Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2011, 00:29   #28
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dziewczyna skinęła głową na znak potwierdzenia.
- Mieliśmy okazję spotkać się wcześniej parę razy. Phelanie pozwól że przedstawię ci brata Isaka Parova z Zakonu Płonącej Róży. Bracie Isaku poznaj Phelana mab Mawgan - przedstawiła ich sobie jak żądały tego wymogi grzecznościowe. - To była próba nie drwina. Widać chcieli się dowiedzieć z jakim rodzajem istot mają do czynienia. Zresztą sam słyszałeś. Wstępnie jestem gotowa przyjąć iż mówił prawdę.
- Witam, Isaku.
- Phelan skinął głową. - Czy też należy mówić “bracie Isaku”? - spytał.
- Nie Phelanie - odpowiedział Rycerz - Dowartościowywanie mnie moim tytułem, nie jest konieczne - odpowiedział z uśmiechem.
Phelan skinął głową. Zagwizdał melodyjnie i zza drzew wybiegł wierzchowiec.
- Próba, prawdę mówiąc - dodał, komentując tak wystąpienie elfa, jak i słowa Seatany - nie była najlepszych lotów. Zapewne stać ich na coś lepszego.
- Nie zgodzę się z tobą Phelanie
- sprzeciwiła się. - Ta próba była wystarczająca by pokazać kim jesteśmy i w jaki sposób reagujemy na zagrożenie. Jakie są nasze priorytety w walce. Mogę się oczywiście mylić i wiedzieć w tym przedstawieniu rzeczy, których tam nie ma - rozłożyła lekko dłonie i skłoniła głowę przed mężczyzną uznając prawdziwość jego twierdzenia. Lekki uśmiech na ustach zdradzał wiarę w słuszność wypowiedzianych przez nią słów.
- Jeśli potrzeba im wojaków, to może być i taka próba
- zgodził się Phelan.
- Próba ta wydaje mi się raczej uniwersalną. Wszak każdy jakoś reaguje w takiej sytuacji, a jego reakcje nie są nieme dla kogoś kto potrafi je wyłapać. Czy to więc mag, wojownik, uczony czy zwykły zjadacz chleba. Czarownik użyłby magii zatem wiedzą już że nie ma wśród nas nikogo takiego. Uczony co najwyżej zainteresowałby się tym, czym to zwierzę było. Najwyraźniej taką osobę posiadamy w tej grupie. Wojownik zaś - wskazała na Isaka, siebie i gdzieś z tyłu, gdzie znajdowali się pozostali - reaguje wedle szkoły i własnego, względnie wyuczonego stylu walki i postępowania. Wiemy zatem że brat Isak to osoba, która mężnie stawia czoła zagrożeniu. Nie zawaha się ruszyć na pomoc i nie ogranicza się jedynie do broni białej. Ja wykorzystuję magię swych duchów jako pierwszy atak, względnie obronę, odkładając bezpośrednie starcie na później. Nasi dwaj towarzysze, którzy zostali z tyłu, cóż tego nie jestem pewna aczkolwiek biorąc pod uwagę jakie pozycje przyjęli gdy ich mijałam, najwyraźniej zbytnio są nieufni względem siebie by swobodnie ruszyć do walki. Zaś co do ciebie Phelanie - wzruszyła lekko ramionami - to nie było mnie tu gdy walka się rozpoczęła więc nie mogę nawet zgadywać, gdyż nie znamy się na tyle długo.
- No i widzisz... Dwie osoby zostały sprawdzone. A reszta? Jak na razie taka próba niewiele mogła powiedzieć
- odparł Phelan. - Nikt nie uciekł z płaczem. - Uśmiechnął się
Roześmiała się cicho.
- Co świadczy o tym, że tchórze i wymuskani paniczykowie nie są im potrzebni. Takie próby zawsze działają w dwie strony o ile obie są wystarczająco inteligentne by wysnuć z nich wnioski.
