Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2011, 22:53   #32
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Fabier! - zakrzyknął Arhiman, ale nie pobiegł do przyjaciela, a skoczył za najbliższe drzewo, gdzie błyskawicznie przeniósł tarczę z placów na przedramię, po czym naciągnął Flawię i załadował bełt.
- Żryj stal! - warknął strzelając w zbrojnego co ubił mu towarzysza, samemu połowicznie kryjąc się za drzewem i połowicznie za tarczą, na której oparł kuszę.

Nagły świst i pocharikiwanie jak u gruźlika.
Tyle zdąrzył usłyszeć Devlin nim momentalnie otrzeźwiał. Przed jego oczyma majaczyły sylwetki temerskich żołnierzy wykonujących swój danse macabre. Ich metodyczny sposób zadawania ciosów przywodził mu coś na myśl...
Profilkatycznie obrócił się w stronę skrzeczenia. Konający Fabier właśnie osuwał się na ziemie z czarnym promieniem tkwiącym w jego gardzieli. Rives wybałuszył oczy na widok pocisku.
"Celny i wprawny strzał, był bez szans"
Spojrzał raz jeszcze na walczących i momentalnie uświadomił sobie z kim ma do czynienia.
"Głupi! Że też na to wcześniej nie wpadłeś!”
Nie wiele zwlekając uczynił to co w obliczu spotkania z nilfgaardzką armią należy zrobić - spieprzać jak najdalej. Doskoczył do pobliskiej gęstwiny chaszczy. Padł na ziemię. Serce łomotało mu jak szalone. Wziął głęboki oddech, po czym zsunął swój łuk z ramienia.
Przez krótką chwilę popatrzył na niego w zadumaniu.
"Zbytnio go przeciążam, jak tak dalej pójdzie to za kilka dni szlak go weźmie."
Energicznym ruchem głowy rozwiał wszystkie zbędne myśli. Cały swój świat ograniczył do polanki na której odbywał się krwawy spektakl. Wyciagnął z kołczanu dwie zatrute strzały po czym przeczołgał się kawałek licząc na zajęcie dogodnej pozycji.

Jeden pocisk wbił w ziemie obok siebie, a drugi nałożył na cięciwę. Nagle uświadomił sobie, że ręce mu lekko drżą.
"To z przepicia. Cholera mogłem sobie odpuścić tą jedna butelkę!"
Jednym płynnym ruchem wyłonił się z traw i przyszykował do strzału. Spróbował utrzymać jak najlepszą równowagę co utrudniał mu jednak jego obecny stan ehm... fizyczno-duchowy. Przycelował w jednego z pseudo Temerczyków, który najprawdopodobniej naciągał swoją kuszę. Odległość była spora, lecz mimo to wymierzył prosto w jego prawy bark. Nie chciał go zabić, a tylko wyłączyć z walki. Kusznik z przestrzelonym ramieniem nie jest zdolny ładować swojej broni, a tym bardziej władać mieczem.
Wessał nerwowo powietrze, po czym z wytchnieniem ulgi poluzował palce prawej ręki. Cedrowy promień pomknął wprost pomiędzy walczących...

Cassivellaunus wcale nie miał ochoty stawać do walki, a już na pewno przeciwko bogom dusze winnym żołnierzom Nordlingów. Ale raczej nie miał szans trwać przy postanowieniu trzymania się z boku. W mig zrozumiał opisywane w balladach dylematy legendarnego wiedźmina, który to zawsze próbował zachowywać neutralność. Cassiv nie mógł być neutralnym, wbrew wszelkim upodobaniom i przekonaniu o swojej wyższości ponad takimi błahostkami, jak konflikty z użyciem stali. Do szału doprowadzał go fakt, że jest zmuszony stanąć po przeciwnej stronie niż by wolał. Gdyby nie pieprzony Turglem, dworzanin prędzej spaliłby na popiół głupkowate elfy, zamiast Temerczyków. Czy tam Nilfgaardczyków. Czy kimkolwiek skurwysyny byli.

Minął trupa Fabiera i zrobił to, co po prostu zrobić musiał. Tak mu wypadało, to było w tonie mistrza Bractwa i … wydawało się uczciwe. Szedł śmiało do przodu, wystawił rękę i rozcapierzył palce. W dłoni błysnęły świetliki, zatliły się na bielutkich mankietach eleganckiej koszuli, zatańczyły po spirali wokół przedramienia i zapłonęły niebieskim ogniem, który wkrótce stał się wściekłym jęzorem, podobnym w odcieniu do świńskie juchy. Cassivellaunus z Gors Velen przelewał płomienie z jednej ręki do drugiej, aż żywioł nabrał kształtów i cisnął dwoma ognistymi grotami w dwa różne cele, na krzyż. Jednemu żołnierzowi wycelował w hełm, drugiemu w pierś. Miotał magią tak mocno, że aż zabolały go barki. Wykrzyknął pełen mocy wyzwalacz, a peleryna zafurkotała mu w jedna i drugą stronę, powietrze runęło do przodu i do tyłu, działając nad- i podciśnieniem.

Arhiman był dobrym strzelcem, a stabilność Flawii opartej na tarczy dała mu wręcz idealną pozycję do strzelania. Bełt pomknął w kierunku człowieka, trafiajac go prosto w pierś. Rozległ się donośny krzyk i mężczyzna upadł, wyłączony z walki. Jednego mniej, pomyślał Arhiman, szykując się do kolejnego ruchu.

Devlin natomiast miał nieco gorszą styuację - drżały mu ręce, a drugi ze strzelających napinał kuszę, szykując się do oddania strzału, chyba właśnie w jego stronę! Wystrzelony przez Devlina pocisk minął o parę centymetrów kusznika. Zaklął w duchu i spróbował odskoczyć za najbliższe drzewo, jednak wtedy właśnie jego ciało przeszył ostry ból - bełt wbił mu się w stopę!. Co prawda nie było to szczególnie unerwione miejsce, ale jednak mocno ograniczało jego możliwości ruchowe...
Kusznik jednak długo nie cieszył się ze swego drobnego sukcesu, ponieważ zaraz po tym, jak oddał strzał, w jego stronę pomknął świetlisty pocisk, wystrzelony przez Cassiva. Grot ugodził go w pierś, powalając na ziemię. Powietrze przeszył kolejny wrzask bólu - wydawało się, że mężczyzna nie zginął na miejscu, jednak z całą pewnością nie zrobi już użytku z kuszy.

Ostatnia zareagowała Anouk, którą bardzo zaskoczyła cała sytuacja, a zwłaszcza śmierć Fabiera. Odczepiła swoją kuszę do polowań, jedna nie śmiała wykonać strzału do walczących wręcz, gdyż mogłaby ugodzić któregoś z elfów, dzielnie dających odpór piechurom.

Teraz pozostawała decyzja, czy właczyć się do walki wręcz, która wciąż nie była rozstrzygnięta, czy...?

Arhiman sięgnął palcami w górę i wyciągnął, spod kapelusza maskę, która opadła mu na twarz

Przerzucił Flawię za plecy, trafiając bardzo dokładnie w oba zatrzaski, które przymocowały mu kuszę do pleców. Toporek zza pasa wyciągnął już w biegu. Szarżował lekkim łukiem, tak aby zaatakować piechura, możliwie najbardziej, od strony pleców. W ostatnich trzech krokach skoczył na pseudo temerczyka. Nie był pewny czy to na pewno Nilfgard. Raczej wątpił by ktoś uzbroił swoich w pancerze innego królestwa, ale zapomniał by dać im inne strzały. Z głuchym warknięciem wleciał w przeciwnika taranując go tarczą.

Po pierwszym starciu Cassivellaunus był szczerze zaskoczony odwróceniem sytuacji. Wrogowie wciąż byli groźni, owszem, ale stracili przewagę. Taktyka była fascynującą rzeczą. Żądna ryzyka część mężczyzny sugerowała mu, by spróbował swych sił w szermierce, ale rozsądek to odradzał.Czarodziej odpuścił sobie dalsze uczestnictwo w starciu. Elfy Laruyi i towarzysze mieli szansę wygrać, a możny nie dbał już o to, jakimi ofiarami zostanie to okupione. Prawdę powiedziawszy, uważał że przysługą dla całego Kontynentu byłaby rzeź między długouchymi i Temerczykami. Zresztą to nie była jego specjalizacją, te całe psychokinetyczne sztuczki, a silić się na coś bardziej finezyjnego nie miał zamiaru.
Cassiv asekuracyjnie wyjął taldagę i łukiem ruszył ku ranionemu przez siebie mężczyźnie. Szło o coś więcej niż parę trupów w tym czy innym miejscu, o więcej nawet niż wysłanie w zaświaty Osipa Turglema. Niczym cmentarna hiena arystokrata Koviru okrążył leżącego, uważając by nie zbliżyć się do kotła, z którego dobiegały szczęki kling.
- Ceadmil - powiedział do leżącego w Starszej Mowie, połyskującym butem odsunął na bok jego broń. Kucnął, poczuł spaloną tkankę i ozon. Zza pasa wyjął rycerzowi nóż i ze zniewieściałym obrzydzeniem odrzucił go za siebie. Niczym polowy chirurg zabrał się za ogląd rannego w środku bitwy. O groteskę zakrawał fakt, że mag gotów był w razie potrzeby uleczyć człowieka, którego przed chwilą omal nie zabił. Czego się nie robi dla rozmowy na poziomie.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 29-12-2011 o 22:37.
Arvelus jest offline