Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2011, 00:17   #27
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Zakonny Hilux, wjechał na teren zamku Varos. Pasażerowie pojazdu obserwowali go zapewne z zachwytem, lecz na Isaku oglądanie po raz trzeci tych ruin nie robiło wrażenia. Nie opodal stał Chevrolet Impala, koło którego stało dwóch mężczyzn, wspomnianych wcześniej przez Parova.
W momencie, gdy Isak zaparkował swój pojazd pod wiatą, wszystkich trzech nowo przybyłych dobiegł ryk. Coś się działo na stoku góry zamkowej. Nie zważając na nic, Isak, obrońca ludzi i uciemiężonych, porwał jeden ze swoich mieczy i ruszył w tamtą stronę. John, egzorcysta stojący obok czarnego Chevroleta również nie próżnował, chwycił kij bejsbolowy, a drugą ręką rewolwer magnum i pobiegł za rycerzem. Johann, zaczytany, podniósł wzrok znad książki, lecz cała ta sytuacja wydawała się nie wywierać na nim wrażenia. Usiadł na ściętym pniu, odpalił papierosa i jął czytać dalej.
Reszta nowo przybyłych dała się wybić z rezonu na kilka sekund, lecz chwilę później przyłączyli się do zmasowanego ataku na tyle, na ile pozwoliły im działania innych zgromadzonych.
Dziesięciocentarowy zmutowany jeleń z innymi jeleniowatymi miało miał wspólnego. Przekrwione oczy obserwowały otaczających go ludzi. Weenglaaf wolał wycofać się z pierwszej linii ognia. Jego pobudki były niejasne, czy to strach, czy nie chęć do przypadkowego zranienia, a może liczył na poważną ranę jednego z łowców potworów, co niechybnie dało by mu przewagę w opcjonalnej walce z nimi.
Lestad widzac jak wilkołak sie wycofuje, postanowił nie spuszczać go z oczu. Nie lubił, gdy likantrop stał za jego plecami. Nie mógł też zupełnie olać jelenia. Niebezpieczne bydle szykowało się do szarży.
Potężne zwierzę chwilowo straciło koncentrację, gdy nowo przybyli wyjrzeli znad wzniesienia.
Sekundę później rogacz przywalił przednimi kopytami w ziemię i jął sunąć ociężały kłusem ku Phelanowi. Dzieliło tych dwóch ponad sto metrów, lecz odległość ta prędko się zmniejszała.
Isaak, był za wolny w pancerzu wspomaganym, a z tej odległości zmarnował by tylko kulę, nim powalił by to... Monstrum, to było jedyne słowo, którym było można opisać tego kolosa. Karabin, pistolety, miecze spoczywały w kaburach i pochwach. Za to w ręce Zakonnika błysnął krótki miecz, zdybyty nie tak dawno w pieczarze błotnic i trzymając go twardo, przyśpieszył biegu, mając nadzieję że atakowany zajmie zwierzę na tyle, iż ten zdąży dobiec i go uratować.
Lecz mimo wspomagania zauważył, że nie będzie w stanie dobiec na czas do ofiary ataku.
Byk był coraz bliżej.
“A to zwiędnięty pędzel, nie popuści mi smyczy nawet na krok” - flustrował się Weenglaaf niepostrzeżenie obserwując wiedźmina. Nie pozostało mu nic innego niż spokojnie otaczać jelenia w bezpiecznej dla obu odległości.
Seatana jako ostatnia wysiadła z samochodu. Jazda, mimo iż znacznie wygodniejsza od jej wcześniejszych sposobów podróżowania, nie była jednak zbyt przyjemna dla przedstawicielki rasy stroniącej od cudów techniki. Co innego bieżąca, ciepła woda w domostwie, a co innego zamknięcie w pędzącej puszce. Ruszając w stronę, w którą udali się pozostali jej towarzysze, rzuciła siedzącemu na pniu mnichowi:
- Panie, popilnuj naszego więźnia póki nie wrócimy.
Nie pokłoniła się ani nie odwróciła by sprawdzić reakcję nieznajomego. Szybkim krokiem minęła Weenglaafa nie zaprzątając sobie głowy tym, dlaczego wilkołak zachowuje się tak a nie inaczej. Ai i Aki płonęły już pełnią swej mocy przybierając swą ulubioną formę dwóch smoków o potężnych, ognistych paszczach, czekających tylko by zwolniła ich ze smyczy. Sejmitar i jego mniejszy brat gładko wyskoczyli ze swych pochw by trafić do jej dłoni. Ich oczekiwania nie zmieniły się od chwili w której zostali stworzeni. Smak krwi był wszystkim czego potrzebowali.
Dogonienie Isaka nie wymagało zbytniego wysiłku. Zakonnik w ciężkiej zbroi nie mógł wszak biec szybciej niż odziana w lekkie szaty Seatana. Nie wyprzedziła go jednak uznając iż byłoby to z jej strony głupotą. Nie znała się zbytnio na zwierzętach zamieszkujących kontynent, a ten stwór, który atakował Phelana nie wydawał się jej zwyczajnym okazem fauny tego rejonu. Kto mógł wiedzieć jaką siłę posiada. Duchy jednakże to byłą już całkiem inna sprawa. Polubiły tego człowieka za szacunek jaki jej okazał. Zbrodnią byłoby nie pozwolenie im na przyjście mu z pomocą. Seatana nie przepadała za takimi zbrodniami, sama zresztą podzielała ich uczucia więc wypuściła tą podwójną, ognistą siłę na spotkanie rogacza.
Dwa ogniste smoki wyskoczyły zza pleców odzianego w zbroję człowieka. Zaatakowały z prędkością pytona. Potężny zwierz sploszyl sie, stajac deba, a przechyl terenu sprawil, ze stracil rownowage i przewrocil sie na plecy.
W momencie dotkniecia ziemi po upadku, Jelen zamienil sie w wielka chmare czarnych ptakow, ktore rozpierzchly sie we wszystkich kierunkach. Na miejscu jelenia pojawila sie wysoka postac. Odziana w opinajaca czarna kurtke i brazowe spodnie z kieszeniami na udach. Wzrost, dlugie, mieniace sie srebrem wlosy i szpiczaste uszy wystajace znad opatulonej szalikiem twarzy, narzucaly mysl o szlachetnej rasie elfow.
Narzucaly trafnie.
- Witamy! - rozpoczal lagodnym glosem - Ciesze sie, ze juz wszyscy jestescie na miejscu. Ten maly teatrzyk mial na celu ujawnienie waszych temperamentow.
A cel waszego przybycia zostanie wam przedstawiony na przygotowanej kolacji, gdzie to poznacie reszte naszej druzyny. Serdecznie zapraszam do srodka, Johann was zaprowadzi.

Mezczyzna podniosl reke, wykonal nia zawily gest i zniknal.[
b]Seatana[/b], która chwilę wcześniej wyłoniła się zza znacznie od niej większego Isaka, przystanęła w miejscu i przez chwilę niezdecydowana spoglądała w miejsce, w którym zniknął nieznajomy.
- No cóż... Ciekawych mamy gospodarzy, czyż nie bracie Isaku? - odwróciła się w stronę mówiącego jednocześnie przywołując z powrotem swoje duchy, które bardzo podeskcytowane zaczęły komentować całe zajście. Wyciszyła je na ile była w stanie bez konieczności ich odwoływania, po czym zwróciła spojrzenie w stronę Phelana. - Witaj ponownie Phelanie.
- Witaj, Saetano - odparł zagadnięty. - Niezła sztuczka. - Skinął głową w stronę, gdzie przed chwilą stał elf.
Weenglaaf wyłonił się z krzaków jałowca i począł zmierzać w stronę Seatany i Isaka. Baczył, by nie wyprzedzić Lestada. Wiedźmin równie starannie starał nie zniszczyć zrównania z wilkołakiem. Eldfalliance szybko zaufał a likantromorf był ciągle dla niego zagadkowy i co najważniejsze nie dawał powodu do spoufalenia. Zastanawiał się tylko, dlaczego wiedźmiński medalion nie zadrżał jeszcze w jego obecności. Lestad nawet zaczynał powątpiewać w przypadłość borowego, aczkolwiek ten nie raz wykazał się rozwiniętymi zmysłami.
Isak, zahamował ciężko na lepkim śniegu, kiedy jeleń przemienił się w ptaki, a potem w jego miejscu stanął elf. Automatycznie przerzucił miecz w lewą ręką, w prawą, pewniejszą chwytając Sig Sauera i wymierzył w sprawcę teatrzyku. Elf, zapewne mag, zamiast ich zaatakować mimo wszystko wyciągnął dłoń w znaku „STOP” i odezwał się do nich, witając ich na zamku. Było to nad wyraz dziwne, bowiem nie spodziewał się aby Brat Michał miał znajomych w elfich magusach. Następnie, czarodziej zniknął w delikatnej, mlecznej poświacie. Było to coś dziwnego, ale przez swoje 44 lata życia, spotkał już tyle rzeczy, i tak dziwnych, że elfia magia nie robiła na nim większego wrażenia, niż na przykład spadające, jesienne liście.
Na słowa Seatany, odwiedział lakonicznie i z lekkim gniewem.
- Magus z nas zadrwił.
Potem dopiero zwrócił uwagę na stojącego nieopodal człowieka, któremu ukłonił się lekko w powitalnym geście.
- Jak mniemam, znacie się? – zwrócił się do Seatany.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline