Zebedeusz zmęczony podróżą wielce się rozczarował "wygodami", które oferowała gospoda. Liczył na wygodne łóżko, ciepłą kąpiel, stolik ze świecą gdzie spokojnie mógłby zrobić notatki z podróży. Widać jednak, nie było mu to dane. Rozejrzał się po karczmie i dostrzegł kobietę. Była ponadprzeciętnie atrakcyjna, choć bardzo zaniedbana lecz cóż, darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Im bliżej jej był tym bardziej coś niepokoiło go w jej wzroku.. był jakby obłąkany, lecz wygoda zwyciężyła nad rozsądkiem. Archibald podszedł do niej i rzekł: - Witaj Pani..
Nie skończył gdy ta spojrzała na niego swoimi pięknymi zielonymi oczami, w których kryło się szaleństwo i rozpacz i rzekła jakby szeptem:
- Muchy! Wszędzie Muchy! Bzyczą! Jak ich wiele”
Mężczyznę zbiło to z tropu lecz nie zamierzał się poddać. Uśmiechnął się łagodnie i już miał coś powiedzieć, gdy kobieta znów weszła mu w słowo szepcząc złowrogo:
- Muchy! Wszędzie Muchy! Bzyczą! Jak ich wiele. Rozejrzyj się. One są wszędzie
Uczony podrapał się po głowie i zwątpił w ten pomysł. Wrócił więc do towarzyszy, wzruszając ramionami rzekł: - Chyba bezpieczniej będzie na dworze - potem ściszył głos tak by nie doszło to do niepowołanych uszu - nie wszyscy tutaj są normalni. Strach.. z nimi być pod jednym dachem
Zebedeusz nim wyszedł postanowił raz jeszcze przejrzeć karczmę wzrokiem swym badacza w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby mu zapewnić nocleg tak by rankiem obudzić się cały i zdrów.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |