Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2011, 18:24   #7
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Smukły drow wszedł do przestronnej, bogato wyposarzonej komnaty. Po lewej stronie, pod ścianą stało masywne, drewniane biurko. Zasłane było licznymi pergaminami, przedmiotami niewiadomego pochodzenia i kilkoma innymi przedmiotami. Regały znajdujące się po drugiej stronie pomieszczenia zajęte były przez niezliczoną ilość ksiąg i tub na zwoje. Na ścianach nie zajętych przez regały wisiały mapy Podmroku i Krain. W pomieszczeniu znajdowały się także dwa przestronne stoły przeznaczone do wykonywania skomplikowanych doświadczeń, o czym świadczyły znajdujące się na nich przyżądy.

Va’lear usiadł na fotelu znajdującym się przed biurkiem. Rozsiadł się wygodnie, w najmniejszym stopniu nie tracąc czujności. Miał sporo czasu. Przyglądał się z zaciekawieniem kilku przedmiotom, których przeznaczenia nie mógł odgadnąć. W końcu magowie to dziwne osoby. Niczego jednak nie ruszał. Najmniejsza zmiana w ułożeniu czegokolwiek mogłaby zdradzić jego obecność, a to wiązałoby się zapewne z szybkim i bolesnym zakończeniem jego kariery i życia.

Minuty mijały powoli. Czas dłużył się niemiłosiernie. Mimo to mroczny elf spokojnie, wytrwale oczekiwał na właściciela owej komnaty. Upewnił się, że broń bez problemu i bezszelestnie wysuwa się z pochwy. Sprawdził, czy wszystkie dodatkowe elementy jego wyposażenia są na miejscu. Wszystko było w należytym porządku.

Drzwi do komnaty uchyliły się bezgłośnie. Równie cicho do komnaty wszedł wysoki, szczupły drow odziany w długą, zdobioną szatę która szeleściła cicho. Jego białe włosy opadały na ramiona, kontrastując z ciemnym materiałem ubrania. Kierował się w stronę biurka. Kolejny krok, który miał wykonać ów drow zawisł w powietrzu. Na podłogę spadły pierwsze krople krwi. Znajdujący się za magiem Va’laer przytrzymał swoją ofiarę, by ta upadając na ziemię nie zainteresowała nikogo. W końcu drowy nie hałasują.

Zwłoki ułożył na fotelu. W otwartych oczach martwego maga widać było ciągle mieszaninę przerażenia i zdziwienia. Jak widać nie był gotowy na śmierć, nie w swojej enklawie spokoju na morzu intryg i wszechobecnej śmierci.

Drow wytarł dokładnie swoje ostrza, zanim je schował. Przyglądał się przez moment pierścieniom, ktore zdobiły prawie wszystkie palce nieżywego. Po chwili zdjął jeden z nich, chowając go do sakiewki.


Upewnił się dwukrotnie, że nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Następnie skierował się do drzwi, ostatni raz rzucając okiem na pomieszczenie które opuszczał. Stojąc przy drzwiach przez dłuższą chwilę nasłuchiwał w skupieniu. Upewniwszy się, że nie ma nikogo na zewnątrz, otworzył drzwi wychodząc na ciemny korytarz.

Pół godziny później kierował się do swojego zleceniodawcy ze zdobytym przedmiotem po zapłatę. Delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy.


Dwa dni wcześniej


Va’lear przyglądał się zdobytemu szkicowi domu rodziny Duskryn. Mało znacząca rodzina w Menzoberranzan, jednak główny czarodziej domu, Menter Duskryn posiadał coś, czego pragnął zleceniodawca Va’leara.

Drow wpatrywał się w zdobyczną mapę. Znał ją na pamięć. Tak samo jak wszystkie możliwe drogi dostania się do i z kompleksu. Mimo to analizował wszystko po raz kolejny. Po kilku minutach zwinął pergamin i schował do jednej z tub, którą odłożył na półkę.

Ubrał się, schował wszystkie elementy uzbrojenia i wyszedł z pomieszczenia. Ciemnym korytarzem skierował się do wyjścia z systemu korytarzy, w których się znajdował. Następnie ruszył w stronę jednego z niewielu wzniesień, z którego widać było całe miasto. Usiadł na swoim ulubionym kamieniu, przyglądając się świecącemu w ciemnościach miastu. Klejnot Podmroku. Miejsce śmierci i intryg. Nikt nie mógł czuć się w nim bezpieczny. Nikt nie mógł dożyć w nim spokojnie starości. Mimo to Va’lear kochał to miasto na swój sposób. Był z nim dziwnie związany. Nie potrafił jasno określić czym jest ów związek, czuł go jednak bardzo dobrze i nie był w stanie temu zaprzeczyć.


Pół godziny później drowi zabójca stał w jednej z licznych uliczek miasta. Rozglądał się uważnie po okolicy. Nigdy nie można być pewnym, że spotkanie to nie zasadzka. Oczekując na swojego informatora, przyglądał się wchodzącym i wychodzącym przez stare, niepozorne drzwi mieszkańcom Menzoberranzan. Nieliczni wiedzieli, że za przegnitymi drzwiami znajduje się luksusowy burdel, który jako jeden z niewielu oferuje usługi drowich samic. Va’lear zastanawiał się czemu matka opiekunka Baenre toleruje w swoim mieście tegu typu przybytki rozkoszy. Burdele same w sobie były miejscami znanymi i nikt nie miał zamiaru ich likwidować, jednak usługi świadczone przez drowie kobiety były rzadkością. Żadna drowka nie zdecydowała się na taki los dobrowolnie, jasnym więc było że te które pracują u Mergontha były przetrzymywane tam wbrew swojej woli.

Z rozważań na temat burdelu wyrwał Va’leara wysoki drow, który zbliżał się do niego od strony obserwowanego burdelu. Zabójca wyprostował się, stając na przeciw swojego informatora. Ogolona po bokach głowa była jego znakiem rozpoznawczym. Na twarzy miał starą bliznę, przechodzącą przez lewe oko i policzek. Jak zwykle ubrany był w srebrno-czarną zbroję z licznymi wzorami. U boku zwisał dość duży jak na standardy drowów miecz.


- Czego potrzebujesz? - spytał bez cienia uprzejmości ogolony drow.
- Nie przywitasz się, nie spytasz co u mnie?- kpiącym tonem odpowiedział Va’lear. Wyraźnie droczył się ze swoim rozmówcą.
- Czego chcesz? - powtórzył pytanie mroczny elf. Widać było że nie należy do cierpliwych osób.
- Która komnata należy do Mentera? - spytał wprost Va’lear przechodząc na język znaków. Nie chciał ryzykować, że ktoś go podsłucha.
Rozmówca zabójcy zmrużył oczy, wpatrując się w niego długo.
- Po co ci ta informacja? - spytał po chwili.
- To ja zadaję pytania. Która? - lodowatym tonem ponowił swoje pytanie elf, odpowiadając werbalnie.
- Ostatnie piętro domu, czwara komnata w północnym korytarzu. - palce informatora zamigały szybko.
- Jeśli skłamałeś, zabiję cię. Zdajesz sobie z tego sprawę?- wyprutym z emocji głosem bardziej poinformował niż spytał Va’lear. Wyraz twarzy jego rozmówcy nie zmienił się ani o jotę. Zabójca utwierdził się w przekonaniu, że mówił on prawdę. Błyskawicznym, niemożliwym do dostrzeżenia ruchem wyciągnął z pochwy jeden ze swoich kukri. Ostrze przecięło powietrze oraz tętnicę szyjną stojącego przed nim drowa. Krew trysnęła obficie z roległej rany. Mężczyzna chwycił się obiem dłońmi za ranę, niezdarnie starając się zatamować krwotok. Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Grubość i wielkość rany nie dawała mu żadnych nadziei na przeżycie.
- Chociaż nie. Zabiję cię już teraz. - powiedział do konającego Va’lear. Upewniwszy się, że drow nie żyje odszedł w przeciwnym niż ten, z którego przybył kierunku narzucając uprzednio kaptur na głowę. Kukri, czysty jakby nigdy nie był używany, spoczywał spokojnie w pochwie.


Spotkanie z Matką Opiekunką domu Vendree

Spotkanie z matką opiekunką jednego z największych domów Menzoberranzan nie było czymś zwyczajnym. Co więcej, oznaczało kłopoty. Va’lear nie miał jednak innego wyjścia jak stawić się w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze.

