Klaus opuścił samolot jako ostatni. Bał się, bał się jak cholera. Codziennie powtarzał sobie, że fach superherosa nie jest dla niego. I codziennie przekonywał się, że musi iść dalej, bo przecież inaczej głosy wrócą. Odziany w
żółty strój z nieodłączną peleryną, Syren czuł się nie mniej żenujący niż kiedy występował na scenie. Tym razem jednak ryzykował o wiele więcej niż tylko godność osobistą. Z tego co mówił ten zupak sytuacja wydawała się być z góry przegrana.
Drżącymi rękami odebrał od sierżanta plakietkę i z trudem przyczepił ją do śliskiego kostiumu. Miał szczęście. Obok niego stali Immortal, Green Knight, Third i cała reszta twardzieli z drużyny. To była ich gra i byli w nią bardzo dobrzy. Poradziliby sobie pewnie nawet bez niego, dlatego też nic się nie stanie jeśli Syren postoi tutaj chwilkę dłużej i posłucha co w trawie piszczy. Dowie się ilu terrorystów mniej więcej strzeże drogi prowadzącej do kompleksu i jak są uzbrojeni. A wszystko to z daleka od tych psycholi. "
Odmieńcy" - pomyślał z niechęcią Klaus i zaczął nasłuchiwać.