Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2011, 14:54   #39
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Architekt otworzył wolno oczy i zamrugał kilkakrotnie powiekami. Widok, który mu się ukazał nie pozostawiał żadnych złudzeń. Amy trzymająca go w ramionach. Anioły fruwające na nieboskłonie. Dziwne bo był pewien, że czekają go raczej otchłanie piekielne. Z daleka dobiegało do niego echo jakiś głosów. Czyżby wszyscy święci? Należało wstać i ucałować dupę św. Piotra, że go tutaj wkręcił. Nie zaprzątał sobie jednak głowy niczym innym niż rozkoszowanie się niczym nieskrępowaną radością. Uśmiechnął się słabo do Amy.

- Hej aniołku.

- Witaj Will - Fox obdarzyła go krótkim uśmiechem po czym puściła ramiona mężczyzny i odsunęła się nieco.

Mimo, że jego przyjaciółka odwzajemniła uśmiech to Architekt zaczynał dochodzić do wniosku, że nie wszystko jest takie jak myśli. Wracały wspomnienia, pojawiały się pytania, głosy z otoczenia stały się coraz bardziej wyraźne. Tylko chwilę zajęło mu uświadomienie gdzie jest. Leżał na ziemi w przewróconym fotelu podłączony do aparatury, którą używano do schodzenia w sny. Byli w Wenecji. W hotelu, który swoim przepychem zdawał się rzucać wyzwanie niebu, ale do łona Abrahama jednak wiele mu brakowało. Zaraz czy Amy czasem nie była martwa? Wyglądało na to, że jednak udało jej się “bezpiecznie” przeżyć własną śmierć. Podłączał kable i powoli podnosił się z podłogi.

-Chryste Amy... Nawet nie wiesz jak się cieszę.

Wszystkie tłumione emocje w jednej chwili wyszły na zewnątrz. Will dał im upust przełamując swoją angielską naturę i z całych sił przytulił do siebie fałszerkę.
- Will zaraz mnie udusisz - wyszeptała. - I przy okazji dzięki za szałowe wdzianko naczelnika - w głosie kobiety słychać było coś pomiędzy irytacją a rozbawieniem. Nim zdążyła powiedzieć coś więcej zaczęły się pretensje i ataki kierowane w stronę Architekta.

On sam przypatrywał się temu wszystkiemu z względnym spokojem większą uwagę poświęcając w tej chwili Amy i otrząśnięciu się z ostatnich wydarzeń. W głębi ducha wiedział jednak, że prędzej czy później nadejdzie moment kiedy będzie musiał wszystko wyjaśnić. Widok szalejącego jak tur Ekstraktora dla człowieka o łagodnym usposobieniu nie nastrajał zbyt optymistycznie. Zwłaszcza kiedy w pamięci miało się wspomnienie chłodnej lufy pistoletu przystawionej do czoła Architekta i odgłos pociągania za spust. To coś czego nie zapomina się łatwo. Człowiek ten miał jednak swoje powody i w innych okolicznościach Anglik sam mógłby dać się ponieść podobnym emocjom. W tej chwili domagał się od niego jakiś wyjaśnień i miał do tego pełne prawo. Will oparł się o stół i chrząknął cicho.

- Wiem. To jest... Wydaje mi się, że wiem - spojrzał wymownie na Amy.
- Ta kobieta, Amy Fox... Znamy się od dość dawna. Nie spodziewałem się jej w tym miejscu. Było to tak niespodziewane, że myśl o niej musiała przedrzeć się do mojej podświadomości i... No cóż ty akurat miałeś pecha doświadczyć tego skutków.

-Wybacz, ale nie rozumiem. - odezwał się Nobody - Większość osób kogoś tu zna nie wyczynia... Takich rzeczy. Jak... Jak jej obecność mogła spowodować tak nagłe zmiany? Skoro nie panujesz nad tym wszystkim już teraz, to jak miałbyś robić to przy domniemanej incepcji?

Will spodziewał się właśnie takiej reakcji. Dlatego nie dał się wyprowadzić z równowagi. Skierował swoje spojrzenie na młodego Chemika, z którym jeszcze nie był zaznajomiony.

- Nie muszę ci się tłumaczyć chłopcze.
Postanowił jednak, że jak najbardziej jest to im winny i po chwili znów podjął wątek.
-Ta kobieta... Jest dla mnie jak siostra. Gdybyś ty był odpowiedzialny za stworzenie snu, a w ostatniej chwili pojawiła się tu twoja matka uwierz mi, że w najlepszym wypadku wszyscy ssalibyśmy smoczki w przedszkolu. To podświadomość i ona nie ma takiej nazwy bez powodu.

-Do wydobycia potrzebni są profesjonaliści, ludzie którzy znają się na rzeczy – powiedział Dominic – W incepcji potrzebni są najlepsi z najlepszych. Jak mamy jej dokonać, skoro choć najmniejszy impuls tak na Ciebie wpływa.

Architekt pokiwał głową z zadumą. Młody nie mówił wcale od rzeczy. Will już raz próbował i nie skończyło się to tak wcale dobrze. Ile jeszcze cudów mógł przeżyć?

- Nie prosiłem o tą robotę. Ktoś sam mi ją zaoferował. Jeśli to zrobił to albo jest szalony, albo potrafi ocenić człowieka lepiej niż ktokolwiek z nas. Takie akcje jak to co miało miejsce tam w więzieniu nie powinny się zdarzyć. Nie zdarzą się już więcej. Macie na to moje słowo.

Przypomniało mu się to czego doświadczył tam w pogrążonym w chaosie zakładzie karnym, to czego nie mówił nikomu innemu i zastanowił przez chwilę czy sam wierzy we własne słowa.

-Słowa są jak wiatr. Potrzebujemy czegoś więcej. Potrzebujemy gwarancji. Tam na dole nie będzie odwrotu i dobrze to wiesz. Taka akcja potrzebuje silniejszej mieszanki. Nie bez powodu używa się normalnej wersji mieszanki. Silniejsza niesie za sobą konsekwencje. Jeżeli mamy tam zejść, musimy być pewni. Każda decyzja niesie za sobą konsekwencje.

Anglik zaśmiał się krótko, ironicznie, jeśli chłopak w to wierzy to jego sprawa. On sam wierzył w co innego. Odpowiedział mu jednak z pełną powagą.

- Nikt nigdy nie da ci gwarancji jakiej oczekujesz. Kiedy celem jest premier jednego z najpotężniejszych światowych mocarstw na świecie to tym bardziej jej nie otrzymasz. Jeśli znasz lepszego Architekta to zadzwoń do niego a ja jeszcze zdążę złapać samolot. Jeśli nie to zajmij się tym w czym jesteś dobry. Ja zajmę się tym w czym wydaje mi się nie jestem wcale taki zielony. Wszystko na ten temat.

Architekt rozejrzał się tylko po sali czekając czy ktoś będzie miał problem z tym co powiedział.

-Gwarancja to może nie najlepsze słowo... Potrzebujemy większej pewności. Wchodząc z tobą do takiego snu, to jak wejście pośród wrogą armię uzbrojonym jedynie patyk. Zawsze jest możliwość, że może Ci się udać. Ale ta szansa jest tak bardzo zbliżona do zera, że nie chcę się w nią nawet uwierzyć. - Nobody wiedział, że teraz będzie tylko mówił. Prawda jest taka, że zdecydował się już dawno na to wszystko, podczas spotkania z Antoniną. Tylko jej rezygnacja mogłaby go od tego zamiaru odwieść. Jeżeli jest osoba, której ufał, to właśnie jej - Mówisz, że to się już nie powtórzy. Mówisz także, że nie panujemy nad podświadomością. Co do drugiego się zgadzam, ale jedno z drugim się wyklucza. To jest realne zagrożenie.

Zmarszczki na czole Willa zrobiły się nagle bardziej widoczne. Widać było, że tym razem panowanie nad sobą przychodzi mu już z wysiłkiem.

- Masz jakiś problem chłopcze? Uważaj bo następnym razem jak wejdziemy do snu to pojawisz się właśnie na wrogiej pozycji z patykiem w kieszeni. Nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz, więc takie opinie zachowaj dla siebie.

