Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2011, 21:58   #31
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Trzy elfie ciała leżące przy moście nie wyglądały, jakby zabił je czarownik z legend. Były najzwyczajniej w świecie przeszyte strzałami, chociaż to… jakie to były strzały, zrobiło najwyraźniej na Laruyi wielkie wrażenie.Nikt z drużyny nie kwapił się, by przeszukać ciała. Szlachcic w ogóle chyba brzydził się tych trupów, a Devlin wyglądał, jakby bawiła go ta sytuacja.

- Nilfgaard – skonstatowała od razu Laruyia, podchodząc do trupów. - Czarne lotki. Standardowe wyposażenie cesarskich łuczników. Wyszarpnęła jedną z ciała elfa, podeszła do Devlina i pomachała zaskoczonemu mężczyźnie przed nosem wyciągniętym znaleziskiem.

- To właśnie tkwiło w ciele Osipa? Świetnie, że chciałeś współpracować. - dodała kwaśno.

Zanim Devlin zdążył cokolwiek powiedzieć, podeszła szybkim krokiem do pozostałych ciał i zaczęła je oglądać dokładnie. Czyniła to bez emocji, co wskazywało, że żaden z zabitych elfów nie był jej szczególnie bliski. Po chwili wyszarpnęła z jednego trupa sztylet. Czarny, jak się okazało.

- To też standardowe wyposażenie Nilfgaardu. Ktoś z Południa tu zabija elfy… albo ktoś próbuje wrobić Nilfgaard w taką parszywą masakrę. – przerwała na chwilę i odwróciła głowę tam, gdzie dalej biegła ścieżka.

- Chodźmy – zakomenderowała. Widząc oporną reakcję drużyny, której coraz mniej chciało się nadstawiać karku za cudze problemy, dodała łagodniej – Proszę was o jeszcze trochę wysiłku. Jestem pewna, że niedługo ich odszukamy, a jeśli nie, to obiecuję, że doprowadzę was bezpiecznie z powrotem na trakt do Brugge.

Drużyna ruszyła więc, idąc dalej z lekko kwaśnymi minami. Nie wiadomo było, czy cel ich wyprawy przybliżał ich do znalezienia mordercy Osipa, jednak każde z nich czuło, że tu, przy południowej granicy, działały jakieś niedobre siły. Tylko czy rzeczywiście mierzenie się z nimi stanowiło ich zadanie?
Droga robiła się coraz węższa, zaczęły ją porastać chaszcze i wysokie trawy. Widać było, że ten odcinek był rzadko używany. Zaczęliście się już zastanawiać, czy czasem Laruyia dobrze was prowadzi, kiedy nagle… usłyszeliście krzyki. Niewątpliwie były to elfie okrzyki bojowe, a że wraz z nimi usłyszeliście szczęk oręża, zrozumieliście, że gdzieś w okolicy rozgrywa się potyczka.

Laruyia rzuciła się do przodu jak błyskawica, żadne z was nigdy nie widziało, żeby ktoś biegł tak szybko, i to jeszcze przez gęste chaszcze i trawy. Na chwilę zapomnieliście o znużeniu i rozdrażnieniu i pobiegliście za nią. Najszybciej poradziła sobie zręczna Anouk, zaraz za nią Fabier, potem Devlin, któremu ból głowy już minął oraz Arhiman. Ostatni dobiegł Prospero.
Przed wami znajdowała się duża polana, którą porastało tylko kilka młodych drzewek i trawa. Na środku polany czworo elfów toczyło wyraźnie nierówną walkę z oddziałem ośmiu…

Temerskich żołnierzy?!

Wydawało wam się, że mieliście zwidy. Nie można było sobie wyobrazić żadnego powody, dla którego oddziały temerskie miałyby zawędrować w te lasy, ‘akurat’ na trasę patrolu elfów i jeszcze w dodatku ich atakować. Jednak żołnierze, sześciu piechurów i dwóch stojących z tyłu kuszników nosiło na zbrojach herb Temerii. Albo przynajmniej tak mogło się wydawać z daleka.

Laryuia od razu skoczyła do walki, w tym patrolu musiał być jej ukochany. Nie oglądała się na drużynę, która była kompletnie zbita z tropu. Nikt nie chciał walczyć z wojskiem temerskim bez powodu. Jednak zanim zdążyliście zdecydować, co zrobicie, usłyszeliście świst…

Ciało osunęło się z łoskotem na ziemię, wydając z siebie przy tym obrzydliwe, charczące dźwięki.
Fabier niewątpliwie leżał martwy; temerskie oddziały uznały was także za wrogów.

Jednak ‘temerskość’ waszych adwersarzy została podważona, gdy zauważyliście, jak wyglądał bełt, który zabił Fabiera.

Był cały czarny.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 27-12-2011, 22:53   #32
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Fabier! - zakrzyknął Arhiman, ale nie pobiegł do przyjaciela, a skoczył za najbliższe drzewo, gdzie błyskawicznie przeniósł tarczę z placów na przedramię, po czym naciągnął Flawię i załadował bełt.
- Żryj stal! - warknął strzelając w zbrojnego co ubił mu towarzysza, samemu połowicznie kryjąc się za drzewem i połowicznie za tarczą, na której oparł kuszę.

Nagły świst i pocharikiwanie jak u gruźlika.
Tyle zdąrzył usłyszeć Devlin nim momentalnie otrzeźwiał. Przed jego oczyma majaczyły sylwetki temerskich żołnierzy wykonujących swój danse macabre. Ich metodyczny sposób zadawania ciosów przywodził mu coś na myśl...
Profilkatycznie obrócił się w stronę skrzeczenia. Konający Fabier właśnie osuwał się na ziemie z czarnym promieniem tkwiącym w jego gardzieli. Rives wybałuszył oczy na widok pocisku.
"Celny i wprawny strzał, był bez szans"
Spojrzał raz jeszcze na walczących i momentalnie uświadomił sobie z kim ma do czynienia.
"Głupi! Że też na to wcześniej nie wpadłeś!”
Nie wiele zwlekając uczynił to co w obliczu spotkania z nilfgaardzką armią należy zrobić - spieprzać jak najdalej. Doskoczył do pobliskiej gęstwiny chaszczy. Padł na ziemię. Serce łomotało mu jak szalone. Wziął głęboki oddech, po czym zsunął swój łuk z ramienia.
Przez krótką chwilę popatrzył na niego w zadumaniu.
"Zbytnio go przeciążam, jak tak dalej pójdzie to za kilka dni szlak go weźmie."
Energicznym ruchem głowy rozwiał wszystkie zbędne myśli. Cały swój świat ograniczył do polanki na której odbywał się krwawy spektakl. Wyciagnął z kołczanu dwie zatrute strzały po czym przeczołgał się kawałek licząc na zajęcie dogodnej pozycji.

Jeden pocisk wbił w ziemie obok siebie, a drugi nałożył na cięciwę. Nagle uświadomił sobie, że ręce mu lekko drżą.
"To z przepicia. Cholera mogłem sobie odpuścić tą jedna butelkę!"
Jednym płynnym ruchem wyłonił się z traw i przyszykował do strzału. Spróbował utrzymać jak najlepszą równowagę co utrudniał mu jednak jego obecny stan ehm... fizyczno-duchowy. Przycelował w jednego z pseudo Temerczyków, który najprawdopodobniej naciągał swoją kuszę. Odległość była spora, lecz mimo to wymierzył prosto w jego prawy bark. Nie chciał go zabić, a tylko wyłączyć z walki. Kusznik z przestrzelonym ramieniem nie jest zdolny ładować swojej broni, a tym bardziej władać mieczem.
Wessał nerwowo powietrze, po czym z wytchnieniem ulgi poluzował palce prawej ręki. Cedrowy promień pomknął wprost pomiędzy walczących...

Cassivellaunus wcale nie miał ochoty stawać do walki, a już na pewno przeciwko bogom dusze winnym żołnierzom Nordlingów. Ale raczej nie miał szans trwać przy postanowieniu trzymania się z boku. W mig zrozumiał opisywane w balladach dylematy legendarnego wiedźmina, który to zawsze próbował zachowywać neutralność. Cassiv nie mógł być neutralnym, wbrew wszelkim upodobaniom i przekonaniu o swojej wyższości ponad takimi błahostkami, jak konflikty z użyciem stali. Do szału doprowadzał go fakt, że jest zmuszony stanąć po przeciwnej stronie niż by wolał. Gdyby nie pieprzony Turglem, dworzanin prędzej spaliłby na popiół głupkowate elfy, zamiast Temerczyków. Czy tam Nilfgaardczyków. Czy kimkolwiek skurwysyny byli.

Minął trupa Fabiera i zrobił to, co po prostu zrobić musiał. Tak mu wypadało, to było w tonie mistrza Bractwa i … wydawało się uczciwe. Szedł śmiało do przodu, wystawił rękę i rozcapierzył palce. W dłoni błysnęły świetliki, zatliły się na bielutkich mankietach eleganckiej koszuli, zatańczyły po spirali wokół przedramienia i zapłonęły niebieskim ogniem, który wkrótce stał się wściekłym jęzorem, podobnym w odcieniu do świńskie juchy. Cassivellaunus z Gors Velen przelewał płomienie z jednej ręki do drugiej, aż żywioł nabrał kształtów i cisnął dwoma ognistymi grotami w dwa różne cele, na krzyż. Jednemu żołnierzowi wycelował w hełm, drugiemu w pierś. Miotał magią tak mocno, że aż zabolały go barki. Wykrzyknął pełen mocy wyzwalacz, a peleryna zafurkotała mu w jedna i drugą stronę, powietrze runęło do przodu i do tyłu, działając nad- i podciśnieniem.

Arhiman był dobrym strzelcem, a stabilność Flawii opartej na tarczy dała mu wręcz idealną pozycję do strzelania. Bełt pomknął w kierunku człowieka, trafiajac go prosto w pierś. Rozległ się donośny krzyk i mężczyzna upadł, wyłączony z walki. Jednego mniej, pomyślał Arhiman, szykując się do kolejnego ruchu.

Devlin natomiast miał nieco gorszą styuację - drżały mu ręce, a drugi ze strzelających napinał kuszę, szykując się do oddania strzału, chyba właśnie w jego stronę! Wystrzelony przez Devlina pocisk minął o parę centymetrów kusznika. Zaklął w duchu i spróbował odskoczyć za najbliższe drzewo, jednak wtedy właśnie jego ciało przeszył ostry ból - bełt wbił mu się w stopę!. Co prawda nie było to szczególnie unerwione miejsce, ale jednak mocno ograniczało jego możliwości ruchowe...
Kusznik jednak długo nie cieszył się ze swego drobnego sukcesu, ponieważ zaraz po tym, jak oddał strzał, w jego stronę pomknął świetlisty pocisk, wystrzelony przez Cassiva. Grot ugodził go w pierś, powalając na ziemię. Powietrze przeszył kolejny wrzask bólu - wydawało się, że mężczyzna nie zginął na miejscu, jednak z całą pewnością nie zrobi już użytku z kuszy.

Ostatnia zareagowała Anouk, którą bardzo zaskoczyła cała sytuacja, a zwłaszcza śmierć Fabiera. Odczepiła swoją kuszę do polowań, jedna nie śmiała wykonać strzału do walczących wręcz, gdyż mogłaby ugodzić któregoś z elfów, dzielnie dających odpór piechurom.

Teraz pozostawała decyzja, czy właczyć się do walki wręcz, która wciąż nie była rozstrzygnięta, czy...?

Arhiman sięgnął palcami w górę i wyciągnął, spod kapelusza maskę, która opadła mu na twarz

Przerzucił Flawię za plecy, trafiając bardzo dokładnie w oba zatrzaski, które przymocowały mu kuszę do pleców. Toporek zza pasa wyciągnął już w biegu. Szarżował lekkim łukiem, tak aby zaatakować piechura, możliwie najbardziej, od strony pleców. W ostatnich trzech krokach skoczył na pseudo temerczyka. Nie był pewny czy to na pewno Nilfgard. Raczej wątpił by ktoś uzbroił swoich w pancerze innego królestwa, ale zapomniał by dać im inne strzały. Z głuchym warknięciem wleciał w przeciwnika taranując go tarczą.

Po pierwszym starciu Cassivellaunus był szczerze zaskoczony odwróceniem sytuacji. Wrogowie wciąż byli groźni, owszem, ale stracili przewagę. Taktyka była fascynującą rzeczą. Żądna ryzyka część mężczyzny sugerowała mu, by spróbował swych sił w szermierce, ale rozsądek to odradzał.Czarodziej odpuścił sobie dalsze uczestnictwo w starciu. Elfy Laruyi i towarzysze mieli szansę wygrać, a możny nie dbał już o to, jakimi ofiarami zostanie to okupione. Prawdę powiedziawszy, uważał że przysługą dla całego Kontynentu byłaby rzeź między długouchymi i Temerczykami. Zresztą to nie była jego specjalizacją, te całe psychokinetyczne sztuczki, a silić się na coś bardziej finezyjnego nie miał zamiaru.
Cassiv asekuracyjnie wyjął taldagę i łukiem ruszył ku ranionemu przez siebie mężczyźnie. Szło o coś więcej niż parę trupów w tym czy innym miejscu, o więcej nawet niż wysłanie w zaświaty Osipa Turglema. Niczym cmentarna hiena arystokrata Koviru okrążył leżącego, uważając by nie zbliżyć się do kotła, z którego dobiegały szczęki kling.
- Ceadmil - powiedział do leżącego w Starszej Mowie, połyskującym butem odsunął na bok jego broń. Kucnął, poczuł spaloną tkankę i ozon. Zza pasa wyjął rycerzowi nóż i ze zniewieściałym obrzydzeniem odrzucił go za siebie. Niczym polowy chirurg zabrał się za ogląd rannego w środku bitwy. O groteskę zakrawał fakt, że mag gotów był w razie potrzeby uleczyć człowieka, którego przed chwilą omal nie zabił. Czego się nie robi dla rozmowy na poziomie.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 29-12-2011 o 22:37.
Arvelus jest offline  
Stary 30-12-2011, 11:16   #33
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Piechur powalony przez Cassiva magicznym grotem jęczał i krwawił z rany na piersi - widać było, że długo już nie pożyje, przynajmniej bez leczenia. Nie próbował się szarpać ani uciekać, leżał spokojnie, a jego ciało drżało lekko. Nie odzywał się ani słowem, tylko głuche jęki wyrywały się co jakiś czas z piersi.
Natomiast Arhiman wpadł z łoskotem na piechura, odpychając go o kilka metrów i samemu lekko tracąc balans. Jego przeciwnik upadł na trawę z krzykiem, lecz broni z ręki nie wypuścił. Za chwilę spróbował wstać i ruszyć na krasnoluda...
Tymczasem jednak tuż nad swoim uchem Arhiman usłyszał świst - to ostrze innego z walczących mignęło mu koło ucha. W ostatniej chwili uskoczył, jednak jeżeli krasnolud odwróciłby się do niego plecami, by doskoczyć do uderzonego wcześniej przeciwnika, groził mu cios z tyłu, przed którym na pewno by się nie obronił...


Siła z jaką bełt wbił się w stopę Devlina, wprost zwaliła go z nóg. Wylądował w gęste krzaki jakiegoś cuchnącego zielska.
Jego ciałem wstrząsnął spazm przytłaczającego bólu, rozlewającego się stopniowo z kończyn, aż po czubki jego przetłuszczonych włosów.
Z początku był zdezorientowany , lekko przymulony wypiciem nadmiernej ilości trunków, jednak wkrótce odzyskał choć częściową władzę nad swym umysłem. W przypływie nagłej przytomności zaczął klnąc na wszystko w koło. Nie oszczędzał sobie.
Wyzywał więc „wiatr”, który perfidnie zniósł wymierzoną strzałę, żołnierza imbecyla, co to nie potrafił trafić go raz a porządnie, butelkę wina która niedawno musiał się opróżnić, aż w końcu skończył na Osipie za przyczyną którego musiał znosić to wszystko.
Gdy terapia znieczulająca pomogła, z obrzydzeniem spojrzał na pocisk sterczący z jego stopy. Nigdy nie lubił widoku krwi. Dalej nie umiał się do niej przyzwyczaić, chociaż w swoim życiu widział jej całe hektolitry.
Położył drżącą z bólu rękę na swojej świeżej ranie. Czule pogłaskał sterczący z niej bełt, po czym wprawnym ruchem ręki ułamał go tyle, ażeby miał jaką taką swobodę ruchu. Zawył z bólu. Alkohol w żyłach bynajmniej nie kwapił się uśmierzyć cierpienia. Z pianą na ustach ostrożnie wstał na równe nogi. Pulsujący ból nie dawał o sobie zapomnieć. Mimo to zebrał się do kupy i rozejrzał po miniaturowym polu bitwy.
Arhiman ze swą fantazją szarżował na łeb na szyję, Anouk jak to kobieta stała niezdecydowana nie wiedząc czego chce od życia, a Cassiv w akompaniamencie resztek przygasających światełek, znęcał się nad kusznikiem niedojdą, który jakimś cudem leżał pół martwy na ziemi. Ciekawe…
„Zaczynam szczerze powątpiewać, czy te sieroty to faktycznie Nilfgaardczycy. Żołnierze Cesarza rzadko kiedy pozwalają sobie na podobne błędy!”
Ze swego prostego, skórzanego kołczanu przewieszonego przez plecy, wyciągnął kolejny cedrowy promień. Ocenił obecną sytuację. Wrogie wsparcie zostało właśnie wyeliminowane, a w epicentrum walki szalały elfy i krasnolud. Przy obecnej zatrważającej celności, Devlin nie mógł pozwolić sobie na szycie strzałami pomiędzy walczących.
„Chociaż z drugiej strony jeden zabłąkany pocisk mógłby ucałować rzyć pewnej ususzonej elfki”
Usta wykrzywiły mu się w diabolicznym uśmieszku. Mimo szczerych chęci porzucił swój genialny koncept. Miał chyba jeszcze w sobie choć odrobinę człowieczeństwa (aczkolwiek to pojęcie równie niestałe i głębokie co portowa dziwka).
Swój wzrok skierował więc na klęczącego szlachetkę. Przez chwilę przyglądał mu się z nieukrywanym zaciekawieniem.
„W jakim stopniu opanował moc? Czy w swoim kręgu jest kimś znaczącym? Co kryje się za tą maską pychy i wyniosłości?”
Serie pytań momentalnie przerwał ból okalający jego stopę. Łucznik przywołał się do porządku.
Stwierdzając, że nie ma aktualnie nic do roboty, zbliżył się odrobinę do walczących i ustawił w pozycji strzeleckiej (w taki sposób ażeby nie obciążać zbytnio zranionej nogi).
„Nasz czarodziej przeprowadza najwidoczniej wstępne przesłuchanie… W obecnej chwili to nieco szalony… ale trafny pomysł.”
Przyszykował swą broń do strzału. Jeżeli ktokolwiek zbliży się do Casiva, wypuści w niego całą serię pocisków. Tym razem postara się nie chybić.


Arhiman przeszedł na walkę defensywną. Wcale nie czuł się mistrzem walki wręcz. Miał nadzieję ubić przeciwnika nim ten go zauważy, a nie wdawać się w uczciwą walkę. Cóż. Nie zawsze ma się to czego się chce. Raz po raz odskakiwał w tył, by uniknąć cięcia, innym razem przyjmował je na tarczę. Toporek wciąż sterczał z tyłu, gotowy do ataku, geyby przeciwnik się odsłonił, lub do bloku. Raczej tego ostatniego. Chciał po prostu go zatrzymać. Skoro mieli przewagę to jak najbardziej coś takiego działało na ogólną korzyść.
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 30-12-2011 o 11:20.
Glyswen jest offline  
Stary 30-12-2011, 13:57   #34
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Elfy były świetnymi fechmistrzami. A przynajmniej te konkretne – żołnierze Laruyi na pewno nie byli jakimiś obdartymi Scoia’tael, którzy równie mocno, co zwycięstwa nad ludźmi, pragną kawałka chleba - sposób, w jaki walczyli, przypominał raczej styl wiedźminów – ogromna szybkość i precyzja ciosów, wyszukane parady i uniki sprawiały, że szala zwycięstwa przechylała się powoli na korzyść elfów i wspomagającego ich Arhimana.
Po kilku minutach walki niemal jednocześnie dwóch piechurów wrzasnęło i padło na ziemię; jeden ugodzony ciosem elfki w pachwinę, drugi uderzeniem elfa z patrolu w bark. Pozostało czterech, z czego jeden, zdaje się największy, zmagał się z Arhimanem.
Ten ostatni nie był wirtuozem walki wręcz i sprawiała mu ona więcej trudności niż strzelanie z kuszy – po chwili krasnolud zdał sobie sprawę, że może się tylko bronić i wrogi żołdak jest po prostu lepszy. Do tego czuł się już mocno zmęczony walką. Jednak w walce z przeciwnikiem odsunął się parę kroków od reszty, a elfy nadal były zajęte swoimi adwersarzami. Wiedział, że długo tak nie pociągnie, jeżeli nie zacznie efektywniej atakować…


Kilkanaście metrów dalej Casssiv nadal klęczał nad ciężko rannym żołdakiem, którego stan pogarszał się z minuty na minutę – krew płynęła mu z ust i z nosa, oddychał ciężko i z pewnością mógł umrzeć, jeżeli czarodziej nie postanowi go uzdrowić…

- Do diabła z tobą! - warknął Cassivellaunus, gdy żołnierz zaczął mu konać na rękach. Czarodziej splunął, wiedząc że niewiele już zdziała. Bez mrugnięcia okiem wbił szablę w pierś rannego - skoro nie mógł mieć z niego pożytku adekwatnego do ceny, to chociaż mu ulżył. Koniec końców był humanitarny. Ruszył zrywem na pomoc Arhimanowi, skandując zaklęcie paraliżu na dłoń niby-temerskiego wojownika, tę która dzierżyła broń.

A Arhiman dzielnie przyjmował razy na tarczę, ledwo nadążając za fintami. Cóż. W końcu to strzelec. Skoczył w tył, pod gałęzią, przeciwnik wtedy pchnął z głębokiego wykroku, niemal nurkując pod nią. Ariman ledwo zdążył zablokować atak tarczą i skoczył, by w dwóch krokach obejść drzewo i już biegł na łeb na szyję w stronę pola bitwy, wybierając drogę tak by wykorzystać swój wzrost i mobilność.

Fontanna krwi brutalnie wyrwała się z aorty konającego żołnierza.
Devlin odwrócił gwałtownie głowę.
Tryskająca posoka tańczyła wesoło w rytm gasnącego serca. Z każdą nieubłagalną sekundą leżący kusznik zbliżał się do końca swego spektaklu. Nigdzie jednak nie było słychać owacji ani ciepłych, budujących słów… Umierał sam niczym niedoceniony poeta schlany w jakimś zapomnianym przez bogów rynsztoku.
Wątły płomyk zdawał się niknąć w bezmiarze ciemności, by w końcu ustąpić miejsca tlącemu się dymu. Odległy szczęk stali dał sygnał by opasłe kurtyny zakryły nicość. Sztuka dobiegła końca.

Pośrodku wszechobecnej juchy stał Cassiv ze swoją dostojną, kształtną szablą, niebezpiecznie połyskującą gęstym szkarłatem. Obojętność jego twarzy przywodziła na myśl znudzonego malarza, którego pasja stała się bezwartościową rutyną.
Cała uwaga czarodzieja skupiona była na walczących.
„Przesłuchanie chyba dobiegło końca. O ile w ogóle miało jakikolwiek początek… Cholera!”
Rives z niedowierzaniem spojrzał po raz ostatni na stygnącego trupa.
-Mam nadzieję, że przynajmniej się nie zesrał …
I tylko to jedno zdanie musiało starczyć bezimiennemu na epitafium. Zgrabne podsumowanie życia każdego człowieka…

Łucznik poprawił uwierający go kołczan, po czym z wykrzywioną z bólu twarzą pokuśtykał w stronę Arhimana. Zatrzymał się ok. 40 metrów od epicentrum walk po czym przygotował do oddania strzału w jednego ze zbrojnych pojedynkującego się z jakimś elfem. Wolał nie chybić,
Wciągnął powietrze i naciągnął stękającą cięciwę. Otwarte oko mierzyło prosto w odsłonięte plecy. Lekki wiaterek musnał policzek Devlina. Strzała pomknęła prosto przed siebie.

Tym razem Devlinowi już nie drżała ręka, nic nie zasłaniało pola widzenia i tylko miotający się walczący przeszkadzali mu w oddaniu celnego strzału. Jednak obrał dobry moment i wypuścił pocisk, który, co prawda wymierzony w plecy, trafił jednego z piechurów… prosto w głowę. Nie zdążył nawet krzyknąć – buchnęła krew i przeciwnik runął na ziemię, z pewnością martwy.

Sytuacja tajemniczych piechurów zdawała się być coraz gorsza, ponieważ nie mieli już przewagi liczebnej, a elfy mieczami władały świetnie. Jednak tamci najwyraźniej nie zamierzali się poddać, nawet, kiedy po chwili kolejny zbrojny padł z ręki elfki. Pozostało jeszcze trzech, z czego jeden nadal gonił Arhimana, natomiast pozostała dwójka desperacko broniła się przed spadającymi na nich coraz intensywniej ciosami elfów…

Arhiman powrócił w sam środek walki, pewnie ciągnąc za sobą przeciwnika. Nie wiedział na ile głupi (odważny?) się okaże i kiedy się spostrzeże, że właśnie traci ostatnią okazję by uciec, ale nie przeszkadzało mu to. Po prostu biegł spowrotem, tam gdzie jest reszta i wcale nie musi walczyć sam, w sposób za którym zwyczajnie nie przepada.

Kolejny krzyk, tym razem elfi, przeszył powietrze dokładnie w chwili, kiedy Arhiman dobiegał do pozostalych - jeden z elfów został najwyraźniej ranny, choć chyba nie wyłączony z walki. Kilka sekund po tym zdarzeniu jeden z piechurów, ten właśnie, który zranił elfa, leżał już na ziemi z rozległym cięciem na piersi.
- Jednego zachować! - krzyknęła Laruyia, nadal młócąc ostrzem w kierunku desperacko już broniącego się piechura, który sam walczył przeciwko garstce elfów. Pozostałe elfy najwyraźniej zrozumiały, żeby zostawić go jej do obezwładnienia, i zwróciły się przeciwko walczącemu z Arhimanem.

Ten ostatni był już wykończony walką - dawno się tak się już nie nabiegał i namachał - ale sprowadzenie elfom pod nos przeciwnika okazało się dobrym pomysłem - po chwili żołnierz nie walczył już tylko z krasnoludem, ale był zmuszony do desperackiej obrony przed nacierającymi elfami. Jeden z nich odepchnął poza zasięg walki Arhimana - nie wiadomo, czy nie ratując mu życie, ponieważ ruchy krasnoluda były już słabe i powolne i w każdej chwili mógl przyjąć śmiertelny cios...

Ostrza dźwięczały już tylko przez parę sekund, aż po chwili wszystko umilkło. Zrozumieli, że dwóch ostatnich przeciwników padło i wygrali tę dziwną walkę. Przez chwilę drużyna i elfy stały, oddychając ciężko, potem dwóch z elfów podeszło do ich rannego i zaczęli oglądać, jak głębokie było cięcie. Jednak dopiero po dobrych kilkunastu sekundach przyjaciele Osipa zorientowali się, że jeden z adwersarzy jęczał głośno na ziemi, ciężko raniony przez nachylającą się nad nim teraz Laruyię.

Ciekawe, co będzie miał do powiedzenia.
 
Arvelus jest offline  
Stary 07-01-2012, 11:04   #35
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Laruyia, wciąż ciężko dysząc, rozejrzałą się po pobojowisku, przez chwilę uśmiechając się do jednego elfa, który najprawdopodobniej był jej mężem. Potem przeniosła wzrok na Arhimana, a potem Devlina i odezwała się po chwili:

- Dziękuję wam za pomoc. Być może nie poradzilibyśmy sobie bez was. Jednak nie powiedzieliście nam, że ten tam - wskazała na Cassiva - jest magiem. Ale teraz to nieważne. Zobaczmy, co ten ptaszek nam wyśpiewa - przybrała groźną minę, wskazując mieczem na leżącego żołnierza.
Arhiman nie skomentował. Nie lubił babrać się w przesłuchaniach, choć nikt nie mówi, że nie umiał tego robić.
- Kto się zajmie tym nieszczęśnikiem?
- Ja - odpowiedział elf, do którego wcześniej uśmiechnęła się Laruyia. - Miał dość niski, stanowczy głos. - Zabierzemy go do obozu i tam podejmiemy decyzję.
Arhiman rozejrzał się dookoła
- Więc na co czekamy? - zapytał z lekką pretensją

Przez krótką chwilę Devlin błądził wzrokiem po szkarłatnej trawie. „Ileż to w życiu człowieka może zmienić jedna chwila… Jeszcze wczoraj cieszyłeś się życiem i snułeś ambitne plany na przyszłość, a tu nagle trach! Przed oczami przelatuje ci strzała, a z twojego brzucha wypływają wnętrzności. Patrzysz tylko jak czas przesypuje się przez twoje ręce…”
Jakaś część jego jaźni szczerze żałowała poległych tu żołnierzy. Dobrze wiedział, że to nie dorzeczne. „Albo oni, albo ja”. Jednak wkrótce jego głowę zaczęła drążyć niepokojąca myśl. Czy aby na pewno był wart ich śmierci? Czyż wobec nich nie był tylko zaszczutym nieudacznikiem? Ruchem reki odegnał swe troski. Skupił się na polu „bitwy”. Podszedł do jednego z zabitych. Przyjrzał mu się uważnie. Szukał znajomych rys twarzy… Chciał się upewnić. „Trzeba będzie jeszcze przeszukać zwłoki… i zadać parę pytań rannemu, którego jak widzę dopadł już Arhiman i cała ta zgraja… Cóż… Zajmę się nim kiedy opadną emocje, póki co czeka brudna robota”.
Jak pomyślał, tak zrobił. Choć przyszło mu to z trudem...

Podejrzenia Devlina nie były bezpodstawne. Przy poległych znalazł kilkanaście Nilfgaardzkich monet oraz jeden czarny sztylet, dokładnie taki, jak wcześniej znaleźli przy moście.

Największą jednak uwagę zwrócił na herb Temerii, który nosili żołnierze. Coś w nim było nie tak, ale dokładnie nie wiedzial co. Może ktoś, kto lepiej znał się na heraldyce, stwierdziłby z całą pewnością, co z nim było źle...

***

Cassivellaunus żachnął się na uwagę brzydkiej elfki. Odłożył jeden z oglądanych mieczy żołdaków. Początkowo miał zamiar zaoferować się do przesłuchania jeńca, jednak zrezygnował, gdy okazało się, że nie-wiewiórki mają już wobec pojmanego plany. Nie przystało kłócić się o kolejność torturowania biedaka. Elfy słynęły z wymyślnych form przesłuchań. Właściwie czarodziej był bliski współczucia wobec nieszczęśnika.
- Nasza nagroda - przypomniał chłodno, zbliżając się do grupy i mierząc wzrokiem Laruyię.
Cassivovi wydawało się, że kilku elfów zmierzyło go wzrokiem. Nikt pewnie nie miał pojęcia, co też Laruyia obiecała drużynie, ale ona sama wydawała się spokojnie traktować niecierpliwość maga.
- Dostaniecie ją. Jest w obozie. Wolałabym ruszać teraz, jeżeli nie macie nic przeciwko...

Nikt nie zgłosił pretensji, więc drużyna ruszyła z powrotem do obozu. Elfy trzymały się razem, omawiając bitwę i ciesząc się swoim towarzystwem, choć widać było lekkie napięcie - wciąż nie byli bezpieczni w tych lasach. Drużyna przyjaciół Osipa szła z tyłu w ciszy. Ostatni maszerował Devlin, którego strzała w stopie czyniła wędrówkę wolniejszą niż wcześniej.

Mimo tej niedogodności, wieczorem bez przeszkód dotarli do obozu elfów. Na spotkanie wybiegł powracającym Sentil, kłaniając się Laruyi i jej partnerowi. Krótka wymiana spojrzeń między nimi wystarczyła, by porozumieć się w sprawie więźnia. Półprzytomnego jeńca zawleczono pod jakiś pniak i niespecjalnie delikatnie położono na ziemię.

Do zmęczonej i wyczekującej drużyny, przy której stał już Raul, podszedł Sentil, również wykonując krótki, żołnierski ukłon.
- Dziękujemy wam za pomoc - rzekł zdawkowo - tak jak obiecaliśmy, oto przesyłka od Osipa. - po tych słowach wręczył wam małe pudełeczko...
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 10-01-2012, 13:48   #36
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Więzień elfów nie miał się dobrze. Był ranny i krwawił, jednak to chyba nie przeszkadzało elfom, które natychmiast zaczęły mu zadawać pytania - kim jest i dlaczego nosi herb Temerii. Mówili we wspólnym, tamten jednak kręcił przecząco głową - nie chciał mówić...

Arhiman przyglądał się wszytskiemu z pewnej odległości. Na razie elfy były delikatne. W sumie miał nadzieję, że sobie poradzą. Nie lubił zajmować się przesłuchiwaniem niedelikatnym. Na razie czekał, obserwując i słuchając.

Po piętnastym pytaniu któryś z elfów nie wytrzymał - podbiegł do więźnia i porządnie walnął go w łeb. Tamten krzyknął i krew buchnęła mu z nosa. Jednak nadal kręcił głową...
Laruyia, widząc to, zrobiła parę kroków w stronę przesłuchiwanego, odsunęła nadgorliwego elfa i zaczęła mówić do więźnia... po nilfgaardzku. Gadała do niego długo, a on patrzył się jej w oczy.

Arhiman ogólny sens wywodu rozumiał. Elfka pytała o inwazję, patrole elfów i wioskę. Tamten już nie kręcił głową, po prostu siedział ze spuszczonymi oczami. W pewnej chwili elfka wyjęła sztylet i przystawiła pojmanemu do gardła.

Arhiman niemal nie walną się w czoło. Podszedł do elfów
- Maria, szef woła - słowa skierował wyraźnie do Larui

Laruyia opuściła sztylet z kwaśną miną, podeszła do reszty elfów i Arhimana i powiedziała cicho:
- Nie chciałam go zabić. Przywiążcie go i... zadajcie ból. Wtedy coś powie, jestem tego pewna.
-Czekaj! Daj mi spróbować. On jeszcze nie szcza w gacie. Albo jesteście w tym znacznie lepsi niż was ocenia, a przy Scoia’tael raczej wątpię.
- Dobra - kiwnęła ręką elfka - idź, ale potem weźmiemy go na tortury.
- Jeśli będzie taka potrzeba sam będę brał w tym udział. Dajcie mi wina, niech obserwują nas ukryci łucznicy. Muszę zdobyć jego sympatię.

Laruyia skrzywiła się, ale w końcu kiwnęła głową do jednego elfa, który za minutę wrócił z butelczyną wina. Wręczył ją Arhimanowi, po czym przywódczyni obozu dała wszystkim znak, żeby sobie poszli.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - szepnęła na odchodnem.
- Sądzę, że tak. A jak nie, to właśnie dla tego proszę was byście nas pilnowali. Teraz na ciebie trochę pokrzyczę, tak aby to słyszał. Od razu wybacz ostre słowa...
I zaczął krzyczeć. Obrażał inteligencję elfki, okrucieństwo towarzyszy. Groził konsekwencjami i wyrażał swoją dezaprobatę do takiego traktowania jeńców.
- Idioci- warknął będąc już w połowie drogi do piechura. Pod jedną ręką trzymał beczułkę, a w drugiej dwa kufle. Klapnął na tyłek przed jeńcem, napełnił oba i sam osuszył połowę swojego
- Pij. Widzisz, że nie zatrute, ani nic takiego, a w ilości też go zbyt mało, by mógł cię upić aż do rozwiązania języka... Arhiman jestem... - przedstawił się i dalej upił
Więzień popatrzył zbolałym wzrokiem na Arhimana. Tamten w lot zrozumiał, że więzień wie, że nie jest u Wiewiórek. Wziął łyka i oddał butelkę. Przemówił we wspólnym:
- Co ze mną zrobicie?

Jego położenie, jak domyślał się Arhiman, nie było łatwe. Jeżeli coś powie, zabiją go jego mocodawcy jeżeli odmówi - elfy... Nie miał nic do stracenia.
- Mam nadzieję, że nic - stwierdził Arhiman nalewając sobie znowu wina - Nie chcę niepotrzebnej krzywdy. Masz rodzinę?
- Teraz to bez znaczenia. Zabiją mnie, jak będę chciał wrócić. Nie ma już dla mnie nadziei.
- Ależ czemu? Podsumujmy co się stało. Raz. Elfy okazały się znacznie lepiej poinformowane i miały więcej ludzi niż się spodziewaliście. Dwa. Wpadliście w obławę. Trzy. Cudem przeżyłeś, bo myślały, że jesteś martwy, albo coś. Nie ma to większego znaczenia. Cztery. Poza tobą przeżył jeszcze ktoś. Go zabrały na tortury i to on wyszystko wygadał. Już nie żyje, nie zabiją go znowu. Ty, jak to odpowiednio zagrasz, jesteś czysty i wrócisz do swojej rodziny. Wszyscy są zadowoleni, poza twoimi szefami, choć nie walnąłeś jeszcze żadnych wzniosłych haseł, więc sądzę, że nie jesteś fanatykiem, a kimś komu kazano. Więc jak ci się podoba ten pomysł?
- Wszystkich nas zabili. Kogo niby mieli jeszcze pojmać? Nie wierzę Ci za grosz, lepiej zabij mnie już teraz. Jak nie ty, to oni.
- Zbyt bystrzy nie jesteśmy, co? - zadrwił Arhiman - Całkiem jak długousi. Ja wcale nie próbuję cie okłamać. Tak przedstawisz to u siebie, geniuszu. Podasz nam informacje, które chcemy mieć, a my cię wypuścimy. “Czemu mielibyście mnie wypuścić?” pewnie zapytasz. Otóż ja się pytam czemu mielibyśmy cię zabijać? Nie zaszkodzisz ani nam ani elfom. Nic nikomu nie powiesz i będziesz utrzymywał naszą bajkę, bo wtedy twoi cię załatwią. To jedyny sposób byś przeżył. Teraz rozumiesz?
- Nie wrócę juz nigdzie - kategorycznie zaprzeczył więzień. - Wypuśćcie mnie tutaj - popatrzył na Arhimana - wiem, że nie jesteście Scoia’tael. Oni tak nie walczą.
- Tym lepiej dla nas i mądrzej z twojej strony. Ale najpierw chcemy wiedzieć co i jak. - Arhiman wzruszył ramionami nalewając mu wina - Rozumiesz. Twoi coś kombinują, a my chcemy wiedzieć co. Nie ma w tym nic oryginalnego. Przeprowadzimy kulturalną rozmowę, w której dojdziemy do jakiś sensownych wniosków, po czym rozejdziemy się na swoje strony. Jak będziesz współpracował może uda się jeszcze uszczypnąć coś sensownego dla ciebie, tak aby rozpoczynanie nowego życia było choć troche łatwiejsze - “Kij czy marchewka? Decyduj być-może-Nilfgardczyku” ponaglił go w myślach
Żołnierz wyglądał na zrezygnowanego, jakby pogodził się z myślą, że jest zdany na łaskę elfów i Arhimana. Słabo poruszył głową, co przy dużej dozie dobrej woli możnaby uznać za potwierdzenie.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wiesz coś o wyrżnięciu Suchego Modrzewiu?
- Nie - odpowiedział więzień - wyrzynanie wiosek nie było naszym zadaniem.
- A co mieliście zrobić?
- Zaatakować elfy i zwalić winę na oddziały Temerii. Jeśli chcesz znać moje zdanie - więzień pociągnął dużego łyka wina - to był idiotyzm.
- Dali wam Temerski ciuch ale zapomnieli wymienić strzały?
Więzień uśmiechnął się słabo.
- Kretynizm, prawda? Ale rozkaz to rozkaz.
- Jedno z ciał miało w sobie czarną strzałę... - Arhiman powiedział to przykłądając do ust kufel, wierzył w swoje umiejętności do wyzucia twarzy z emocji, ale nie zamierzał ryzykować
- Nie rozumiem, kto mógł wpaśc na tak głupi plan - powiedział więzień. - Chyba liczyli, że będziecie tak zaskoczeni, że nawet nie popatrzycie na te strzały. Wymyślił to chyba ktoś, kto nigdy nie był na froncie.
- Mówię o mieszkańcu Suchego Modrzewia. Możliwe, że zgubiliście strzałę i ktoś to wykorzystał? Na razie wychodzi na to, że jest, albo była tu i tzrecia siła, która próbowała zrzucić winę na elfy, za masakrę wioski.
- My nie gubimy strzał - oburzył się rozmówca Arhimana, najwyraźniej trochę już podpity. - I nie wyrżnęliśmy wioski. No, ale nie odpowiadam za inne patrole...
- Skoro nikt nie mógł użyć waszej strzały, to ktoś z was odpowiada za Modrzew. Chyba zaczynam rozumieć. Nie ważne. Jest tu dużo więcej patroli?
- Kilka, może kilkanaście wzdłuż linii Jarugi. Zresztą to nieistotne - wkrótce sforsujemy rzekę i na tej ziemi stanie dużo, dużo więcej wojska...
- Czyli Nilfgard, po prostu, szykuje kolejną inwazję, tak?
- Nie ‘szykuje’. To już fakt - zaśmiał się więzień - Za kilkanaście dni będziecie mieli na karku całą potęgę Cesarstwa. Moja śmierć, czyjakolwiek śmierć, niczego już nie odwróci.
Arhiman przez chwilę analizował informację. Kolejna wojna? Bogowie. Nie!
- Jak dobrze pójdzie to nikt dziś nie zginie. Zgodnie z zasadami “kulturalnej dyskisji”. Skoro to ma być już kilkanaście dni to po co te wygłupy? Takie niesmaki wprowadza się na miesiące, lub lata przed rozpoczęciem wojny. Teraz, nawet gdyby elfy uwierzyły, że to Temeria ich zaatakowała to nie miały by czasu by się porządnie odgryźć.
- Ja nie wiem, jakie były plany dowództwa - odpowiedział więzień na wywód Arhimana - Slyszałem jednak o powstaniu w Wyzu... Wyzimie i wiem, że elfy są w gorącej wodzie kąpane. Może, gdyby to lepiej przygotować?
- Rozumiem. W końcu nie od dziś dowódcy wiedzą więcej niż ich podkomendni. Wiesz cokolwiek o magu co nienawidzi elfów? Taki pod czterdziestkę, pociągła twarz i duże ciemne oczy
- Hmmm - żołnierz zamyślił się. - Może chodzi ci o Starca z Gór.... słyszałem tylko legendę o nim, ale nie wiem, czy jest prawdziwa. A czemu akurat o to pytasz?
- Elfiakom odbiło. Spotkaliśmy jakiegoś kolesia. Jak im o nim opowiedzieliśmy to one zaczęły nam opowiadać o tym magu. Byłem ciekaw kontropini. Dobra, ja chyba wiem już wszystko co chciałem. Idę pogadać z długouchymi. Pewnie też będą chcieli cię wypytać.
Arhiman stał i otrzepał się
- Oszczędziłeś sobie wiele bólu. Mądrze zrobiłeś.
Odszedł do elfów zostawiając mu wino
- Jeśli mówi prawdę to jest źle - Arhiman opowiedział Laruyi czego się dowiedział i o umowie “kulturalnej rozmowy”. - Przepytajcie go, upijcie, czy co tam chcecie, a potem zabijcie. Tylko tak aby nawet nie zauważył. Strzała w potylicy lub skroni. Mimo wszystko współpracował. Należy mu się chociaż tyle.
- Dziękuję Ci za pomoc, przyjacielu Osipa - uśmiechnęła się Laruyia. Zrobimy to... delikatnie. Otworzyliście już paczkę? - zmieniła temat po chwili, kiwając ręką do swoich podkomendnych, aby zajęli się więźniem.
- Albo zatrzymaj swoich. Może mag na coś się zda. - powrócił krasnolud do poprzedniego, nim jeszcze zdążyli odejść ponad kilkanaście kroków. Albo któryś z reszty będzie chciał go o coś zapytać. - Nie znam się na magii... a przesunięcie tego o kwadrans nie zaszkodzi.
- Dobrze - Laruyia krzyknęła coś w stronę elfów i pomachała im ręką - chociaż nie wiem, co jeszcze użytecznego da się z niego wyciągnąć...
Arhiman tylko wzruszył ramionami
- Idę zobaczyć co z paczką.
 