Strażnicy okazali się być zwykłymi idiotami. Po zrewidowaniu zabójcy nie odnaleźli prawie żadnej broni, nie licząc tej która była widoczna. Mimo to Val oddał swój oręż dobrowolnie, nie chcąc narażać się na gniew Matki Opiekunki Firneel. Nie omieszkał zwrócić przy tym odpowiednio głośno uwagi na fakt tak poważnego zaniedbania. Dwaj mężczyźni najchętniej zabiliby Va’leara na miejscu za takie zachowanie, jednak po pierwsze nie odważyliby się tego zrobić z uwagi na Matkę Opiekunkę oczekującą drowa, a po drugie nie mieliby żadnych szans w starciu z zabójcą.

Sala, w której Va’lear został przyjęty była imponująca. Liczne zdobienia na cześć Lolth na ścianach, wspaniale zdobiony tron na którym zasiadała Matka Opiekunka. Wszystko miało za zadanie przytłoczyć potencjalnych gości przepychem i bogactwem.

Sama Firnell wyglądała nadzwyczaj młodo jak na swój wiek. Dokładnej ilości przeżytych lat Val nie znał, wiedział jednak że ich liczba jest zdecydowanie większa niż to, na co wskazywał jej wygląd. Drowka uwielbiała biżuterię, szczególnie tą poświęconą Lolth. Na czole nosiła specjalnie przygotowaną dla niej ozdobę w kształcie pajęczej sieci z pająkiem na środku. Krążyły pogłoski że jest to potężny, magiczny przedmiot. Usta Firnell wygięte były w delikatnym, kpiąco-ironicznym uśmiechu.


Val wysłuchał dokładnie słów Firneel, nie przerywając jej nawet na moment. Mogło się to bowiem skończyć tylko i wyłącznie śmiercią. Jego śmiercią. Kiedy kobieta skończyła drow odszedł, uprzednio kłaniając się uprzejmie, acz nie służalczo. Nie był członkiem tego domu i nie miał zamiaru nim zostać. Odrzucenie tak zacnej oferty mogło mieć jednak surowe konsekwencje. Sprawa wymagała rozważnych i ostrożnych kroków. Wychodząc bawił się otrzymanym sygnetem, ignorując kompletnie wściekłe spojrzenia ośmieszonych strażników.


Spotkanie z Baenre

Elf spoglądał spokojnie na wszystkich zgromadzonych gości. Niektórych znał, innych nielubił, jeszcze innych widział po raz pierwszy z życiu. Największy i zarazem najmniej przyjemny kontakt Va’lear miał z Lairel Mizzrym. Jedno z zadań Val’a dotyczyło właśnie jej domu, a konkretnie jej samej. Sprawa jednak rozwiązała się dość szybko dzięki odrobinie szczęścia i sprytu drowiego zabójcy. Obrzucił obojętnym wzrokiem zaproszonych drowów, starając się zapamiętać twarze. Musiał zdobyć jak najwięcej informacji o tych, których nie znał i jeszcze więcej o tych, których znał.

Przemówienie Matki Opiekunki Pierwszego Domu przykuło uwagę wszystkich zgromadzonych. Nikt nie ważył się nie słuchać. Każdy analizował słowa Quentel i starał się zapamiętać wszystko, co mówiła. W końcu Matki Opiekunki oczekują na dokładny raport i sprawozdanie z odbywającego się spotkania.

Jak się okazało sprawa nie była łatwa i przyjemna. Z resztą gdyby taka była, Baenre dałaby sobie z nim radę sama. Val nie miał w prawdzie najlepszego zdania o Quentel, miał ją za zadufaną w sobie i zbyt pewną siebie dziwkę. Jednak potencjał Domu był imponujący i w chwili obecnej nikt nie mógł nawet myśleć o próbie przejęcia władzy.

Zebrani mieli podzielić się na trzy oddzielne grupy, z czego każda miała prowadzić osobne śledztwo w innej, zdaniem Va’leara koniec końców powiązanej ze sobą w całość, sprawie. Decyzja o przydziale miała oczywiście należeć do samych zainteresowanych, jednak nikt nie byłby na tyle głupi aby zadecydować samemu. Matka Opiekunka danego domu długo i skrupulatnie wymierzałaby karę komuś, kto posunąłby się do takiego zuchwalstwa.

Czas miał pokazać kto będzie z kim współpracować, a kto kogo zabije. Instynkt zabójcy podpowiadał mu, że zadanie okaże się o wiele trudniejsze niż wygląda w tym momencie.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline