Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2011, 16:02   #48
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Popatrzyłam tylko w tył, za siebie. Suir szedł z Ole… Z OLE! Westchnęłam mocno czując tylko jak…wzbiera we mnie złość… Powinien być tutaj, ze mną, a nie z nią! Prychnęłam z pogardą i odwróciłam się idąc na przód, celowo stawiając duże, szybkie kroki. A niech zostaną w tyle, niech sobie z nią idzie… niech się obściskują nawet! Mnie to nie obchodzi!... I NIE JESTEM ZAZDROSNA! Pff, żeby jeszcze było o kogo! Przecież nigdy nawet nie byliśmy przyjaciółmi... To pacan i tyle.
Mimo hartu ducha nie udało mi się jednak dojść daleko, już po chwili dotarłam do rozwidlenia dróg, jedna prowadziła prosto, a pozostałe dwie na boki, po środku zaś leżało…ciało…mężczyzny… Podeszłam bliżej oglądając go. Był rozszarpany, musiało go coś zaatakować, nawet mieszek był rozdarty, a monety poniewierały się naokoło. Zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie i oglądać ekwipunek chcąc uzyskać odpowiedź na pytanie kim był ów wiedźmin, jednak… okazało się, że...mieliśmy do czynienia ze szlachcicem! Szarfa bogato zdobiona jak i bronie… to wszystko musiało być warte majątek, westchnęłam cicho podnosząc się z klęczek, popatrzyłam na Suira pytająco. Później zajmiemy się nieszczęśnikiem, później, teraz trzeba oczyścić kryptę. Ruszyłam do korytarza prowadzącego w lewo
- A ciało? – syknął czarodziej
- Jeśli chcesz możesz je wynieść teraz - odwróciłam się do niego przekrzywiając głowę, nie szeptałam, mówiłam normalnym głosem - Ale może najpierw pomóż Ole... - uśmiechnęłam się do niego złośliwie - Albo poprowadź ją za rękę – patrząc na nich czułam dziwny ucisk w żołądku. Jak to możliwe, by oni razem…
- W sumie to prawda, ona nic nie widzi w tych ciemnościach - zgodził się nie rozumiejąc widocznie o co mi chodzi…albo nie chciał rozumieć. Miłość jest ślepa…
- No tak, nie wiem czy jest sens, żeby szła dalej - podrapałam się w głowę myśląc - Może niech zajmie się lepiej ciałem, bo w razie walki może mieć kłopoty. No chyba, że masz lepszy pomysł – popatrzyłam znowu na Suira próbując jakoś opanować gotującą się we mnie złość
- Nie ten pomysł, zły nie jest...- stwierdził tylko i westchnął, zamyślony - Dobrze, Ole, weź to ciało i je pochowaj – odezwał się, a ja sama miałam ochotę zacząć walić głową w ścianę
„Kotku, uprzątnij z łaski swojej trupa, by nie zawadzał i nie śmierdział” wywróciłam oczami
- Sprawdź jeszcze raz czy nie ma przy sobie czegoś, co świadczyłoby o jego pochodzeniu. Pochowaj razem z nim broń...ale szarfę może zostaw? - zmarszczyłam brwi myśląc - Zostaw szarfę albo jeden z mieczy, może ktoś pozna po nich kim mógł być, gdy popytamy...aha! I zbierz pieniądze
- Albo uzna, że jesteśmy tymi co go usiekli... Ale na pewno dowiemy się kim jest szlachcic - zgodził się czarodziej pogłębiając tylko moją furię. Po chwili zostaliśmy sami - Co dalej?- zapytał
Zmierzyłam go powoli, otworzyłam usta, aby wydobyć z nich dźwięk, aż świerzbiło, by rzucić mu „Dlaczego nie biegniesz za swoją ukochaną matole?”
- Co dalej... - popatrzyłam na rozwidlenie dróg i westchnęłam - No najpierw to się trzeba zastanowić dlaczego nie idziesz za nią, może się zgubić - popatrzyłam znacząco ubierając w nieco grzeczniejsze słowa to, co zamierzałam powiedzieć. Dlaczego tak okropnie denerwowało mnie zainteresowanie jakim ją obdarzał?
- Bo wyjście jest tam - wskazał za siebie - więc też i nie ma problemu żeby trafić...- zdziwił się - Raczej się nie zgubi...
Westchnęłam ciężko, co za brak domyślności… czy wszyscy czarodzieje to idioci i matoły permanentne?
- Może i nie, ale zostalibyście saaaaamiiiii - popatrzyłam z ukosa zaciskając dyskretnie pięści w kieszeniach spodni - Trup, zbieranie pieniędzy, spotykające się dłonie na zimnej posadzce i takie tam romantyczne bzdety - ruszyłam w lewo zostawiając go w tyle
Nie mogłam powstrzymać się przed częstowaniem go złośliwościami. Z jednej strony...przecież to naturalna kolej rzeczy, jest w takim wieku, że może… NIE CHOLERA, NIE MOŻE!
- Też tak zawsze powtarzam, nie ma nic bardziej romantycznego, niż spotkanie dwojga kochanków podczas pełni księżyca przy grzebaniu trupa - zaśmiał się widocznie wciąż nie rozumiejąc i ruszył za mną- Ale nie, jednak ja podziękuję, za takie atrakcje...
- Tak? Dziwne - prychnęłam i odwróciłam się na chwilę nasłuchując, niepokoił mnie ten spokój w krypcie, podobno, pełnej potworów
- No cóż – wyglądał na zaskoczonego - Każdy ma inne wizje romantycznych bzdetów, no ale ja nie mam takich przy trupach – podążał za mną jak cień niechciany i denerwujący samą swoją obecnością
- Rozumiem, wolałbyś kolację przy świecach - zaśmiałam się trochę złośliwie - Tak, czemu nie, przecież pokoje w karczmie są, świece też, jedzenie... - wzruszyłam ramionami z każdą chwilą bardziej zła. Jasne, zaproś ją do siebie a później śpiewaj jej te żałosne elfie poemaciki…razem sobie śpiewajcie… brnęłam przed siebie patrząc na kamienne płyty podłogi.
Było cicho. Zupełnie, tylko wystraszone nietoperze wyleciały gdzieś w kierunku wyjścia. Suir nie skomentował tego ani się nie odezwał, choć miałam nadzieję na jakąś jego ripostę. Wciąż czekałam na jakiekolwiek słówko, które pokazałoby, że on jednak…tylko dlaczego tak tego chciałam?...Nie doczekałam się jednak. Przystanął tylko
- Słyszysz? - szepnął
- Coś tam musi być, inaczej ta hałastra by nie wyleciała - przystanęłam gwałtownie - Trzymaj się daleko ode mnie - popatrzyłam gotowa zdławić wszelkie objawy buntu i na palcach podbiegłam dalej wzdłuż korytarza
Nim zdążył zareagować sama byłam już niemal na końcu. Miałam się właśnie odwrócić, wzruszyć ramionami i stwierdzić, że nic tu nie ma, gdy...nastąpił głuchy łomot, cegły wyleciały wraz z kurzem, tak starym, że pamiętał chyba początek świata, strop się lekko osunął, przysypując częściowo przejście. Gravier zaryczał.
- Chyba kogoś obudziliśmy - powiedziałam z pewnym uśmiechem. Może to nie strzyga, ale też dobry przeciwnik. Phi, jeśli myśli, że ma jakiekolwiek szanse to... - Dzień dobry - wysunęłam powoli z pochwy miecz napawając się jego metalicznym brzmieniem. Teraz wreszcie mogłam przetestować swoje umiejętności i sprawdzić ile dało mi szkolenie. Tak, zdecydowanie na tę właśnie chwilę czekałam przez kilka ostatnich lat!