Arvelus jest offline  
Stary 10-01-2012, 18:30   #37
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Przez pewien czas Devlin stał na uboczu udając, że próbuje ściągnąć but z którego wystawał kawałek ułamanego bełtu. Ból stawał się coraz bardziej nieznośny. Droga która musieli przebyć z powrotem do obozu elfów była dla niego istną katorgą. Z całą pewnością ta niepozorna rana będzie wymagała odrobiny uwagi. W końcu nogi to aktualnie jego jedyny środek transportu.
Nagle z tłumu długouchych wyłonił się znajomy elf, trzymający jakieś zawiniątko. „To z pewnością był Sentil, ten który zaskoczył nas w Suchym Modrzewiu. Cholera… Suchy Modrzew… co to za nazwa? Poczucie humoru rodem z północy.”
Przez plecy łucznika przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ścieżka którą kroczył ze zawziętością ślepca zdawała się rozwidlać. Stał przed wyborem… TAK! W końcu miał wybór! Wreszcie trzymał los w swoich rękach. Pytanie tylko co wybierze? Mógł przecież starać się zapomnieć o Osipie i całej przeszłości, nie był jeszcze tak stary… Ale czy chciał ciągle uciekać? Czyny świadczą o wartości człowieka. Kim zatem był Devlin? „Cholera jestem żałosny…”

Arhiman skończył i podszedł do reszty, po udanym przesłuchaniu. Był z siebie zadowolony.

Rives wyprostował się z gracją starca. Przemęczenie i liczne trudności życiowe dodawały mu przynajmniej 15 lat zmarszczek i siwizny. Podjął decyzję. Postawił wszystko na jedna kartę. Porzucił stare, przetarte szlaki. Nigdy juz nie wróci do tej zbutwiałej, gnijącej powłoki.
Przepełniony chwilą, ruszył niezgrabnie na spotkanie z przeznaczeniem.
-Wezmę to - rzucił pospiesznie po czym wyrwał paczkę z rąk zdezorientowanego Sentil’a.
Odwrócił się twarzą do swych towarzyszy, po czym delikatnie zaczął dobierać się do paczki.

Dębowe pudełko, które wziął Devlin, było niewielkie - z pewnością za małe, żaby zawierało jakąś broń, albo dużą ilość kosztowności. Zresztą od razu wszyscy czuli, że nie to Osip chciał im przekazać i zabezpieczyć.

Łucznik ostrożnie otworzył pudełeczko. W środku znajdowały się tylko dwie rzeczy… zapisana kartka papieru i… niewielka piramidka, z wygrawerowanym symbolem półksiężyca. Identycznym, jak na sygnecie waszego zmarłego przyjaciela.
Zapisana kartka była natomiast niewątpliwie listem. Adresowanym do przyjaciół Osipa, oczywiście.

Jeżeli to czytacie, ja prawdopodobnie nie żyję, a paczkę dostaliście od Laruyi. Ostatnie wydarzenia na pewno musiały wami wstrząsnąc. Piszę ten list w wielkim pośpiechu. Prawdopodobnie Północ znowu ogarnia wojna. Jeśli stało się to, o czym myślę – pojawił się Starzec, to absolutnie nie ma czasu do stracenia.
Wszyscy ci, którzy twierdzą, że Starzec to legenda albo baśń, mylą się. On istnieje naprawdę, ma swoje plany i cele i choć są one dla mnie częściowo skryte tajemnicą, to, czego dopuszczał się w przeszłości, wystarczy, żeby domniemywać, że tym razem planuje coś strasznego. Z jego pojawieniem się zawsze wiąże się śmierć, ból i strach. Jest istotą na wskroś przesiąkniętą złem, nie tylko w starych elfich podaniach.
Na pewno wiele już przeszliście i być może macie dosyć tego, co na Was sprowadziłem. Nie jest to dla mnie łatwe, tak jak łatwym nie był dobór moich przyjaciół do tego zadania. Jednak muszę Was obarczyć jeszcze jedną misją.
Znajdźcie domek Vysogoty z Corvo na bagnach Pereplutu. Znaliśmy się… długi czas, wiem, że ze wszystkich ludzi on właśnie miał najwięcej wiedzy dotyczącej Starca z Gór. To, co otrzymujecie wraz z listem, pomoże wam w dostaniu się tam.
Zdaje sobie sprawę, że to może być za dużo dla Was. Ale uwierzcie mi, nikt nie nadaje się do tego lepiej niż Wy właśnie, mimo, że może wam się na razie wydawać inaczej.
Jeżeli w Nilfgaardzie wpadniecie w tarapaty, szukajcie Argona Dantyra. To Nilfggaardczyk, ale porządny człowiek, pomoże wam.
Bądźcie ostrożni tam, na południu. Jeżeli Starzec już zaczął działać, wojna będzie najmniejszym zmartwieniem. Ufam, że będziecie wiedzieli, co zrobić z informacjami, które zdobędziecie u Vysogoty.

Powodzenia, przyjaciele. Za jakiś czas zrozumiecie, dlaczego Was właśnie wybrałem.


Rives przeczytał list ze stoickim spokojem. Poniekąd odczuwał zawód. Właściwie to sam nie wiedział czemu. Musiałby być zupełnym głupcem, by spodziewać się rozwiązania całej tej sprawy za sprawą magicznej skrzynki. Odsunął niepokojące myśli na później. Jeszcze będzie miał czas na ich dogłębne przemyślenie. Zresztą, czy to aby nie swego rodzaju powrót do tego przed czym ucieka?
Spojrzał kątem oka na związanego więźnia. „Może się nam przydać…”
Wręczył skrzynkę z całą zawartością stojącemu nieopodal Raulowi po czym w milczeniu skierował się w stronę przesłuchiwanego. Mrugnął przechodząc obok Arhimana. “Mam nadzieję, że go zbytnio nie obił”.
 
Glyswen jest offline  
Stary 10-01-2012, 18:32   #38
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Devlin spojrzał na Arhimana z niejakim zaciekawieniem w oczach. Nie zapytał jednak o nic. Po prostu szedł dalej nie zważając na resztę. W końcu zatrzymał się przed więźniem. Zmierzył go surowym oficerskim wzrokiem, po czym przysiadł obok niego. Podniósł z ziemi butelkę jakiegoś wina. “Zapewne kolejne wioskowe szczyny”. Upił łyk, ażeby utwierdzić się w tym ponurym przekonaniu. Przez chwile oboje siedzieli w ponurym milczeniu. W powietrzu unosił się odór strachu i swego rodzaju nienawiści. W końcu łucznik zagadał w nilfgaardzkim
-Jak się nazywacie?

- Nilfgaardczyk? Jesteś szpiegiem? - zapytał z nadzieją w głosie żołnierz, kierując wzrok na Devlina.

-Nie odpowiedziliście na moje pytanie. To trochę niegrzeczne, nie sądzicie? W Wojsku chyba jeszcze uczą nieco szacunku? - głos Devlina miał ciepły, przyjacielski ton. Kontrastował raczej z tym co przed chwila powiedział.

- Nazywam się Gaheris... Wszystko, co wiem, powiedziałem już temu... krasnoludowi. - spojrzał Devlinowi w oczy, nie wiedząc, czego się spodziewać.