Sprawę postanowił załagodzić Koroniew.

- Mr. Nobody, nie wiem czy pan wie, ale w takich akcjach obowiązuje pewna hierarchia. Nasz Architekt nie znalazł się w drużynie bez powodu. Jeśli kwestionujesz jego umiejętności, to tak, jakbyś kwestionował decyzję samego Extractora i Point- Mana! Ja ufam ich decyzji, a ty? Pamiętaj, że bez ich zgody nie byłbyś między nami. Rozumiem twoje wątpliwości, ale to nie ty układasz akcję, nie znasz jej całościowego planu- Extractor na pewno przy takiej akcji nie zaufałby pierwszemu lepszemu człowiekowi. Ja mimo obiekcji, które wyłuszczyłeś, ufam, że Architekt wie co robi- Rosjanin wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale zamyślił się i zamilkł ponownie.

-Nie znam całościowego planu, ale nie trzeba go znać, żeby zauważyć, że ktoś tu porządnie nawalił. Na ulicy możesz stracić życie. We śnie... Trafiając do limbo możesz być tam uwięziony na wieczność i jeszcze trochę. Samemu. Gdy się obudzisz nie wiem czy będziesz w stanie powiedzieć więcej niż trzy słowa. Znam się na tym co robię i wiem jakie są konsekwencje naruszenia pewnych zasad.

- Mały, zostaw to - demon podniósł się z klęczek, przytrzymując się nogi posągu. - Will nie jest tu winny. Przynajmniej nie jakoś bardzo - otrzepał szaty z kurzu. - Pilnuj się następnym razem, Brytolu. Jeśli będzie jeszcze jakikolwiek następny wspólny raz. Wszyscy, a przynajmniej większość mamy tutaj osoby, na których nam zależy. Jak zaczniemy naginać akcję pod swoje miłostki, to wszystko się sypnie. Will nie zrobił nic złego - powtórzył. - To nie on zabił Amy. A teraz myślcie sobie sami, skoro jesteście tacy pewni siebie - rzucił do Pointa. - Dominic, trzeba sprawdzić urządzenie i nasze prochy. Idziemy.
I pogwizdując, ruszył w stronę splątanych ostatnimi wydarzeniami kabli urządzenia.

Ku zdziwieniu Architekta młody odpuścił i to bez słowa skargi. Tak duży był autorytet Brazylijki? Z jego punktu widzenia Nobody wyglądał w tej chwili jak posłuszny piesek, który szczeka wtedy kiedy mu karzą. Rzeczy o które go oskarżał rzeczywiście nie były jego winą i niewiele brakowało a użyłby ścian żeby zmiażdżyć chłopaka. Jego cierpliwość jest duża, ale to był długi i ciężki dzień.

Will był pewien, że coś jest nie tak. Wyczuwało się to w powietrzu, ale nie mógł dokładnie stwierdzić co. Dziwne zachowanie Chemiczki zdawało się tylko to potwierdzać. Od jakiegoś czasu słuchał zdań wypowiadanych przez członków grupy tylko jednym uchem. Odruchowo zerkał bowiem w górę na ręcznie malowany fresk. Miał dziwne wrażenie, że co jakiś czas zmieniają się w nim małe, prawie niedostrzegalne szczegóły. Początkowo zdawało mu się, że jego wyobraźnia dopowiada to sobie. Jeśli nawet nie, to zawsze mogła to być robota podświadomości śniącego czyli Turysty. Dręczyło go to do tego stopnia, że jego wzrok coraz częściej padał na sufit będący wyobrażeniem nieba jakiegoś włoskiego artysty. Wyraz twarzy niektórych postaci, ich położenie, oświetlenie, wszystko to zdawało się być odrobinę inne za każdym razem gdy spoglądał na fresk. W końcu zyskał całkowitą pewność. Scena zmieniała się dosłownie na jego oczach i to w taki sposób, że ledwo udało mu się zachować zimną krew. Jeden z niewinnie wyglądających aniołków zaczął zmieniać się w przerażającą karykaturę samego siebie. Istota, która spoglądała na nich z góry była takim wynaturzeniem, że Architekt nie wyśniłby jej sobie nawet w najgorszych koszmarach. Sprawy przybrały na tyle poważny obrót, że czas już było powiadomić resztę o swoim odkryciu. Wyciągnął prawą rękę w górę z wystawionym w przód palcem wskazującym.

