Albert zerknął na szlachcica. Jego propozycja była kusząca. Spanie pod gołym niebem, patrzenie w gwiazdy. Tak jak podczas podróży. Nie jakiejś tam przechadzki z wioski do wioski. Podróży! Ba! Przygody! Wyprawy!
- Jaśnie Panie yy... Deflet ? Dobrze pamiętam? Jeżelibym pomylił godność to proszę o wybaczenie. Widzę, żeście uzbrojeni. Mam namiot, ale w razie problemów wojować to nie za bardzo umiem i nie za bardzo mam czym. - włóczęga popatrzył na swoją (albo raczej brata) siekierkę przy pasie. Kontynuował:
- Uczciwym jest człowiekiem. O kradzież mienia nie ma się do martwić. Tutaj! O! Pamiątka z pielgrzymki do jednego ze świętych miejsc Vereny! - wskazał mały wisiorek z symbolem wagi.
- Moja propozycja to namiot z Jaśnie Panem w zamian za pomoc w razie problemów. - czekał na odpowiedź unosząc jedną brew i klepiąc swój plecak, który właśnie wylądował na ziemi. |