Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2011, 11:52   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W gruncie rzeczy nie było aż tak źle.
Jeśli tylko nie demonstrował wszystkim dokoła, że jest zdrów jak ryba, to nawet nie czuł bólu.
“Żadnych biegów, żadnej walki, żadnego podnoszenia ciężkich przedmiotów” - Konrad przypomniał sobie po raz kolejny słowa medyka.
Taaaa... Mistrz Schwank sam był nieźle zdziwiony faktem, że rano zastał pacjenta przy życiu. Tak przynajmniej mówił Quartjin, bo sam zainteresowany przespał całą wizytę. Co, podobno, miało świadczyć o powrocie do zdrowia. Słów o konieczności oszczędzania się Konrad też nie usłyszał. W każdym razie nie bezpośrednio od medyka, tylko od Josepha, który powtórzył mu to ilekroć Konrad chciał wstać i w czymś pomóc. W sumie - kilkanaście razy,
Konradowi pozostawało tylko wylegiwać się i (co nie groziło otwarciem rany) oczyścić i załatać skórzany kaftan. To samo próbował zrobić z kolczugą, ale tu się okazało, że ma za mało umiejętności i zbroja zdecydowanie wyglądała na załataną. Tyle, że nie była skąpana we krwi.

Z pewnością nie zasłużyli na te karle, które im Joseph wypłacił na koniec rejsu. Strat się tylko przez nich dorobił... No a Konrad nie do końca zasłużył na udzieloną mu reprymendę. Albo byli razem i wzajemnie o siebie dbali, albo też stanowili luźną zbieraninę, gdzie jeden na drugiego liczyć nie mógł. Z drugiej strony... Joseph miał rację i tyle. Ale trudno się było opanować, gdy człowiek, co uszy po sobie położył i uciekł z pola walki, wziął się za dzielenie łupu i o własnych szkodach zaczął opowiadać.
- Będę pamiętać, Josephie - zapewnił.
Uściskał na pożegnanie starego przewoźnika (ten, na szczęście, przy oddawaniu uścisku pamiętał o niedawnej ranie Konrada), zarzucił na plecy kuszę i ruszył za kompanami.

Bögenhafen było dla Konrada miastem znanym tylko z opowieści. Chociaż na wodzie spędził więcej niż połowę swego życia, to tak daleko go jeszcze los nie zaniósł. Dlatego też z zaciekawieniem rozglądał się dokoła, wypatrując miejsca, gdzie mogliby się zatrzymać i jeszcze raz omówić plany, czego się nie dawało zrobić na gwarnej ulicy. Z tego zapewne powodu nie zwrócił wcześniej uwagi na Imraka i zdziwił się nieco, gdy ten nagle zatrzymał się i oznajmił, że wraca do domu. Czy była to decyzja podjęta pod wpływem chwili, czy też krasnolud nosił się z tym zamiarem od dawna, tego Konrad nie wiedział. Ale chociaż wolałby, by kompan został z nimi, to jednak nie próbował go zatrzymywać.
- Bywaj, Imraku - powiedział tylko.
Odprowadził wzrokiem krasnoluda, który (jako że dość mizernego był wzrostu) wnet zniknął w tłumie, potem spojrzał na pozostałą trójkę.
- Jeśli mamy znaleźć jakąś gospodę, to chyba by trzeba zejść z głównej ulicy - zaproponował.
 
Kerm jest offline