-Hm… zatem lepiej dla ciebie byłoby, ażebym nie okazał się cesarskim szpiegiem. W przeciwnym wypadku musiałbym cię zabić za zdradę stanu, czyż nie?

- I tak mnie zabiją - odrzekł więzień smutno - jak nie elfy, to Nilfgaardczycy.

- Widzisz... I tyle nam dają w zamian za lata wiernej służby. Ech... Mówię ci Gaheris życie jest gówno warte. - uśmiechnął się lekko, szczęściem dla nilfgaardczyka brzydsze lico Devlina skrywała ciemność.- Byłeś kiedyś w Stolicy?
- Nigdy. I nie będę. Ale jakie to ma teraz znaczenie?

-Szczerze? To żadne. Ale w sekrecie mogę ci powiedzieć, że wiele straciłeś. Złote Wieże mogą wprawić niejednego w zachwyt. I te dziwki... Powiadam ci, czyste i zadbane. Pocięli Cię mocno? -nagle zmienił temat.

- Właściwie w ogóle - odparł więzień - nie ma różnicy, czy im powiem teraz, czy na torturach, prawda? Dla Cesarza na pewno nie ma różnicy, wiesz o tym, jeśliś rzeczywiście jest z Nilfgaardu.

- Po prawdzie to jestem z Gemmery i swego czasu miałem pecha gościć w progach NASZEJ armii. Ale wiesz co ci powiem? Cesarza gówno obchodzi los takiego jak ty czy ja. Jesteśmy tylko częścią jednej wielkiej machiny. A jeżeli jakiś trybik się w niej popsuje to logicznie rzecz biorąc należy go wymienić... Zatem nasza śmierć zostaje zniżona do rangi jakiegoś rutynowego, czasem nawet odrażającego zabiegu... jak choćby sranie - każdy będzie patrzył na ciebie z nieukrywanym obrzydzeniem, pomimo faktu, że przed chwilą sprawiłeś mu błogą ulgę. Naprawdę jesteśmy tyle warci? Czy uważasz, że zasługiwałbyś na więcej? - sięgnął ręką do pasa zza którego wyciągnął małą skórzana torebkę. Zanurzył w niej palce, po czym w świetle mroku ukazał się kawałek szarego płótna. Nasączył je winem po czym obłożył miejsca z których saczyła się krew więźnia. Po udanym zabiegu zabrał sie za swoją stopę. Ostrzem czarnego nilfgaardzkiego sztyletu rozciąl dno buta po czym delikatnie obmywał zaognione miejsca. Przez cały czas doglądał reakcji siedzącego obok żołnierza.

Gaheris przyglądał się temu dość obojętnie. Być może pogodził się ze swoim losem, albo alkohol pozwolił mu zapomnieć o bólu. Jednak po skończonym zabiegu uśmiechnął się słabo do Devlina, wyrażając tym wdzięczność...

- Wydaje mi się, że zasługujemy chociaż na godny pochówek, a nawet to armia nie zawsze potrafi zapewnić. Pomógłbyś mi gdyby to nagle okazało się, że jednak będziesz żyć? - Devlin nie przestawał opatrywać swojej nogi.

- Jak miałbym ci pomóć, Gemmerczyku? - spytał słabo więzień. - Chyba niewiele w tej sytuacji mogę dla Ciebie zrobić.

- Och mylisz się, możesz wiele. Pod warunkiem, że będziesz żył. Wyciągnę cię z tego gówna, ale w zamian pojedziesz ze mną na południe... I nie bój się, w naszym interesie jest nie wpaść w ręce jak to mawiają na północy - czarnych. A kiedy załatwimy tam pewna rzecz będziesz wolny i udasz się gdzie tylko chcesz. To chyba uczciwy układ?

- Nawet gdybym chciał, to nie mógłbym tam pojechać - żołnierz stanowczo pokręcił głową. - Nilfgaard niedługo sforsuje Jarugę, nie przedrzecie się. Nie macie szans, nawet w przebraniu. Musielibyście się... nie wiem, teleportować?

- A kto mówił o przedzieraniu się przez Jarugę -mrugnął do niego okiem - My kulturalnie przejdziemy. Póki co odpocznij i przemysł moją propozycję. Potrzebna Ci też będzie fachowa pomoc - spojrzał w stronę swoich towarzyszy. Pospiesznie założył opatrunek po czym pokuśtykał w stronę Laruyi i reszty.

- Gemmerczyku - rzucił na odchodnem więzień. - Ani ja, ani tym bardziej wy, nie przedrzecie się przez armie Nilfgaardu. Wiem o tym i ty, jeśli też służyłeś, to wiesz. Jeżeli znajdziecie inny sposób, by tam dotrzeć.. pójdę. Ale inaczej... wolę umrzeć tutaj.
 
Glyswen jest offline  
Stary 10-01-2012, 22:37   #39
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
***

Jeżeli to czytacie, ja prawdopodobnie nie żyję, a paczkę dostaliście od Laruyi.
[...]

Powodzenia, przyjaciele. Za jakiś czas zrozumiecie, dlaczego Was właśnie wybrałem.

***

- Vysogota z Corvo - powtórzył Prospero Cassivellaunus ze zniechęceniem. Miano zdawało się nie być mu obce. Czarodziej parsknął, objął palcami swą przystojną szczękę i pogładził nieco już szorstkawą brodę, niezadowolony z faktu, że nie ma jak się ogolić. - Osip, ty draniu...

Dworzanin przyglądał się kolejno twarzom towarzyszy. Pójdą na cholerne bagna Pereplutu? Oblicze Anouk jak zwykle było zimne i sprawiało wrażenie zobojętniałego na otoczenie... na dh’oine. Ze skotowaciałych rysów Raula również niewiele dało się poznać.
- Chyba nie rozważacie tego na poważnie? - zapytał grupę coraz bardziej zasępiony mag. - Pędzić prosto do Cesarstwa?
- Zbliża się wojna. Nilfgaard ma już swoje oddziały po drugiej stronie Jarugi - skontrował Arhiman. - Tydzień, dwa i zacznie ofensywę, jeśli wierzyć jeńcowi. Nazwij mnie wariatem, ale idę. Od lat chciałem wyrwać Osipa na jeszcze jedną wyprawę, ale był już zmęczony. Skoro nie mogę z nim to chociaż dla niego... Jeśli nie zamierzasz zrobić tego dla niego to rzeczywiście nikt nie może mieć ci za złe wycofanie się... skoro sam nawet nie potrafię logicznie wytłumaczyć tego, czemu idę.
- Nie mówiłem, że chcę się wycofać - Cassiv kolejno akcentował wyrazy i głoski, jak na lekcji retoryki, sztucznie i elegancko. - W obliczu konfliktu północ-południe to podwójne samobójstwo. Wezmą nas za szpiegów. Poza tym, mam zobowiązania. Chcę z wami wypełnić wolę Osipa, ale niczego nie obiecuję. Potrzebuję czasu. Bractwo musi się o wszystkim dowiedzieć...
- Wyruszę pewnie jutro świtem. Nie wiem czy sam czy z kimś z was. Devlin pewnie pójdzie. A wy? - zapytał krasnolud, zwracając się do elfki i Raula.
Anouk spojrzała poważnie na Arhimana i po chwili odrzekła:
- Nie powiem, żeby wyprawa na kraniec świata była jakimś moim marzeniem. Ale jestem to winna Osipowi. Jeśli to ma być rzeczywiście jego ostatnia - rzuciła jeszcze raz wzrokiem na list - wola, to pójdę. Ze względu na niego.

- Wiem, kto z nami na pewno nie pójdzie - dodał kovirski magnat, wydając się być złym. Nawet Anouk czuła zobowiązania względem Turglema. - Fabier. Dość lekko się dogadałeś z jego mordercą, krasnoludzie.
Ten wzruszył ramionami.
- Walka ma swoje prawa. A i my wybiliśmy jego towarzyszy. Oni próbowali zabić nas a my ich. Nam się to udało skuteczniej, ale i im częściowo. Nie można przenosić rutynowego starcia do życia prywatnego. “To jest WOJNA!”. Bo każde starcie jest małą wojną.

Czarodziej wciągnął głośno powietrze i bił się z myślami. Bagna Pereplutu! Musiałby chyba zwariować. Koniec końców odszedł na stronę, za towarzystwo wybierając sobie muła.

***

Do stojącego Arhimana, który rozważał właśnie czekającą go wyprawę, podeszła Laruyia. Popatrzyła na trzymającego pudełeczko Raula, potem na odchodzącego gdzieś Cassiva, koniec końców zwracając się do krasnoluda.
- Ze wszystkich ty chyba najwięcej nam pomogłeś - zaczęła powoli - jeżeli zechcesz mi wyjawić, co takiego przekazał wam Osip, może będę w stanie wam pomóc... Zakładam, że to jakaś misja, sądząc po tym, że się spieracie - dodała, wykazując się dobrą percepcją.
- Bawimy się w bohaterów i ruszamy wgłąb zmobilizowanego do wojny, spodziewającego się szpiegów, więc bardzo czujnego Nilfgaardu, dogadać się z kolesiem którego nigdy nie widzeliśmy na oczy, aby powstrzymać Starca, w którego legendę nawet nie do końca wierzę. Czy jesteśmy już dość szaleni, byś stwierdziła, że bezpieczniej się w to nie mieszać? - zapytał krasnolud z lekkim uśmiechem, zupełnie bez jadu w głosie.
- Do Nilfgaardu? Osip wysyła was do Nilfgaardu? - Laruyia rozszerzyłą oczy ze zdumienia. - W takim razie... musi mieć dobry powód. Jeżeli Starzec... nawet nie chcę o tym myśleć - pokręciła głową.
- W każdym razie być może będę w stanie wam pomóc. Wybieramy się w stronę Brugge, gdzie, jak słyszałam, przybył ostatnio Zoltan Chivay, który dowodzi... oddziałem podobnym do naszego. Podobno jest tam także czarodziejka Triss Merigold, z którą mógłby was skontaktować. Jeżeli ktoś jest w stanie przeprawić was do Nilfgaardu, to chyba tylko ona - zakończyła Laruyia, kręcąc lekko głową i patrząc wyczekująco w stronę Arhimana. Ten myślał przez chwilę ze zmrużonymi oczyma, drapiąc się po niewielkiej (jak na krasnoluda) brodzie.
- To już jest jakiś plan. Choć nie znam ani Zoltana, ani Triss. Nie widzę powodu dla którego mieliby nam pomóc
- Zoltan pomoże wam, jeśli go o to poproszę, a Triss... cóż, czarodziejom pewnie trzeba płacić - wzruszyła ramionami elfka.
- Hahahaha - za głośno oznaką wesołości kroczył nie mniej radośnie Cassiv. Zgodnie ze swoją manierą wtrącił się nieproszony, i rzecz już znana, znikąd, stając bez skrępowania przy dyskutujących, jakby był tam od dawna. W dłoni trzymał lusterko, mocno zakrawające na część damskiej kosmetyczki. - Płacić? Za taką usługę byle mag policzy sobie połowę skarbca króla Dezmoda. Nie stać was na Merigold. Darujcie, że nieładnie podsłuchiwałem.
- Racja - potaknęła Laruya - drogo was to będzie kosztować. Ale nie widzę innego wyjścia - nie wróżę wam udanego przedarcia się przez siły Nilfgaardu - żachnęła się
- Przyjmując, że mielibyśmy czas i wierzymy jeńcowi, wystarczyłoby gdzieś się ukryć i przeczekać, aż armia przejdzie koło nas. Tylko to by musiała być BARDZO dobra kryjówka i raczej nas za dużo na coś takiego. Nie masz jakieś sztuczki która by nam pomogła? Wybacz ewentualną ignorancję, nie znam się na magii, a w moich stronach wyglądała ona zdziebko inaczej... z resztą to bez różnicy... też się na niej nie znałem...
- Znam jedno takie zaklęcie. Piorun kulisty. Wtedy grzecznie możemy przeczekać przemarsz wojsk, schowani w grobach. Innej drogi nie widzę. Nilfgaardczycy chyba zostawią trupy w spokoju. - Po wywodzie mocno przyprawionym ironią, Cassivellaunus pacnął się w czoło. - Czy to był żart?! Chcesz tu czekać przez całą kampanię Czarnych? Ofensywa armii to nie tylko jeden przerzut chłopa. To pociągi taborów i wozów, wedety i tylna straż, sztab oficerów na ogonie. Jeszcze dezerterzy, jednostki pomocnicze, komanda przeciw partyzantce... teleport to jedyne rozwiązanie, przy tym i tak niewiele lepsze.
- Dobra, pomysł nie do końca był przemyślany - wzruszył ramionami Arhiman - wychodziłem z założenia, że łatwiej przedrzeć się przez pół armii niż przez całą. Przydałoby się więcej informacji...
- Na przykład skąd znasz Triss? - teraz pytanie magnata, który okazał się magnatem nie być, zostało skierowane do brzydkiej elfki. - Ona faktycznie mogłaby czegoś takiego dokonać...
- Ja osobiście nie znam - odrzekła Laruyia. - Jednak słyszałam, że dotarła do Brugge. Mógłby was z nią skontaktować Zoltan Chivay, którego faktycznie znam.
- Tylko skąd, do cholery, wytrzasnąć taki szmal? - myślał na głos brodacz - Przez dłuższy czas polowałem do potwory, ale, do stu diabłów, nie jestem wiedźminem, aby w ten sposób zarobić takie pieniądze...
- Po czarodziejach nigdy nic nie wiadomo - odezwała się Laruyia. - Może poprosi was o przysługę zamiast zapłaty?
- Nie znam się na magach... nie miałem z nimi, wiele, do czynienia i nigdy nie wychodziło to z mojej inicjatywy. Może sama wiedza o planach Czarnych, będzie w cenie.
- Może. Tak czy inaczej, musicie się decydować. My niedługo stąd odchodzimy.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 10-01-2012 o 22:40.
Mivnova jest offline  
Stary 14-01-2012, 21:11   #40
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Gaheris miał rację, myślał Rives, sforsowanie Jarugi może być piekielnie trudnym zadaniem. Jednak, Nilfgaardczycy to też ludzie… zawsze istnieje jakaś szansa. Przy odrobinie szczęścia… „Cholera! Osip miałeś wyobraźnię! Ebbing… Wolne żarty… Prawie, że drugi kraniec świata! Blisko Gemmery…” Gdzieś w odmętach świadomości Devlina zamajaczyła intensywnie niepokojąca myśl. Mur, który tak skrupulatnie budował przez te wszystkie lata zdawał się chwiać pod naporem lekkiego wietrzyku. Czy aby na pewno warto go niszczyć?
Nagły, rozrywający ból w stopie brutalnie wyrwał Rivesa z jego chaotycznych przemyśleń. Łucznik zerknął na ziemię, szukając przyczyny swego nieszczęścia. „Korzeń… Zwykły korzeń.” Przez moment chciał kopnąć krnąbrny kawał drewna, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Zawsze mógł jeszcze sobie połamać palec… Wziął głęboki wdech i uspokoił swój przyśpieszony oddech. Spojrzał raz jeszcze w stronę towarzyszy, po czym ostrożnym krokiem ruszył w ich kierunku. Przez moment przysłuchiwał się skrawkom dyskusji, następnie z finezją i taktem małego dziecka wtrącił się do rozmowy.
- Potrzebny Ci ten Nilfgaardczyk? – zagadał z niechęcią do Laruyii – Być może będzie miał szansę przysłużyć się sprawie Osipa…
- Nie - odrzekła krótko Laruyia - wszystko, co chciałam wiedzieć, już wiem. Możecie go sobie wziąć.
- Zatem niewątpliwie SKORZYSTAMY z twojej ofiarności - Rives uśmiechnął się z przekąsem. - Ma ktoś z was może kawałki czystego płótna i nieco wina? Igłą i nićmi też nie wzgardzę.
Elfka skinęła głową na jednego ze swoich podkomendnych, wskazując na stopę Devlina. Kiedy ten odszedł, powiedziała.
- Zaraz dostaniesz jakieś bandaże. I zioła uśmierzające ból.
- Gaheris również wymaga drobnej uwagi... Moja stopa może poczekać - być może nadużywał nieco gościnności elfów, ale z drugiej strony jak dają to bierz.
- Gaheris nie pomógł nam w walce - odrzekła ironicznie Laruya - więc to on poczeka.
Nie było sensu się upierać. Skinął tylko głową na znak, że zrozumiał. Devlin wolał nie zapadać elfce w pamięci bardziej, aniżeli było to konieczne.
- Jaka jest więc wasza decyzja? Idziecie do Zoltana czy próbujecie na własną rękę - elfka widać nie chciała już więcej przedłużać, zwłaszcza, że powoli zbliżała się noc.
- To nie mamy jeszcze żadnego planu? - Rives spojrzał na Cassiva, nieco rozbawiony. - Liczyłem na to, że nasza przyszłość, pokoniunkcyjny wybryk natury zrobi jakiś hokus pokus i wszystko będzie z górki... I co tu teraz począć? Forsowanie Jarugi prosto w ręce Czarnych, jak rozumiem, nie będzie was zadowalało?
Prospero Cassivellaunus poczuł się urażony słowami Devlina.
- Wedle życzenia - syknął z miną panny, którą ktoś klepnął w tyłek. - "Hokus pokus", nic mnie to nie obchodzi. No, faktycznie macie z górki. Brugge, Nilfgaard, jedźcie gdziekolwiek, w cholerę.
Mag chwycił oburącz swoje lusterko i udał na stronę, brutalnie ciągnąc uzdę muła.
- Elfy, psychopaci, Czarni, Triss Merigold, wojna... - mruczał przy każdym kroku.
- Chyba, że jednak wracamy do chowania się w pniu drzewa - zakpił Arhiman, na wpół z siebie, a na wpół z Cassiva. - Brugge dobre jak każde inne. Zostać tu nie możemy, a tam mamy jakąś możliwość. Może coś wymyślimy po drodze, a może to JEDYNA możliwość. Tak czy siak, Brugge jest lepszym wyborem niż jakikolwiek inny.
- Cóż... - dodał Devlin - Jaruga nie ucieknie... Jeśli aktualnie nikt nie wpadł na coś bardziej szalonego... To nie widzę przeszkód.

***

- Łoj... mag chyba się wykruszył... Czyli trza jeszcze Raula zapytać - Arhiman rozejrzał się wokół w poszukiwaniu ostatniego z towarzyszy.
Raul stał niedaleko, nie wtrącając się w rozmowę. Być może czekał na decyzję reszty?
Tak naprawdę popadł zwyczajnie w apatię zapoczątkowaną przez nudną podróż, rozwiniętą, przez brak zajęcia i wzmożoną kretynizmem rozmowy, którą usłyszał. Dobrze przynajmniej, że zechciało mu się przeczytać list.
- Może warto. W sumie dość zabawnie się was słuchało. A teraz czas na wywód w stylu największych padalców z akademii. Jeśli chcecie się gdzieś dostać, warto wiedzieć GDZIE TO JEST. Tak się składa, że znam kawałek świata, jak nie z doświadczenia to z map. I powiem wam, że do Ebbing, a zwłaszcza do Pereplutu najłatwiej się dostać drogą morską-rzeczną. Czyli czym? STATKIEM! Nie po trupach czarnych. Moja propozycja. Wyruszamy do Cintry i tam wynajmujemy kajuty w statku kupieckim zahaczającym o interesujące nas miejsce. Dalej traktem ewentualnie rzeką. Zanim padną wątpliwości. Pokój Cintryjski tyle przynajmniej dobrego przyniósł, że są tam względnie mile widziani tak Nilfgaardczycy jak i Nordlingowie, Ech... Może zbyt napastliwie. Ale wnerwia mnie już to, ze nie wiem co gonie. Nic mnie nie doprowadza do wrzenia jak to.
- Nilfgaard spodziewa się szpiegów. Nie wpuści “turystów” do siebie. Niestety, najprostsze drogi odpadają... - pokręcił głową krasnolud. Pomysł był niezgorszy, ale akurat nie w kontekście wojny.
- Mówisz serio? - kontrował Raul. - Wojna o której nikt jeszcze nie wie wstrzyma handel będący jedną z głównych broni cesarstwa? Wystarczy się pospieszyć. A i o szpiegostwo nie oskarżą takiej zbieraniny jak my. Prędzej o rozbój.
- W sumie... zakupienie towarów, byśmy wyglądali na brygadę kupiecką, będzie, na pewno, tańsze niż usługi tej Triss.
- Ja tam wolę się zaciągną na rębajłę do ochrony statku. To bardziej przekonujące. Wiesz, ci ze Skellige nadal mogą mieć uraz o Lwicę.
- Pomysł ma sens. Ale za szybko by już się decydować. Idąc do Cintry i tak zahaczymy o Brugge, bo przez Jarugę raczej chyba nie zaryzykujemy przeprawy, więc możemy pomyśleć po drodze. Ale rzeczywiście, wstępnie, idea ochrony statku bardziej mi odpowiada.
- Na cokolwiek się zdecydujemy, musimy to zrobić szybko - ocenił trzeźwo Raul. - Wojna tylko wszystko utrudni. A powiem ci szczerze. Nie wydaje mi się rozsądne szukanie ani Triss, ani Chivaya. Czarodziejki mają to do siebie, że się teleportują, a i krasnoludy na terenach ogarniętych gorączką nienawiści rasowej nie wiele brakuje do uzyskania tej zdolności.