Przestępując z nogi na nogę obserwowałam przeciwnika, wypatrując odpowiedniego momentu do ataku, gdy wreszcie do moich uszu dotarło ryczenie zniecierpliwionego potwora, zobaczyłam tylko, że ruszył na mnie, wściekły, głodny, spragniony krwi i złakniony ludzkiego mięsa. Warczenie powtórzyło się, gdy był w połowie dystansu dzielącego nas, ale tym razem nie był to okrzyk złości, lecz raczej…bólu… Poczułam swąd spalenizny i zobaczyłam tylko płomienie w dłoni czarodzieja. Furia, którą perspektywa walki nieco ugasiła zaczynała wzbierać do niebezpiecznych rozmiarów
- Suir, do cholery - warknęłam - Jaka była umowa? - cięłam potwora srebrem - Nie mieszaj się, Ole tego tak czy inaczej nie widzi– nie mogłam powstrzymać się, żeby nie wbić mu kolejnej złośliwej szpilki. To mój pierwszy potwór, czy ktoś go prosił o wpychanie się do walki z buciorami?
- To nie będzie najwyżej poematu o wielkiej bitwie! - powiedział i zaczął inkantację kolejnego zaklęcia.
Nie miałam sił z nim dyskutować, wzięłam tylko głęboki oddech by pokonać chęć przybicia go do ściany i natarłam na potwora, ale…czy to z nerwów, czy z faktu, że przeciwnik był niezwykle zwinny… miecz przeorał jedynie powietrze. Bydlę błyskawicznie odskoczyło na półtora kroku w tył i w prawo na milimetry unikając ostrza
- Nie będzie najwyżej poematu... - wymruczałam wściekła. Czy wszyscy bogowie zmówili się dziś przeciwko mnie? Zaatakowałam znowu wkładając w ruch ostrza przecinającego powietrze całą irytację jaką w sobie miałam....i trafiłam, piękne cięcie, idealne. Miecz wszedł głęboko, bardzo głęboko, rozcinał poszczególne kości tak jak i mięso oraz skórę...dodając oparzenia od srebra. Widziałam, jak osuwa się na ziemię, bardzo nienaturalnie...sztywno...był...sparaliżowany!
Zamknęłam oczy zaciskając dłoń mocno na rękojeści, głęboko oddychając. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wdech…Wściekła wbiłam ostrze prosto między oczy sparaliżowanego potwora, wyciągnęłam go podbijając lekko do góry szarpnięciem i wycierając o truchło schowałam. Dokładnie wybiłam kilka kłów swojej pierwszej zdobyczy, a później zamaszystym ruchem podeszłam do Suira
- Po co go sparaliżowałeś? - zapytałam przesłodkim głosem - Nie poradziłabym sobie, co? - wbiłam mu palec mocno w pierś wkładając w to całą frustrację. Dlaczego on zawsze musi przeszkadzać?!
- Ała- westchnął zaskoczony i chyba oburzony- A co ty taka bojowa? Przecież nieomal staranował nas kamulcami, które wyleciały ze ściany! A później zręcznie uniknął Twojego miecza, miałem patrzeć jak to bydle zarzyna Ciebie?
ZARZYNA?! MNIE?! Tego było już za wiele!
- Dałabym mu radę bez TWOJEJ...nazwijmy to... pomocy- podeszłam jeszcze o krok nie cofając palca - Rozumiesz to czy NIE? - sączyłam przez zęby - Zresztą... - odwróciłam się idąc dalej korytarzem, mijając ciało. Oby jak najdalej od tego bufona. Za jakie grzechy muszę się z nim męczyć?!
- Wiesz, kiedy giną najczęściej wiedźmini? Właśnie na takich swoich pierwszych wyprawach! Widziałaś swoją minę? Nie! Zaskoczył Ciebie! - powiedział zły, lecz mimo to, po chwili wahania ruszył za mną. Spróbowałam się jednak wyłączyć, nie zwracać na niego uwagi, wsłuchać się jedynie w narastające skrobanie gdzieś…w ścianach?... w oddali?
- Mówisz, jakby Cię to w jakimkolwiek stopniu obchodziło – stwierdziłam cicho - I nie zaskoczył. Ja wiedziałam, że on tam jest tylko nie dałam po sobie poznać! Tak jak teraz wiem, że jest ich więcej. Słyszę to! – prychnęłam starając się nie tracić pewności siebie
- A rób jak chcesz! Jeśli uważasz, że dasz radę z tym co jest przed nami, a wątpię - powiedział z hartem - Przynajmniej sama nie poradzisz sobie! - prychnął i strzepnął dłonie jakby miał w nich wodę
- Idź stąd - odwróciłam się gwałtownie - Idź i daj mi spokój, nie pozwolę się obrażać ty...ty...ty... - skrzywiłam się - Idź książulku... - skrzyżowałam ręce z triumfem - Myślałam, że można Ci zaufać - westchnęłam ciężko idąc dalej zamaszystymi krokami
- Pozdrów cmentara ode mnie i fledera! - powiedział wściekły - I powiedz tylko czy tablica pamiątkowa może być i co powiedzieć Geraltowi? "Byłam dumna i zadufana w sobie i teraz gryzę glebę?" Może być?
Wykonałam trzęsącymi się z furii dłońmi gest dojenia gigantycznej krowy zaciskając pięści to znowu rozczapierzając palce, próbując się opanować by go nie udusić tak, jak stał
- Zostaw...do cholery... Geralta.. on...nie ma... nic...wspólnego z tym...że jesteś dupkiem... - wysączyłam z zacięciem - I na tablicy napisz "Nienawidziła go aż po grób". Tak, właśnie CIEBIE! – warknęłam
- Dobrze! - rozsiadł się na kamieniach - To idź, no śmiało! Idź i walcz, pokaż co potrafisz! No dalej! - był wściekły tak, jak ja - No zrób mi tę przyjemność i idź tam, ciekawy jestem jak sobie poradzisz!
- Tak?...TAK? DOBRA! - warknęłam - Dobra, już idę, poradzę sobie z pewnością lepiej niż z Tobą, tylko nie myśl, że jak coś na Ciebie wyskoczy tutaj to wrócę ratować - odrzuciłam dumna grzywkę - Poznać Pana było prawdziwą NIEprzyjemnością - wyciągnęłam rękę ściskając jego dłoń, potrząsając nią energicznie - Oczywiście powiem Ole, że się Pan ślinił na jej widok i wiązał z nią wielkie plany na przyszłość
- Tak... - potrząsał także - Przekażę Geraltowi, że wybitnie nie ułożyła się per se wychowaniem Pani i dodatkowo powiem Vesemirowi, iż supra vires było to zadanie. Tak, nie inaczej ratować damy z opresji nie będę bo dam zabrakło - pokiwał głową
- Nie ma dam? Dam nie ma powiadasz Panie? - obruszyłam się wciąż poruszając rytmicznie uściśniętymi dłońmi w górę i w dół - Błędny rycerz się cholera znalazł - prychnęłam - Dobrze, że jesteśmy w podziemiach to przynajmniej mogłeś spokojnie użyć zaklęcia ognistej kuli, bo nie dość, że innego nie potrafisz to mogłeś się nie martwić, że coś podpalisz - uśmiechnęłam się z triumfem - No ale książę wielki i Panie nasz, rycerzu błędny jakże mogłeś lubą w opałach zostawić? Toż to hańba sromotna!
- Chałturą dzisiaj nazwać mogę te Pani wybryki, godne chamstwa - powiedział, sącząc przez zęby słowa- Fidem nostram rycerzy jest dam bronić, owszem, luba jesteś, lecz fumus wielki i nie ma prudentiam u Ciebie Pani. Hajdawery rozsznurować może każdy... Tylko czy po tym się chwalić czym jest. Bo w samotnej wyprawie nie będzie - pokiwał głową - Duma Cię zżera, wyższość... nec Hercules contra plures. Aczkolwiek pewien jestem, iż salwatorem się okażę.
- Gadaj po ludzku człowieku, bo ten bełkot... - postukałam się w czoło i nagle zamarłam w połowie gestu - Co ty...powiedziałeś? - zapytałam powoli opuszczając dłoń, przestając nią potrząsać - Coś ty powiedział? – przełknęłam głośno ślinę. Nie wiedziałam czy się przesłyszałam, czy on się przejęzyczył… a może… nie, to niemożliwe!
-Ech...nic, co byś Pani zrozumiała, bo tyś wojowniczka. Nie znasz mowy starszej jak widzę w takim stopniu, ażeby dysputy prowadzić. Niemniej – westchnął - Nic nie powiedziałem –ale uśmiechu triumfu na jego twarzy nie dało się pomylić z niczym innym
- Nie o to mi chodzi... - patrzyłam z wielkimi oczami, przekrzywiłam głowę - Obawiam się, że ja właśnie... zrozumiałam... chyba... - zniżałam głos - Chyba...ja... - wciągnęłam powietrze nie wiedząc jak wyjaśnić mi, że nie o język a o treść…mi chodzi…
-Tak? - zapytał zaskoczony i zbity z tropu - Ja...tego..no... – zmieszał się wyraźnie
- Czy ty...powiedziałeś... że... - puściłam jego dłoń wyślizgując z mocnego uścisku - Że ty... ja... - schowałam ją do kieszeni zmieszana - Że ja... no to... ten... - westchnęłam i odwróciłam się szybko idąc dalej. Wygłupiłam się jedynie, przecież on niczego takiego powiedzieć nie mógł! Ja luba? Ale…czy nie właśnie na coś takiego czekałam? Czy nie… Nie, z pewnością miał na myśli Ole…
- Nie...nie...ja... Chodźmy... - ruszył za mną nie mówiąc nic więcej
Szliśmy dalej ciemnym, wilgotnym korytarzem… Dotarliśmy wreszcie do dość dużego pomieszczenia, a choć było puste to medalion niepokojąco wirował, a cisza bębniła w uszach
- Jeśli nie to... co? - syknęłam podenerwowana, nagle zaczęło mi przeszkadzać jego towarzystwo, nie mogłam się skupić, ale z drugiej strony… Chciałam być pewna co takiego miał na myśli mówiąc, że ja… jestem… że ja… - Bo to... - westchnęłam próbując nasłuchiwać, ale mlaskanie jego butów i oddech wydawały się nienaturalnie głośne w ciszy a jego ciepło… ciepło…
Wtedy nagle coś się poruszyło bezszelestnie. Nienaturalnie. Mogłam wychwycić ruch kątem oka, ale gdy tam spojrzałam, nie zobaczyłam niczego. Było pusto...
Powoli cofnęłam się wpadając na Suira
- Plecami...plecami się odwróć - wywróciłam oczami, co za brak domyślności... Stanęliśmy tyłem do siebie, rozglądałam się powoli, spokojnie, może tylko źle go zrozumiałam. Dlaczego do cholery to mnie tak męczy?! Ale nie zmieniało faktu, że coś próbuje nas podejść. Próbowałam bardziej polegać na słuchu niż wzroku i wtedy właśnie… usłyszałam coś dziwnego… syk? Warkot? Cokolwiek to było, było już za późno! Nagle jakaś kobieta, piękna, skąpo ubrana rzuciła się na nas z sufitu. Spadła jak kamień powalając z zaskoczeniem na ziemię. Wyćwiczonym, sprężystym ruchem wróciłam do pionu, a pierwsze, co zobaczyłam… Upiór przywarł do Suira przygwożdżając go do ziemi, utrzymując szamoczącego się w silnym uścisku
- Bruxa…- szepnęłam szukając szybko w myślach sposobu by mu pomóc, próbując przypomnieć sobie wszystko, co wiedziałam…a wiedziałam wiele…kiedyś…nim strach o niego opanował umysł… strach? O niego? Przecież go nie znoszę! Ale tylko ja mam prawo go gnębić! Nie czekając ani chwili zrzuciłam ją z niego siarczystym kopniakiem. Odleciała w tył, ale nim dotknęła podłogi, zdążyłam przeżegnać ją dodatkowo mieczem zostawiając piękny, spalony ślad na jej ciele. Zauważyłam nagły grymas bólu, wielki, ogromny, który wykwitł na jej twarzy...a Suir wstał. Nie zdążył powiedzieć dziękuję...gdy strzelił kulą ognia...w coś co było po lewej, czego nie widziałam wcześniej, a zauważyłam tylko wysilając wzrok… Cmentar… pięknie…