- Widzę, że doświadczenie przemawia przez ciebie młody człowieku, ja mimo wszystko jeszcze nie zwątpiłem w teorie o Szalonych Druidach, aczkolwiek wiedźmak
- Weenglaaf spojrzał z delikatną, choć na jego fizjonomii wydatną pogardą - obrońca ludzkości przed ohydztwem tego świata mógł chociaż podejść do tego zwyrodnialstwa.
- Byłem tam gdzie miałem być, a po kimś z twoją regeneracją można by się spodziewać większej odwagi.
- Że ja nimby się bałem?!
- Weenglaafowi aż żyłki na czole i policzkach się uwidoczniły - Chyba kpisz spluwaczko ludzkości!
- Waż na słowa
- Lestadowi zwęziły się źrenice a dłoń zawisła w powietrzu gotowa do wyjęcia broni.
Weenglaaf fukając zaczął obchodzić wiedźmina. niby szykując się do ataku. Lestat nie dawał oznak najmniejszego chociaż wytrącenia z równowagi. Co borowemu się nie spodobało. Kolejny sprawdzian, który wiedźmin zdał celująco. Myśli Weenglaafa skupiły się na dysproporcjach względem broni. Srebrna klinga przewyższała o lata świetlne drobny toporek Weenglaafa, który zresztą częściej służył do ćwiartowania zwierzyny niż do walki. Jeśli chce mieć szanse z wiedźminem musi zmienić broń
- Mistrzu wiedźmaku, będę mówił co mi się podoba, bo w przeciwieństwie do ciebie nigdy nie musiałem nikomu służyć ani nikomu podlegać. Przez to może opaczne zrozumienie mych myśli. nie chciałem prowokować walki - Weenglaaf skwitował zajście równie fałszywym ukłonem, co jego słowa i odszedł w stronę zamku.
Wiedźmin obserwował go tylko. Dlaczego przeznaczenie postawiło kogoś takiego na jego wiedźmińskim szlaku? Miał przecież przed sobą dużo większe zadanie. Pycha i duma potwora działała mu na nerwy, ale nie zabija się potworów, tylko z powodu niewyparzonego języka. A z wiedźmińskiego doświadczenia wiedział, że im głośniej pies szczeka tym mniej jest groźny.
- Oni tak często? - Phelan zwrócił się do Seatany.
Isak postanowił nie przysłuchiwać się dłużej rozmowie, której go nie dotyczyła. Został przestawiony z nowo przybyłym i jak podejrzewał, on też miał list polecający. W takim razie pytania, były zbędne. Tak samo jak przedłużająca się rozmowa z kimś, kto według Rycerza wolał uciec w las, niż spróbować się z jeleniem. Ale nie mógł za to winić zwykłego człowieka, za jakiego brał Phelana, co to, to nie. Ten mężczyzna, wyjątkowo źle wrył mu się w korę mózgową. Mógł strawić konkurencję do mordowania potworów w postaci wiedźmina, mógł wytrzymać towarzystwo z grubsza nie zidentyfikowanego przez niego potwora, mógł nawet podróżować wyglądającą jak dziecko kobietą, a nawet wielbiący picie egzorcysta i ciągle zaczytany młodzian nie wyglądali tak podejrzanie, jak mężczyzna trzymający właśnie konia za uzdę.
Postanowił, że swoimi obawami podzieli się z Seataną, póki co, jak mu się wydawało, jedyną osobą której mógł zaufać wśród tej drużyny, którą mógł formować tylko ktoś wyjątkowo obłąkany. On tym czasem zajął się zaparkowaniem pojazdu na olbrzymim dziedzińcu Varos i wyjęciem swojego bagażu, oczekując na resztę przyszłych towarzyszy i samego nadawcę listów, który póki co, pokazał tylko iż zna się na polimorfii.
 
Kerm jest offline