***************

Cassivellaunus miał ledwie jeden dzień na zorganizowanie dobrej, relatywnie bezpiecznej transmisji na kilkaset mil. Z juków Lebiody dobył sprzęt i zabrał się bez mitrężenia za konstruowanie prowizorycznej wersji przekaźnika z leśnych materiałów. Główny element urządzenia stanowiło małe zwierciadło z permanentnym zaklęciem teleprojekcji. Umiejscowił je na gałęzi, pod którą zidentyfikował intersekcję w postaci wodnej żyły. Za jej sprawą miał zamiar dynamicznie przetwarzać Moc, zgodnie z autorską teorią na ten temat - oto moment sprawdzianu dla akademickiego gaworzenia. Kocami zarzuconymi na krzaki ochronił się przed światłem słonecznym i w tym niby-szałasie inkantował formuły, wsparte kompozytami somatycznymi, popularniej zwanymi po prostu gestami.
Połączenie było jakie było, a przez wzgląd na Starca z Gór mag nie ważył się puszczać silnego echa. Cassiv nie miał nawet pojęcia, kto z magicznego uniwersytetu da radę wychwycić jego wołanie.
- Ban Ard? - mężczyźnie wydawało się, że magiczne zwierciadło przedstawiło jakąś sylwetkę. - Ban Ard?

Połączenie było nawet słabsze, niż Cassiv się tego spodziewał. Niemniej jednak po chwili oczom maga pojawiła się rozmyta sylwetka niegdysiejszego rektora Katedry Wiedzy Niemagicznej, a następnie rektora całego Ban Ard - Stefana z Oxenfurtu.
- Rozumiem, Prospero Cassivellaunusie z Gors Velen, że to jakaś bardzo istotna i niecierpiąca zwłoki sprawa. - Przerwał na chwilę - Czy... włóczysz się właśnie po lesie? - dodał z nieukrywanym zdziwieniem.
- Prywatne sprawy - odparł lakonicznie czarodziej, w duchu odetchnąwszy z ulgą, że ktoś odpowiedział. Teraz skupił się na stabilizowaniu projekcji. Nie miał ochoty prosić o pomoc rektora - chodziło o prestiż. - Prywatne sprawy zawiodły mnie do Brugge. Ale to mniej istotna kwestia. Najpierw chciałbym zapowiedzieć być może dłuższą absencję w Ban Ard i tym samym niemożność sprawowania funkcji adiunkta katedry magii antropocentrycznej. Poza tym, witam szanownego konfratra.
Czarodziej dał chwilę rektorowi na przyswojenie wiadomości, która przez jakość mogła być zniekształcona.
- Pomijając wspomniane zdarzenia o charakterze osobistym, zdobyłem informację cenną dla Bractwa i jednocześnie proszę o jej przekazanie dworowi Thyssenidów. Po pierwsze: na granicy z Nilfgaardem doszło do prowokacji. Cesarstwo stara się podjudzić nieludzi w Królestwach Północy poprzez maskaradę. Czarni udają Temerczyków i prowadzą działania zaczepne. Czy aby cały przekaz dotarł?
Przez chwilę rozmówca nie odzywał się, więc Cassiv nie był pewien, czy rzeczywiście był słyszalny. Jednak po minucie Stefan z Oxenfurtu przemówił ponownie, powoli i wyraźnie
- Zdajesz sobie sprawę, że tak niepoparte dowodami oskarżenia, przesyłane na dodatek drogą magicznej komunikacji, mogą mieć niewielką wartość zarówno dla bractwa, jak i dla dworu Thyssenidów? Zastanawiałbym się, czy w ogóle słuchać takich dziwnych wieści, ale rzeczywiście mieliśmy już kilka raportów o niezwykłej aktywności Nilfgaardu w rejonie Jarugi... - przez chwilę jakby zastanawiał się, co powiedzieć dalej.
- Czy masz coś jeszcze do dodania?
- Oświadczam - Cassivellaunus spodziewał się podobnej reakcji - że jestem w pełni władz umysłowych, a informacje przeze mnie przekazywane mogą być wartościowane jak tylko będziecie chcieli. Po drugie, na terenie, na którym się znajduję, działa komando elfów z Brokilonu, które ma odrębne cele od wiewiórek. Myślę, że szczególnie Enid się na tę wieść ucieszy.
Magik darował sobie więcej sarkazmu i po prostu kontynuował.
- Po trzecie, schwytany Nilfgaardzki żołnierz jest pewny rychłej ofensywy Cesarstwa. Z tą wiadomością byłbym najbardziej sceptyczny, jednak uważam ją za godną przekazania. Po czwarte, wioska Suchy Modrzew została wycięta w pień przez nieznanych sprawców. Wnioski i prognozy do wyciągnięcia przez wywiady królewskie. I wreszcie po piąte, wyłącznie do wglądu Bractwa: z masakrą może mieć coś wspólnego aktywność niejakiego Starca z Gór. Wiele wskazuje na to, że osobnik ten powinien trafić pod jurysdykcję konfraterni. Aha, i co istotne... jego istnienie jest faktem.

Tym razem reakcja rektora byłą szybsza niż wcześniej.
- To, co mówisz o elfach i aktywności Nilfgaardu jest cenne, zwłaszcza, że jak mówiłem, raporty... - tutaj urwał na chwilę, sylwetka rozmazała się, jakby Stefan zaczął chodzić po swojej komnacie.
- Tym niemniej Starzec z Gór... - rzekł już innym tonem rektor - to przecież stara elfia legenda i z tego, co się orientuję, niezbyt mądra, czyż nie? Co pozwala ci sądzić, że jest bardziej wiarygdna niż inne bajki i mity?
- Elfy z komanda pod dowództwem niejakiej Laruyi zdają się podchodzić do tejże “legendy” bardzo poważnie. Moje prywatne sprawy również się z tym osobnikiem krzyżują. Niemniej... - Cassiv wzruszył ramionami, jakby chciał zaznaczyć, że poniekąd podziela niedowierzania rektora - może to tylko jakieś narzędzie propagandy. Przy okazji, jak obrady w Loc Muinne? Zadecydowano o powstaniu Kapituły?
Cassivellaunus nie przypominał o swojej kandydaturze, ale jego zamiary i dociekania w tym pytaniu były jasne. Był jeszcze ciekaw, jak stoją jego interesy, jednak na podobne pytanie Stefan mógłby się obrazić. Magom na wysokich stanowiskach przewracało się w tyłkach, a prosić ich o przysługę było samobójstwem. Kamienie szlachetne i giełda musiały czekać na osobisty dogląd.
- Och - ożywił się rektor - nie słyszałeś o Loc Muinne? - Całe Bractwo, a właściwie cała niekopiąca ziemniaków Północ nie żyje niczym innym od jakiegoś czasu... - zachichotał z własnego żartu rektor.
- Co w tym takiego zabawnego? - mag czuł się już znużony zaklęciem.
- Nic - spoważniał nagle rektor. - Jednak jeśli rzeczywiście nie słyszałeś, to krótko...
Stefan z Oxenfurtu w kilkunastu zdaniach streszczał coraz bardziej zaskoczonemu Cassivovi przebieg obrad w Loc Muinne, włącznie ze smokiem, wiedźminem i ucieczką Radowida.
- Nigdy nie lubiłem Filippy - stwierdził na koniec Cass, zupełnie nie wierząc w to, co usłyszał. Kontynent stawał na głowie. Smoki i wiedźmini! - Merigold, Eilhart, wszystkie skończą pewnie jak Sabrina. Królowie rozpalą stosy. I słusznie. A Sheala? Ona też dała się wciągnąć w intrygę?
- Mówiłem ci - odrzekł rektor - wybuchła!
- Szkoda. Z tej bandy suk była jedyną, z którą szło się dogadać. Wracam do swoich spraw. Nie uwierzysz, ale wybieram się do Nilfgaardu. Z raportami mogą być problemy. Wytyczne?
- Do Nilfgaardu? - rektor wydawał się być osłupiały - Możesz przez to stracić stanowisko! Mam nadzieję, że to kiepski żart, Cassivelaunusie!
- Żyjemy w dziwnych czasach, Stefan - niedawny adiunkt Ban Ard mówił ze swoistym rodzajem smutku. Wiedział, że rektor ma rację, sam dopiero co gotów był dokładnie to samo powiedzieć przyjaciołom Osipa: ta sprawa to wariactwo, rozsądniej jest zapomnieć o Starcu i Vysogocie. - Legendy ożywają na naszych oczach, wiedźmini zabierają się za politykę, a czarodzieje rzucają dobrze płatne rezydentury na rzecz... cholera wie czego. Przekaż informacje Thyssenidom, tak jak prosiłem. Mam szczerą nadzieję, że Loc Muinne nie będzie kresem dla idei odnowienia Kapituły. Trzymam kciuki za starania. Więc masz jaką radę, czy nie? Przydałoby się coś o Starcu z Gór.
Połączenie rozmazywało się, Cassiv robił się zmęczony, a sylwetka Stefana z Oxenfurtu zniekształcona. Jednak ten ostatni był jeszcze słyszalny, choć słabo.
- Daj sobie spokój z legendami i wyprawą do Nilfgaardu, bo uznam, że postradałeś zmysły! Powinieneś wracać tutaj, do Ban Ard. Nie jest bezpiecznie być magiem w dzisiejszych czasach, o nie... Przemyśl wszystko jeszcze raz, a ja zapomnę, że gadałeś jakieś bzdury, dobrze? - powiedział spokojnie Stefan.
- Zadziwiasz mnie, Stefan. Brzmisz jak defetyści przed Sodden. Skoro nie wróżysz mi kariery przez cursus honorum, nie pozostaje mi nic innego, jak droga Vilgefortza. Szykuj dla mnie miejsce w Kapitule, przyjacielu, bo czuję w kościach, że Loc Muinne to błahostka przy tym, co się wydarzy. Słowo daję, nie bawiłem się tak dobrze od czasów akademickich. Wiesz co? Thanedd chyba mnie czegoś nauczyło. Czarodziej powinien brać sprawy w swoje ręce. No to biorę.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 14-01-2012 o 21:28.
Mivnova jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172