Seatana wpierw zmierzyła wiedźmina gniewnym spojrzeniem po czym zwróciła się do
Phelana.
-
Od chwili w której się poznali - odpowiedziała szczerze kierując przy tym wzrok za odchodzącymi. -
Lepiej będzie jak dołączę do tego narwańca. Jeszcze gotów kogoś rozszarpać gdy nie czuwa nad nim oko łowcy potworów. Tacy jak my powinni się wszak trzymać razem. - Skłoniła głowę przed Phelanem po czym niechętnie i znacznie niżej, przed
Lestadem.
Przy samochodzie zastała
Isaka. Przystaneła i sama również zajęła się wydobyciem swojego plecaka. W końcu nie zamierzała zgadzać się na propozycję nieznajomych.
-
Umknąłeś nim zdążyłam cię zapytać o twoje zdanie na temat próby naszych gospodarzy - wypomniała mu z lekkim, nieco wymuszonym uśmiechem na ustach.
- Teatr - odpowiedział krótko -
Za dużo zdradza, polimorfia jest trudna do opanowania i bolesna - odpowiedział, mierząc wzrokiem pojawiających się na placu ludzi i nie tylko ludzi, na przykład Seatanę -
Co wiesz o tym Phelanie? - zapytał, patrząc na niego -
Wydaje się... Wydaje się nie na miejscu.
Dziewczyna podążyła wzrokiem do wymienionego z imienia mężczyzny.
-
Niewiele - zaczęła z namysłem. -
Poznałam go w karczmie, wynajmował prywatną salę więc raczej nie brak mu funduszy. Celnie strzela, trafił w oko człowieka, który próbował mnie zabić. - Zrób coś dla mnie - zaczął powoli, nie przyzwyczajony do rozmawiania z kimkolwiek, poza innymi Zakonnikami i zapatrzonym w niego plebsem -
Uważaj na niego. Uważaj na nich wszystkich, włącznie ze mną, bo skoro nadawca zna się na polimorfii, może z równą łatwością potrafić zdominować nasze umysły. - Czy to nie za wiele nieufności bracie? - zapytała nadal mierząc wzrokiem
Phelana. -
W taki sposób raczej daleko nie zajdziemy. Będę jednak ostrożna jeżeli to cię uspokoi. Zresztą... - odwróciła się w jego stronę -
i tak nie mam zamiaru przebywać na tym zamku dłużej niż czas potrzebny na wysłuchanie propozycji naszych gości. - Nie wiem... Siotro - powiedział z nieskrywaną ulgą -
I nie wiadomo, co się tu dzieje i się z nami stanie. Ale z doświadczenia wiem - przeciągnął palcem po szpecącej twarz bliźnie -
że nie należy ufać nikomu w stu procentach. Mam nadzieję, że nie masz za złe, że i tobie nie ufam Seatano?
-
Pokładanie zaufania w kimś kogo ledwo się zna nie świadczyłoby dobrze o tobie, bracie Isaku - odpowiedziała właściwie nie odpowiadając na pytanie. -
Co zrobimy z więźniem? - zmieniła temat.
Rycerz długo obserwował mężczyzn, w między czasie wyjmując ich plecaki i ustawiając na kamiennej ławie pod murem, aby żaden z nich nie musiał się mu kręcić po samochodzie, który po prostu zamknął.
- Dziękuję za wyrozumiałość - rzucił -
Więźnia najlepiej będzie oddać nadawcom, dość sobie o niego strzępiliśmy język w kasztelu, choć moje zdanie poznałaś, co należy zrobić z tą łachudrą. Ale Varos ma okazałe lochy, z równie okazałymi pokojami dla klawiszy. Mogę, na ochotnika, pilnować tego łachmaniarza przez pierwszą noc - odezwał się, obserwując więźnia z ukosa, aż ten przestał się poruszać.
-
Zajęcie to może okazać się niezbyt bezpieczne, szczególnie w nocy - ostrzegła, chociaż zakonnik pewnie sam już zdał sobie sprawę z zagrożenia. -
Na dodatek rano będziesz wykończony brakiem snu. Nie lepiej podzielić tą wartę na dwie lub trzy osoby? - Uroki braku zaufania... - burknął ni to do siebie, ni to w przestrzeń -
Zobaczmy, co zdecyduje nadawca, w tym przyjaciel mojego mistrza, Brata Michała. A kiedy jego prośba mi, wyda się absurdalna, wrócę do swojego Zakonu - tymczasem spojrzał na zegar na dziedzińcu, który mimo podeszłego wieku, cały czas pokazywał dokładną godzinę, czerpiąc informację o nich z satelity -
Pora na modlitwę... - zamyślił się.
Seatana nie chcąc przeszkadzać oddaliła się w poszukwaniu
Weenglaafa.
Sam Zakonnik skierował się w kierunku niewielkiej kapliczki, o której mimo wszystko nie zapomnieli przeszli mieszkańcy Varos. Co prawda była poświęcona innemu bóstwu niż Wieczny Ogień, ale nie o to chodziło w ich wierze. Nie taka idea im przyświecała, by dzielić ludzi według wiary, koloru, rasy.
Po przyklęnięciu przy ołtarzyku, zapalił świeczki swoją “magiczną sztuczką”, po czym zaczął żarliwie odmawiać różne modlitwy, w tym Litania do Św. Grzegorza, które kończyło krótką, choć napełaniającą wiarą człowieka liturgię.
Wieczny Ogniu, napełnij me serce męstwem!
Wieczny Ogniu, oczyść mnie z niegodziwości!
Wieczny Ogniu, spal mnie, jeśli jestem niegodny!
W płomieniach rodzimy się i umieramy.
Błogosławieni którzy płoną w Wiecznym Ogniu.
W płomieniu hartuje sie stal.
W płomieniu kuje sie metal.
Wieczny Ogień jest nasza zbroją przeciw niegodziwym.
Przez prawość i poświecenie zakuwamy się w święty pancerz.
Wieczny Ogniu, po przez Świętego Grzegorza, powierzam się Ci w opiekę.
Tylko tyle dało się usłyszeć, z niewielkiej kapliczki oświetlonej żywym światłem świec.