- Tam... Patrzcie tam. Ten obraz się zmienia.

Amy powędrowała wzrokiem za Architektem. Niemal odruchowo przysłonił dłonią usta stwierdzając przy tym, że wcale nie chciała tego widzieć.
- To chyba wystarczający dowód na to, że coś się sypie – mimo ogromnej niechęci jeszcze raz spojrzała na sklepienie – dosłownie. A skoro się sypie trzeba się stąd zabierać. Chyba, że nadal jest jakiś powód dla którego tu jesteśmy tylko nikt nie raczył nas o tym poinformować – spojrzała pytająco na Willa.

- Nie patrz na mnie słońce. Ja to tylko projektowałem. W każdym razie na pewno w planach nie było tego czegoś u góry - widać było po nim, że także nie podoba mu się to wszystko. Nie był do końca przygotowany na to co się działo, ale miał czas żeby oswoić się z dziwnymi rzeczami wokół nich. Demon, którego postać przybrała Antonia był na pewno jedną z nich. Po krótkiej chwili skierował, więc wzrok w stronę Chemiczki podejrzewając, że jest ona jedyną osobą chociaż trochę obeznaną w tym temacie.
- To o takim zagrożeniu mówiłaś?
- Raczej... o mniejszym - powiedział demon wolno, wodząc wzrokiem po sklepieniu.
- Wiejcie. Wszyscy. Poza budynek. Will, stwórz mi wielkie ognisko i też uciekaj. Zamknę to lub dam wam czas.

Demon widocznie miał jakiś plan. Ekstraktor i Point Man nie protestowali, że chwilowo to Brazylijka objęła dowodzenie, może doszli do tego samego wniosku co Will, że jest jedyną osobą, która wie co się dzieje. Poleciła mu stworzyć wielkie ognisko. Czemu do cholery? I co ona chciała zamknąć? W przeciągu zaledwie minuty w głowie Architekta zaroiło się od pytań na, które chciałby znaleźć odpowiedź. Uczeń Chemiczki miał jednak rację. Trzeba będzie odłożyć to na później. Poza tym wierzył w osąd Brazylijki. Już raz jej zaufał i wcale tego nie żałował. Sprawy paranormalne były widocznie jej dziedziną. Tutaj nawet Point Man i Ekstraktor wydawali się zagubieni. Przerażała go sama myśl jak można zdobyć wiedzę na ten temat. W tej jednak chwili musiał skupić się na tyle, żeby przezwyciężyć wszelkie wątpliwości i skupić się na tym czego chciał od niego demon.

-Odsuńcie się od środka.

Wyobraził sobie górę krzeseł i mebli rzuconych jedno na drugie. Pięła się ona na tyle wysoko, żeby po podpaleniu powstało z niej sporych rozmiarów ognisko. Nie było czasu na zaściankowe wyobrażenia. Już raz popełnił błąd podczas ratowania Amy i nie zamierzał go powielać. Dla zoszczędzenia czasu skoncentrował się na tym, żeby każde stworzone przez niego krzesło, stół i szafka było od razu pokryte benzyną. Stos rósł szybko, zwykłe drewniane krzesła i szafy zaczęły piętrzyć się pogrążając pod sobą PASIV, stół i wszystko co na nim było. Członkowie Teamu zaczęli odsuwać się na boki, bo produkowane kolejne krzesła zaczęły osypywać się po brzegach tworzonej góry, z łoskotem lądując na marmurach. Na koniec Will pomyślał jeszcze o zwykłym drewnianym kiju zakończonym szmatą, pokrytą łatwopalną cieczą. Chciał stworzyć tym samym prowizoryczną pochodnię.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 28-12-2011 o 14:56.
traveller jest offline