- Bierz tamtego! - zawołałam - I staraj się trzymać na odległość – w międzyczasie złożyłam palce w znak Igni celując w Bruxę, która… okazała się niebywale szybka. Byłam pewna, że trafiłam, lecz płomienie ledwie ją liznęły. Słyszałam głos Suira wymawiającego zaklęcia, jednak nie miałam nawet czasu by sprawdzić jak mu idzie. Próbując korzystać z dobrej passy po znaku zakręciłam ostrzem i wykonałam szybkie cięcie, ona zaś zręcznie uciekła piruetem, stając obok i błyskawicznie rozszarpując pazurami moją zbroję na plecach. Poczułam nagłe pieczenie i przeszywający ból, a później coś ciepłego…krew…
- Argh... - mruknęłam, ale powstrzymując chęć sięgnięcia dłonią do rany obróciłam się również piruetem i doskoczyłam do niej robiąc wyćwiczoną do perfekcji zmyłkę, wykonując zamach od ramienia i tnąc w brzuch
Godziny powtarzania wszystkiego na treningach w Kaer przydały się wreszcie do czegoś, bruxa dała się nabrać i próbując uniknąć fałszywego ciosu sama nastawiła się do ostrza, które zagłębiło się w jej trzewia. Zachwiała się i w posoce upadła na kolana i dalej, trzymając się za brzuch, na twarz w kałużę własnej krwi.
Suir spopielił w tym czasie cmentara, odetchnęłam głęboko widząc, że oba potwory są martwe.
- Chyba...poszło nieźle... - powiedziałam cicho i dopiero gdy odłożyłam miecz do pochwy sięgnęłam do pleców. Nie uśmiechało mi się brnięcie dalej z raną, ale co zrobić... Wybiłam bruxie kilka kłów - Ruszajmy dalej... – szepnęłam patrząc na bezwładne truchło
- Dalej nie ma dokąd, chyba, że tamte korytarze, ale w tym stanie… - westchnął - Pokaż...uła! – skrzywił się- Będzie blizna, jak nic
- Tak źle to wygląda? - spytałam i westchnęłam - Blizna to nieodzowny element ekwipunku w mojej profesji - zaśmiałam się cicho - A ty? - odwróciłam się tylko w połowie patrząc na niego - Cały? - uśmiechnęłam się delikatnie
- Cały - przytaknął i odpowiedział również uśmiechem - Dzięki za uratowanie od bruxy...no...tego to się nawet nie spodziewałem, żeby z sufitu - pokręcił głową - Jak widzisz...tutaj...no...nie jest bezpiecznie - odchrząknął
- Nie jest - westchnęłam poruszając ramionami, uniosłam ręce i wydałam z siebie tylko zduszony jęk - Nie wiem czy dam radę walczyć gdyby przyszło się bawić z kolejną bruxą... Może wrócimy tu jutro?
- Lepiej tak... - przytaknął cicho i westchnął - Lepiej wróćmy tutaj jutro.
Skinęłam głową ruszając w drogę powrotną, ostatni raz omiatając przeciwników spojrzeniem
- Wiesz, jednak... - chrząknęłam - Dziękuję, że nie... - chrząknęłam znowu - że byłeś tutaj ze mną i nie zostawiłeś i...i... no, bo...sam jednak byś sobie nie poradził - dodałam hardo, choć obydwoje doskonale wiedzieliśmy co miałam na myśli
- To prawda - powiedział szczerze, bez cienia sarkazmu czy wyższości - Wchodząc tutaj samemu, cóż...nie wyszedłbym już stąd, jak tamten szlachcic...
Uśmiechnęłam się znowu delikatnie, ledwo co i popatrzyłam dyskretnie w bok, na niego. Westchnęłam cicho, prawie niedosłyszalnie. A w głowie odezwał się natrętny głosik: „Bardzo, bardzo mocno. Jak nikogo na świecie Suir… Tak bardzo, bardzo mocno Cię…”. Chrząknęłam do swoich myśli. Nienawidzę oczywiście... Nienawidzę...bo cóż innego?
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline