze nie było ich co prawda mniej ale mogła za to odetchnąć świeżym powietrzem i przy odrobinie wysiłku zdobyć chwilę prywatności. Nie wyobrażała sobie zdjęcia maski wśród tych wszystkich ludzi. Kto wie, czy nie było wśród nich kogoś kto mógłby ją rozpoznać. Rany co prawda mogły to utrudnić jednak nie uniemożliwić. Wszak jej twarz była swego czasu wystarczająco znana by miała czego się obawiać.

Wysłuchała pytania Detlefa oraz odpowiedzi młodzika, który parę razy mignął jej na łodzi i później na plaży.
- Pozwolisz zatem, że do ciebie dołączę - zwróciła się do niego stanowczym głosem niewiele miejsca pozostawiającym na sprzeciw, po czym nieco cieplej dodała. - Twoja propozycja wydaje mi się znacznie bardziej kusząca niż oferta właściciela tego przybytku. Nie masz, mam nadzieję, nic przeciwko?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-12-2011, 23:11   #36
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Mordrin zajrzał do karczmy ale nie spełniała ona wymogów krasnoluda jak on. Nie jest trudno zniechecić do siebie takiego krasnoluda. W wejściu Mordrin był obserwowany uważnie przez jakiegoś mężczyznę. W karczmie bowiem pilnowano kto wchodzi i wypraszano takich, od których można się było zarazić. Kiedy rozejrzał się po wnętrzu, ujrzał tylko zamożnych albo takich co chcieli udawać że są wielce zamożni. Mordrin podszedł do karczmarza aby wypytać go o cenę pobytu w tym przybytku.
-Karczmarzu! Czy można u was przenocować?
Karczmarz spojrzał w dół
-Jesteś krasnoludem.
-Brawo! A po czym poznałeś?
-Mordrin starał się wyglądać na kompletnie zaskoczonego jakby do tej pory wszyscy brali go za rudego smoka.
-Tego.. e... niski jesteś... i, a w ogóle to chodzi mi o to czym się zajmujesz. Znaczy...
-Trolle zabijam.

Karczmarz wyobraził sobie jak może wyglądać taka bestia i roześmiał się. Mordrin stał przed nim i ani drgnął. Nie obdarzył go też żadnym uśmiechem ani nie skarcił go wzrokiem. Stał obojętnie bez cienia emocji czym zbił rozmówcę z pantałyku.
- ekhem... ciężko jest?-spytał niepewnie.
-Znam lżejsze zajęcia, dla przykładu garncarstwo albo prowadzenie karczmy.
Karcmzarz uśmiechnął się i zmierzył Mordrina wzrokiem. Nie zwrócił uwagi ale przypomniał sobie teraz że zabójcy trolli wyglądają właśnie w taki sposób. Tak... pomarańczowo.
-To co z tym noclegiem? alkohol by się przydał... ale nie piwo czy wino. Alkohol.
-A... a zabiliście już jakiegoś trolla?- spytał nie zwracając uwagi na pytanie o nocleg.
-Zabiłem trzy.
-Aha.-po krótkiej chwili zamysłu spytał-Ciężko było?
Krasnolud kopnął w ladę za którą był nachylony karczmarz.
-Do chuja pana! Co ty chłop jesteś taki nierozgarnięty że w życiu nic oprócz końskiej pizdy nie widział! Troll to taka wielka bestia co mnie wzrostem i siłą przerasta. Jedynie oddech mamy podobny i zapach! Czy jest ciężko ubić trolla? No troll to nie jest świnia w dupę chędożona tylko TROLL! Jest trzy razy większy od ciebie a ty sie pytasz czy ciężko go ubić?
Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się w kierunku wrzeszczącego krasnoluda. Mordrin wiedział że już sobie tu nie pośpi i opuścił karczmę.

Tę noc zamierzał spędzić przy ognisku. Tu przynajmniej nie trzeba płacić i może nikt się go nie będzie czepiał. Mordrin rozwinął sobie koc i położył. Plecak trzymał pod głową a miecz pod pachą, aby mieć go zawsze w pogotowiu.

Spanie w takim miejscu było ryzykowne. Zawsze w pobliżu mogły się kręcić nieciekawe typy, zarażone albo coś. Wszyscy tak uważali ale Mordrin przypuszczał że większość pielgrzymów to bogaci artystokraci-szlachta co dostali syfa w zamtuzie. Na szczęście nie każdy lubił przebywać w towarzystwie zabójcy trolli. No ale są jeszcze złodzieje. Tacy to czyhają na sakiewki bo to przecież jak ma grosz pójść na ofiarę to po co marnować taki grosz? Mordrin jakoś szczególnie się nie martwił o swój worek pieniędzy. Nosił go poniżej pasa obok drugiego "worka", a tam raczej żadna zdesperowana ręka rzezimieszka nie sięgnie. Nawet jeśli nie zbudzi krasnoluda i nie straci głowy, to czy warto aż tak poświęcać się dla paru srebrnych monet? No ale wszystko jest możliwe, więc tej nocy Mordrin nie pił. Leżał obserwując ognisko, czekając powoli na sen...
 
chaoelros jest offline  
Stary 29-12-2011, 08:06   #37
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz zmęczony podróżą wielce się rozczarował "wygodami", które oferowała gospoda. Liczył na wygodne łóżko, ciepłą kąpiel, stolik ze świecą gdzie spokojnie mógłby zrobić notatki z podróży. Widać jednak, nie było mu to dane. Rozejrzał się po karczmie i dostrzegł kobietę. Była ponadprzeciętnie atrakcyjna, choć bardzo zaniedbana lecz cóż, darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Im bliżej jej był tym bardziej coś niepokoiło go w jej wzroku.. był jakby obłąkany, lecz wygoda zwyciężyła nad rozsądkiem. Archibald podszedł do niej i rzekł:

- Witaj Pani..

Nie skończył gdy ta spojrzała na niego swoimi pięknymi zielonymi oczami, w których kryło się szaleństwo i rozpacz i rzekła jakby szeptem:

- Muchy! Wszędzie Muchy! Bzyczą! Jak ich wiele”


Mężczyznę zbiło to z tropu lecz nie zamierzał się poddać. Uśmiechnął się łagodnie i już miał coś powiedzieć, gdy kobieta znów weszła mu w słowo szepcząc złowrogo:

- Muchy! Wszędzie Muchy! Bzyczą! Jak ich wiele. Rozejrzyj się. One są wszędzie


Uczony podrapał się po głowie i zwątpił w ten pomysł. Wrócił więc do towarzyszy, wzruszając ramionami rzekł:

- Chyba bezpieczniej będzie na dworze - potem ściszył głos tak by nie doszło to do niepowołanych uszu - nie wszyscy tutaj są normalni. Strach.. z nimi być pod jednym dachem

Zebedeusz nim wyszedł postanowił raz jeszcze przejrzeć karczmę wzrokiem swym badacza w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby mu zapewnić nocleg tak by rankiem obudzić się cały i zdrów.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 29-12-2011, 23:46   #38
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Albert zerknął na szlachcica. Jego propozycja była kusząca. Spanie pod gołym niebem, patrzenie w gwiazdy. Tak jak podczas podróży. Nie jakiejś tam przechadzki z wioski do wioski. Podróży! Ba! Przygody! Wyprawy!
- Jaśnie Panie yy... Deflet ? Dobrze pamiętam? Jeżelibym pomylił godność to proszę o wybaczenie. Widzę, żeście uzbrojeni. Mam namiot, ale w razie problemów wojować to nie za bardzo umiem i nie za bardzo mam czym. - włóczęga popatrzył na swoją (albo raczej brata) siekierkę przy pasie. Kontynuował:
- Uczciwym jest człowiekiem. O kradzież mienia nie ma się do martwić. Tutaj! O! Pamiątka z pielgrzymki do jednego ze świętych miejsc Vereny! - wskazał mały wisiorek z symbolem wagi.
- Moja propozycja to namiot z Jaśnie Panem w zamian za pomoc w razie problemów. - czekał na odpowiedź unosząc jedną brew i klepiąc swój plecak, który właśnie wylądował na ziemi.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 31-12-2011, 10:55   #39
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Zebedeuszowi, mimo chęci, nie udało się znaleźć dziewki spełniającej jego wymagania. Choć w ‘Końcu podróży’ dało się ujrzeć niezwykle piękne panny, to były one jakieś takie monotematyczne. Jedna gadała o muchach, inna w ogóle nie gadała, tylko non stop chichotała, kolejna zacharczała gdy tylko się do niej zbliżył . Młody żak dość szybko się zniechęcił, tym razem nie odnajdzie tu miłości swego życia. Zrezygnowany więc spędził nocleg pod namiotem.

Tak samo poczynił i Detlef widząc, że reszta z kompanów nie ma zamiaru gnieść się w karczmie, dołączył do nich przygotowując sobie nocleg na zewnątrz. Wybrali większą wygodę, właściwie nie wygodę tylko przestrzeń, od uniknięcia ryzyka spotkania z siejącymi zarazki, kaszlącymi dziadami. No, ale w końcu cel ich podróży pozwalał im wierzyć, że zwieńczeniem wszelkich trudów będzie zwalczenie chorób jakich się nabawią po drodze. Jakby nie patrzeć chorych będą spotykali przez najbliższe parę dni i raczej nie ma sposobu, by tego uniknąć. Chwilę przed udaniem się do namiotu, von Halbachowi wydawało się, że ujrzał w oddali człeka ubranego w grafitowy płaszcz, mocno podobnego do tych, których ujrzeli, ubili, nad rzeką. Był on daleko, a po chwili zniknął gdzieś w tłumie.

***

By nie tracić dużo czasu z samego rana wyruszyli. Czekały ich dwa dni pieszej drogi do Grenzstadt, miasta leżącego u podnóży Gór Czarnych. Luciana przywitał katar całkowicie zatykający mu nos, wciągnął go i splunął siarczyście. Na jakiś czas miał spokój, jednak katar powracał.

Z każdą godziną marszu, żyzne ziemie Averlandu zaczynały ustępować wzgórzom i lasom. Co raz wyraźniej było widać szczyty. Mimo swej nazwy pokryte one były białymi, śnieżnymi czapami. Z każdym kilometrem ilość mijanych pielgrzymów znacznie się zwiększała. Większość szła znacznie wolniej, gdyż pośród nich były osoby kalekie. Niewielu było w pełni sił, jak ta dziewiątka. Pochód jedynie zwalniał Maksymillian, ale i tak nie dużo. Szlachcic cały czas mocno opiekował się swoją skrzyneczką, nie spuszczając jej choćby na chwilę. Badall szedł żwawo, chociaż z pewnością głębokie rany wciąż dawały znać o sobie. Co jakiś czas obaj przystawali by zmienić opatrunki.

Noc musieli spędzić na szlaku. Chociaż szlak prowadzący do klasztoru mógł wyglądać, jak zatłoczona ulica w mieście. Albert z Knutem bez większego problemu rozpalili ognisko. Reszta rozbiła namioty i zabrała się za posiłek. Noc spędzili dokładnie jak poprzednią, ludzi było pełno, wacht żadnych nie wyznaczali. Gdyby nie pokrzykiwania wariatów, czy charczące kaszlnięcia chorych osób, to można byłoby uznać że odpoczynek przebiegł spokojnie. No, ale do takich atrakcji, to już się powoli przyzwyczajali.

Znowu z samego rana wyruszyli. Dzień minął jak poprzedni. Poza jednym wyjątkiem Knut musiał zjeść coś przytrutego poprzedniego wieczoru. Od samego poranka co chwile ganiał w krzaki. Miał biegunkę i to niebyle jaką. Całe szczęście Maximillian szybko rozpoznał ją jako krwawą, co w gruncie rzeczy, po krótkich oględzinach, nie sprawiło mu większego problemu. Dzięki starszemu szlachcicowi i jego medykamentom, ataki choć intensywne trwały tylko do wieczora. Pochód jednak opóźnił się dobre parę godzin, a dość mocno odwodniony Knut resztkami sił szedł przed siebie. Reszta czuła się dobrze, nie było znać, żeby mogli się czymś zarazić. Jedynie katar Luciana wzbierał na sile, ale póki co nie wyglądało to groźnie.

Była już późna noc, kiedy ich oczom ukazały się warowne mury miasta. Było to Grenzstadt, miasto pełniące straż na północno-zachodnim skraju Przełęczy Czarnego Ognia. Było już zbyt późno by udać się wewnątrz murów, a i z pewnością karczmy byłyby tam pełne. Kolejna noc miała być spędzona pod zadaszeniem namiotów. Dookoła murów rozstawione były obozowiska pielgrzymów. Wśród nich znaleźli i miejsce dla siebie.

***

Nastał ranek, Maximillian i jego ochroniarz wstali pierwsi. Niedługo po nich reszta. Gdy wychodzili z namiotów usłyszeli szlachcica.
- Badall, zajdź proszę do miasta i zakup prowiant dla wszystkich na dalszą część podróży. Weź dwie korony, powinno Ci starczyć. – Krasnolud bez słowa odszedł w kierunku miasta.

Reszta zwinęła namioty zbierając się do drogi. Z tego co się dowiedzieli tutaj, zostało nieco ponad dzień drogi do klasztoru. Na miejscu powinni być dobre parę godzin przed oczekiwanym cudem. Racje żywnościowe będą mieli, ale czy to wszystko czego im potrzeba?
 
AJT jest offline  
Stary 31-12-2011, 11:40   #40
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Wstyd to był dla Knuta, że go tak przesrało w nowej kompanii. Szczęściem w nieszczęściu Maximilian był uczonym medykiem i potrafił ulżyć trzewiom Szłomnika. Pracodawca coraz więcej zyskiwał w oczach młodego – płacił, leczył i nie wymagał nic ponad obecność. Szlachcic, a taki obyczajny!

Rano chłopak obudził się wcześnie, bo chore kiszki się tego domagały. Mimo słabości, ograniczył śniadanie do sucharów i wody. Na koniec z wczorajszego ogniska zebrał garść węgla drzewnego – starego, babcinego środka na rzadką kupę.

- Badall już poszedł – powiedział głośno. – A ja do niego sprawunek miał. Bo mi trzeba okowity za srebrnika kupić. Dla zdrowotności. Idzie kto do miasta?

Zależnie od rozwoju sytuacji, Knut pójdzie na zakupy sam, z kimś, lub przekaże pieniądze idącemu. Chce kupić gorzałkę – liczy się jej czystość a nie ilość – i nie zapłacić więcej niż sztukę srebra.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172